Mama z HR
  • STRONA GŁÓWNA
  • O MNIE
  • OFERTA
  • MOJA KSIĄŻKA
  • BLOG
  • SKLEP
  • KONTAKT
  • 0
Monthly Archives

czerwiec 2020

Macierzyństwo

Macierzyństwo, za jakim nie tęsknię

by asia 28 czerwca 2020

W pierwszych miesiącach macierzyństwa prawie za każdym razem kiedy chciałam się pożalić czy trochę ponarzekać, że jest mi ciężko słyszałam „teraz, jak dziecko tyle śpi to nie marudź” albo „jak podrośnie to dopiero zobaczysz”.

Nie wiem czy też tego doświadczyłaś, ale mega mnie to złościło. Jakby ktoś odbierał mi prawo do kiepskiego samopoczucia tylko dlatego, że później mają się pojawić kolejne trudności. A przecież kiedy jesteś niewyspana, zmęczona i sfrustrowana nie chcesz słyszeć, że potem będzie gorzej. Wręcz przeciwnie… Chcesz usłyszeć, że ten ciężki czas się skończy.

Mijają miesiące, a dla mnie macierzyństwo staje się coraz piękniejsze, daje mi coraz więcej radości i przyjemności. Nareszcie jestem w miarę wyspana, nareszcie wiem, o co chodzi mojemu dziecku, kiedy marudzi, nareszcie możemy się razem bawić i miło spędzać czas! Wcale nie tęsknię za czasem, kiedy młody był okruszkiem. Nawet pomimo tego, że tak dużo wtedy spał, a teraz w ciągu dnia ciężko mi wykroić chwilę dla siebie.

Chcesz wiedzieć za czym konkretnie nie tęsknię?

Szpital i puste łóżeczko

Najtrudniej było wyjść ze szpitala bez niego. Ze względu na to, że młody jest wcześniakiem został na oddziale dla noworodków, a ja wróciłam do domu i codziennie patrzyłam na jego puste łóżeczko. Czekałam na ten wyjątkowy moment, kiedy pani doktor powie wreszcie, że może go wypisać.

Znowu trafiły się głosy, mówiące że w sumie to dobrze mam. Dziecko mi nie płacze, więc mogę się wyspać. Chciało mi się płakać za każdym razem, kiedy padał taki komentarz. Pomijając fakt, że w nocy i tak nie spałam, bo co 2-3h odciągałam mleko, to przecież oddałabym wszystko, żebyśmy byli razem. Co to za macierzyństwo, kiedy zamiast poznawać swojego synka, przytulać go i być blisko, miałam określone godziny odwiedzin, a przez większość czasu i tak nie mogłam go brać na ręce.

Byłam wykończona. Od rana do wieczora siedzialam w szpitalu, przy mydelniczce, w której leżał mój okruszek. Z przerwami na odciąganie mleka, kiedy spał. Kiedy mąż proponował, żebym któregoś dnia została w domu i odpoczęła, a ja wyobraziłam sobie że on jest tam całkiem sam… Jak dobrze, że to już za nami.

Mój „przyjaciel” laktator

W moim wyobrażeniu macierzyństwa karmienie piersią było czymś tak oczywistym, że nawet nie zastanawiałam się czy będę karmić. Zachwycałam się opowieściami koleżanek o tym, jak to karmiły swoje maluchy przez sen, czasami nawet się nie wybudzając. O tej bliskości, jaka z tego płynie, ale także o tym, jakie to wspaniałe dla zdrowia dziecka i jakie wygodne dla mamy.

Zamiast tych nocy przytulonych do synka miałam noce z żółtym pulsującym urządzeniem, które zbierało moje mleko. Ale zanim dotarłam do tego etapu, miałam noce pełne łez i frustracji, że mleka nie ma. Noce z telefonem i filmikami, na których mój okruszek płacze, śpi, ściska moją rękę. Ze wszystkich sił walczyłam o mleko dla niego. Szukałam też pomocy u doradców laktacyjnych, u neurologopedy. Bez rezultatu.

