Co mówisz, kiedy Twoje dziecko wspina się na szafkę? Albo zbliża się do krawędzi łóżka? Nie zliczę, ile razy sama wołałam do synka „Uważaj, bo spadniesz!”. Oczywiście kierowała mną troska i dobre intencje, ale za każdym razem miałam poczucie, że chyba nie jest to właściwa reakcja.
Nie wiem, jak Ciebie, ale mnie bardzo denerwują podobne uwagi i ostrzeżenia. Kiedy na przykład prowadzę auto, a mój pasażer co chwila woła „uważaj!”, „czerwone”, „rower przed tobą”, mam ochotę zatrzymać się i wyprosić go z auta. Z jednej strony te sytuacje nie mają ze sobą nic wspólnego – ja jeżdżę autem już od paru lat, a maluch dopiero uczy się przemieszczania się po świecie. Ale z drugiej widzę też pewne podobieństwo – takie uwagi potrafią mnie zestresować i wybić z rytmu. Z dziećmi jest podobnie – czasem nasze przerażone zawołanie może być przyczyną upadku czy utraty równowagi.
Zatem, jaką obrać strategię, by wspierać nasze dzieci w poznawaniu świata? Co mówić, kiedy się boimy? Jak reagować, kiedy robi się niebezpiecznie?
Uważaj czy próbuj?
Niedawno przeczytałam o tym, że zakazy, nadopiekuńczość i zbytnia kontrola ze strony rodziców mogą sprawić, że dziecko stanie się lękliwe, niepewne, a w konsekwencji nawet zrezygnuje z eksplorowania świata. Jak to? No właśnie zakazy, ostrzeżenia i obawy rodziców typu „uważaj!”, „to niebezpieczne!”, „nie dotykaj, nie ruszaj, nie idź tam, spadniesz…” budują w dziecku przekonanie, że świat jest miejscem niebezpiecznym i należy się go obawiać. Że trzeba być czujnym, ostrożnym i analizować wszystkie ryzyka.
Dlaczego tak to działa? Bo nasze dzieci uczą się postrzegania świata od nas, swoich rodziców. Jakie wnioski może wyciągnąć maluch, jeśli jego mama ostrzega go przez wszystkim po kilkadziesiąt razy dziennie? Wow, w tym domu musi być naprawdę niebezpiecznie! Chyba lepiej jak nie będę próbował sięgać wysoko / zaglądać do szuflad / wspinać się, bo może mnie tam spotkać coś strasznego, skoro nawet mama się tego boi.
Kurcze, ale to jest przecież takie trudne, żeby nie ostrzegać, żeby nie sygnalizować niebezpieczeństw… Zwłaszcza, kiedy przed oczami mamy już rozbitą głowę i wzywanie karetki. Przecież muszę zareagować, zanim spadnie z tego łóżka! Jasne, że musimy reagować, ale na szczęście istnieje więcej niż jeden sposób, jak to zrobić. Żeby nie było – to, co za chwilę zaproponuję to nie są moje autorskie pomysły. Bardziej skondensowane, przetrawione podejścia ludzi mądrzejszych ode mnie i innych mam (w tym A., o której już kiedyś pisałam 🙂 ).
Jeden cel – różne drogi
Podobno każdy maluch ma taki etap, że dochodząc do krawędzi – np. łóżka czy kanapy, po którym sobie pełza /czworakuje, nie dostrzega, że kończy mu się grunt pod nogami. Jeszcze mózg takiego bobasa zwyczajnie nie ogarnia, co to oznacza – potencjalny upadek i uszkodzenie swojego ciała. To naturalne, bo umiejętność analizowania i przewidywania konsekwencji przychodzi dużo później.
