Mama z HR
  • STRONA GŁÓWNA
  • O MNIE
  • OFERTA
  • MOJA KSIĄŻKA
  • BLOG
  • SKLEP
  • KONTAKT
  • 0
Monthly Archives

listopad 2020

Praca i rozwój

Refleksje po powrocie do pracy – pierwsze cztery tygodnie za mną

by asia 29 listopada 2020

Aż nie mogę uwierzyć, że minęły już cztery tygodnie, odkąd wróciłam do pracy. Nie wiem, jak Tobie, ale mi się wydawało, że dni na macierzyńskim leciały strasznie szybko. Ten pierwszy rok bycia mamą upłynął w niesamowitym tempie… A tu nagle okazało się, że dni mogą mijać jeszcze szybciej! Nie wiem, jak to możliwe! To wyjątkowy czas – powrót do dawnego życia jako nieco inna osoba, mierzenie się z licznymi wyzwaniami i układanie na nowo swojego świata.

Pomyślałam, że warto podzielić się z Tobą moimi refleksjami. Dlatego opowiem trochę o tym, jak przygotowywałam się do powrotu, czego się spodziewałam i czym przywitała mnie rzeczywistość. Jeśli ten powrót czeka Cię w niedługiej perspektywie, prawdopodobnie znajdziesz tutaj odpowiedzi na wiele swoich obaw. Bo wbrew pozorom, większość z nas obawia się podobnych scenariuszy.

Dramatyczne początki

Pierwszy tydzień był naprawdę trudny. Synkowi ewidentnie bardzo trudno było się ze mną rozstawać. Widziałam, że zupełnie nie rozumie, co się dzieje – choć przecież przerabialiśmy moje wyjścia wiele razy i zostawał z innymi osobami niż tylko mój mąż. Niezwykłe było, że gdy tylko zaczynała się zbliżać godzina mojego wyjścia z mieszkania, mały Koala uwieszał się mojej nogi albo wdrapywał się na mnie, rozpaczliwie wczepiając się w moje ubranie drobnymi rączkami. Jakakolwiek próba postawienia go na podłodze czy zajęcia zabawą kończyła się dramatycznym wybuchem płaczu. Szybko się nauczyłam, że jeśli chcę umyć zęby przed wyjściem, to muszę to zrobić sporo wcześniej, zanim małemu włączy się tryb koali.

Wychodziłam z domu z ciężkim sercem. Z wyrzutami sumienia, że jak mogłam go zostawić. Że nie powinnam była „tak szybko” decydować się na powrót. Że przecież on jest taki malutki, że jest mu tak ciężko… Mogłam zaczekać, mogłam jeszcze się wstrzymać… Było mi trudno, a jednocześnie cieszyłam się, że robię kolejny krok i wracam do aktywności zawodowej. Nie muszę chyba dodawać, że to sprawiało, że miałam jeszcze większe wyrzuty sumienia.

W biurze nie myślałam tak często o moim małym Koali. Dużo się działo, dzięki czemu moja uwaga skupiała się na bieżących zadaniach i próbie odnalezienia się w nowych realiach. Postawiłam sobie też za cel, że nie będę „tą matką”, która ciągle gada o dziecku, pokazuje zdjęcia, itd. Wbrew pozorom, dzięki temu było mi chyba łatwiej.

Całe szczęście, że z każdym tygodniem było coraz lepiej, a moje wyjścia coraz mniej dramatyczne. Koala nadal się do mnie przykleja, jak tylko zbliża się godzina wyjścia do pracy, ale od paru dni nie ma już takiego płaczu i łatwej odwrócić jego uwagę. Ostatnio nawet zrobił mi „papa”. Wychodzi na to, że każde z nas powoli adaptuje się do nowej rzeczywistości.

Kondycja mojego mózgu

Jedną z moich większych obaw było, jak poradzę sobie z powrotem do dawnego zakresu zadań. Jakby nie patrzeć, stanowisko HR Managera to wymagająca rola w organizacji. Czy mój mózg wróci do siebie? Jak poradzę sobie z narzędziami, których tak dawno nie używałam? Czy sprostam wyzwaniom intelektualnym, jakie czekają mnie po powrocie? Jak odnajdę się w tym wszystkim po przerwie?

Postanowiłam dać sobie czas i nie oczekiwać od razu cudów. Wziąć rozbieg, zanim rzucę się w wir pracy. Na początku więcej słuchać i zbierać informacje, nim zacznę działać na wysokich obrotach. I to była bardzo słuszna strategia. Sam udział w różnych spotkaniach, przysłuchiwanie się temu, jak są prowadzone i co aktualnie dzieje się w firmie, było mega cenne. Z każdym tygodniem czułam, że wracam na stare tory. Że równie łatwo jak kiedyś zaczynają mi przychodzić do głowy pomysły, rozwiązania, odpowiedzi. Wierz mi, to bardzo przyjemne uczucie. Trochę jak powrót do dobrze znanego miejsca, powrót do siebie. Bardzo na to czekałam. A wisienką na torcie był moment, kiedy rozkminiłam, jak wyciągnąć interesujące mnie dane z gigantycznego raportu rekrutacji. Satysfakcja nie do opisania!

Nowa rzeczywistość

Gdybym miała krótko podsumować, jaka jest teraz moja nowa rzeczywistość, powiedziałabym, że po prostu inna. Co dokładnie się zmieniło? Na pewno mniej czasu spędzam z synkiem w domu. Rzadko możemy zjeść rodzinne śniadanie w ciągu tygodnia. Pewnie też wieczorami jestem bardziej zmęczona niż kiedyś. Choć może nie bardziej, a po prostu inaczej niż kiedyś.

Mimo wszystko, jest to dobra rzeczywistość. Choć mam mniej czasu dla siebie, to paradoksalnie więcej jest przestrzeni dla mnie. Pomijam oczywistości takie, jak robienie siku przy zamkniętych drzwiach czy możliwość spokojnego zjedzenia obiadu 😉 Chodzi mi bardziej o takie momenty, kiedy jestem sama ze swoimi myślami, kiedy mogę się nad czymś w spokoju zastanowić, gdy skupiam się na jednej rzeczy na raz. Dodatkowo dojazdy autem do biura także są czasem dla mnie. Uwielbiam jeździć autem sama, kiedy mogę śpiewać i słuchać radia na cały regulator. Wspaniale się wtedy relaksuję i przechodzę z trybu pracowego na domowy lub odwrotnie.