Szczerze nie cierpiałam tego odciągania. Pobudki w nocy trwały godzinę – półtorej. Najpierw przewijanie, karmienie, usypianie, a potem jeszcze odciąganie, wyparzanie butelek… A do tego frustracja, że mleka jest za mało na potrzeby synka, więc i tak musieliśmy go dokarmiać mieszanką.

Przestałam odciągać, kiedy pojawiło się tak wiele kolejnych trudności, że już nie miałam na to sił. Długo się biłam z myślami, długo wyrzucałam sobie, że coś odbieram mojemu dziecku… Ale potem mój mąż, moja siostra i nawet moja mama pomogli mi zrozumieć, że ważniejsze od mleka są miłość, spokój, bliskość i cierpliwość.

Czytałam też takie badania robione na małych małpkach na temat ważności mleka versus bliskość właśnie. Była tam druciana „mama małpa”, od której maluchy dostawały mleko i pluszowa, która mleka nie dawała. Jak się okazało, małe małpki, kiedy się na przykład przestraszyły, zawsze biegły do tej pluszowej po bliskość, a nie po mleko. To też pomogło mi sobie ułożyć w głowie, że wcale nie będę gorszą mamą. Pomogło mi trochę sobie odpuścić…

Dzisiaj mam poczucie, że była to bardzo dobra decyzja, na wielu płaszczyznach. Po pierwsze zaczęłam więcej sypiać, a to jednoznacznie przełożyło się na ilość mojej cierpliwości i spokoju. Druga sprawa, że mleko modyfikowane pomogło młodemu szybciej wyciszyć mocną reakcję alergiczną, dzięki czemu i on zyskał spokój. Po trzecie przybyło mi czasu, który mogę spędzać z nim, odpowiadając na jego potrzeby – skupić się na tu i teraz, zamiast planowania kiedy usiądę do laktatora. Zdecydowanie nie tęsknię za moim żółtym „przyjacielem”.

Brak interakcji

Jakoś zupełnie sobie nie zdawałam sprawy, że taki maluszek na początku totalnie nie kuma świata i ludzi dookoła. Na poziomie emocji i podświadomości na pewno wie, że jestem jego mamą, ale jeszcze nie umie tego ogarnąć i zakomunikować.

Pamiętam ten moment, kiedy poczułam że mnie zauważył. Nie mnie, jako poruszający się w polu widzenia obiekt. Mnie – Mamę. To, jak zmieniło się jego spojrzenie, ten uśmiech, który pojawił się na jego twarzy. To było jak najcudowniejszy prezent! W porównaniu z tym, jak jest teraz, na początku niewiele było takich interakcji. Niewiele poza przytulaniem i noszeniem można było mu zaoferować.

Teraz łatwo mogę go rozśmieszyć, a kiedy uśmiecha się szeroko na mój widok, kiedy się wspina na mnie, żeby się przytulić, kiedy bawimy się na podłodze, kiedy opowiada po swojemu jakieś szalone historie… Dopiero teraz, dzięki tym wszystkim interakcjom, mam wielką frajdę z bycia mamą.

Niepewność pierwszych kroków

Ostatnia rzecz, której tak bardzo mi nie brakuje, to mój własny brak pewności i umiejętności zorganizowania się. Naturalne jest, że pierwsze kroki, także w macierzyństwie, są niepewne, że badamy grunt i metodą prób i błędów dochodzimy do właściwych rozwiązań. Potrzeba na to czasu, trzeba też sobie dać to prawo do niewiedzy i popełniania błędów.

Początkowo byłam zdezorientowana ilością różnych wytycznych, wskazówek, zaleceń. Różne książki mówiły różne rzeczy, podobnie jak lekarze, o blogach parentingowych nie wspominając. Do tego dodajmy inne mamy (i babcie, i ciocie), którym też się wydawało, że znają jedyną właściwą drogę, jaką w macierzyństwie należy podążać. Minęło kilka miesięcy zanim znalazłam własną, zanim poczułam się na tyle pewnie, by mieć swoje zdanie i się go trzymać.

