Mama z HR
  • STRONA GŁÓWNA
  • O MNIE
  • OFERTA
  • MOJA KSIĄŻKA
  • BLOG
  • SKLEP
  • KONTAKT
  • 0
Category:

Praca i rozwój

mamazhr.pl o strona o mnie
Praca i rozwój

Dlaczego pracodawcy nie informują w ogłoszeniach o proponowanym wynagrodzeniu?

by asia 20 września 2022

W poniedziałek trafiłam na kampanię reklamową @_nofluffjobs z przesłaniem „Szanuj siebie. Nie aplikuj na oferty bez podanego wynagrodzenia”. Kiedy zapytałam moją społeczność, co myślicie o jawności wynagrodzeń w ogłoszeniach o pracę, wszyscy jednogłośnie odpowiedzieli, że to jedyny słuszny kierunek. Że ogromna oszczędność czasu dla wszystkich zainteresowanych. Że wielka szkoda, że tego u nas nie ma, a zagranicą staje się to już normą. Że to przyczyniłoby się do zmniejszenia dysproporcji w zarobkach kobiet i mężczyzn. Wszystko racja, wszystko to prawda. Jakże cudownie byłoby działać na rynku pracy, na którym wszystkie karty w procesie rekrutacji są na stole.

Czy możemy aplikować tylko tam, gdzie podane są wynagrodzenia? Ja tego sobie niestety nie wyobrażam. Takich ofert jest po prostu zbyt mało. Branża IT stanowi tutaj szlachetny wyjątek, ale w niej mamy rynek pracownika, jak mało gdzie. Małe firmy, zwłaszcza w małych miastach jeszcze długo swojego podejścia nie zmienią. Niestety.

Dlaczego pracodawcy nie chcą ujawniać swoich budżetów wynagrodzeń? Co ich powstrzymuje?

Moim zdaniem są to głównie te 3 kwestie:

1. Polska mentalność

Trudno się rozmawia o pieniądzach, nadal w większości przypadków są tematem tabu. Plus w tej mentalności jest też dla mnie chęć płacenia jak najmniej za jak największe kompetencje. To takie krótkowzroczne podejście do biznesu. Ciągle też w wielu firmach panuje przekonanie o tym, że proces rekrutacji jest niesymetryczny – kandydat ma się starać, a pracodawca może łaskawie „da mu_jej pracę”. Ehh… Aż przykro o tym pisać, niestety nadal w wielu miejscach tak wygląda rynek pracy.

2. Wynagrodzenia pracowników nie rosną tak szybko, jak oczekiwania kandydatów

To powód bardziej HRowy. Nie jest tajemnicą, że rynek pracy szybko się zmienia i w wielu przypadkach zmiana pracy równa się znacznemu wzrostowi wynagrodzenia. Oczekiwania kandydatów rosną – bo zmieniają się koszty życia, inflacja, itd. Niestety większość firm nie jest w stanie podnosić co roku pensji wszystkim swoim pracownikom o te 10 czy 15%. Wyobraźmy sobie, jakie to niosłoby za sobą koszty przy zatrudnieniu 100, 500 czy kilku tysięcy osób.

To powoduje absurdalne sytuacje, gdy pracownicy z dłuższym stażem zarabiają mniej niż nowozatrudnieni. Pokazanie widełek w ogłoszeniu będzie potencjalną kością niezgody i powodem konfliktów w firmie, może być również przyczyną lawiny odejść. Tego firmy obawiają się najbardziej, bo też z tym jest najtrudniej sobie poradzić.

Wierzcie mi, że specjaliści z działów HR dwoją się i troją, by z ograniczonych budżetów na wzrost wynagrodzeń wykrzesać najbardziej efektywne, ale i korzystne dla pracowników rozwiązania. Rzadko jednak (lub prawie nigdy) udaje się zadowolić wszystkich zainteresowanych.

3. Konkurencja

Należy pamiętać, że firmy konkurują o pracowników, a wynagrodzenie jest często jednym z decydujących czynników. Wiedza jak się zarabia u konkurencji może być przydatna nie tylko działom HR w kreowaniu polityki wynagrodzeń. Myślę, że ten czynnik łatwo mógłby się stać argumentem do negocjacji pensji dla pracowników. Nie zrozumcie mnie źle – z mojej perspektywy każdy argument do negocjacji jest cenny i pożądany. Jednak z punktu widzenia pracodawcy i ciasnych budżetów wynagrodzeń, będzie to kolejny argument, by tych widełek nie ujawniać.

Czy ktoś nam pomoże?

Marzę o świecie, w którym o pieniądzach rozmawia się z pracodawcami równie łatwo, jak o godzinach pracy. Jestem wielką fanką transparentności wynagrodzeń i jasnych oczekiwań względem kandydatów. Obawiam się jednak, że przed nami jeszcze długa droga do tego celu. Potrzeba większej dojrzałości i świadomości u osób zarządzających organizacjami, by krok w tym kierunku wykonać. No chyba, że przyjdzie jakieś wsparcie z zewnątrz – może i tutaj, jak w przypadku dyrektywy work-life balance, z pomocą przyjdzie nam Unia Europejska?

A Ty, co o tym wszystkim myślisz? Przyjdzie dzień, gdy wynagrodzenia będą jawne? Chciałabyś tego?

20 września 2022 4 komentarze
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwójRozmowa kwalifikacyjna

Czy tak wypada na rekrutacji?

by asia 4 lipca 2022

Jeśli macie wrażenie, że pandemia dobiegła końca i koronawirus przestał być zagrożeniem, nie zdziwi Was fakt, że coraz więcej firm otwiera się ponownie na spotkania rekrutacyjne twarzą w twarz. Zaproszenia do siedziby potencjalnego pracodawcy zdarzają się coraz częściej, zatem znów pojawia się pytanie co wypada, a czego nie, podczas rozmowy kwalifikacyjnej.

Czy są zachowania, za które rekruter przekreśli naszą kandydaturę? A może większość sytuacji nie będzie miała większego znaczenia, jeśli kandydat_ka pokażą w odpowiedni sposób swoje kompetencje? Czy niewłaściwy strój może przekreślić nasze szanse na otrzymanie wymarzonej oferty pracy? Kilka słów o savior-vivre spotkań rekrutacyjnych.

Zaproszenie na spotkanie i różne niedogodności

Wiele razy zaskakiwał mnie fakt, że kandydaci podejmują rozmowę telefoniczną z rekruterem, nawet w niezbyt dogodnym dla siebie momencie. Na przykład w tramwaju, w jakichś głośnych miejscach czy na open space w obecnym miejscu pracy. Skutki są takie, że nie możemy się porozumieć, bo jedna ze stron nie słyszy drugiej albo kandydat odpowiada monosylabami, co też nie służy porozumieniu.

Warto pamiętać, że ta pierwsza rozmowa jest dla kandydata szansą, by się już w pewien sposób zaprezentować, ale także zdobyć cenne informacje o potencjalnym pracodawcy czy rekruterze. Dlatego należy zapewnić sobie komfortowe warunki do rozmowy. Nie ma nic złego w tym, że poprosimy rekrutera o ponowny kontakt w późniejszych godzinach lub zaproponujemy, że sami oddzwonimy o określonej porze. Gorzej wygląda prowadzenie rozmowy w nieprzeznaczonym do tego miejscu, w biegu i hałasie.

Kolejna kwestia związana z zaproszeniem na spotkanie, to jego termin. Czy wypada powiedzieć rekruterowi, że zaproponowana data nam nie pasuje? Oczywiście! Zawsze, gdy umawiamy się z kimś na spotkanie, musimy zgrać nasze kalendarze i dostępność. Dlatego niczym niezwykłym jest to, że pierwsza propozycja może być dla nas niedogodna. Warto wtedy przedstawić naszą dyspozycyjność (np. w przyszłym tygodniu jestem w podróży służbowej, czy możemy zaplanować spotkanie w kolejnych dniach; w tym terminie mam już inne zobowiązania, będę wdzięczna za propozycję innego terminu). Co istotne, nie wchodźmy za bardzo w szczegóły. Nie musimy tłumaczyć dokładnie, jakiego rodzaju inne spotkanie mamy we wskazanym terminie.

Trzeba to jednak wyważyć. Zdarzali mi się kandydaci, którzy nie wykazywali szczególnej gotowości do kompromisu. Tacy, którzy oczekiwali, że spotkam się z nimi wieczorem (po 18stej) lub w weekend, bo „wie pani, ja pracuję 9-17”. Taka postawa wzbudza podejrzenie, że nie zależy i zbytnio na spotkaniu z tym pracodawcą czy zmianie pracy w ogóle. Już na tym etapie pokazujemy swoją motywację, a ten czynnik ma bardzo duże znaczenie w podejmowaniu decyzji o wyborze kandydatów do pracy. Dlatego rada jest jedna – zachować zdrowy rozsądek i szukać rozwiązania, które zadowoli obie strony.

Jak Cię widzą, tak Cię… oceniają?

O tym, jak wybrać strój na rozmowę kwalifikacyjną był już oddzielny wpis (TUTAJ). Myślę, że warto jeszcze raz powtórzyć, że nasz wygląd podczas spotkania z potencjalnym pracodawcą ma znaczenie. Wysyłamy w ten sposób pierwsze sygnały – czy traktujemy poważnie to spotkanie i osoby, z którymi będziemy rozmawiać. Na ile rozumiemy branżę i firmę, która nas zaprosiła? Czy będziemy potrafili odnaleźć się w takim środowisku pracy?

Dla przykładu kiedy idziemy na spotkanie rekrutacyjne do firmy o nieformalnej kulturze organizacyjnej, już wchodząc do biura poczujemy pewien klimat. Zobaczymy ludzi ubranych najczęściej w t-shirty i zwykłe spodnie czy jeansy. Przychodząc na taką rozmowę w garsonce lub garniturze, nie tylko sami możemy poczujć się nieswojo. W kontraście do otaczających nas ludzi najpewniej sprawimy wrażenie źle dopasowanych. Jeżeli z kolei firma jest dużą korporacją, słynącą ze sztywnego dress-code, niezastosowanie się do ich zasad ubioru może zostać odebrane jako brak szacunku czy niepoważne podejście do całego procesu rekrutacji.

Co zatem warto zrobić? Zacznij od sprawdzenia informacji na stronie internetowej firmy – może znajdziesz tam jasną wskazówkę, jakiego stroju oczekuje pracodawca. Możesz także zapytać rekrutera, który zadzwonił z zaproszeniem, jaki ubiór najlepiej wybrać.

Czego absolutnie unikać w każdym przypadku? Krótkich spódniczek, dużych dekoltów i szalonych, imprezowych kolorów. Rezygnujemy z typowo letnich strojów czy obuwia. Szorty, klapki czy sandały będą świetnie pasować na wyście ze znajomymi, ale do rozmowy kwalifikacyjnej niekoniecznie.

Czy teraz podaje się rękę na przywitanie?

Widziałam jakiś czas temu serię śmiesznych filmików o rzeczach, które przed pandemią robiliśmy raczej bezrefleksyjnie. Np. przychodzenie do pracy z lekkim katarem, zdmuchiwanie świeczek czy podawanie sobie ręki lub witanie się całusem w policzek z bliższymi sobie ludźmi.

Nie wiem, czy też masz takie wrażenie, ale od momentu pojawienia się koronawirusa, powitania stały się dla mnie niezręczne. Poza kontaktem z bliskimi sobie ludźmi, najczęściej nie wiem, jak się zachować. Wyciągnąć rękę? A może ktoś sobie tego nie życzy? Lepiej przybić „żółwika” czy jednak nie robić nic, tylko wypowiedzieć słowa przywitania?

W przypadku udziału w spotkaniu rekrutacyjnym w siedzibie firmy, najlepiej zaczekać na ruch ze strony rekrutera. Jeśli wyciągnie do nas rękę, możemy ją uścisnąć. A jeśli sami nie czujemy się komfortowo z powitaniem przez podanie dłoni – możemy o tym powiedzieć. Pamiętajmy jednak, by zrobić to uprzejmie i bez wyrzutów.

Co do picia?

Zazwyczaj spotkanie zaczynam od luźnego pytania „czego się Pan_i napije?”. Pytam o to z dwóch powodów. Po pierwsze jest to sposób na zredukowanie napięcia i stresu u kandydata_ki, przełamanie pierwszych lodów. Po drugie chcę, aby nasz gość – bo tak traktuję kandydatów, poczuł się dobrze w firmie, którą reprezentuję. To też element budowania klimatu całej rozmowy i wizerunku pracodawcy. Reakcje kandydatów pokazują czasami, że ten drugi cel osiągam nawet w wyższym stopniu niż zakładałam… 😀

Przeważająca większość kandydatów prosi o wodę. I to jest najbezpieczniejsze rozwiązanie. Można nią przepłukać usta, kiedy zaschnie w gardle od długiego mówienia, szybko jesteśmy w stanie ją zorganizować. Zdarzają się jednak kandydaci z bardziej wysublimowanymi oczekiwaniami. Trafiła mi się kiedyś kandydatka, która poprosiła o cappucino z podwójnym espresso i mlekiem bez laktozy. Swoją prośbę wypowiedziała takim tonem, jakby to było co najmniej oczywiste, jaką kawę pija.