Bez wątpienia po powrocie do synka inaczej spędzamy wspólny czas. Mam wrażenie, że łatwiej mi się na nim skupiać, jestem cierpliwsza i czerpię z tego więcej przyjemności. Trochę tak jest, że kiedy coś w pewnym sensie tracimy, zaczynamy doceniać tego wartość. Dlatego weekendy są tak cudowne, lekkie i nasycam się wtedy wspólnymi chwilami. Ładuję baterie na kolejny tydzień.

Czyżby sielanka?

Szczerze mówiąc, przed powrotem nastawiałam się, że będzie bardzo, bardzo ciężko i było parę takich kryzysowych dla mnie momentów. Zdecydowanie mniej niż zakładałam, że będzie, ale nadal ten miesiąc był daleki od sielanki. Dlatego, jeśli mogę Ci coś poradzić, to chyba lepiej założyć, że to będzie trudny czas. Zaakceptować to i zaopiekować się swoimi emocjami, zadbać o siebie na różnych płaszczyznach.

Jeśli nadal martwisz się, czy Twój mózg poradzi sobie po powrocie, mogę z całą pewnością powiedzieć, że tak! Skoro mój sobie poradził, to dlaczego Twojemu miałoby się to nie udać? Tylko daj sobie i jemu czas. Choć może Ci się wydawać, że to oklepany frazes, to jedna z najmądrzejszych rad. Podobnie będzie z organizacją życia rodzinnego – po prostu będziesz potrzebowała czasu, by wypracować nowe sposoby działania. Nie bój się mówić o tym, że Ci ciężko i prosić o pomoc, angażować męża czy innych bliskich w kwestie logistyczne. Mi bardzo pomaga świadomość, że jesteśmy w tym wszystkim we dwoje. Bo każdy ciężar łatwiej dźwigać, kiedy rozkłada się na dwie osoby.

Ostatnia rada, która musi tutaj wybrzmieć, to NIE RÓB SOBIE WYRZUTÓW. Nie miej do siebie pretensji, że nie jesteś już 24/7 ze swoim maluchem. Lubię myśleć, że wychowuję mojego syna nie dla siebie, ale po to, by to on miał później dobre życie. I że samodzielność oraz niezależność od mamy bardzo mu się w przyszłości przyda 🙂 Poza tym mam mocne przekonanie, że najlepszą mamą jestem wtedy, kiedy jestem spełniona. Kiedy moje pragnienia i potrzeby są zaopiekowanie, a rozwój zawodowy stanowi jedną z takich potrzeb.

Mam nadzieję, że moje doświadczenie i przemyślenia okażą się dla Ciebie pomocne. Że pozwolą trochę oswoić ten lęk, który pojawia się na myśl o powrocie. Dacie sobie radę, jestem tego pewna!

Powodzenia!

29 listopada 2020 0 comment
3 FacebookTwitterPinterestEmail
MacierzyństwoPraca i rozwój

Lęk przed powrotem do pracy – jak go oswoić?

by asia 25 listopada 2020

Wizja końca przerwy macierzyńskiej czy wychowawczej zawsze wzbudza wiele emocji. Jedne z nas witają ją z ulgą i ekscytacją, dla innych wiąże się z tym wiele obaw i niepokoju. Właśnie dla tych z Was, które martwią się powrotem do pracy, powstał ten tekst.

Celowo nie piszę o pokonywaniu tego lęku czy radzeniu sobie z nim. Chcę Cię w ten sposób zachęcić do wsłuchania się w siebie. Do podjęcia próby oswojenia trudnych emocji i strasznych scenariuszy, które rysują się w Twojej głowie. No to, co – jesteś gotowa na oswajanie lęku?

Skąd się bierze lęk i o czym nam mówi?

Pewnie nie spodziewałabyś się po mnie takiego tekstu, ale wyobraź sobie życie człowieka prehistorycznego. Jaskinie, dzikie zwierzęta i ogólnie czyhające wszędzie niebezpieczeństwa. Jak udało nam się przetrwać? Między innymi dzięki umiejętności przewidywania zagrożeń. Analiza sytuacji i właśnie przewidywanie – co może się wydarzyć, jak na to zareagować, jak można się przygotować – pozwoliły gatunkowi ludzkiemu poradzić sobie nawet w tak trudnych warunkach.

Oczywiście upraszczam. Na to nasze przetrwanie wpłynęło wiele czynników. Jestem jednak przekonana, że to, o czym piszę także miało w tym swój udział.

Czasy się zmieniły, rodzaje niebezpieczeństw i zagrożeń również, ale nasze mózgi już nie tak bardzo. Nadal chcą nas chronić za wszelką cenę. Lęk jest właśnie jednym z mechanizmów obronnych, które pierwotnie miały tak właśnie działać. Sygnalizować ryzyka, skłaniać nas do rozwagi i uważności.

Dlatego kiedy czujesz lęk, oznacza to, że Twój mózg chce Ci powiedzieć coś bardzo ważnego. Że przewiduje jakieś zagrożenie. Im bardziej będziesz tłumić to uczucie, tym mocniej będzie do Ciebie wracało. Może to objawiać się na różne sposoby – problemami ze snem, rozdrażnieniem, objawami na poziomie ciała albo w jeszcze inny sposób. Najlepsze rozwiązanie w takiej sytuacji to zatrzymać się i zastanowić, o co tak naprawdę chodzi. Przed czym Twój mózg chce Cię ochronić? Kiedy już odpowiesz sobie na to pytanie, nie zatrzymuj się. Szukaj głębiej.

Rozłóż go na czynniki pierwsze

Łatwo jest poprzestać na jednej odpowiedzi, tej najłatwiej dostępnej, która pierwsza przychodzi do głowy. Z doświadczenia wiem jednak, że prawdziwe skarby ukryte są głębiej. Kolejne pytania, które mogą Ci pomóc dotrzeć do sedna to:
Czego dokładnie się boisz?
Jaki scenariusz najbardziej Cię przeraża?
Co najgorszego może się wydarzyć po Twoim powrocie?

Stań oko w oko z tym lękiem i przyjrzyj mu się dokładnie. Możesz go nawet gdzieś zapisać lub narysować. Wiesz już, że to mechanizm, który ma Cię chronić i pomóc przetrwać, dlatego nie musisz przed nim uciekać. Może się wydawać, że kiedy te obawy wyjdą na światło dzienne, trudniej będzie się z nimi zmierzyć. Że to będzie bolesne, nieprzyjemne doświadczenie. Jest takie powiedzenie – „Strach ma wielkie oczy„, na pewno je znasz. Moim zdaniem jest ono bardzo prawdziwe.