Trochę też trwało, zanim nauczyłam się rozpoznawać, o co młodemu chodzi. Zanim ogarnęłam różne rodzaje jego płaczu, znalazłam odpowiednią pozycję do karmienia, zanim poznałam jego różne preferencje oraz zanim pojawił się jakiś rytm. Mówi się, że dzieci potrzebują rytmu, powtarzalności i rutyny, ale w naszej rodzinie to chyba ja tego potrzebowałam najbardziej. Poczucia, że wiem co się kiedy wydarzy, że mogę sobie coś zaplanować. Ale zanim ten moment nadszedł, nauczyłam się żyć z nieprzewidywalnością i to dla mnie duży sukces.

Tu i teraz

Ostatnie dwa miesiące były cudownym czasem. Nie mówię, że zupełnie nie zdarzały się gorsze dni, ale nawet te były dużo lepsze niż pierwsze kilka miesięcy. Oboje lepiej śpimy w nocy, a dzięki temu w ciągu dnia jestem zdecydowanie lepszą wersją siebie. Mamy swój rytm, ale mamy też sposoby jak się zorganizować, kiedy z różnych względów tego rytmu nie da się zachować. Wiem, jak sobie radzić kiedy młody marudzi i w większości sytuacji rozumiem, co mu jest.

Dziś czerpię pełnymi garściami z tego wyjątkowego czasu, który mija w zawrotnym tempie. Jestem szczęśliwą mamą, szczęśliwą Asią. I bez żalu żegnam się z tamtym trudnym czasem.

A Ty, za jakim macierzyństwem nie tęsknisz? A może właśnie pierwsze miesiące wspominasz najlepiej? Koniecznie daj znać!

28 czerwca 2020 0 comment
1 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwój

List motywacyjny – jak go napisać i czy w ogóle warto?

by asia 21 czerwca 2020

List motywacyjny (LM) to jeden z dokumentów aplikacyjnych, przesyłanych przez kandydatów w odpowiedzi na ofertę pracy. Podstawą do rozpatrzenia aplikacji jest oczywiście CV, jednak niektóre firmy proszą o dołączenie właśnie listu motywacyjnego. Kandydat wyjaśnia w nim potencjalnemu pracodawcy dlaczego zainteresował się danym ogłoszeniem (jaka jest jego motywacja) oraz jakie posiada kwalifikacje, aby jego aplikacja została rozpatrzona pozytywnie.

Coraz mniej firm jednak prosi kandydatów o przesyłanie LM, coraz więcej osób rezygnuje z ich pisania, jeśli nie są obowiązkowe w zgłoszeniu aplikacyjnym. Czy zatem list motywacyjny to ważny dokument? Jak go napisać? Czy warto? Czy pracodawcy i rekruterzy poświęcają w ogóle czas na to, by je czytać? Na te i kilka innych pytań odpowiedzi znajdziesz w dzisiejszym tekście.

Okiem rekruterki

Mówiąc bardzo szczerze, sama nie jestem wielką fanką LM. Głównie dlatego, że pośród setek przeczytanych do tej pory, trafiłam na dosłownie tylko kilka takich, które faktycznie wniosły coś do mojej oceny danej kandydatury. Niestety 99% listów dołączanych do CV jest przygotowana zgodnie z krążącym po internecie wzorem, w którym powtarza się informacje zawarte w życiorysie, nie dodając niestety żadnej wartościowej treści. Poza tym formułki typu „proszę o pozytywne rozpatrzenie mojej aplikacji” przywodzą na myśl dawne czasy i dawne „podania o pracę”. To stoi w zupełnej sprzeczności z moją filozofią rekrutowania, o której możesz poczytać tutaj.

Dlatego na pewnym etapie przestałam prosić w ogłoszeniach o dołączanie listu. Odnoszę wrażenie, że nic w ten sposób nie straciłam, a dla kandydatów aplikowanie stało się wręcz prostsze. Nadal niektórzy, chyba trochę z przyzwyczajenia, dołączają LM, a ja z ciekawości nadal je otwieram, ale niestety nadal w większości nie znajduję tam informacji, których bym oczekiwała. Z czasem kandydaci rzadziej je dołączają, a ja zaglądam do nich tylko w wyjątkowych sytuacjach. Z tego, co obserwuję różne oferty na pracuj.pl i innych portalach, coraz więcej rekruterów tak do tego podchodzi.