Pomijam tutaj fakt, że sama nie piję kawy i nie znam się dokładnie na jej rodzajach. Warto wziąć pod uwagę, że firma, która zaprosiła nas na spotkanie może nie mieć możliwości, by tak wyszukaną opcję nam zaproponować. Możemy postawić rekrutera w niezręcznej sytuacji, kiedy będzie musiał powiedzieć, że nie jest w stanie naszej prośby spełnić.

Jak w takiej sytuacji się zachować? Rekomenduję, żeby postawić na proste i jak najmniej problematyczne rozwiązania. Jeśli jesteśmy w stanie przetrwać bez ulubionej kawy czy herbaty, poprośmy o wodę. Możemy też sami zaopatrzyć się w kubek termiczny, wypełniony ulubionym napojem. Pamiętajmy jednak, że cel naszego spotkania jest stricte biznesowy, a nie towarzyski, nie muszą temu towarzyszyć wyszukane napoje i przekąski.

To tylko niektóre z zagwozdek, z jakimi zmagają się kandydaci. Mam nadzieję, że pomogłam i rozjaśniłam najczęstsze wątpliwości. A jeśli są jeszcze inne sytuacje, w których nie wiesz co wypada zrobić – koniecznie daj znać w komentarzu! Zajmę się nimi w niedalekiej przyszłości 🙂

4 lipca 2022 0 comment
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwój

Wirtualna Asystentka – czy to dobra droga zawodowa dla Mam? Rozmowa z Gosią Galbas

by asia 25 marca 2022

Ostatnio praca jako wirtualna asystentka zrobiła się bardzo popularna. Elastyczność, jaką daje i możliwość łączenia tej roli z macierzyństwem wydają się rozwiązaniem idealnym, zwłaszcza dla Mam – kiedy maluch jest jeszcze w domu lub na początku żłobkowej drogi (czyli dużo choruje). Coraz więcej mówi i pisze się na ten temat, jest też coraz większe zapotrzebowanie na usługi wirtualnej asystentki. Jak tak naprawdę wygląda ta praca od środka? Czy jest to praca dla każdej osoby, a w szczególności dla mamy? Do rozmowy zaprosiłam Gosię Galbas, którą mogłaś poznać wcześniej podczas lajwa na moim koncie na Instagramie. Poprosiłam ją o przedstawienie jasnych i ciemniejszych stron tego zawodu.

Asia: Cześć Gosiu! Dziękuję, że zgodziłaś się opowiedzieć więcej o roli Wirtualnej Asystentki (WA). Myślę, że wiele osób słyszało ten termin, ale może nie wszyscy do końca wiedzą, na czym polega taka praca. Opowiedz proszę w kilku słowach, czym się ona charakteryzuje.

Gosia Galbas: Wirtualna Asystentka to osoba, która wspiera biznesy online w ich działaniach marketingowych, sprzedażowych, administracyjnych, zarządzających i promocyjnych. Jak sama nazwa wskazuje, pracuje ona zdalnie i dlatego jest tak często wybierana przez mamy, które nie chcą tracić czasu na dojazd do pracy. Tu muszę dodać, że pojęcie Wirtualna Asystentka jest bardzo szerokie: to może być osoba, która zajmuje się pisaniem postów na media społecznościowe oraz zrobieniem grafik; osoba, która zajmuje się wysyłką newslettera; osoba, która przygotowuje raporty; może dzwonić do klientów; może tworzyć proste strony internetowe. Powiedziałabym, że jest to prawa ręka biznesu online. Na pewnym etapie rozwoju każdej firmy potrzebne jest wsparcie i wtedy na scenę wkracza ona – czyli wirtualna asystentka.

A: No dobrze, to teraz chyba najbardziej interesujące wszystkich pytanie – jak zacząć?

GG: To chyba jedno z najczęściej powtarzanych pytań, jeśli chodzi o ten zawód. Wiele kobiet, zwłaszcza po macierzyńskim, rozważa tę opcję jako powrót do pracy, ale nie wie, jak się za to zabrać. Niektóre osoby mają to szczęście, że posiadają już doświadczenie z podobnych branż, takich jak: marketing online, informatyka, grafika. To już jest dobry punkt zaczepienia! Bo nie zaczynasz od zera. Niektóre mają znajomych, prowadzących własne biznesy, z którymi można się umówić na barter czy pracę „na próbę” lub „praktykę”. Jest też wiele kursów oraz e-booków dla wirtualnych asystentek, które można łatwo znaleźć w wyszukiwarce. Niestety, nie mogę Wam polecić żadnego z nich, ponieważ ja nie przerabiałam żadnego kursu.

No, ale co zrobić, gdy nie ma się żadnych kontaktów i zielonego pojęcia o biznesie online?  Czy to znaczy, że się nie nadajesz do tej pracy? Oczywiście, że nie! Po prostu będzie Ci trochę ciężej, ale to nie znaczy, że jest to niemożliwe!

Opowiem na moim przykładzie, ponieważ byłam w takim miejscu: zero wiedzy, zero kontaktów, mega dużo motywacji! To był mój kapitał na początek 😊 U mnie wyglądało to tak, że ja zaczęłam pracę jako Wirtualna Asystentka będąc jeszcze na etacie. Zaczęłam od zrobienia dla siebie strony internetowej oraz przygotowania oferty. Wzięłam udział w warsztacie u Eli Nieradko i zaczęłam wysyłać moją ofertę na ogłoszenia na grupach na Facebooku. Obserwowałam też różne grupy biznesowe i tam się promowałam w komentarzach, gdy była taka możliwość pod postem.

I tak zdobyłam swoją pierwszą klientkę: dzięki temu, że przeczytała mój komentarz i napisała do mnie maila z zapytaniem, czy chcę prowadzić jej konto na Instagramie.

A: W takim razie, co możesz poradzić osobom, które chcą spróbować takiej drogi zawodowej?

GG: Na początek – bądź swoją pierwszą klientką. Nieważne, czy przerobisz jakiś kurs dla wirtualnych asystentek, czy będziesz sama się uczyć, to zacznij od tego, aby sprawdzić w praktyce, jak wygląda praca wirtualnej asystentki. Potraktuj siebie samą jako swoją pierwszą klientkę. Co możesz zrobić dla siebie? Wiele rzeczy! Oto parę przykładów:

  • Zrób w Asanie – programie do zarządzania projektami – projekt dla siebie i rozpisz wszystkie zadania.
  • Stwórz sobie prostą stronę-wizytówkę.
  • Załóż newsletter i wyślij parę maili do siebie.
  • Zrób plan publikacji postów w mediach społecznościowych, przygotuj posty i grafiki na parę tygodni lub miesiąc.
  • Napisz artykuł na jakiś temat.
  • Zrób transkrypcję jakiegoś filmiku z YouTube.
  • Nagraj wideo, zrób jego edycję, dodaj napisy.
  • Licz czas swojej pracy.

Możesz sobie teraz pomyśleć, po co to wszystko? Po co tracić czas na tyle zadań? Po pierwsze, sprawdzisz w praktyce, czy to praca dla Ciebie. Jak już na wstępie nie będą Ci się podobały takie zadania, to może lepiej pomyśleć o czymś innym? Po drugie, już będziesz mieć świadomość, w których zadaniach czujesz się lepiej, a w których nie za bardzo. Po trzecie, będziesz wiedzieć, ile czasu zajmują Ci poszczególne zadania.

Dzięki temu będziesz wiedzieć, z czym zaczynasz, szukając swoich pierwszych klientów i będziesz mogła pochwalić się pierwszym doświadczeniem. Bo potencjalny klient nie musi wiedzieć, że te zadania robiłaś dla siebie samej, prawda? Tylko pamiętaj, wykonuj te zadania, tak jakbyś to robiła dla klientki, postaraj się na 200%!

A: Jakie narzędzia warto poznać, jeśli chcemy zostać WA? Wspomniałaś wcześniej Asanę, YouTube, media społecznościowe… Co jest niezbędne z Twojej perspektywy?

GG: Nie ma tutaj uniwersalnej listy dobrych programów, które należy znać. Jest tyle programów i aplikacji, że nie sposób znać wszystkie. Uważam, że na pewno trzeba znać Microsoft Office czy Google Docs, jakiś program do zarządzania projektami jak Asana lub Trello. Na pewno się przyda znajomość programu graficznego, np. Canva, Adobe Photoshop. A jeśli chodzi o resztę, to dużo zależy od dwóch czynników:

  1. W czym chcesz się specjalizować – np. jeśli chcesz pomagać przy stronach internetowych czy platformach kursowych to musisz znać Wordpress, może Wix, potrzebne wtyczki np. do platform, do integracji z innymi programami. Ja specjalizuję się w e-commerce i znam Woocomerce, Shoper, Shopify, wiem też jak działa Amazon czy Allegro od strony sprzedawcy.
  2. Jakich programów używa potencjalny klient – wiele narzędzi nauczysz się dzięki klientowi, ponieważ każdy ma swój sposób na prowadzenie biznesu. Jedna osoba używa Trello, druga Asany. I oba te dwa rozwiązania są dobre.

Tutaj ważna jest otwartość umysłu i gotowość do nauki oraz rozwoju. Jeśli jesteś osoba, która niechętnie uczy się nowych narzędzi, to może Ci być ciężej niż innym. Nie mówię, że to niemożliwe, ale zauważyłam, że wiele wirtualnych asystentek jest wręcz „głodna wiedzy”. Jesteśmy też na bieżąco z nowymi trendami i programami.

Dodam, że przygotowałam taki zbiór programów i aplikacji do biznesu online „Pomocnik w biznesie online”. Zapraszam do pobrania go za darmo TUTAJ (KLIK).

A: Jakie największe trudności można napotkać na początku drogi? Na co zwrócić szczególną uwagę?

GG: Wydaje mi się, że najwięcej trudności odbywa się na linii wirtualna asystentka-klient. Chodzi tutaj o problemy w komunikacji między dwoma stronami, ponieważ jako początkująca wirtualna asystentka możesz nie zdawać sobie sprawy z wielu rzeczy, które trzeba uzgodnić z klientem (jak np. godziny twojej dostępności, czas realizacji zadania, czas odpowiedzi na zapytania klienta).

Kolejną trudnością jest stawianie własnych granic. Zdarza się to głównie na początku, kiedy zależy Ci na każdym kliencie i nie chcesz go stracić. Może się zdarzyć, że będziesz się godzić na jakieś zadania kosztem Twojego czasu wolnego czy rodziny.

Trudną sprawą jest też organizacja dnia pracy. Ty sama musisz sobie tak poukładać plan dnia, aby wyrobić się z zadaniami dla klientów. Musisz umieć ustalać priorytety, wyznaczać sobie ramy czasowe na przerwy czy nauczyć się odpuszczać rzeczy nieważne.

Chcę tutaj też wspomnieć o bardzo ważnym punkcie, jakim jest organizacja pracy sama w sobie. Chodzi mi o bezpieczeństwo twoich danych firmowych oraz danych klientów. Pracując z domu, „narażasz” swój laptop czy papiery na kontakt z innymi domownikami. Musisz pamiętać o zabezpieczeniu Twojego narzędzia pracy oraz miejsca pracy. Np. ja mam laptop tylko do pracy i nikt poza mną nie może go używać. Mam też hasło dostępu. Pliki firmowe oraz od klientów przechowuję na osobnym dysku zewnętrznym, w razie gdy mój laptop odmówi posłuszeństwa, to się przenoszę po prostu na ten od męża. Na początku pracy zdalnej pracowałam na stole jadalnym i ciągle wieczorami musiałam przenosić laptop w inne miejsce. Dobrze jest mieć swój własny kąt do pracy. Wiem, że to często niemożliwe, ale tak się zorganizuj, aby laptop nie kusił dzieci.

A: Gosiu, Ty sama łączysz macierzyństwo z pracą wirtualnej asystentki – czy to jest łatwe zadanie?