To trochę jak z dzieckiem, które boi się, że pod jego łóżkiem jest potwór. Najlepszy sposób na rozprawienie się z tym lękiem, to poświecić tam latarką. Dopiero, kiedy zobaczysz, co znajduje się pod łóżkiem – czyli na czym dokładnie opierają się Twoje obawy, będziesz mogła sobie z nimi poradzić. Wtedy dopiero będziesz mogła zaplanować sobie sposób reagowania, działania. Będziesz wymyślać rozwiązania dla problemów, które mogą się pojawić. I co ciekawe – poczujesz większy spokój. Bo wsłuchując się w swój lęk, dając mu szansę wybrzmieć, oswajasz go. Dopuszczasz do głosu, a tym samym uwalniasz swój mózg od ciągłego wałkowania tego tematu.

Najczęstsze obawy

Zakres obaw, jakie nękają nas przed powrotem jest zwykle bardzo szeroki. Od klasycznego „nie poradzę sobie„, „nic już nie pamiętam„, przez stres związany z oddaniem dziecka do żłobka/przedszkola czy zostawieniem go pod opieką innych osób, aż po obawy dotyczące logistyki lub małej ilości czasu, jaki będziesz mogła spędzać z maluchem. Każda z nich może Cię przerażać, przytłaczać, blokować… W tym tekście (KLIK) znajdziesz rady innych mam, które już wróciły – może będą dla Ciebie inspiracją.

To, czego możesz być pewna, to że będzie Ci na początku ciężko. Jak w każdej zmianie – bo zmiany mają to do siebie, że wymagają od nas znalezienia nowego podejścia, nowego sposobu działania. Zdefiniowania nas samych na nowo. Kiedy już się zaadaptujesz, będzie coraz łatwiej. Pamiętasz, jak na początku, przy pierwszym dziecku, wszystko wydawało się czarną magią? Jak stresowałaś się każdym kichnięciem malucha, tym czy dobrze trzymasz go do odbicia, czy na pewno nie jest mu za zimno na spacerze? Założę się, że teraz większość tych obaw wspominasz z uśmiechem. Podobnie będzie z powrotem do pracy. Bo czarne scenariusze, jakie kreują nasze mózgownice rzadko się sprawdzają. Na szczęście 🙂

Ostatnia rada

Na koniec mam jeszcze taką myśl. Kiedy Twoja przyjaciółka chce Ci się zwierzyć, to zwykle nie bagatelizujesz tego, co mówi, prawda? Potraktuj więc siebie tak, jak swoją najlepszą przyjaciółkę! Daj sobie czas, okaż troskę i zrozumienie, jakie okazałabyś bliskiej osobie. Przecież Ty też na to zasługujesz. Na wszystko, co najlepsze!

Pamiętaj też, że jeśli obawy Cię przytłaczają, warto sięgać po pomoc. Możesz poszukać wsparcia w pomocy psychologicznej lub w terapii. Ja także pomagam oswajać lęk podczas sesji coachingowych – jeśli czujesz, że przydałoby Ci się takie wsparcie, napisz do mnie.

fot. Unsplash

25 listopada 2020 0 comment
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Rozmowa kwalifikacyjna

Zawód: rekruter, cz. 2. – bardziej i mniej znane metody selekcji

by asia 11 listopada 2020

O pracy rekrutera trochę już pisałam wcześniej (KLIK), ale myślę, że opowiedziałam zaledwie o niewielkiej jej części. Wachlarz zadań i tematów, jakie przechodzą przez ręce rekrutera jest bardzo różnorodny, a specyfika tej pracy mega ciekawa. Ciekawa trochę też dlatego, że nadal owiana nimbem tajemniczości. Moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie. Dlatego postanowiłam, że trochę będę oswajać Wam rekruterów i rekrutacje – bo przecież, jak ciągle powtarzam na Instagramie, rekruter też człowiek!

Dzisiaj opowiem o tym, jakimi narzędziami posługują się rekruterzy i jakich metod rekrutacji można się po nas spodziewać.

Nieznane oblicze selekcji CV

Najlepiej chyba znana część pracy rekrutera to właśnie selekcja CV. Pierwszą robimy po około tygodniu, czasem dwóch, od publikacji ogłoszenia. Jak pisałam tutaj (KLIK) bardzo pomagają nam w tym systemy ATS i dzięki nim proces ten przebiega dużo sprawniej. Korzystając z opcji filtrowania już na początku możemy skoncentrować naszą uwagę na kandydatach spełniających wstępne kryteria.

Zazwyczaj przeglądanie życiorysów i wybór odpowiednich aplikacji trwa kilka dni, w zależności od tego, ile ich otrzymaliśmy. Nie wszyscy jednak wiedzą, że te, które wstępnie pasują do stanowiska przekazujemy menedżerom, bo to do nich należy finalna decyzja, kogo zaprosimy na spotkanie. Tutaj już upada pierwszy mit, że to właśnie rekruter staje na drodze do Twojego sukcesu rekrutacyjnego 😉

Menedżerowie potrzebują zazwyczaj od kilku do kilkunastu dni na zapoznanie się z wybranymi przez nas aplikacjami. Po uzyskaniu informacji zwrotnej, często z dodatkowymi wskazówkami, na jakie umiejętności/kwalifikacje zwrócić uwagę podczas czytania życiorysów, kontynuujemy selekcję lub umawiamy już pierwsze spotkania.

Pierwszy kontakt

Kontakt telefoniczny z kandydatami zazwyczaj od razu ma na celu umówienie terminu rozmowy kwalifikacyjnej. Jeśli uda nam się ustalić dogodną dla wszystkich uczestników datę spotkania, wysyłamy jeszcze mailowe potwierdzenie ze szczegółami gdzie i kiedy się zobaczymy.

Czasami jednak pojawia się potrzeba, by na etapie tej pierwszej rozmowy zadać już dodatkowe pytania kandydatom. Czyli przeprowadzić taki wstępny wywiad. Ma to miejsce, gdy musimy przed spotkaniem zweryfikować kluczowe dla nas informacje lub kompetencje. Może to być znajomość języka na odpowiednim poziomie, dostępność do podjęcia nowej pracy czy zainteresowanie określoną formą współpracy, jak umowa na czas zastępstwa lub umowa zlecenie. Jeśli ktoś przykładowo nie doczytał w ogłoszeniu, że poszukujemy pracownika na czas określony, związany z czasową nieobecnością innej osoby (dawniej umowa na zastępstwo), a taka forma współpracy zupełnie mu nie odpowiada, to nie ma sensu spotykać się osobiście.