Kiedy warto pisać LM?

Na pewno zastanawiasz się teraz czy warto w ogóle poświęcać czas na pisanie listu motywacyjnego? Przychodzi mi do głowy kilka sytuacji, kiedy faktycznie ma to sens:

1. kiedy firma, do której chcesz aplikować tego wymaga,
2. kiedy chcesz się przebranżowić lub aplikujesz na stanowisko niezupełnie zgodne z Twoim dotychczasowym profilem zawodowym,
3. kiedy praca w danym miejscu lub na danym stanowisku jest faktycznie pracą Twoich marzeń.

Pierwsza sytuacja jest oczywista i nie wymaga chyba komentarza. Jeśli dołączenie LM jest warunkiem złożenia aplikacji, to należy się do tego listu przyłożyć. Być może w tej firmie traktują ten dokument jako istotny element pierwszej selekcji kandydatów i jego właściwe przygotowanie otworzy Ci drogę do spotkania rekrutacyjnego. Takiej okazji nie wolno marnować 🙂

Jeśli zaś jesteś na etapie zmiany branży i starasz się o pracę w obszarze, w którym masz niewielkie doświadczenie lub nie masz go wcale, list motywacyjny może być bardzo pomocnym narzędziem, by przyciągnąć uwagę rekrutera. Sama najchętniej otwierałam LM właśnie takich kandydatów, szukając wyjaśnienia, skąd w ogóle ich zainteresowanie ogłoszeniem, na które przesłali aplikację. Kilka razy znalazłam tam odpowiedź na to nurtujące mnie pytanie i dzięki temu spotkaliśmy się na rozmowie kwalifikacyjnej. W takim przypadku myślę, że szczególnie warto się postarać.

Trzecia opcja jest chyba najbardziej komfortowa. Jeśli czujesz, że ogłoszenie, które właśnie przeczytałaś zostało napisane niemal idealnie dla Ciebie i stanowisko, o którym mowa byłoby spełnieniem Twoich marzeń, LM może przechylić szalę na Twoją korzyść. To świetne narzędzie, by opowiedzieć o sobie trochę więcej i przekonać potencjalnego pracodawcę, że jesteś dla niego właściwą kandydatką. Poza tym, w takiej sytuacji napisanie dobrego listu motywacyjnego nie będzie dla Ciebie wielkim wyzwaniem.

Pamiętaj o celu

Zanim opowiem o tym, jak LM powienien wyglądać i jaką treść zawierać, musisz uświadomić sobie, po co właściwie go piszesz – jaki jest Twój cel? Co chcesz osiągnąć? Odpowiedź wydaje się oczywista – otrzymać zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną, a w efekcie dostać ofertę pracy w danej firmie. No właśnie – a czy dokument napisany od niechcenia albo na bazie pierwszego lepszego wzoru z internetu pomoże Ci ten efekt uzyskać? Albo napisanie jednego listu i wysyłanie go do wszystkich pracodawców, zmieniając w nim tylko nazwę stanowiska?

Kiedy przesyłasz pracodawcy swoje CV z założenia przekazujesz w nim wszystkie informacje o posiadanych kwalifikacjach, niezbędnych do podjęcia pracy na danym stanowisku. List motywacyjny służy temu, by opowiedzieć o sobie coś więcej, by zrobić to w formie bardziej dowolnej, którą możesz też dopasować do firmy czy profilu stanowiska, na jakie aplikujesz. Cele, które w ten sposób chcesz zrealizować to:

1. Pokazać potencjalnemu pracodawcy, co Cię skłoniło, aby odpowiedzieć właśnie na tę ofertę,
2. Przedstawić siebie, jako właściwą kandydatkę na to stanowisko.

W jaki sposób to zrobić? Na pewno nie poprzez przepisywanie z CV informacji o swoim wykształceniu i doświadczeniach. Ale nie martw się, to tylko wydaje się takie trudne.