GG: To zależy od wielu czynników. Myślę, że największym wyzwaniem jest dla mamy-WA choroba dziecka. Bądź świadoma tego, że takie sytuacje będą się zdarzały. Nie będę tutaj czarować – to nie jest łatwy okres! Musisz wtedy przeorganizować sobie swój dzień tak, aby zrobić zadania, których nie można przesunąć w czasie. Dużo zależy od tego, jakich masz klientów i czy Cię w tym czasie będą potrzebować. Zaakceptuj to, że będzie ciężko i pewnie będziesz pracować w dziwnych godzinach porannych czy nocnych, ale wiedz, że to zawsze tylko parę dni i wszystko wraca do normy 😊

Osobiście uważam, że praca zdalna jest bardzo dobra dla matki. Daje mobilność i możliwość decyzji o tym, kiedy i ile pracujesz. Można popaść w skrajności, ale jak się dobrze zorganizuje, to ma się atrakcyjny zarobek i wielką elastyczność.

A: Co chciałabyś na koniec powiedzieć wszystkim początkującym WA?

GG: Nie zrażaj się pierwszymi niepowodzeniami. Na jedno „tak” od klienta będziesz mieć parędziesiąt „nie”. Nie bój się zadawać pytań doświadczonym asystentkom. Zapraszam do siebie, zawsze odpisuję na każdą wiadomość i udzielam wskazówek.

Pamiętaj też o tym, że nie jesteś tylko wirtualną asystentką, ale też szefową własnej firmy. Rozwijaj się, szukaj nowych rozwiązań. A najważniejsze to, bój się i działaj! To moje motto. Jeśli czujesz wewnętrznie, że chcesz spróbować, to próbuj.

A: Dziękuję pięknie za rozmowę i podzielenie się Twoimi doświadczeniami! Myślę, że wiele osób uzyskało dzięki Tobie mega cenne informacje o pracy Wirtualnej Asystentki i teraz będzie im łatwiej podjąć decyzję, czy podążać tą drogą!

Jeśli chciałabyś skontaktować się z Gosią – możesz śmiało napisać wiadomość (KLIK) lub umówić się z nią na konsultację (KLIK).

Zdjęcie: Unsplash.com

25 marca 2022 3 komentarze
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwój

Czy istnieje dobry moment za zajście w ciążę?

by asia 17 marca 2022

Jakiś czas temu zapytałam moją społeczność na Instagramie, jakie tematy powinnam poruszyć w najbliższym czasie, pojawił się właśnie wątek tzw. „dobrego momentu”. Kiedy jest zawodowo dobry moment na zajście w ciążę? Jak to rozegrać, żeby być w porządku wobec pracodawcy? Od razu to podchwyciłam, bo bliskie mi są takie dylematy. Uśmiechnęłam się nawet na wspomnienie, jak sama niedawno zmagałam się z poczuciem, że mój Cud pojawił się w nienajlepszej chwili… 😉 Ale o tym za chwilę.

Jeśli czytasz ten tekst z nadzieją, że otrzymasz jasną wskazówkę czy przepis na to, by wszystko się dobrze poukładało, to mam dla Ciebie kiepską wiadomość. Nikt takiego przepisu nie zna. Tutaj też będzie miało zastosowanie moje ulubione HRowe powiedzenie – że wszystko zależy od wszystkiego. Nie byłabym jednak sobą, gdybym na końcu nie zamieściła jednak kilku praktycznych podpowiedzi.

Nie odchodź, dopóki nie odchodzisz

Kiedy na początku 2018 roku moja ówczesna szefowa zaproponowała mi awans na stanowisko kierownika działu, byłam przekonana, że nie powinnam go przyjąć. Bo przecież się staramy o dziecko. A co, jeśli za chwilę nam się uda? Przecież to będzie nie w porządku. Na pewno nam się uda, jak tylko awansuję… Finalnie, po kilku rozmowach z szefową i mężem, przyjęłam awans i to była jedna z lepszych decyzji w mojej karierze. Staraliśmy się jeszcze ponad rok, więc miałam trochę czasu, żeby zdobyć doświadczenie i rozwinąć skrzydła na nowym stanowisku. Trudno mi nawet sobie wyobrazić, gdzie byłabym dzisiaj zawodowo, gdybym odrzuciła tamtą propozycję. Na pewno miałabym do siebie ogromny żal, a nieudane starania budziłyby we mnie jeszcze większą frustrację.

Choć znam kilka kobiet, które zaszły w ciążę dokładnie wtedy, kiedy to sobie zaplanowały, w ogromnej większości przypadków, nie jest to takie proste. Często nie mamy wpływu na to, jak toczą się nasze starania i ile trwają. Podczas gdy my walczymy o powiększenie rodziny, świat wcale nie zatrzymuje się w miejscu. Wręcz przeciwnie – biegnie dalej, czasem nawet jeszcze szybciej. A gdy świadomie rezygnujemy ze wszystkiego na rzecz starań o dziecko, może nas ominąć wiele dobrego.

Żałuję, że w tamtym czasie nie trafiłam jeszcze na wystąpienie Sheryl Sandberg, o której już tutaj kiedyś pisałam (KILKNIJ TUTAJ). Ona mocno mi uświadomiła, że jako kobiety mamy straszną tendencję, by wycofywać się dużo przed czasem. Trochę z obawy, że ktoś nas źle oceni, trochę z poczuciem, że zostając do końca będziemy „nie w porządku”. Warto zadać sobie w tym miejscu pytanie czego tak bardzo się obawiamy? Co nam da to mityczne „bycie w porządku”? Co ono właściwie oznacza? Przed czym ma nas ochronić?

Gumowa i szklana piłka

Krótko po wspomnianym wyżej awansie w 2018 roku wylądowałam w szpitalu. Wydawało się, że na chwilę, finalnie spędziłam tam trzy tygodnie, a potem jeszcze ponad dwa na zwolnieniu lekarskim. W sumie przez półtora miesiąca nie było mnie w pracy. Byłam podwójnie załamana – po pierwsze z powodów zdrowotnych, a po drugie z powodu wyrzutów sumienia, że zostawiłam firmę i zespół w ciężkim momencie. Miałam przekonanie, że wszystkich zawiodłam. Choć przecież nie miałam żadnego wpływu na to, co się wydarzyło. Irracjonalne poczucie winy brało górę.

Wtedy ta sama szefowa, która namówiła mnie na objęcie nowego stanowiska, powiedziała coś, co zostało ze mną do dziś. Że praca zawodowa to gumowa piłka, która odbije się od podłogi, gdy upadnie. Świat ani firma nie zawalą się z powodu mojej nieobecności. Wszystko inne – zdrowie, rodzina – są ze szkła. Czasem pewnych szkód nie da się już potem naprawić.

Nawet sobie nie wyobrażasz, jaką dało mi to ulgę! Czy zawsze chroni mnie to przed wyrzutami sumienia czy poczuciem winy? No jasne, że nie! 😀 Bo nadal jestem sobą i daję się czasem wpędzić w to wszystko zupełnie nieświadomie.

Plany i cuda

Kiedy w zeszłym roku zmieniałam pracę, nie planowałam zachodzić szybko w kolejną ciążę. Mając świadomość, jak złożony i trudny może być ponownie ten proces, chciałam rozwinąć skrzydła zawodowo w nowym miejscu. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że pod sercem noszę kolejny Cud! Wszystkie plany zawodowe i prywatne zeszły na boczny tor… a we mnie ze zdwojoną siłą uderzyło poczucie, że nie jestem w porządku wobec firmy. I ludzi, z którymi pracowałam. Bo za chwilę przyjdzie mi zostawić te wszystkie projekty, które się toczą i skoncentrować swoją uwagę na rodzinie. Szybko jednak otrzeźwiałam, bo szczęście, jakim jest kolejne dziecko nie może się z niczym mierzyć. Jeszcze głośniej rozbrzmiały mi w uszach słowa dawnej szefowej o gumowej piłce.

Czy mój własny Cud pojawił się w dobrym momencie? Biorąc pod uwagę, że moim zdaniem nie ma czegoś takiego jak dobry moment na ciążę, to można uznać, że w sumie każdy będzie dobry. Pod takim czy innym względem. Bo w sumie nigdy nie wiadomo, dokąd nas zaprowadzi droga, którą idziemy.

A jeśli można wybrać swój moment?

Oczywiście jest kilka czynników, które warto rozważyć planując powiększenie rodziny. Rozważyć, w sensie wziąć pod uwagę, a nie opierać na nich swoją decyzję. Bo pamiętaj, że nigdy do końca nie uda się przewidzieć, ile w Twoim przypadku potrwają starania.

  • FORMA UMOWY

Utarło się przekonanie, że umowa o pracę na czas nieokreślony jest najbezpieczniejszą podstawą zatrudnienia, która zapewni spokój i stałe wynagrodzenie podczas ewentualnego zwolnienia lekarskiego i przerwy macierzyńskiej. W zasadzie każda umowa, na której odprowadzane są składki na ubezpieczenie zdrowotne daje nam prawo do uzyskania świadczeń. Jeśli jednak zależy nam na zachowaniu możliwości powrotu do ostatniego miejsca pracy, to czas nieokreślony będzie faktycznie najbardziej komfortową opcją. W przypadku umowy na czas określony warto wiedzieć, że jeśli okres zatrudnienia nie pokryje nam czasu całej ciąży, umowa automatycznie przedłuży się do dnia porodu, a od tej daty wypłatę świadczeń macierzyńskich otrzymasz z ZUS.

  • DŁUGOŚĆ ZATRUDNIENIA

Czy znaczenie ma to, jak długo jesteśmy zatrudnione w danej firmie? Dla pracodawców oczywiście tak. W zależności od profilu stanowiska koszty zatrudnienia nowej osoby zaczynają się zwracać po około roku od rozpoczęcia współpracy. Oczywiście są wyjątki, kiedy nawet kilka miesięcy pracy w danym miejscu przynosi już określoną wartość firmie. Dlatego tutaj nie ma reguły. Nie da się ukryć, że pracodawcom zwykle zależy na jak najdłuższej współpracy, trzeba więc samemu ocenić, który moment będzie właściwy.

  • PO PODWYŻCE / AWANSIE

Warto mieć świadomość, że zajście w ciążę / przejście na zwolnienie od razu po otrzymaniu podwyżki / awansu nie powoduje automatycznego podniesienia wysokości świadczeń. Wysokość zasiłku (zarówno podczas zwolnienia, jak i na urlopie macierzyńskim) wylicza się jako średnie wynagrodzenie z ostatnich 12 miesięcy.

  • RÓŻNICA WIEKU MIĘDZY DZIEĆMI

Jeśli planujesz pojawienie się kolejnego dziecka w rodzinie, może rozważasz także kwestię różnicy wieku między dziećmi. Spotkałam się z różnymi podejściami. Niektórzy mówią, że im mniejsza różnica, tym większe szanse, że dzieci dobrze się dogadają i będą mieć bliską relację. Inni twierdzą, że 4-5 lat to optymalna różnica, bo w takim wieku można już starszemu dziecku więcej wytłumaczyć. Wtedy też mama nie jest już dla takiego dziecka całym światem i łatwiej będzie się mu pogodzić z tym, że musi podzielić się nią z siostrą czy bratem. Zdarza się też, że dopiero kiedy dziecko idzie do szkoły, rodzice decydują się na kolejne. To też zależy od masy rzeczy! Jak wymagającym dzieckiem był starszak? Na ile poród zostawił po sobie traumatyczny ślad w kobiecie? Czy rodzice chcą, czują się gotowi na kolejne dziecko? Każdy scenariusz będzie mieć swoje blaski i cienie. Warto zdawać sobie z tego sprawę.

To jaka jest recepta?

Lista czynników, branych pod uwagę przy podejmowaniu decyzji o powiększeniu rodziny wydaje się nie mieć końca. Praca, stabilność zatrudnienia, przestrzeń mieszkalna, stan zdrowia, stan finansów… to tylko niektóre z nich. Dlatego każdy sam musi ocenić, jaki moment będzie najwłaściwszy. Dla każdego ten idealny scenariusz będzie wyglądać inaczej. Z mojej perspektywy mityczny „dobry moment” nie istnieje. A skoro nie ma dobrego momentu, to każdy jest równie dobry 😀

A dla Ciebie jaki moment wydaje się najlepszy?

Fot. Unsplash.com

17 marca 2022 2 komentarze
1 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwój

Najbardziej znienawidzone przez kandydatów pytania na rekrutacji… cz. 1.

by asia 10 lutego 2022

Zapytałam niedawno moje obserwatorki instagramowe, jakich pytań podczas rozmowy kwalifikacyjnej najbardziej nie lubią, które wydają im się najtrudniejsze lub najgłupsze. Odpowiedzi trochę mnie zaskoczyły, nie spodziewałam się takiej jednomyślności! Dlatego przychodzę dzisiaj z opisem pierwszej trójki znienawidzonych pytań. Liczę, że będzie Ci dzięki temu łatwiej poradzić sobie z nimi na spotkaniach rekrutacyjnych.

GDZIE SIĘ PANI WIDZI ZA 5, 10, X LAT?