Crème de la crème czyli rozmowy kwalifikacyjne

Spotkania z kandydatami to zdecydowanie moja ulubiona część pracy rekrutera. Zwłaszcza dlatego, że to najbardziej różnorodny etap. Choć takich rozmów przeprowadziłam już kilka tysięcy, nie było dwóch takich samych. Spotkania te mogą mieć różną formę – teraz coraz częściej odbywają się w wersji online. Różna bywa też liczba uczestników po stronie pracodawcy. Czasami, chcąc skumulować kilka etapów (rozmowa HR, rozmowa z potencjalnym szefem, rozmowa z ekspertem technicznym i przełożonym wyższego szczebla), może być ich całkiem sporo. Wtedy też największym wyzwaniem jest znalezienie dogodnego dla wszystkich terminu.

Warto wspomnieć, że do każdego spotkania musimy się przygotować. Zawsze kiedy prowadzę rekrutację na nowe, nieznane wcześniej stanowisko lub dla nowego menedżera, z którym jeszcze nie pracowałam, to przygotowanie zajmuje mi więcej czasu. Im lepiej znam profil poszukiwanej osoby i oczekiwania potencjalnego przełożonego, tym mniej czasu na to potrzebuję. To dodatkowy powód, dlaczego dobrze sprawdza się przypisywanie rekruterów na stałe do obszarów, o czym wspominałam w poprzednim tekście (KLIK).

Za każdym razem niezbędne jest oczywiście zapoznanie się z CV kandydata i przeanalizowanie, o co powinniśmy go zapytać. W zależności od posiadanego doświadczenia i profilu kandydata, moje pytania i sposób prowadzenia rozmowy mogą się nieco zmieniać. Zamiast sztywnego skryptu, preferuję podążanie za kandydatem, by jak najlepiej go poznać i sprawdzić, na ile pasuje do stanowiska i firmy. To także sprawia, że jest ciekawiej!

Rodzaje wywiadów

Czego można spodziewać się podczas rozmowy kwalifikacyjnej? Standardem jest oczywiście wywiad biograficzny, czyli oparty o to, co kandydat opisał w swoim CV. Niezbędne jest uzyskanie informacji, jak wyglądał przebieg zatrudnienia, zakresy obowiązków na poszczególnych stanowiskach i powody rozstania z wcześniejszymi pracodawcami. Dlaczego pytamy o to, co jest napisane w życiorysie? Powodów jest kilka, ale najważniejszy z nich to to, że zwykle opisy są dosyć krótkie i lakoniczne, a rozmowa na dany temat daje szansę pozyskania dodatkowych informacji. Często też wiele można wywnioskować z samego sposobu mówienia kandydatów – tonu głosu, pojawiającej się nagle nerwowości czy używanych sformułowań. Dla przykładu, kiedy kandydat ciągle mówi w liczbie mnogiej – „robiliśmy”, „przygotowywaliśmy”, „analizowaliśmy”, to dla mnie jasny sygnał, żeby dopytać bardziej o jego rolę w zespole i samodzielność.

Drugim sposobem prowadzenia rozmowy jest wywiad kompetencyjny. Jego celem jest nie tylko dowiedzenie się, jakie kandydat ma doświadczenia, ale także w jaki sposób działa, podejmuje decyzje i jakimi kompetencjami miękkimi się wykazuje. Jak ro wygląda w praktyce? Wyobraź sobie proces rekrutacji na stanowisko w obsłudze klienta. Jedną z kompetencji, jaką zawsze w takim procesie badamy jest umiejętność radzenia sobie podczas rozmów z tzw. trudnymi klientami. Takimi, którzy są nieuprzejmi, krzyczą lub w jakiś jeszcze inny sposób zachowują się nie w porządku. Podczas wywiadu kompetencyjnego odwoływałabym się do wcześniejszych doświadczeń pytając jaki rodzaj klienta sprawiał do tej pory kandydatowi trudność. Poprosiłabym o przywołanie konkretnej sytuacji, w której mierzył się z trudnym klientem i szczegółowy opis tego, jak sobie wtedy poradził. Na tej podstawie będę mogła wyciągnąć wnioski, na ile sposób działania tego kandydata jest zbieżny z tym, jak chcemy traktować klientów w firmie, dla której pracuję.

Dodatkowe metody rekrutacyjne

W wielu, zwłaszcza dużych, firmach poza wywiadami stosowane są dodatkowe metody rekrutacyjne. Dlaczego po nie sięgamy? Każdy taki dodatkowy element procesu przynosi dużo nowych informacji na temat kompetencji kandydata. Im bardziej odpowiedzialne stanowisko, tym więcej może być etapów.

Testy rekrutacyjne

Często oprócz spotkania mogą pojawić się różnego rodzaju testy, np. zdolności analitycznych czy testy wiedzy branżowej. Te drugie często stosowane są na stanowiskach technicznych, ale czasem także w HR – np. sprawdzające znajomość prawa pracy. Wielu pracodawców stosuje testy w wersji online, ale w przypadku testów wiedzy lepiej sprawdza się jednak wersja papierowa, wykonywana w biurze pracodawcy. Ta forma daje większą pewność, że kandydat uzupełnia test samodzielnie i bez pomocy dydaktycznych.

Testy osobowości czy predyspozycji osobowościowych zdarzają się dużo rzadziej. Ja nie jestem fanką ich stosowania w większości procesów rekrutacyjnych, ponieważ ich trafność rekrutacyjna nie jest dla mnie wystarczająco wysoka. Moim zdaniem nie jest też do końca możliwe określenie idealnego profilu osobowościowego na danym stanowisku.

Assessment Center

Oddzielną kategorią narzędzi do weryfikacji kompetencji kandydatów są sesje Assessment Center (AC). Taka sesja to zwykle kilkugodzinne spotkanie, podczas którego kandydaci wykonują określone zadania indywidualne i grupowe. Zadania są zwykle totalnie oderwane od realiów stanowiska, co ma to głębszy sens. Ich celem jest bowiem diagnoza uniwersalnych kompetencji niezbędnych potencjalnemu pracownikowi, a nie badanie jak dużo kandydat wie na dany temat czy jakie ma schematy postępowania w pracy.

Oprócz uczestników na sesji pojawiają się także wykwalifikowani asesorzy, czyli obiektywni sędziowie, którzy przyglądają się zachowaniom kandydatów i oceniają poziom posiadanych przez nich kompetencji. Warto dodać, że spośród wszystkich metod rekrutacji i selekcji, ta wyróżnia się najwyższą trafnością. To znaczy, że wnioski wyciągnięte na podstawie AC są zazwyczaj dużo bliżej prawdy niż te, które wyciągamy na bazie wywiadów.