Niezbędne elementy

Podobnie jak CV, przekonywujący LM musi być dostosowany do oferty pracy, na którą odpowiadasz. To oznacza nie tylko wpisanie właściwej nazwy firmy jako adresata, ale także uwzględnienie tego, jakie wymagania zostały umieszczone w ogłoszeniu. Ale po kolei 🙂

Podstawa to oczywiście dane: nadawcy, czyli Twoje i adresata, czyli firmy, do której kierujesz swój list. Poniżej kilka przykładów, jak to może wyglądać:

źródło: cv.pracuj.pl
źródło: interview.me
źródło: cv.pracuj.pl

Następnie dodaj nagłówek, w którym zwracasz się do odbiorcy. Jeśli jesteś pewna, kto będzie czytał Twoją aplikację, możesz skierować list bezpośrednio do tej osoby. Jeśli nie, możesz użyć sformułowania „Szanowni Państwo”, które jest najbardziej uniwersalne.

Przechodząc do treści listu, w pierwszym akapicie napisz, na jakie stanowisko aplikujesz, możesz dodać także numer referencyjny ogłoszenia. Na przykład:

„W odpowiedzi na Państwa ogłoszenie zamieszczone w … (nazwa portalu/strony internetowej), przesyłam swoją aplikację na stanowisko …. (nazwa stanowiska, a w nawiasie numer referencyjny).”

„Bazując na swoim x-letnim doświadczeniu i posiadanych kwalifikacjach, jestem przekonana, że jestem właściwą kandydatką do pracy na stanowisku … w Państwa firmie”.

„W nawiązaniu do ogłoszenia zamieszczonego na stronie/portalu …, pragnę zgłosić swoją kandydaturę na stanowisko …. .”

W dalszej części Twoim celem jest udzielenie odpowiedzi na dwa pytania, o których wspomniałam wyżej. Po pierwsze: dlaczego zdecydowałaś się zaaplikować właśnie na to stanowisko? Dlaczego do tej firmy? Co jest w tym dla Ciebie atrakcyjnego? Czy chodzi o to, że chcesz kontynuować pracę właśnie w tym obszarze? A może chcesz zmiany i właśnie ten kierunek uważasz za najlepszy dla siebie? Przedstawiony w ogłoszeniu zakres zadań brzmi jak Twoja od dawna wymarzona praca?

Druga sprawa, której powinnaś poświęcić, moim zdaniem, największą część swojego listu – dotyczy tego, co sprawia, że jesteś właściwą kandydatką. Dlaczego rekruter powinien zaprosić Cię na spotkanie? Które z Twoich kompetencji będą przydatne na tym stanowisku? Jakimi sukcesami możesz się pochwalić? Jaką wartość wniesiesz do firmy? Aby ułatwić rekruterom znalezienie tych informacji w LM, możesz wypisać je w punktach i pogrubić słowa kluczowe. Oto kilka przykładów:

źródło: livecareer.pl
źródło: livecareer.pl

Pamiętaj, by pisać prawdę i odwoływać się do swoich doświadczeń zawodowych! Kluczem do sukcesu jest dostosowanie treści LM do wymagań określonych w ogłoszeniu. Dlatego skoncentruj się na tych kompetencjach, które zostały tam wskazane, jako niezbędne.

Co na zakończenie?

Ostatni akapit powinien podsumowywać cały list. Przyjęło się, że w tym miejscu wyrażamy także chęć i gotowość do spotkania z pracodawcą, aby móc osobiście zaprezentować swoje kwalifikacje. Unikaj jednak typowej dla dawnych podań o pracę sformułowań typu „proszę o pozytywne rozpatrzenie mojej aplikacji”.

Kilka przykładowych podsumowań, które się dobrze sprawdzają:

„Jestem przekonana, że moje doświadczenie i kompetencje pozwolą mi z sukcesem odnaleźć się na stanowisku …. w Państwa firmie. Z przyjemnością opowiem o tym więcej podczas spotkania rekrutacyjnego.”

„Mam nadzieję, że udało mi się Państwa przekonać, iż zatrudnienie właśnie mnie na stanowisku … przyniesie dodatkową wartość Państwa firmie. Z przyjemnością opowiem więcej o swoich umiejętnościach i doświadczeniach podczas spotkania rekrutacyjnego w dogodnym dla Państwa terminie.”