Niekwestionowany zwycięzca tego „plebiscytu”! Dlaczego kandydaci go nie lubią? Bo trudno im wyobrazić sobie, gdzie będą w tak odległej perspektywie. Zwłaszcza, że już pandemia pokazała, że przyszłość prawdopodobnie przyniesie nam więcej niewiadomych i nieprzewidzianych zdarzeń. Czasem wydawać się też może, że rekruter oczekuje jakiejś konkretnej odpowiedzi albo w zasadzie odpowiedź sama w sobie go nie interesuje, a jedynie to, by pasowała do klucza…

Co teoretycznie ma badać tak sformułowane pytanie?
👉 Twoją długofalową motywację – co jest dla Ciebie ważne, jakie elementy w tej wizji przyszłości wymienisz. Czy ważniejsze są dla Ciebie realizowane zadania, rozwój, a może poziom stanowiska?
👉 Twoje dążenia i plany na przyszłość – czy widzisz siebie nadal w tej firmie, na tym samym stanowisku, a może gdzieś indziej, a to jest tylko przystanek na drodze?
👉 Pośrednio także to, jakie są szanse, że zostaniesz w firmie na dłużej.

Dlaczego napisałam, że teoretycznie to ma badać? Bo niestety, ale nie wszyscy rekruterzy potrafią wyciągać takie wnioski z odpowiedzi kandydatów. Kandydaci natomiast tak się naczytali poradników rekrutacyjnych, że ich odpowiedzi przestały być diagnostyczne. Zamiast odpowiadać szczerze, mówią najczęściej to, co wydaje się, że rekruterzy chcą usłyszeć.

Dlatego ja wolę pytać bardziej bezpośrednio o dążenia i ambicje kandydatów. O ich plany i skłonność do związania się z firmą na dłużej. O to, co sprawia że w danym miejscu dobrze im się pracuje. I zwykle otrzymuję dosyć szczere odpowiedzi, dzięki którym łatwiej mi ocenić dopasowanie kandydata do firmy i stanowiska.

Ale jeśli takie pytanie już padnie – co odpowiedzieć?
-> Bądź szczera i nie maluj trawy na zielono – nie obiecuj, że zostaniesz w firmie do emerytury.
-> Możesz określić kierunek, w którym chcesz iść – w jakim obszarze rozwinąć swoje kompetencje, jakie nowe umiejętności zdobyć, itd.
-> Powiedz, co jest dla Ciebie ważne, żeby chcieć zostać w danej firmie na dłużej.

JAKIE SĄ PANI WADY/SŁABE STRONY?

Na drugim miejscu podium pojawia się pytanie o słabe strony. I temu wcale się nie dziwię! Szczerze mówiąc jedno z tych, których nigdy nie zadaję na rozmowach kwalifikacyjnych. Dlaczego? Ponieważ odpowiedzi kandydatów nie przybliżają mnie do lepszego poznania osoby, z którą rozmawiam. Nie pomagają też zwykle w ocenie czy kandydat jest dobrze dopasowany do stanowiska.

Internetowe poradniki są pełne wskazówek, jak odpowiadać na pytanie o wady. Spotkałam się tam z trzema strategiami:
1) opowiedz o czymś, co było Twoją słabą stroną, ale nad tym pracowałaś i już nią nie jest. Lub pracujesz nadal i widzisz efekty. Np. Kiedyś miałam okropną tendencję, żeby się spóźniać. Odkąd zobaczyłam jak to dezorganizuje spotkania zespołu i utrudnia wszystkim pracę, zaczęłam nad tym pracować i spóźniam się bardzo, bardzo rzadko.
2) opowiedz o wadzie niezwiązanej z pracą, która nie będzie miała wpływu na to, jak oceni Cię rekruter. Np. niestety kocham słodycze / nie potrafię pić więcej wody / i nie mogę z tym nic zrobić!
3) opowiedz o czymś, co z jednej strony jest wadą, ale może też być postrzegane jako atut, zwłaszcza w kontekście stanowiska, którego dotyczy spotkanie. Np. perfekcjonizm, przywiązywanie zbyt dużej wagi do detali.

W każdym przypadku mamy do czynienia z kombinowaniem i wyreżyserowaną odpowiedzią. Nieszczerość i wyuczone odpowiedzi nie sprawiają, że lepiej odbieram taką kandydatkę. Dlatego proponuję Ci inne podejście do odpowiedzi na podobne pytanie.

Opowiedz o tym, co w kontekście stanowiska, którego dotyczy rozmowa, może być dla Ciebie wyzwaniem. Z jakimi zadaniami, sytuacjami czy systemami nie miałaś do tej pory do czynienia? Może będziesz musiała nauczyć się nowej branży? Może jest jakieś wymaganie w ogłoszeniu, którego nie spełniasz w całości? Pamiętaj jednak by wybierać takie kwestie, które finalnie postawią Cię w dobrym świetle. Np. jeśli jesteś Księgową, która nie pracowała do tej pory na systemie SAP, możesz powiedzieć: „W kontekście Państwa wymagań na tym stanowisku moją słabszą stroną będzie z pewnością fakt, że nie pracowałam do tej pory na systemie SAP i znam go tylko w podstawowym zakresie”.

ILE CHCE PANI ZARABIAĆ?

W zasadzie ten wybór też mnie nie zaskoczył. Chyba nawet obstawiałam, że to pytanie wygra w moim „plebiscycie”, bo temat pieniędzy zawsze budzi dużo emocji. Jak o tym mówić? Jaką kwotę podać, by osiągnąć jak najlepszy rezultat dla siebie, ale też nie przesadzić? Dlaczego w ogóle to jest takie trudne?!

No właśnie, zacznę od tego ostatniego. Wiele osób w naszej kulturze ma silnie zakorzenione przekonanie, że o pieniądzach się nie rozmawia. To temat tabu – nie wypada, nie powinno się, najlepiej tej kwestii nie poruszać. Stąd w większości przypadków odpowiedź na takie pytanie podczas rozmowy kwalifikacyjnej wypowiadana jest przepraszającym tonem głosu lub z dużą niepewnością.

W związku z tym myślę, że nie zaszkodzi jeszcze raz przypomnieć wszystkim, że:
👉 Pytanie o oczekiwania finansowe to pytanie jak każde inne, dla rekruterow normalne jest poruszanie się w określonym budżecie stanowiska.
👉 Do odpowiedzi na to pytanie też warto się przygotować – sprawdzić jakie są możliwości w danej branży, na określonym stanowisku. W internecie dostępne są różne raporty wynagrodzeń, które dają pewien punkt odniesienia.
👉 Rozmowa kwalifikacyjna jest w pewnym sensie rozmową handlową – kandydat_ka ma do zaoferowania określone kompetencje, a firma może zapłacić za nie pewną kwotę.
👉 Nie trzeba się wstydzić ani martwić się że firma Cię odrzuci z powodu finansów. Jeśli mają sporo mniejszy budżet niż Twoje oczekiwania, zastanów się jak długo praca za niższe wynagrodzenie będzie Cię satysfakcjonować. Zresztą, jeśli ktoś pasuje do stanowiska, to najpierw negocjujemy 😉
👉 Jeśli chcesz przekonać rekrutera, że Twoje kompetencje są warte wysokiego wynagrodzenia, sama musisz być o tym przekonana! Dlatego podaj konkretną kwotę lub niewielki przedział – bez przepraszania, tylko normalnym spokojnym tonem głosu. Możesz dodać, że jesteś gotowa do lekkich negocjacji, jeśli tak jest faktycznie.

Wiem, że pytań, które spędzają Wam sen z powiek jest więcej – opowiem o nich w kolejnych tekstach.

A Ty, jakie masz doświadczenia z tymi pytaniami? Czy dla Ciebie to także najbardziej znienawidzona trójka? A może dodałabyś tutaj inne, trudniejsze pytanie?

10 lutego 2022 0 comment
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwój

Czy przejście na słynne 7/8 etatu naprawdę ochroni Cię przed zwolnieniem z pracy?

by asia 24 lutego 2021

Kiedy wróciłam do pracy zawodowej, jednym z częściej zadawanych mi pytań było „Czy zmniejszyłaś wymiar etatu do 7/8?”. Reakcje na moją negatywną odpowiedź były pełne zaskoczenia. Ale jak to? Nie chciałaś zapewnić sobie takiej ochrony w tych nieprzewidywalnych czasach? Nie boisz się? Wiesz, że mogłaś skorzystać ze zmniejszenia etatu też do 99%, żeby nie stracić na tym finansowo?

Moja odpowiedź była zawsze taka sama: „Jeśli pracodawca będzie chciał mnie zwolnić, znajdzie na to sposób.” I kto jak kto, ale pracownik HRu musi sobie z tego świetnie zdawać sprawę. Niestety ochrona, jaką daje zmniejszenie wymiaru etatu po przerwie macierzyńskiej jest jedynie pozorna. Dlatego pomyślałam, że warto abyś wiedziała, na czym dokładnie polega i czy warto z niej skorzystać.

Aspekty prawne

Od razu zaznaczę, że potoczne określenie tego zjawiska, czyli „zmniejszenie wymiaru etatu” jest bardzo mylące. W rzeczywistości rzecz polega na częściowym wykorzystaniu przysługującego nam urlopu wychowawczego.

Jak to działa? Zgodnie z zapisami Kodeksu Pracy rodzicom zatrudnionym na etacie przysługuje prawo do 36 miesięcy urlopu wychowawczego, z czego jedna osoba może wykorzystać maksymalnie 35 miesięcy. Takiego urlopu pracodawca może udzielić rodzicowi najpóźniej do momentu ukończenia przez dziecko 6 roku życia. To oznacza, że nie trzeba korzystać z tej opcji od razu po urlopie rodzicielskim, można też podzielić ten urlop na części. Powszechnym rozwiązaniem jest też powrót po przerwie macierzyńskiej na niepełny etat i częściowe korzystanie z wychowawczego. Zgodnie z przepisami przez cały okres 35 miesięcy możesz pracować w zmniejszonym wymiarze czasu pracy, przy czym obniżenia można dokonać maksymalnie do 50%. Warto w tym miejscu podkreślić, że w takiej sytuacji pracodawca nie może odmówić wyrażenia zgody na obniżenie wymiaru etatu (jeśli tylko złożysz odpowiedni wniosek na 21 dni przed terminem, od kiedy chcesz pracować w mniejszym wymiarze).

W praktyce najczęściej spotykałam się z rozwiązaniem obniżenia wymiaru etatu do 7/8, czyli pracy przez 7 zamiast 8 godzin dziennie, choć znane są mi przypadki kiedy rodzice zmniejszali etat do połowy czy czasami 99%. Oczywiście wiąże się to także z proporcjonalnym zmniejszeniem wynagrodzenia za pracę.

Korzyści i konsekwencje

Oprócz tej oczywistej zalety, czyli krótszego dnia pracy i posiadania większej ilości czasu dla rodziny, jest jeszcze kwestia ochrony przed zwolnieniem. Utarło się, że mamy wracają właśnie na 7/8 etatu, by zabezpieczyć się przed otrzymaniem wypowiedzenia umowy o pracę. Taka ochrona przed zwolnieniem działa przez 12 miesięcy korzystania z obniżonego wymiaru czasu pracy.

Czy to znaczy, że pracodawca nie może w żadnym wypadku zwolnić takiej osoby? Nie można zrobić tego w standardowych sytuacjach, kiedy przyczyny wypowiedzenia leżą po stronie pracownika. Niestety, jak zawsze, także i w tym aspekcie Kodeks Pracy przewiduje pewne wyjątki.

Przed czym nie ochroni Cię zmniejszenie wymiaru etatu?
-> zwolnieniem dyscyplinarnym,
-> przed zwolnieniem z powodu likwidacji lub upadłości pracodawcy,
-> a jeśli pracujesz w firmie zatrudniającej więcej niż 20 osób, także przed likwidacją stanowiska czy zwolnieniami grupowymi.

W praktyce oznacza to, że jeśli Twój pracodawca zatrudnia więcej niż 20 osób i w czasie Twojej nieobecności została przeprowadzona jakaś zmiana struktury organizacyjnej czy Twój dział przeszedł reorganizację lub został zlikwidowany, niestety istnieje ryzyko otrzymania wypowiedzenia. Nawet mimo ochrony wynikającej z obniżenia wymiaru etatu. Musisz mieć jednak świadomość, że w niektórych firmach zmiany organizacyjne, które mają uzasadnić wypowiedzenie umowy osobie w trakcie korzystania z urlopu wychowawczego, mogą być tylko pozorne. Zawsze możesz odwołać się od decyzji pracodawcy – masz na to 21 dni od daty otrzymania wypowiedzenia.