Próbki pracy

Ostatnie narzędzie, o którym chcę wspomnieć to próbki pracy. W przypadku niektórych stanowisk istotne jest zobaczyć kandydata „w akcji” jeszcze zanim zaprosimy go do współpracy. Zazwyczaj w takiej sytuacji kandydat otrzymuje zadanie bardzo zbliżone do tego, czym miałby się zajmować na co dzień na danym stanowisku. Może to być wykonanie jakiejś analizy danych, przygotowanie prezentacji na jakiś temat, przeprowadzenie negocjacji handlowych czy zakupowych, itp.

W mojej ocenie powinny to być zadania skrojone konkretnie pod proces rekrutacji, a nie takie, które pracodawca mógłby wykorzystać bez wiedzy kandydata. Taka forma weryfikacji kompetencji jest jedną z moich ulubionych, ponieważ pokazuje bardzo dokładnie, czego potem możemy od takiej osoby oczekiwać. Myślę, że z perspektywy kandydata też jest to wartościowy etap. Zdarzyło mi się kilka razy, że kandydat po otrzymaniu takiego zadania w ramach próbki pracy zrezygnował, mówiąc, że jeśli na tym ma polegać jego praca to jednak nie będzie zainteresowany. Dobrze, że na takim etapie, a nie w trakcie okresu próbnego.

Co dalej?

Na samym spotkaniu nasza rola się nie kończy. Poza tym, że w trakcie robimy notatki, by lepiej pamiętać odpowiedzi kandydatów, często też po rozmowie piszemy krótkie podsumowania. Dzięki temu, jeśli po kilku miesiącach potrzebuję odszukać informacje o przebiegu spotkania, mogę to zrobić w bardzo łatwy sposób. Przydaje się to kiedy np. musimy ponownie otworzyć rekrutację na takie samo stanowisko, a ja chcę sobie przypomnieć czy mieliśmy innych mocnych kandydatów, niż ten finalnie zatrudniony. Oczywiście robimy taki tylko w przypadku kandydatów, którzy wyrazili odpowiednią zgodę na przetwarzanie ich danych osobowych. RODO na pierwszym miejscu 🙂

Oczywiście rolą rekrutera jest także informowanie kandydatów o wynikach procesu rekrutacji oraz składanie ofert pracy wybranym osobom. O tym jednak opowiem więcej w kolejnym tekście 😉

11 listopada 2020 0 comment
3 FacebookTwitterPinterestEmail
Rozmowa kwalifikacyjna

Jak wybrać strój na rozmowę kwalifikacyjną?

by asia 4 listopada 2020

Kiedy spotykamy się z rekruterem, pierwsze wrażenie mamy okazję zrobić tylko raz, tylko przez pierwszych kilka sekund. Ważnym elementem tego pierwszego wrażenia jest właśnie strój. Właściwie dobrany będzie wzmacniał nasz wizerunek jako profesjonalistów. W niektórych sytuacjach może jednak wpłynąć negatywnie na ocenę naszej kandydatury.

Na co zwrócić uwagę, czego unikać? Kiedy założyć garnitur/garsonkę, a kiedy można przyjść w trampkach?

Ubranie wysyła wiadomość

Dlaczego strój jest tak ważnym elementem pierwszego wrażenia? Ponieważ w ten sposób wysyłamy sporo informacji o nas samych. Jakimi jesteśmy osobami, na ile poważnie podchodzimy do rekrutacji, czy przykładamy wagę do detali. Daleka jestem od powiedzenia, że strój może podlegać ocenie przez rekrutera, ale na pewno może wspierać nasz pozytywny wizerunek. Może też działać niekorzystnie i powodować, że nasz obraz jako kandydatki będzie niespójny.

Co dokładnie mam na myśli? Na przykład sytuację, w której aplikujemy na stanowisko, gdzie schludność i elegancja mają duże znaczenie (np. Asystentka Członka Zarządu), a na rozmowę przychodzimy w pomiętej koszuli i brudnych butach. Niby nie są to merytoryczne argumenty, ale jednak stanowią pewnego rodzaju rysę na naszym wizerunku i mogą budzić wątpliwości rekrutera.

Dodatkowo strojem pokazujemy też swój szacunek do osób, z którymi się spotykamy. Bo przecież na spotkanie z kimś ważnym zwykle nie idziemy w dresie. No chyba, że mowa o naszych domowych szefach i szefowych, najważniejszych osobach na świecie, które zmuszają nas do chodzenia w dresie, żeby nie pobrudzić ładniejszych ubrań. Ale tak serio, pewne sytuacje, takie jak np. rozmowa kwalifikacyjna, rządzą się swoimi prawami. Skoro nawet niektóre restauracje wymagają od klientów określonego stroju (np. założenia krawata), to chyba pracodawca może oczekiwać, że ubierzemy się elegancko i schludnie.

Trzecia sprawa, to swoim strojem pokazujemy też na ile już na tym etapie pasujemy do firmy. Dla przykładu, jeśli przyjdziemy na rozmowę do instytucji finansowej, gdzie obowiązuje sztywny dress code w dżinsach i t-shircie, pokażemy swój całkowity brak zrozumienia firmy, w której potencjalnie mielibyśmy pracować. I w drugą stronę też to działa – założenie garsonki na spotkanie rekrutacyjne w Software House, gdzie wszyscy noszą dżinsy i adidasy także spowoduje, że zrobimy wrażenie niedopasowanych.

Jak wybrać strój?

Przede wszystkim, weź pod uwagę specyfikę firmy i stanowiska, na które aplikujesz. Warto poczytać trochę o tym, jaki jest standard ubierania się w danej organizacji. Uwaga! Możesz też zapytać o to rekrutera. Wiele razy zdarzało mi się, że kandydaci o to pytali i uważam to za bardzo dobre rozwiązanie. Od kogo uzyskasz trafniejsze informacje, jeśli nie z pierwszej ręki od rekrutera, którego zadaniem będzie ocenić Twoje dopasowanie do firmy? Jeśli więc w Twojej pracy wymagane będzie zakładanie codziennie garnituru/garsonki, to na rozmowę także dobrze byłoby przyjść w takim stroju. Jeżeli jednak idziesz na rozmowę do firmy, która chwali się swoim nieformalnym podejściem, możesz pokusić się o lżejszą wersję stroju, np. sukienka lub koszula z marynarką i normalne spodnie. Może nawet trampki w takim miejscu byłyby czymś zupełnie normalnym!