Stresowało mnie to strasznie, bo młody niemalże rzucał się „na główkę”, żeby podnieść coś, co go zainteresowało, z podłogi. Kiedy pierwszy raz się tak rzucił, byłam serio przerażona. Złapałam go oczywiście, ale strach został. Co robiłam potem? Pilnowałam po prostu, żeby nie dochodził do krawędzi. Dopiero teraz, gdy o tym myślę, widzę, że to była typowo unikowa strategia. Świat przecież nie staje się bardziej bezpieczny, kiedy ukrywamy przed dziećmi zagrożenia. Nie takich strategii chcę uczyć mojego syna.
Z pomocą przyszła mi A., której maluchy są nieco starsze niż mój synek i robiły dokładnie to samo. Powiedziała mi „Asia, po prostu musisz mu pokazać, jak inaczej może zejść na podłogę! Przekręć go, żeby schodził tyłem. Zobaczysz, szybko załapie.” Kurcze, to niby takie proste. A przy tym takie mądre!
Za pierwszym razem synek się wściekał, że go przekręcam. Bronił się bardzo, ale kiedy dotknął stópkami podłogi, na twarzy zagościł mu wielki uśmiech. Za każdym kolejnym razem bronił się mniej, aż któregoś razu zauważyłam, jak sam się przekręcił dochodząc do krawędzi łóżka. Wyobraź sobie, jaka dumna byłam z niego w tamtym momencie.
Podobnie jest w innych sytuacjach – kiedy sięga do gniazdka albo wspina się na szafkę. Ważne jest, by zachować spokój i nie zalewać dziecka swoim stresem czy paniką. Aby tłumaczyć, że coś nie służy do zabawy, że coś jest gorące, itd. Warto pokazywać alternatywy, inne rzeczy do zabawy.
Przypominajki
Niestety u takich maluchów nic nie jest dane raz na zawsze. Przez jakiś czas nie było zabawy na naszym łóżku. Parę dni byliśmy poza domem, potem dużo innych atrakcji i tak się jakoś złożyło, że młody bawił się głównie na podłodze.
Wczoraj patrzę, a on się znowu zbliża do krawędzi i szykuje do „skoku na główkę”. Złapałam go więc i mówię „Pamiętasz, jak schodzimy boczkiem? Pokażę Ci!”. Przekręciłam go i znowu w nagrodę dostałam ten cudowny uśmiech, kiedy znalazł się na ziemi. Za drugim razem wystarczyło powiedzieć, co ma zrobić i sobie przypomniał. Za trzecim zrobił to sam.
Budowanie fundamentów
Dawno temu przeczytałam gdzieś słowa, które mnie bardzo poruszyły i zostały ze mną. Żeby zamiast ciągle chronić i trzymać dziecko pod kloszem, dać mu narzędzia, kompetencje do tego, by sobie poradził z tym, co go spotka w świecie. Bo przecież za jakiś czas w jego życiu zaczną się pojawiać trudności, którym ja nie będę mogła przeciwdziałać. Pójdzie na plac zabaw czy do przedszkola, a tam ktoś mu zabierze zabawkę, ktoś go popchnie czy powie coś przykrego. Nie zawsze będę obok, by zareagować.
Wydawało mi się, że mam jeszcze czas, by przygotowywać go na takie sytuacje. Że to dopiero, gdy będzie starszy. Jakoś zupełnie mi umknęło (mi – psychologowi!), że to przecież już teraz budujemy fundamenty, na których on później postawi swoje strategie. A nie chcę przecież, by bał się i unikał wszystkich potencjalnych zagrożeń.
Reagując, gdy płacze, przytulając czy nosząc go, gdy mnie potrzebuje, będąc blisko, gdy nie umie sobie z czymś poradzić, pokazuję mu, że świat jest dobrym miejscem. Takim, które warto poznawać i można się w nim czuć bezpiecznie. Dając nowe, bezpieczne sposoby osiągania tego, czego pragnie, uczę go, że da sobie radę, niezależnie od tego, co przyniesie mu życie. To duże wyzwanie, ale czuję, że dzięki temu oboje rośniemy i rozwijamy się.
A Ty jak reagujesz, kiedy robi się niebezpiecznie? Podziel się swoimi sposobami!
fot. Unsplash