Ważne, abyś wiedziała, że w takiej sytuacji przysługuje Ci odprawa w wysokości zależnej od Twojego stażu pracy:
-> poniżej 2 lat jest to wysokość jednomiesięcznej pensji,
-> między 2 a 8 lat jest to wysokość dwumiesięcznej pensji,
-> powyżej 8 lat jest to wysokość trzymiesięcznej pensji.

Znaj swoje prawa

Czy zatem nie warto korzystać ze zmniejszenia etatu? Jest wiele sytuacji, kiedy naprawdę ma to sens. Na przykład kiedy realnie chcesz pracować krócej lub obawiasz się, ze Twoja praca może nie być początkowo zbyt wysoko oceniana i w ten sposób chcesz się zabezpieczyć.

Pamiętaj, że znajomość swoich praw to często połowa sukcesu. Mając świadomość, na co możesz liczyć i jakie scenariusze są możliwe, łatwiej będzie Ci się przygotować do powrotu. Zachęcam, żeby na dwa lub trzy miesiące przed planowanym końcem przerwy macierzyńskiej umówić się na rozmowę z szefem i dowiedzieć się więcej o tym, co może Cię czekać po powrocie. W tym tekście (KLIK) znajdziesz więcej wskazówek, jak przygotować się do takiej rozmowy i jak ją przeprowadzić.

Powodzenia!

for. Unsplash

24 lutego 2021 2 komentarze
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Mamazhr.pl oferta
Praca i rozwój

Rekrutacja online? Unikaj tych 4 błędów!

by asia 17 lutego 2021

Czasy pandemii znacząco zmieniły podejście do prowadzenia rekrutacji. Nadal ogromna większość firm decyduje się na realizowanie tego procesu, w tym także rozmów kwalifikacyjnych, zdalnie lub hybrydowo – tak, jak wciąż w dużej mierze pracujemy. Czy wiesz, czym różni się taka rozmowa od zwykłego spotkania twarzą w twarz z przedstawicielami pracodawcy? W tym tekście (KLIK) znajdziesz sporo informacji.

Dziś jednak chcę Cię przestrzec przed kilkoma błędami, często popełnianymi przez kandydatów, kiedy rozmowa toczy się zdalnie. Co możesz zrobić, aby wywrzeć jeszcze lepsze wrażenie na osobach rekrutujących? Czego unikać? Przychodzę z gotową odpowiedzią!

1. Problemy techniczne

Niestety, choć wydawałoby się, że rekrutacje i w ogóle spotkania prowadzone w formie zdalnej to teraz chleb powszedni, nadal często zdarza się, że kandydaci mają problemy techniczne. A to nie mogą się połączyć, aplikacja nie chce im się zainstalować, komputer się wyładował albo kamerka wariuje i pokazuje obraz do góry nogami. To wszystko bardzo utrudnia przeprowadzenie rozmowy kwalifikacyjnej w rzetelny sposób.

Co możesz zrobić? Dzień przed spotkaniem wykonaj próbę generalną – przygotuj stanowisko i cały sprzęt do rozmowy, zainstaluj niezbędne aplikacje i sprawdź, czy wszystko działa. W przypadku problemów – od razu skontaktuj się z rekruterem. Jeśli korzystasz z laptopa lub telefonu, zadbaj o to, by były naładowane. Jeżeli pojawią się jakieś problemy, zawsze będziesz miała jeszcze czas, by spróbować je rozwiązać lub poprosić kogoś o pomoc.

2. Brak słuchawek z mikrofonem i kiepska jakość dźwięku

Wiem, że większość urządzeń takich jak tablety czy laptopy mają wbudowane mikrofony, ale jest jedna podstawowa wada takiego rozwiązania. Zbierają one nie tylko dźwięk Twojego głosu, ale także wszystkie dźwięki z otoczenia. Szum za oknem, koszenie trawy, wiercenie za ścianą, a nawet odgłosy burzenia wież z lego czy rzucania klockami. Wszystko to będzie zaburzać płynność rozmowy i rozpraszać – zarówno Ciebie, jak i osoby rekrutujące.

Bardzo zachęcam, żebyś zamiast tego skorzystała z dodatkowych słuchawek z mikrofonem. Pierwsza przewaga, jaką mają nad wbudowanymi mikrofonami, jest taka, że działają one bardziej punktowo i zbierają głównie Twój głos. Po drugie jakość dźwięku jest dużo lepsza i Twoi rozmówcy będą lepiej zrozumieć, co mówisz. Tobie też będzie się łatwiej skupić w słuchawkach – pytania rekruterów będą lepiej słyszalne, a dźwięki otoczenia nie będą rozpraszać. Ma to duże znaczenie (przynajmniej dla mnie) zwłaszcza w rozmowach, które prowadzone są w języku obcym – wtedy słuchawki są naprawdę niesamowitym ułatwiaczem!

3. Rozpraszacze – bałagan, popijanie wody i inne kwiatki

Zupełnie nie zdajemy sobie sprawy z tego, że to, co podczas rozmowy twarzą w twarz z rekruterem jest najzupełniej normalne, w rozmowie online może stanowić poważny rozpraszacz i utrudniać prowadzenie spotkania. Przykładem może być gestykulacja. To naturalne, że w czasie rozmowy poruszamy rękami, stanowi to przecież ważny element komunikacji niewerbalnej. Kiedy jednak spotkanie odbywa się przez Internet, nadmierne ruchy w połączeniu z kiepską jakością sieci i zacinającym się obrazem mogą wyglądać bardzo dziwnie. Podobnie z popijaniem wody w trakcie rozmowy. Kiedy spotykamy się na żywo, nie ma wielkiego znaczenia, czy pijesz ze szklanki, butelki czy plastikowego kubka. W rozmowie online każdy dźwięk ściskanego plastiku czy przełykanie wody mogą odbijać się w głośnikach rekrutera.

O co możesz zadbać? Przygotuj sobie szklankę z wodą, a nie butelkę. Możesz też wyłączać mikrofon, kiedy pijesz. Choć ręce same mogą się rwać do gestykulacji, spróbuj ograniczyć się do kiwania głową.

Jeszcze inną kategorią rozpraszaczy będą ciekawe elementy Twojego tła – bałagan, okno ze święcącym wprost w kamerkę słońcem, itp. Pamiętaj, że w pewien sposób zapraszasz rekruterów do swojego domu, warto więc pokazać się z jak najlepszej strony. Podczas próby generalnej sprawdź, co dokładnie widać w kamerce i ustaw się w takim miejscu, by tło było jak najbardziej neutralne. A co jeśli nie masz takiej możliwości? Z pomocą przychodzi technologia! Większość narzędzi takich jak MS Teams czy Zoom dają możliwość ustawienia rozmazanego tła lub wgrania swojego pliku z tłem. Wtedy nie musisz się już tym tak bardzo przejmować.

4. Brak przygotowania do rozmowy

Niestety wciąż najpowszechniejszym błędem, jest brak przygotowania do spotkania rekrutacyjnego. I to niezależnie od tego, w jaki sposób prowadzona jest rozmowa. Pamiętaj, że ocena Twojej kandydatury w większości będzie opierać się na warstwie merytorycznej. Warto zadbać więc o to, by poznać trochę lepiej pracodawcę przed spotkaniem. Zajrzyj w tym celu na stronę firmową lub media społecznościowe tej organizacji. Przypomnij sobie również dokładny opis stanowiska oraz przygotuj odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania.

Na moim koncie na Instagramie (KILK) znajdziesz omówionych wiele z najpowszechniejszych pytań rekrutacyjnych. Są tam również podpowiedzi, czego oczekują rekruterzy i wskazówki, jak podejść do poszczególnych tematów.

Pamiętaj, że na sukces w procesie rekrutacji wpływa wiele czynników. Na wiele z nich nie masz wpływu – nie znasz na przykład dokładnych oczekiwań pracodawcy. Dlatego też warto maksymalizować swoje szanse poprzez unikanie tak prostych i oczywistych błędów, jak te wymienione powyżej!

Daj znać, czy coś byś dopisała do tej listy 🙂

17 lutego 2021 0 comment
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwój

Zainteresowania w CV – czy je wpisywać, a jeśli tak, to jak?

by asia 23 grudnia 2020

Pamiętasz jak pisałam o uniwersalnych zasadach tworzenia dobrego CV? (KLIK) Znalazła się tam wskazówka, że dobrze przygotowany dokument pokazuje Cię jako profesjonalistkę i przekazuje najważniejsze informacje o Twoich kompetencjach oraz posiadanym doświadczeniu. Co zatem zrobić z sekcją „Zainteresowania”, która mówi bardziej o Twoim życiu prywatnym?

Jaka jest jej rola w CV, czy warto ją uzupełniać i o jakich pasjach pisać w swoim życiorysie? Ten tekst powstał, by rozwiać Twoje wątpliwości w tym zakresie!

Różne szkoły

Próbowałam odszukać informację, skąd ta sekcja się w ogóle wzięła, ale bez większych sukcesów. To, na co trafiłam, to dziesiątki portali z poradami, jakie zainteresowania w CV umieścić, żeby wydawać się ciekawszym kandydatem. No właśnie – chyba dlatego ja nie jestem wielką fanką tej części życiorysu. Tak wiele razy spotkałam się z tym, że kandydaci podawali nieprawdziwe informacje o swoim hobby, że zaczęłam wątpić w sens ich zamieszczania.

Ale spotkałaś się pewnie z powiedzeniem, że ilu ludzi, tyle opinii. W przypadku rekruterów jest tak samo. Każdy ma nieco inne spojrzenie na to, co powinno się znaleźć w CV i w jakiej postaci. Różne są szkoły, także jeśli chodzi o sekcję z zainteresowaniami. Dlatego decyzję musisz podjąć sama, a ja postaram się ułatwić Ci to zadanie.

Wpisywać zainteresowania czy nie wpisywać?

Nie ulega wątpliwości, że w niektórych przypadkach uzupełnienie tej sekcji może pomóc w zbudowaniu wizerunku atrakcyjnej kandydatki. Na przykład kiedy szczerze interesujesz się tym, co jest powiązane z przedmiotem Twojej pracy. W takiej sytuacji warto zamieścić taką informację w CV.

Nie do końca zgadzam się jednak z tym, aby na podstawie podanych informacji o hobby wyciągać daleko idące wnioski o tym, jaką jesteś osobą. Na przykład to, że ja uwielbiam oglądać Formułę 1 wcale nie musi oznaczać, że sama chciałabym uprawiać taki sport. Nie musi też oznaczać, że lubię rywalizację czy ryzyko. Jeśli gram w piłkę ręczną (sport drużynowy), nie będzie to oznaczało, że na pewno w pracy będę też graczem zespołowym. Ludzie są tak skomplikowanymi istotami, że tego rodzaju uproszczenia mnie złoszczą. Rekruterzy nie powinni opierać się w swoich rekomendacjach na domysłach czy prostych schematach.

Oczywiście prawdą jest, że Twoje zainteresowania mogą stać się ciekawym tematem do rozpoczęcia rozmowy i przełamania pierwszych lodów. Wiele razy sama w tym celu zadawałam pytanie o hobby. Poza tym cudownie się słucha osób, które z pasją opowiadają o tym, co lubią robić w wolnym czasie. Co ciekawe, te zainteresowania wcale nie muszą być bardzo oryginalne i wyjątkowe. Ważniejszy jest sposób opowiadania i autentyczność. Dla przykładu miałam kiedyś kandydatkę, która brała udział w zawodach freesbie. Nie wiedziałam nawet, że można to uznać za sport, ale kandydatka mówiła o tym z taką pasją, że zachęciła mnie do spróbowania!

Czy niewpisanie żadnych zainteresowań w jakiś sposób zmniejsza Twoje szanse otrzymania zaproszenia na spotkanie czy oferty pracy? Absolutnie nie. Dużo gorsze będzie wpisanie tam nieprawdy, co rekruter może w łatwy sposób wyłapać podczas rozmowy. Pamiętaj, że żadna firma nie będzie chciała zaoferować pracy komuś, kto skłamał na etapie rekrutacji.

Jakie hobby wpisać?

Jeśli zdecydujesz się na uzupełnienie tej sekcji, mam dla Ciebie kilka wskazówek.

1. Wpisuj tylko prawdziwe informacje!

Choć może to brzmieć jak banał, niestety nadal wielu kandydatów ulega pokusie koloryzowania rzeczywistości. Niektórzy chcą się wyróżnić oryginalnymi zainteresowaniami, więc wpisują rzeczy, które robią wrażenie, ale nie mają wiele wspólnego z prawdą. Inni umieszczają w tej sekcji to, co utarło się zamieszczać – np. książki / muzyka / film. Zdarza się, że robią to nawet jeśli aktualnie czytają tylko lektury z dzieckiem, słuchają piosenek, które polecają panie z przedszkola i oglądają głównie Psi Patrol na zmianę ze Świną Peppą.