Zawsze jednak pamiętaj o tym, by Twoje ubranie było czyste i schludne. To może być wyzwanie dla mam małych dzieci – sama doświadczam bycia nieustannie czymś usmarowaną, czego nie znoszę. Dlatego warto przygotować sobie dwie wersje stroju – jeśli w pierwszej dasz się dopaść małemu rozbójnikowi, może druga opcja zostanie oszczędzona 🙂 Nie rekomenduję ekstrawaganckich krojów i kolorów, które mogą odwracać uwagę od merytoryki Twoich wypowiedzi. Zbyt krótka sukienka lub zbyt duży dekolt też mogą przynieść efekt odwrotny od oczekiwanego. Stawiaj na klasykę i stonowane barwy. No chyba, że aplikujesz na stanowisko wymagające kreatywności i niestandardowego podejścia, wtedy ekstrawagancja czy nawet odrobina szaleństwa może przemówić na Twoją korzyść.

A co z rekrutacją zdalną?

No dobrze, a co ze strojem podczas rozmów prowadzonych online? Przede wszystkim powinien on być kompletny! Choć kuszące może się wydawać założenie tylko eleganckiej koszuli, a do tego dresowych spodni, nie rekomenduję tego. Wyobraź sobie, że coś przestaje działać i nagle musisz wstać podczas rozmowy – jak bardzo będzie Ci wtedy głupio i niezręcznie? Lepiej oszczędzić sobie takich wrażeń.

Kiedy spotkanie odbywa się zdalnie, ubranie przestaje być dobrze widoczne, w związku z czym jego znaczenie też spada. Ciężej będzie rozpoznać, czy wyprasowałaś koszulę i jaki dokładnie jest na niej wzór – no chyba, że kamerka w Twoim laptopie ma genialną rozdzielczość. Na pewno nie musisz się też martwić obuwiem – nawet jeśli będziesz w kapciach czy boso, nikt tego nie będzie wiedział. Warto jednak założyć koszulę lub marynarkę, a nie t-shirt. Będzie to sygnał, że poważnie podchodzisz do procesu rekrutacji i traktujesz spotkanie jako coś ważnego oraz, że się do niego przygotowałaś, a nie wpadłaś w biegu ze spaceru z dzieckiem.

Wygoda doda Ci skrzydeł

Zawsze mówię, że rozmowa kwalifikacyjna sama w sobie jest bardzo stresującym doświadczeniem, dlatego warto wybrać strój, w którym będziesz się czuła względnie komfortowo. Dlatego jeśli na co dzień nie chodzisz w szpilkach, nie zakładaj ich na rozmowę, żeby zaimponować rekruterowi. Dużo gorsze od płaskich butów jest widowisko w postaci potknięcia się o własne nogi lub chwiejne stawianie kroków po schodach. Poza tym, do stresu spowodowanego rekrutacją dojdzie jeszcze brak pewności w poruszaniu się, co może być prostą drogą do katastrofy.

Dlatego moim zdaniem najlepiej założyć ubrania i buty, w których się dobrze czujesz. Takie, które dodadzą Ci skrzydeł i energii, a nie będą dodatkowo stresować. Jak za ciasna koszula czy spodnie, w których jest Ci niewygodnie. Nieprzyjemne odczucia płynące z ciała, oprócz powodowania dodatkowego stresu, mogą odciągać Twoją uwagę i rozpraszać Cię podczas rozmowy. A przecież, jak napisałam na początku, ubranie ma pomagać budować odpowiedni wizerunek. Pomyśl o tym, że to jeden ze sposobów, jak dodać sobie odwagi i pewności siebie.

Mam nadzieję, że tym tekstem pomogłam Ci spojrzeć nieco inaczej na kwestię stroju podczas rozmów kwalifikacyjnych. Nie mogę się doczekać, kiedy te dziwne czasy dobiegną końca… Niech stanie się to jak najszybciej, żebyś mogła wykorzystać moje wskazówki w praktyce 🙂

fot. Unsplash

4 listopada 2020 0 comment
0 FacebookTwitterPinterestEmail

ZAMÓW NEWSLETTER

ZAMÓW NEWSLETTER!

Znalazłaś ciekawe dla siebie tematy?

Koniecznie zamów mój newsletter!

Dzięki temu nie przegapisz żadnego wpisu :)

Dziękuję!

Pozostało jedynie wejść na swoją skrzynkę i potwierdzić zapis. Po tym już na pewno nic Cię nie ominie :)

.

Bądźmy w kontakcie

Facebook Instagram Linkedin Email

kategorie

  • Macierzyństwo (18)
  • Odskocznia (3)
  • Praca i rozwój (39)
  • Rozmowa kwalifikacyjna (10)

Archiwa

  • styczeń 2023
  • wrzesień 2022
  • lipiec 2022
  • marzec 2022
  • luty 2022
  • luty 2021
  • grudzień 2020
  • listopad 2020
  • październik 2020
  • wrzesień 2020
  • sierpień 2020
  • lipiec 2020
  • czerwiec 2020
  • maj 2020
  • kwiecień 2020
  • marzec 2020

Meta

  • Zaloguj się
  • Kanał wpisów
  • Kanał komentarzy
  • WordPress.org

mama.z.hr

mama.z.hr
Z małym opóźnieniem, ale przychodzę do Was z k Z małym opóźnieniem, ale przychodzę do Was z kolejnym omówionym pytaniem. 

Czasem, kiedy pod koniec rozmowy pojawia się temat oczekiwań finansowych kandydata, zdarza się, że rekruter zadaje pytanie dodatkowe. Czy podana przez Panią kwota jest negocjowalna? Innymi słowy - czy jesteś w stanie zejść ze swoich oczekiwań? 

Kiedy dokładnie pojawia się to pytanie? Jak je interpretować? To dobrze czy źle, że się pojawia? 

Przede wszystkim, jak chyba łatwo się domyślić, pytanie wskazuje od razu, że podane przez nas oczekiwania przekraczają zaplanowany na dane stanowisko budżet. Ale już druga i trzecia wskazówka, są bardziej optymistyczna - to przekroczenie nie jest raczej zbyt duże i musieliśmy zrobić dobre wrażenie i spodobać się pracodawcy, skoro pytają nas o możliwość negocjacji. 

Pamiętajmy, że rekruter w większości przypadków nie może ujawnić nam jakie są widełki na dane stanowisko. Dlatego posługuje się różnymi sugestiami i przesuwa ciężar mówienia o konkretnych kwotach na kandydatów. 

Co odpowiedzieć? 

To zależy jaka jest Twoja prawda - czy podałaś oczekiwania realne, czy lekko zawyżone? Czy jeśli otrzymasz nieco niższe wynagrodzenie, nadal będziesz zadowolona? Czy jednak po 2-3 miesiącach poczujesz frustrację i będziesz zdemotywowana, że zarabiasz mniej niż byś chciała, niż wyceniasz swoje kompetencje? Jaka kwota będzie dla Ciebie wciąż satysfakcjonujaca? Jaka jest Twoja granica negocjacji?