Dlatego jeśli chcesz coś napisać o swoich zainteresowaniach, napisz prawdę. Ona nie musi być super oryginalna czy robiąca wrażenie, wystarczy, że będzie Twoja. Jeśli w wolnym czasie lubisz spacerować po lesie, możesz to wpisać. Oglądasz seriale? To także może się znaleźć w tej sekcji. Grasz w gry planszowe i wyszukujesz coraz to nowe tytuły, żeby zaciekawić swoje dzieci? To też dobry pomysł.

Zanim zdecydujesz, jaką informację dodasz w tym miejscu zastanów się, czy będziesz potrafiła o tym opowiedzieć, jeśli rekruter zada Ci jakieś pytanie.

2. Bądź konkretna

Jeśli interesujesz się literaturą, to zwykle jakimś konkretnym gatunkiem. Podobnie jest z muzyką i filmem, a w zasadzie chyba można powiedzieć że ze wszystkim. Nie znam osoby, która interesowałaby się każdym sportem, ale znam wiele takich, które interesują się konkretnymi dziedzinami – np. piłką nożną czy tenisem ziemnym. Dlatego, kiedy piszesz o swoim hobby, bądź maksymalnie precyzyjna. Możesz określić autora, którego książki czytasz najchętniej lub gatunek muzyki / filmu, o którym najwięcej wiesz. Tak samo będzie z każdą inną kategorią – od podróży, przez wspomniane sporty czy motoryzację. Uogólnione zainteresowania nic o Tobie nie powiedzą, więc można je spokojnie pominąć.

3. Nie wpisuj rzeczy kontrowersyjnych

Ostatnia wskazówka, jaką chciałabym Ci podarować, to żebyś zrezygnowała z wpisywania zainteresowań, które ktoś mógłby uznać za kontrowersyjne. Dla przykładu miałam kiedyś kandydatkę, która wpisała „Pole dance”, czyli taniec na rurze. O ile na mnie nie zrobiło to żadnego wrażenia, o tyle skojarzenia i reakcje menedżerów były różne. Nie warto ryzykować, że trafisz na kogoś, kto z tak błahej przyczyny odrzuci Twoją aplikację.

Zwróć także uwagę, żeby Twoje CV nie zdradzało poglądów politycznych czy religijnych (np. udział w spotkaniach duszpasterskich czy grupach biblijnych jako hobby). Są to dane wrażliwe, które nie powinny się znaleźć w takim miejscu ani stanowić kryterium wyboru kandydata.

Twoja decyzja

Na koniec powiem bardzo dobitnie, że to, czy wpisywać prywatne zainteresowania w CV, zależy całkowicie od Ciebie. Jeśli czujesz się z tym dobrze i chcesz opowiedzieć o tym, co robisz poza pracą – śmiało! Warto to zrobić szczególnie jeśli masz hobby powiązane z pracą, o którą się starasz (np. aplikujesz do butiku modowego, a od lat interesujesz się trendami w modzie). Jeśli jesteś zakochana w branży, do której zgłaszasz swoją kandydaturę (np. klub sportowy, biuro podróży, itp.), jak najbardziej możesz o tym napisać. Jeżeli jest coś, co Cię wyróżnia lub czym chciałabyś się w takim miejscu pochwalić (np. sukcesy sportowe czy udział w akcjach charytatywnych), pisz o tym bez obaw.

Jeśli jednak z różnych względów czujesz, że stworzenie takiej sekcji wymagałoby od Ciebie naciągania prawdy lub po prostu nie chcesz się dzielić swoimi zainteresowaniami na etapie CV – nie musisz tego robić. Hobby nie stanowi kryterium selekcji aplikacji, jest informacją poboczną. Powiedziałabym nawet, że w porównaniu z opisem Twojego doświadczenia i posiadanych kompetencji będzie to najmniej istotna sekcja.

Mam nadzieję, że teraz będzie Ci łatwiej podjąć decyzję, co wpisywać w swoim życiorysie.

Powodzenia!

23 grudnia 2020 2 komentarze
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwój

Już wychodzisz? Sprawdzony sposób na „krzywe spojrzenia” w pracy

by asia 2 grudnia 2020

Za każdym razem, gdy rozmawiam z mamami o ich obawach, związanych z powrotem do pracy, pojawia się wątek tzw. „krzywych spojrzeń”. Tak określane są wszystkie zachowania współpracowników i/lub szefa, kiedy w sposób niewerbalny chcą wyrazić niezadowolenie. Bardzo wiele mam obawia się, że po powrocie do pracy będą musiały się mierzyć z takimi reakcjami i wiem, że na samą myśl o tym dostają gęsiej skórki.

Znowu bierzesz zwolnienie, bo Twoje dziecko choruje? Już wychodzisz? Jutro macie szczepienie, więc znowu będziesz później? Potrzebujesz urlopu, żeby pojechać z dzieckiem na kontrolę do lekarza? Niby niewinne pytania, ale uruchamiają jakąś lawinę wyrzutów sumienia i frustracji. A jeśli do tego dojdzie przewrócenie oczami lub niezbyt sympatyczny ton głosu, to matki są już bliskie załamania nerwowego. Skąd to wiem? Bo przypuszczałam, że ze mną będzie podobnie, więc opracowałam strategię, by nie dać się wpędzić w poczucie winy. I żeby było jasne – nie dać się samej sobie, bo wbrew pozorom nie robią nam tego inni ludzie. Robimy to sobie same! I to jest w tym wszystkim najstraszniejsze!

Dlatego dziś opowiem o tym, jak przeciwdziałać temu procederowi -> jak zatroszczyć się o sobie przed i po powrocie do pracy.

Słuchamy różnymi uszami

Zdarzyło Ci się kiedyś słuchać tej samej wypowiedzi, co ktoś obok, a zupełnie inaczej zrozumieć jej przekaz? To bardzo częste zjawisko! Na przykład Twoja teściowa pyta: „Zrobiłaś to danie wg swojego przepisu?”. Co wtedy słyszysz? Czy jest tam zarzut, że to, co przygotowałaś jest niesmaczne? Że nie udało Ci się go zrobić dobrze i jesteś kiepską gospodynią? A może zdziwienie, bo nigdy wcześniej nic takiego nie jadła? A może słyszysz tam po prostu pytanie, wg czyjego przepisu postępowałaś? Co wtedy słyszy Twój mąż albo dzieci?

Tym prostym przykładem chcę Ci pokazać, że jako ludzie mamy tendencję do nakładania swoich interpretacji na to, co mówią do nas inni ludzie. Co ciekawe, te interpretacje mogą być zupełnie różne dla różnych osób, czyli Ty i Twój mąż (lub dowolna osoba, która razem z Tobą słucha jakiejś wypowiedzi) możecie z jednej wypowiedzi wyciągnąć zupełnie inne wnioski.

Dlatego jestem ogromną fanką teorii von Thuna, wg której słuchamy na różnych poziomach – niejako różnymi uszami. Wyróżnia on:
-> ucho rzeczowe, które słyszy fakty – to poziom mówienia i rozumienia wprost, cechuje go pragmatyzm i rzeczowość;
-> ucho apelu (apelowe), które doszukuje się w wypowiedziach innych osób informacji o ich potrzebach lub oczekiwaniach;
-> ucho ujawniania samego siebie, które koncentruje się na tym, co mówi o sobie nadawca wypowiedzi;
-> ucho relacji (drażliwe), które dotyka emocji oraz analizuje stosunek nadawcy do odbiorcy – co on o mnie myśli, co czuje.

W zależności od tego, które ucho mamy bardziej wyczulone, zmieniać się będą nasze interpretacje. Dla przykładu weźmy komunikat „Już wychodzisz?” i przeanalizujmy, jakie mogą być jego interpretacje:
-> ucho drażliwe: On myśli, że wychodzę za wcześnie, czyli jestem mało zaangażowana w pracę!
-> ucho ujawniania siebie: On jest chyba zaskoczony, że tak szybko zleciał nam dzień pracy, może też chciałby już wyjść z biura.
-> ucho apelu: On chce żebym została dłużej i zajęła się jeszcze jakąś sprawą.
-> ucho rzeczowe: Tak, wychodzę, bo skończyłam już pracę na dzisiaj.

Tak samo może być z Twoimi interpretacjami tzw. „krzywych spojrzeń”. Nie możesz mieć pewności, że faktycznie są one krzywe, dopóki tego nie zweryfikujesz – nie sprawdzisz, czy współpracownik / szef naprawdę ma Ci coś za złe. Pamiętaj, że ton wypowiedzi, a czasami nawet całą wypowiedź nie muszą mieć wiele wspólnego z Twoim zachowaniem. Może Twój rozmówca ma dzisiaj gorszy dzień, źle się czuje albo ktoś wyprowadził go z równowagi. Nie bierz od razu do siebie tego rodzaju sytuacji.

Ile w tym samobiczowania?

Inny wątek, który chciałabym poruszyć w tym tekście dotyczy tego, że same wpędzamy się w poczucie winy. Nie wiem z czego to wynika. Czasem mam wrażenie, że z jakiegoś niezrozumiałego przekonania, że my-mamy jesteśmy na uprzywilejowanej pozycji. Że korzystamy z jakichś udogodnień, ułatwień, które nam się nie należą – same nie dajemy sobie do nich prawa, więc w reakcjach innych osób doszukujemy się potwierdzenia.

Co dokładnie mam na myśli – na przykład korzystanie z przerw na karmienie. Teoretycznie dzięki takim przerwom mama pracuje krócej (jeśli dwie przerwy skumuluje sobie w jedną, może skończyć pracę o godzinę wcześniej). W praktyce nie jest to dla mam czas na lenistwo i beztroski shopping. Taka mama leci często z językiem na brodzie do domu, żeby nakarmić malucha lub odciągnąć dla niego mleko w komfortowych warunkach (czyli nie w toalecie i z odrobiną prywatności). Wiem, że wiele mam czuje na sobie te „krzywe spojrzenia” w podobnych sytuacjach. Trudno oczywiście określić, ile w tych spojrzeniach faktycznej „krzywizny” i niezadowolenia współpracowników, a na ile to tylko projekcja i samobiczowanie mam.

Dlatego ja Cię bardzo zachęcam, żeby sobie przed powrotem przerobić takie niewspierające przekonania. Te myśli, które sprawiają, że czujesz się negatywnie oceniana i potęgują to, że doszukujesz się „krzywych spojrzeń” dookoła, jako potwierdzenia, że nie jesteś w porządku. Że nie zasługujesz na te wszystkie przywileje albo że nie pracujesz wystarczająco ciężko.

Możesz zacząć od wypisania tych przekonań. Pewnie znajdą się tam myśli typu:
Inni pracują ciężej ode mnie, bo ja zawsze wychodzę o 16/17/wstaw dowolną porę.
To, że wychodzę punktualnie z biura świadczy o moim braku zaangażowania.
Branie zwolnienia, gdy moje dziecko choruje nie jest w porządku wobec reszty zespołu.
Wcześniejsze wyjście z pracy (które odrabiam innego dnia) to luksus, z którego tylko ja mogę korzystać, bo jestem mamą.

Założę się, że sama już zaczynasz czuć, jak bardzo te przekonania dalekie są od prawdy. Posiadanie rodziny i to, że jest ona centralną częścią Twojego świata nie sprawia, że jesteś mało zaangażowana w pracę zawodową. To, że masz zobowiązania poza pracą, takie jak odbieranie malucha z przedszkola, szczepienia czy wizyty kontrolne u lekarza, nie sprawia, że jesteś nie w porządku. Inni pracownicy też mogą wyjść wcześniej z pracy, jeśli potrzebują coś załatwić.

Zadbaj o siebie

Pamiętaj, że nie masz wpływu na to, co myślą inne osoby – zwłaszcza takie, które nie znają całego obrazka i nie wiedzą, ile wysiłku kosztuje Cię łączenie macierzyństwa i pracy zawodowej. Zawsze jednak masz wpływ na to, co Ty myślisz o sobie i jakie wysyłasz sygnały światu. Jeśli całą sobą dajesz innym odczuć, że czujesz się wobec nich nie w porządku, to niejako dajesz im prawo „krzywo” na siebie patrzeć. Możesz w ten sposób potęgować, w jaki sposób postrzegają Twoją sytuację.

Dlatego nie przepraszaj i nie rób sobie wyrzutów. Każdy – niezależnie od tego czy ma dzieci, w jakiś sposób łączy życie prywatne z zawodowym i to jest normalne. Przecież robisz wszystko najlepiej jak w tych warunkach się da, prawda? Więc bądź dla siebie dobra, potraktuj siebie jak swoją dobrą przyjaciółkę i nie dowalaj sobie. A kiedy doświadczysz jakiegoś z „krzywych spojrzeń” spróbuj uruchomić inne ucho i poszukać bardziej optymistycznej interpretacji tego, co usłyszałaś.

Co jeśli się nie da i jedyna możliwa interpretacja sprawia Ci przykrość? Cóż, wtedy zawsze możesz sobie powiedzieć – On/ona jest niezadowolony/a, bo zrobiłam to i to. Ok, mogą być niezadowoleni, mają do tego prawo. Ja wiem, że zachowałam się najlepiej, jak mogłam w tej sytuacji. Tylko tyle i aż tyle. Zobaczysz, że samo zaakceptowanie tego niezadowolenia innych osób przy jednoczesnym pozytywnym podejściu do siebie przyniesie Ci ulgę. Bo warto być dla siebie dobrą. Wszystkie na to zasługujemy!

fot. Karolina Mrowińska

2 grudnia 2020 0 comment
1 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwój

Refleksje po powrocie do pracy – pierwsze cztery tygodnie za mną

by asia 29 listopada 2020

Aż nie mogę uwierzyć, że minęły już cztery tygodnie, odkąd wróciłam do pracy. Nie wiem, jak Tobie, ale mi się wydawało, że dni na macierzyńskim leciały strasznie szybko. Ten pierwszy rok bycia mamą upłynął w niesamowitym tempie… A tu nagle okazało się, że dni mogą mijać jeszcze szybciej! Nie wiem, jak to możliwe! To wyjątkowy czas – powrót do dawnego życia jako nieco inna osoba, mierzenie się z licznymi wyzwaniami i układanie na nowo swojego świata.

Pomyślałam, że warto podzielić się z Tobą moimi refleksjami. Dlatego opowiem trochę o tym, jak przygotowywałam się do powrotu, czego się spodziewałam i czym przywitała mnie rzeczywistość. Jeśli ten powrót czeka Cię w niedługiej perspektywie, prawdopodobnie znajdziesz tutaj odpowiedzi na wiele swoich obaw. Bo wbrew pozorom, większość z nas obawia się podobnych scenariuszy.

Dramatyczne początki

Pierwszy tydzień był naprawdę trudny. Synkowi ewidentnie bardzo trudno było się ze mną rozstawać. Widziałam, że zupełnie nie rozumie, co się dzieje – choć przecież przerabialiśmy moje wyjścia wiele razy i zostawał z innymi osobami niż tylko mój mąż. Niezwykłe było, że gdy tylko zaczynała się zbliżać godzina mojego wyjścia z mieszkania, mały Koala uwieszał się mojej nogi albo wdrapywał się na mnie, rozpaczliwie wczepiając się w moje ubranie drobnymi rączkami. Jakakolwiek próba postawienia go na podłodze czy zajęcia zabawą kończyła się dramatycznym wybuchem płaczu. Szybko się nauczyłam, że jeśli chcę umyć zęby przed wyjściem, to muszę to zrobić sporo wcześniej, zanim małemu włączy się tryb koali.

Wychodziłam z domu z ciężkim sercem. Z wyrzutami sumienia, że jak mogłam go zostawić. Że nie powinnam była „tak szybko” decydować się na powrót. Że przecież on jest taki malutki, że jest mu tak ciężko… Mogłam zaczekać, mogłam jeszcze się wstrzymać… Było mi trudno, a jednocześnie cieszyłam się, że robię kolejny krok i wracam do aktywności zawodowej. Nie muszę chyba dodawać, że to sprawiało, że miałam jeszcze większe wyrzuty sumienia.

W biurze nie myślałam tak często o moim małym Koali. Dużo się działo, dzięki czemu moja uwaga skupiała się na bieżących zadaniach i próbie odnalezienia się w nowych realiach. Postawiłam sobie też za cel, że nie będę „tą matką”, która ciągle gada o dziecku, pokazuje zdjęcia, itd. Wbrew pozorom, dzięki temu było mi chyba łatwiej.

Całe szczęście, że z każdym tygodniem było coraz lepiej, a moje wyjścia coraz mniej dramatyczne. Koala nadal się do mnie przykleja, jak tylko zbliża się godzina wyjścia do pracy, ale od paru dni nie ma już takiego płaczu i łatwej odwrócić jego uwagę. Ostatnio nawet zrobił mi „papa”. Wychodzi na to, że każde z nas powoli adaptuje się do nowej rzeczywistości.

Kondycja mojego mózgu

Jedną z moich większych obaw było, jak poradzę sobie z powrotem do dawnego zakresu zadań. Jakby nie patrzeć, stanowisko HR Managera to wymagająca rola w organizacji. Czy mój mózg wróci do siebie? Jak poradzę sobie z narzędziami, których tak dawno nie używałam? Czy sprostam wyzwaniom intelektualnym, jakie czekają mnie po powrocie? Jak odnajdę się w tym wszystkim po przerwie?

Postanowiłam dać sobie czas i nie oczekiwać od razu cudów. Wziąć rozbieg, zanim rzucę się w wir pracy. Na początku więcej słuchać i zbierać informacje, nim zacznę działać na wysokich obrotach. I to była bardzo słuszna strategia. Sam udział w różnych spotkaniach, przysłuchiwanie się temu, jak są prowadzone i co aktualnie dzieje się w firmie, było mega cenne. Z każdym tygodniem czułam, że wracam na stare tory. Że równie łatwo jak kiedyś zaczynają mi przychodzić do głowy pomysły, rozwiązania, odpowiedzi. Wierz mi, to bardzo przyjemne uczucie. Trochę jak powrót do dobrze znanego miejsca, powrót do siebie. Bardzo na to czekałam. A wisienką na torcie był moment, kiedy rozkminiłam, jak wyciągnąć interesujące mnie dane z gigantycznego raportu rekrutacji. Satysfakcja nie do opisania!

Nowa rzeczywistość

Gdybym miała krótko podsumować, jaka jest teraz moja nowa rzeczywistość, powiedziałabym, że po prostu inna. Co dokładnie się zmieniło? Na pewno mniej czasu spędzam z synkiem w domu. Rzadko możemy zjeść rodzinne śniadanie w ciągu tygodnia. Pewnie też wieczorami jestem bardziej zmęczona niż kiedyś. Choć może nie bardziej, a po prostu inaczej niż kiedyś.

Mimo wszystko, jest to dobra rzeczywistość. Choć mam mniej czasu dla siebie, to paradoksalnie więcej jest przestrzeni dla mnie. Pomijam oczywistości takie, jak robienie siku przy zamkniętych drzwiach czy możliwość spokojnego zjedzenia obiadu 😉 Chodzi mi bardziej o takie momenty, kiedy jestem sama ze swoimi myślami, kiedy mogę się nad czymś w spokoju zastanowić, gdy skupiam się na jednej rzeczy na raz. Dodatkowo dojazdy autem do biura także są czasem dla mnie. Uwielbiam jeździć autem sama, kiedy mogę śpiewać i słuchać radia na cały regulator. Wspaniale się wtedy relaksuję i przechodzę z trybu pracowego na domowy lub odwrotnie.

Bez wątpienia po powrocie do synka inaczej spędzamy wspólny czas. Mam wrażenie, że łatwiej mi się na nim skupiać, jestem cierpliwsza i czerpię z tego więcej przyjemności. Trochę tak jest, że kiedy coś w pewnym sensie tracimy, zaczynamy doceniać tego wartość. Dlatego weekendy są tak cudowne, lekkie i nasycam się wtedy wspólnymi chwilami. Ładuję baterie na kolejny tydzień.

Czyżby sielanka?

Szczerze mówiąc, przed powrotem nastawiałam się, że będzie bardzo, bardzo ciężko i było parę takich kryzysowych dla mnie momentów. Zdecydowanie mniej niż zakładałam, że będzie, ale nadal ten miesiąc był daleki od sielanki. Dlatego, jeśli mogę Ci coś poradzić, to chyba lepiej założyć, że to będzie trudny czas. Zaakceptować to i zaopiekować się swoimi emocjami, zadbać o siebie na różnych płaszczyznach.

Jeśli nadal martwisz się, czy Twój mózg poradzi sobie po powrocie, mogę z całą pewnością powiedzieć, że tak! Skoro mój sobie poradził, to dlaczego Twojemu miałoby się to nie udać? Tylko daj sobie i jemu czas. Choć może Ci się wydawać, że to oklepany frazes, to jedna z najmądrzejszych rad. Podobnie będzie z organizacją życia rodzinnego – po prostu będziesz potrzebowała czasu, by wypracować nowe sposoby działania. Nie bój się mówić o tym, że Ci ciężko i prosić o pomoc, angażować męża czy innych bliskich w kwestie logistyczne. Mi bardzo pomaga świadomość, że jesteśmy w tym wszystkim we dwoje. Bo każdy ciężar łatwiej dźwigać, kiedy rozkłada się na dwie osoby.

Ostatnia rada, która musi tutaj wybrzmieć, to NIE RÓB SOBIE WYRZUTÓW. Nie miej do siebie pretensji, że nie jesteś już 24/7 ze swoim maluchem. Lubię myśleć, że wychowuję mojego syna nie dla siebie, ale po to, by to on miał później dobre życie. I że samodzielność oraz niezależność od mamy bardzo mu się w przyszłości przyda 🙂 Poza tym mam mocne przekonanie, że najlepszą mamą jestem wtedy, kiedy jestem spełniona. Kiedy moje pragnienia i potrzeby są zaopiekowanie, a rozwój zawodowy stanowi jedną z takich potrzeb.

Mam nadzieję, że moje doświadczenie i przemyślenia okażą się dla Ciebie pomocne. Że pozwolą trochę oswoić ten lęk, który pojawia się na myśl o powrocie. Dacie sobie radę, jestem tego pewna!

Powodzenia!

29 listopada 2020 0 comment
3 FacebookTwitterPinterestEmail
  • 1
  • 2
  • 3
  • …
  • 5

ZAMÓW NEWSLETTER

ZAMÓW NEWSLETTER!

Znalazłaś ciekawe dla siebie tematy?

Koniecznie zamów mój newsletter!

Dzięki temu nie przegapisz żadnego wpisu :)

Dziękuję!

Pozostało jedynie wejść na swoją skrzynkę i potwierdzić zapis. Po tym już na pewno nic Cię nie ominie :)

.

Bądźmy w kontakcie

Facebook Instagram Linkedin Email

kategorie

  • Macierzyństwo (18)
  • Odskocznia (3)
  • Praca i rozwój (39)
  • Rozmowa kwalifikacyjna (10)

Archiwa

  • styczeń 2023
  • wrzesień 2022
  • lipiec 2022
  • marzec 2022
  • luty 2022
  • luty 2021
  • grudzień 2020
  • listopad 2020
  • październik 2020
  • wrzesień 2020
  • sierpień 2020
  • lipiec 2020
  • czerwiec 2020
  • maj 2020
  • kwiecień 2020
  • marzec 2020

Meta

  • Zaloguj się
  • Kanał wpisów
  • Kanał komentarzy
  • WordPress.org

mama.z.hr

mama.z.hr
Z małym opóźnieniem, ale przychodzę do Was z k Z małym opóźnieniem, ale przychodzę do Was z kolejnym omówionym pytaniem. 

Czasem, kiedy pod koniec rozmowy pojawia się temat oczekiwań finansowych kandydata, zdarza się, że rekruter zadaje pytanie dodatkowe. Czy podana przez Panią kwota jest negocjowalna? Innymi słowy - czy jesteś w stanie zejść ze swoich oczekiwań? 

Kiedy dokładnie pojawia się to pytanie? Jak je interpretować? To dobrze czy źle, że się pojawia? 

Przede wszystkim, jak chyba łatwo się domyślić, pytanie wskazuje od razu, że podane przez nas oczekiwania przekraczają zaplanowany na dane stanowisko budżet. Ale już druga i trzecia wskazówka, są bardziej optymistyczna - to przekroczenie nie jest raczej zbyt duże i musieliśmy zrobić dobre wrażenie i spodobać się pracodawcy, skoro pytają nas o możliwość negocjacji. 

Pamiętajmy, że rekruter w większości przypadków nie może ujawnić nam jakie są widełki na dane stanowisko. Dlatego posługuje się różnymi sugestiami i przesuwa ciężar mówienia o konkretnych kwotach na kandydatów. 

Co odpowiedzieć? 

To zależy jaka jest Twoja prawda - czy podałaś oczekiwania realne, czy lekko zawyżone? Czy jeśli otrzymasz nieco niższe wynagrodzenie, nadal będziesz zadowolona? Czy jednak po 2-3 miesiącach poczujesz frustrację i będziesz zdemotywowana, że zarabiasz mniej niż byś chciała, niż wyceniasz swoje kompetencje? Jaka kwota będzie dla Ciebie wciąż satysfakcjonujaca? Jaka jest Twoja granica negocjacji?