Zawsze zniechęcam moje Klientki do znacznego obniżania swoich oczekiwań, bo to zwykle nie kończy się dobrze. W ciągu paru miesięcy okazuje się zazwyczaj, że niższe wynagrodzenie idzie w parze z dużą odpowiedzialnością albo po prostu nie działa motywująco. Dlatego warto się 3x zastanowić, zanim się na to zdecydujecie. 

A jak Ty do tego podchodzisz? Negocjowałabyś czy jednak nie, wiedząc że to pewnie jedyna droga do uzyskania zatrudnienia w tej firmie?

Ps. Nadal trwają zapisy do grupy mastermind "Nowa praca na wiosnę"! Zapisz się, daj się przeprowadzić przez proces poszukiwań i znajdź swoją pracę marzeń! Link do zapisów w bio @mama.z.hr 

-
#rekrutacja #rozmowakwalifikacyjna #wynagrodzenie #negocjacje #praca #zmianapracy
Dlaczego mastermindy to moja ulubiona forma pracy Dlaczego mastermindy to moja ulubiona forma pracy z klientami? Bo łączy w sobie wszystko, co najlepsze ze szkoleń, warsztatów i pracy indywidualnej. Żadna inna formuła nie pozwala aż tak wiele wcisnąć w program, aż tak wiele podarować Uczestnikom. 

Kiedy uruchamiałam pierwszą grupę, nie ukrywam, że miałam sporo obaw. Tak, ja ekspertka w tym temacie, stresowałam się nie na żarty. Czy uda mi się to przeprowadzić tak dobrze, jak chciałam? Czy Uczestniczki otworzą się na tyle, by szczerze mówić o swoich potrzebach i perspektywach, żeby moje podpowiedzi mogły być adekwatne? Czy starczy nam na wszystko czasu? 

Jak się okazało, jak możecie przeczytać w opinii jednej z Uczestniczek, wszystko poszło bardzo dobrze. Uwielbiam energię takich kameralnych spotkań, kiedy ja mogę podzielić się swoim spojrzeniem i wiedzą, a pozostali wymieniają się uwagami i dają sobie wzmocnienie i wsparcie. Uwielbiam czytać potem, jak chodzą na rozmowy, jakie mają przemyślenia, jakie nowe pytania się pojawiają. Serce mi rośnie, jak One rosną w tym procesie. 

Dlatego, jeśli i Ty chcesz na wiosnę zdobyć nową pracę, z której będziesz czerpać satysfakcję, nie wahaj się i już dziś dołącz do grupy mastermind. Startujemy 18 marca i spotkania będą się odbywały w soboty, co 2 tygodnie. 

Dlaczego to tyle kosztuje? 
Program mastermindu przewiduje 5 spotkań na żywo, dwa audyty CV dopasowanego do wybranych przez Ciebie ofert pracy, materiały przygotowujące do rozmów rekrutacyjnych i 4 tygodnie wsparcia przez grupę Whatsapp po zakończeniu spotkań. To ogrom czasu i wartości, jakie oferuję Uczestniczkom. Jeśli jednorazowo to za duża kwota, daj znać i rozbijemy ją na raty. 

Masz jakieś pytania? Coś się zastanawia, wahasz się czy to dla Ciebie? Napisz w komentarzu, a chętnie odpowiem! 

---
#autopromocja #mastermind #szukaniepracy #nowapraca #zmianapracy #szkolenie #kurs #mamaszukapracy #mamawracadopracy #pomacierzynskim
Jak myślisz, czy rekrutacja prowadzona przez zewn Jak myślisz, czy rekrutacja prowadzona przez zewnętrzną agencję rekrutacyjną wygląda tak samo, jak proces realizowany w dziale HR firmy? Jakie mogą być różnice, jakie dodatkowe etapy? Jakimi kanałami tacy rekruterzy szukają kandydatów? A może zastanawiasz się, dlaczego w ogóle firmy korzystają z agencji, zamiast zatrudnić własnych rekruterów? 

Wiem, że dla wielu osób temat procesów rekrutacyjnych realizowanych przez agencję jest bardzo interesujący. Nie wszyscy mieli okazję brać udział w takich procesach, a znam i takie osoby, które bardzo długo nie odpowiadały w ogóle na ogłoszenia publikowane przez agencje z obawy, że ich CV trafi do niewłaściwej firmy lub do ich własnego pracodawcy. 

Dlatego zaprosiłam do rozmowy Olę @a_szpak która przez wiele lat pracowała w agencji rekrutacyjnej, żeby podzieliła się z Wami swoim doświadczeniem i odpowiedziała na najbardziej nurtujące pytania. 

Choć sama miałam krótki epizod pracy w agencji i współpracowałam z wieloma różnymi firmami rekrutacyjnymi, myślę, że nic nie może się równać z opowieścią z pierwszej ręki od tak doświadczonej jak Ola osoby. Dlatego tym bardziej jestem szczęśliwa, że udało mi się ją namówić! 

Jeśli macie jakieś pytania w tym temacie, które Was nurtują - napiszcie w komentarzu, już jutro wieczorem poproszę Olę o odpowiedź 😊

To co, widzimy się? 

---
#lajw #rekrutacja #agencjarekrutacyjna #szukaniepracy #rozmowakwalifikacyjna #zmianapracy #praca #hr
Pytanie przyszło od jednej z Was z kategorii "dzi Pytanie przyszło od jednej z Was z kategorii "dziwne". I od razu pomyślałam, że trzeba się nim zająć, bo ono wbrew pozorom wcale dziwne nie jest! A wiele mówi o Waszej sytuacji i szansach w danym procesie rekrutacyjnym.

Zastanów się chwilę - wiesz już, że każde pytanie w trakcie rekrutacji pada w jakimś celu. Osoba prowadząca spotkanie ma (w głowie lub na kartce) listę rzeczy, które chce sprawdzić lub dowiedzieć się o Tobie. Po co więc pyta o Twój udział w innych rekrutacjach? 

Zanim powiem Ci, jak to wygląda z mojej perspektywy, chwila na wspominki. 

Pierwszy raz usłyszałam to pytanie na praktykach. Były to bezpłatne praktyki w dziale rekrutacji dużego korpo. Spotkanie prowadziła dużo starsza ode mnie rekruterka - weteranka, można powiedzieć, bo pracowała tam od początku istnienia firmy. I ona to pytanie zadawała na każdym spotkaniu. Miała swoją tabelkę z pytaniami, jakie zadawała kandydatom i jedna z kolumn to było właśnie "inne rekrutacje".

Ja nie zadaję tego pytania na każdej rekrutacji, ale używam go chętnie. Sama jako kandydatka też wiele razy byłam o to pytana i praktycznie zawsze oznacza to, że dana osoba jest mocno brana pod uwagę w danym procesie. 

Dlaczego rekruterzy o to pytają? 
👉 Żeby wiedzieć czy muszą się spieszyć z decyzją - jeśli jesteś w innych procesach, a spodobałaś się nam, z dużym prawdopodobieństwem spodobasz się też w innych firmach. Jeśli chcemy Cię mieć na swoim pokładzie, musimy się spieszyć. 
👉 Żeby ocenić, jak mocno Ty rozważasz danego pracodawcę i jak zaawansowane są Twoje działania w kierunku zmiany pracy. 

Jeśli więc usłyszysz takie pytanie na rozmowie, możesz uśmiechnąć się do siebie, bo najprawdopodobniej zrobiłaś dobre wrażenie. Jeżeli rozmawiasz z firmą swoich marzeń, powiedz że bierzesz udział, ale to praca w tej firmie jest dla Ciebie najbardziej atrakcyjna. Jeśli nie jest to firma marzeń - zdecyduj, jaki komunikat chcesz przekazać. Moim zdaniem warto powiedzieć, że masz inne opcje na stole. Może dzięki temu przyspieszy to tryby machiny jaką jest uzyskanie zgody na zatrudnienie 😉 

I co teraz myślisz o tym pytaniu? Jaka odpowiedź będzie najlepsza dla Ciebie? 

-
#narekrutacji #praca #rozmowakwalifikacyjna
Rzadko pokazuję się tutaj tak bardzo prywatnie, Rzadko pokazuję się tutaj tak bardzo prywatnie, ale ostatnio mam poczucie, że wciąż pędzę. Odhaczam kolejne rzeczy z listy, ustalam kolejne projekty, nawiązuję współprace i rozpisuję programy szkoleń... A wieczorem, gdy mam wreszcie chwilę dla siebie, padam na nos i nie starcza mi sił na coś konstruktywnego. 

Dlatego dzisiaj, przy okazji piątku, pogadajmy dla odmiany o tych drobnych przyjemnościach, które ładują nasze baterie! 

Dla mnie to na przykład takie wyjście jak dziś do fryzjera, choć z p. Beatą i tak dużo o dzieciach rozmawiamy, to przynajmniej są to rozmowy bez dzieci w tle 🤣 ogólnie to chyba każde wyjście do fajnych ludzi dobrze na mnie działa. Czasami nawet paczkomat potrafi poprawić mi humor i myślę, że nie jestem w tym odosobniona 😅

Od niedawna wciągnęłam się też znowu w grę na konsoli! Jako fanka Harrego Pottera, nie mogłam nie zakochać się w grze Hogwarts' Legacy - więc kiedy tylko dzieci zasną o przyzwoitej porze, ja delektuję się światem pełnym magii. 

Ładuje mnie też muzyka - przy muzyce sprzątam i składam pranie, ale najbardziej uwielbiam jeździć sama autem i na cały głos śpiewać ulubione kawałki 😁 i dobre jedzenie też mnie cieszy. Nie da się ukryć, że kocham jeść 😉 a szczególnie, gdy ktoś zrobi to jedzenie dla mnie ❤️

A co ładuje Twoje baterie? Co pomaga Ci się zresetować? Co daje Ci przyjemność w tym pełnym obowiązków macierzyńskim świecie? 
Jestem bardzo ciekawa Waszych sposobów na zatroszczenie się o sobie. 

---
#przyjemność #jestemmama #relaks #macierzyństwo #drobneprzyjemności #ładowaniebaterii
Nie chcesz wracać na etat po przerwie związanej Nie chcesz wracać na etat po przerwie związanej z macierzyństwem? Marzysz o tym, by realizować się "na swoim"? Masz dosyć sztywnych godzin pracy i wykonywania pracy dla kogoś? Masz pomysł na biznes, ale boisz się przejść do realizacji? 

Na początku każdej drogi jest wiele znaków zapytania, wiele obaw i niepewności. A gdybym powiedziała Ci, że większość z nich można łatwo rozwiać, jeśli ma się odpowiednie wsparcie? Że jeśli ten ogromny projekt, jakim jest marzenie o swoim biznesie można podzielić na małe, łatwiej osiągalne kroki?

Kiedy ruszałam ze swoją działalnością, bardzo doskwierała mi samotność i to, że nie miałam się z kim skonsultować - choćby po to, by wymienić myśli czy zobaczyć swoje pomysły innymi oczami. Zdecydowanie brakowało mi też wiedzy, jak działać, by szybko zobaczyć efekty. Dlatego wspólnie z @gosia.galbas stworzyłyśmy program mentoringowy "Mama ma biznes", w którym pomożemy innym Mamom na tym początkowym etapie wystartować z własnymi biznesami. 

Program, jaki przygotowałyśmy: 
💜 Spotkanie I- Analiza Twojego pomysłu 
💜 Spotkanie II - Twoje umiejętności oraz mocne strony
💜 Spotkanie III - Ocena rynku oraz analiza konkurencji
💜 Spotkanie IV - Mój klient - z kim chcę współpracować, jak ma wyglądać i gdzie go znajdę?
💜 Spotkanie V - Forma działalności i narzędzia 
💜 Spotkanie VI - Plan na biznes 

Chcesz do majówki mieć konkretnie określoną strategię na swój biznes? Dołącz do Mastermindu "Mama ma biznes" i rozwiń skrzydła, prowadząc swoją działalność! 

Co jeszcze Cię powstrzymuje? Zapisz się do programu używając linka zamieszczonego w bio @mama.z.hr 

Pamiętaj, że koszt udziału możesz podzielić na raty i nie musisz ponosić go w całości na początku. 

To co, zaczynamy pracę nad Twoim biznesem? 

---
#biznesonline #wlasnybiznes #naswoim #pomacierzynskim #mamamabiznes #jestemmama #mamapracuje
Zobacz więcej Obserwuj mmie na Instagramie
  • POLITYKA PRYWATNOŚCI STRONY MAMAZHR.PL

@2019 - 2022 Mama z HR. Wszelkie prawa zastrzeżone


Back To Top
Mama z HR
  • STRONA GŁÓWNA
  • O MNIE
  • OFERTA
  • MOJA KSIĄŻKA
  • BLOG
  • SKLEP
  • KONTAKT

Shopping Cart

Close

Brak produktów w koszyku.

Close