Zawsze zniechęcam moje Klientki do znacznego obniżania swoich oczekiwań, bo to zwykle nie kończy się dobrze. W ciągu paru miesięcy okazuje się zazwyczaj, że niższe wynagrodzenie idzie w parze z dużą odpowiedzialnością albo po prostu nie działa motywująco. Dlatego warto się 3x zastanowić, zanim się na to zdecydujecie. 

A jak Ty do tego podchodzisz? Negocjowałabyś czy jednak nie, wiedząc że to pewnie jedyna droga do uzyskania zatrudnienia w tej firmie?

Ps. Nadal trwają zapisy do grupy mastermind "Nowa praca na wiosnę"! Zapisz się, daj się przeprowadzić przez proces poszukiwań i znajdź swoją pracę marzeń! Link do zapisów w bio @mama.z.hr 

-
#rekrutacja #rozmowakwalifikacyjna #wynagrodzenie #negocjacje #praca #zmianapracy
Dlaczego mastermindy to moja ulubiona forma pracy Dlaczego mastermindy to moja ulubiona forma pracy z klientami? Bo łączy w sobie wszystko, co najlepsze ze szkoleń, warsztatów i pracy indywidualnej. Żadna inna formuła nie pozwala aż tak wiele wcisnąć w program, aż tak wiele podarować Uczestnikom. 

Kiedy uruchamiałam pierwszą grupę, nie ukrywam, że miałam sporo obaw. Tak, ja ekspertka w tym temacie, stresowałam się nie na żarty. Czy uda mi się to przeprowadzić tak dobrze, jak chciałam? Czy Uczestniczki otworzą się na tyle, by szczerze mówić o swoich potrzebach i perspektywach, żeby moje podpowiedzi mogły być adekwatne? Czy starczy nam na wszystko czasu? 

Jak się okazało, jak możecie przeczytać w opinii jednej z Uczestniczek, wszystko poszło bardzo dobrze. Uwielbiam energię takich kameralnych spotkań, kiedy ja mogę podzielić się swoim spojrzeniem i wiedzą, a pozostali wymieniają się uwagami i dają sobie wzmocnienie i wsparcie. Uwielbiam czytać potem, jak chodzą na rozmowy, jakie mają przemyślenia, jakie nowe pytania się pojawiają. Serce mi rośnie, jak One rosną w tym procesie. 

Dlatego, jeśli i Ty chcesz na wiosnę zdobyć nową pracę, z której będziesz czerpać satysfakcję, nie wahaj się i już dziś dołącz do grupy mastermind. Startujemy 18 marca i spotkania będą się odbywały w soboty, co 2 tygodnie. 

Dlaczego to tyle kosztuje? 
Program mastermindu przewiduje 5 spotkań na żywo, dwa audyty CV dopasowanego do wybranych przez Ciebie ofert pracy, materiały przygotowujące do rozmów rekrutacyjnych i 4 tygodnie wsparcia przez grupę Whatsapp po zakończeniu spotkań. To ogrom czasu i wartości, jakie oferuję Uczestniczkom. Jeśli jednorazowo to za duża kwota, daj znać i rozbijemy ją na raty. 

Masz jakieś pytania? Coś się zastanawia, wahasz się czy to dla Ciebie? Napisz w komentarzu, a chętnie odpowiem! 

---
#autopromocja #mastermind #szukaniepracy #nowapraca #zmianapracy #szkolenie #kurs #mamaszukapracy #mamawracadopracy #pomacierzynskim
Jak myślisz, czy rekrutacja prowadzona przez zewn Jak myślisz, czy rekrutacja prowadzona przez zewnętrzną agencję rekrutacyjną wygląda tak samo, jak proces realizowany w dziale HR firmy? Jakie mogą być różnice, jakie dodatkowe etapy? Jakimi kanałami tacy rekruterzy szukają kandydatów? A może zastanawiasz się, dlaczego w ogóle firmy korzystają z agencji, zamiast zatrudnić własnych rekruterów? 

Wiem, że dla wielu osób temat procesów rekrutacyjnych realizowanych przez agencję jest bardzo interesujący. Nie wszyscy mieli okazję brać udział w takich procesach, a znam i takie osoby, które bardzo długo nie odpowiadały w ogóle na ogłoszenia publikowane przez agencje z obawy, że ich CV trafi do niewłaściwej firmy lub do ich własnego pracodawcy. 

Dlatego zaprosiłam do rozmowy Olę @a_szpak która przez wiele lat pracowała w agencji rekrutacyjnej, żeby podzieliła się z Wami swoim doświadczeniem i odpowiedziała na najbardziej nurtujące pytania. 

Choć sama miałam krótki epizod pracy w agencji i współpracowałam z wieloma różnymi firmami rekrutacyjnymi, myślę, że nic nie może się równać z opowieścią z pierwszej ręki od tak doświadczonej jak Ola osoby. Dlatego tym bardziej jestem szczęśliwa, że udało mi się ją namówić! 

Jeśli macie jakieś pytania w tym temacie, które Was nurtują - napiszcie w komentarzu, już jutro wieczorem poproszę Olę o odpowiedź 😊

To co, widzimy się? 

---
#lajw #rekrutacja #agencjarekrutacyjna #szukaniepracy #rozmowakwalifikacyjna #zmianapracy #praca #hr
Pytanie przyszło od jednej z Was z kategorii "dzi Pytanie przyszło od jednej z Was z kategorii "dziwne". I od razu pomyślałam, że trzeba się nim zająć, bo ono wbrew pozorom wcale dziwne nie jest! A wiele mówi o Waszej sytuacji i szansach w danym procesie rekrutacyjnym.

Zastanów się chwilę - wiesz już, że każde pytanie w trakcie rekrutacji pada w jakimś celu. Osoba prowadząca spotkanie ma (w głowie lub na kartce) listę rzeczy, które chce sprawdzić lub dowiedzieć się o Tobie. Po co więc pyta o Twój udział w innych rekrutacjach? 

Zanim powiem Ci, jak to wygląda z mojej perspektywy, chwila na wspominki. 

Pierwszy raz usłyszałam to pytanie na praktykach. Były to bezpłatne praktyki w dziale rekrutacji dużego korpo. Spotkanie prowadziła dużo starsza ode mnie rekruterka - weteranka, można powiedzieć, bo pracowała tam od początku istnienia firmy. I ona to pytanie zadawała na każdym spotkaniu. Miała swoją tabelkę z pytaniami, jakie zadawała kandydatom i jedna z kolumn to było właśnie "inne rekrutacje".

Ja nie zadaję tego pytania na każdej rekrutacji, ale używam go chętnie. Sama jako kandydatka też wiele razy byłam o to pytana i praktycznie zawsze oznacza to, że dana osoba jest mocno brana pod uwagę w danym procesie. 

Dlaczego rekruterzy o to pytają? 
👉 Żeby wiedzieć czy muszą się spieszyć z decyzją - jeśli jesteś w innych procesach, a spodobałaś się nam, z dużym prawdopodobieństwem spodobasz się też w innych firmach. Jeśli chcemy Cię mieć na swoim pokładzie, musimy się spieszyć. 
👉 Żeby ocenić, jak mocno Ty rozważasz danego pracodawcę i jak zaawansowane są Twoje działania w kierunku zmiany pracy. 

Jeśli więc usłyszysz takie pytanie na rozmowie, możesz uśmiechnąć się do siebie, bo najprawdopodobniej zrobiłaś dobre wrażenie. Jeżeli rozmawiasz z firmą swoich marzeń, powiedz że bierzesz udział, ale to praca w tej firmie jest dla Ciebie najbardziej atrakcyjna. Jeśli nie jest to firma marzeń - zdecyduj, jaki komunikat chcesz przekazać. Moim zdaniem warto powiedzieć, że masz inne opcje na stole. Może dzięki temu przyspieszy to tryby machiny jaką jest uzyskanie zgody na zatrudnienie 😉 

I co teraz myślisz o tym pytaniu? Jaka odpowiedź będzie najlepsza dla Ciebie? 

-
#narekrutacji #praca #rozmowakwalifikacyjna
Rzadko pokazuję się tutaj tak bardzo prywatnie, Rzadko pokazuję się tutaj tak bardzo prywatnie, ale ostatnio mam poczucie, że wciąż pędzę. Odhaczam kolejne rzeczy z listy, ustalam kolejne projekty, nawiązuję współprace i rozpisuję programy szkoleń... A wieczorem, gdy mam wreszcie chwilę dla siebie, padam na nos i nie starcza mi sił na coś konstruktywnego. 

Dlatego dzisiaj, przy okazji piątku, pogadajmy dla odmiany o tych drobnych przyjemnościach, które ładują nasze baterie! 

Dla mnie to na przykład takie wyjście jak dziś do fryzjera, choć z p. Beatą i tak dużo o dzieciach rozmawiamy, to przynajmniej są to rozmowy bez dzieci w tle 🤣 ogólnie to chyba każde wyjście do fajnych ludzi dobrze na mnie działa. Czasami nawet paczkomat potrafi poprawić mi humor i myślę, że nie jestem w tym odosobniona 😅

Od niedawna wciągnęłam się też znowu w grę na konsoli! Jako fanka Harrego Pottera, nie mogłam nie zakochać się w grze Hogwarts' Legacy - więc kiedy tylko dzieci zasną o przyzwoitej porze, ja delektuję się światem pełnym magii. 

Ładuje mnie też muzyka - przy muzyce sprzątam i składam pranie, ale najbardziej uwielbiam jeździć sama autem i na cały głos śpiewać ulubione kawałki 😁 i dobre jedzenie też mnie cieszy. Nie da się ukryć, że kocham jeść 😉 a szczególnie, gdy ktoś zrobi to jedzenie dla mnie ❤️

A co ładuje Twoje baterie? Co pomaga Ci się zresetować? Co daje Ci przyjemność w tym pełnym obowiązków macierzyńskim świecie? 
Jestem bardzo ciekawa Waszych sposobów na zatroszczenie się o sobie. 

---
#przyjemność #jestemmama #relaks #macierzyństwo #drobneprzyjemności #ładowaniebaterii
Nie chcesz wracać na etat po przerwie związanej Nie chcesz wracać na etat po przerwie związanej z macierzyństwem? Marzysz o tym, by realizować się "na swoim"? Masz dosyć sztywnych godzin pracy i wykonywania pracy dla kogoś? Masz pomysł na biznes, ale boisz się przejść do realizacji? 

Na początku każdej drogi jest wiele znaków zapytania, wiele obaw i niepewności. A gdybym powiedziała Ci, że większość z nich można łatwo rozwiać, jeśli ma się odpowiednie wsparcie? Że jeśli ten ogromny projekt, jakim jest marzenie o swoim biznesie można podzielić na małe, łatwiej osiągalne kroki?

Kiedy ruszałam ze swoją działalnością, bardzo doskwierała mi samotność i to, że nie miałam się z kim skonsultować - choćby po to, by wymienić myśli czy zobaczyć swoje pomysły innymi oczami. Zdecydowanie brakowało mi też wiedzy, jak działać, by szybko zobaczyć efekty. Dlatego wspólnie z @gosia.galbas stworzyłyśmy program mentoringowy "Mama ma biznes", w którym pomożemy innym Mamom na tym początkowym etapie wystartować z własnymi biznesami. 

Program, jaki przygotowałyśmy: 
💜 Spotkanie I- Analiza Twojego pomysłu 
💜 Spotkanie II - Twoje umiejętności oraz mocne strony
💜 Spotkanie III - Ocena rynku oraz analiza konkurencji
💜 Spotkanie IV - Mój klient - z kim chcę współpracować, jak ma wyglądać i gdzie go znajdę?
💜 Spotkanie V - Forma działalności i narzędzia 
💜 Spotkanie VI - Plan na biznes 

Chcesz do majówki mieć konkretnie określoną strategię na swój biznes? Dołącz do Mastermindu "Mama ma biznes" i rozwiń skrzydła, prowadząc swoją działalność! 

Co jeszcze Cię powstrzymuje? Zapisz się do programu używając linka zamieszczonego w bio @mama.z.hr 

Pamiętaj, że koszt udziału możesz podzielić na raty i nie musisz ponosić go w całości na początku. 

To co, zaczynamy pracę nad Twoim biznesem? 

---
#biznesonline #wlasnybiznes #naswoim #pomacierzynskim #mamamabiznes #jestemmama #mamapracuje
Zobacz więcej Obserwuj mmie na Instagramie
  • POLITYKA PRYWATNOŚCI STRONY MAMAZHR.PL

@2019 - 2022 Mama z HR. Wszelkie prawa zastrzeżone


Back To Top
Mama z HR
  • STRONA GŁÓWNA
  • O MNIE
  • OFERTA
  • MOJA KSIĄŻKA
  • BLOG
  • SKLEP
  • KONTAKT

Shopping Cart

Close

Brak produktów w koszyku.

Close