„Wierzę/Mam nadzieję, że zainteresowałam Państwa swoją kandydaturą i będę miała przyjemność spotkać się z Państwem podczas rozmowy kwalifikacyjnej, by opowiedzieć więcej o swoich dotychczasowych osiągnięciach zawodowych.”

„Mam nadzieję, że moja kandydatura spotka się z Państwa zainteresowaniem i będziemy mieli okazję porozmawiać osobiście podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Chętnie opowiem wtedy więcej o swoich dotychczasowych doświadczeniach zawodowych.”

Oczywiście wybierz takie, które uważasz, że najlepiej pasuje do Ciebie i Twojej sytuacji. Możesz też pokombinować i stworzyć zupełnie własne – do czego najbardziej Cię zachęcam.

Ostatni element to podpis – „Z poważaniem”, a poniżej Twoje imię i nazwisko. Możesz je napisać na komputerze, podpis ten nie musi być odręczny.

Twoja szansa

Mam nadzieję, że teraz lepiej już rozumiesz specyfikę dokumentu, jakim jest list motywacyjny i napisanie go przyjdzie Ci następnym razem z łatwością. Pamiętaj, że nie w każdym przypadku jest on niezbędny, a jeśli decydujesz się go już napisać – zrób to najlepiej, jak potrafisz i w ten sposób wyprzedź konkurencję! Bo to, czy dostaniesz zaproszenie na spotkanie rekrutacyjne zależy nie tylko od tego, jak dobrze będą napisane Twoje dokumenty aplikacyjne, ale także od tego, jak wypadniesz na tle innych osób aplikujących na to samo stanowisko. Wykorzystaj tę szansę!

A jeśli ten tekst był pomocy – daj znać w komentarzu, żebym wiedziała, że moje pisanie ma sens i powinnam to kontynuować 😉

fot. Unsplash

21 czerwca 2020 0 comment
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Odskocznia

Lekki serial na weekend?

by asia 20 czerwca 2020

Gdyby ktoś zapytał mnie parę lat temu o lekki serial do obejrzenia na weekend, prawie na pewno poleciłabym coś z fantastyki. Superbohaterowie, magia, fantastyczne stworzenia – coś w tym klimacie. Nowość Netflixa – Locke & Key wpisywałoby się świetnie w tamten czas. Ewentualnie jakieś kino akcji, może coś kryminalnego? Może Ozark albo Jack Ryan.

Coś się w mnie jednak zmieniło – chyba dojrzałam do obyczajówki! Sama nie mogę się nadziwić, ale polecę Ci dzisiaj trzy seriale obyczajowe, przy których naprawdę miło spędziłam czas.

Grace and Frankie

źródło: filmweb.pl

Kiedy mój mąż zobaczył, że oglądam serial o dwóch babkach po 70-ce, których mężowie ogłaszają, że są gejami i chcą rozwodu, jego mina była całkiem zabawna. Nie omieszkał nawet skomentować, że tematyka bardziej pasuje do jego mamy niż do mnie, ale nie przejęłam się tym zbytnio. Po trailerze stwierdziłam, że może być ciekawie i nie zawiodłam się.

Czy dwa totalnie różne charaktery – wymuskana dama z wyższych sfer i hipiska-artystka mogą zostać przyjaciółkami? Mieszkać pod jednym dachem i się nie pozabijać? Stworzyć wspólny biznes? To, co początkowo wydaje się nieprawdopodobne, z odcinka na odcinek nabiera kształtów. Babeczki poznają się lepiej, zaczynają nawzajem akceptować swoje wady i doceniać zalety. Co więcej, stają się dla siebie lustrami, w których mogą wreszcie zobaczyć prawdę o samych sobie.

To, co najbardziej podoba mi się w tym serialu, to to, że zupełnie nie jest cukierkowy. Serwuje nam, dokładnie tak samo, jak życie, wiele zwrotów akcji i niespodziewanych wydarzeń. Bohaterki nie raz są w opałach i, co ważne dla mnie, muszą mierzyć się z ich konsekwencjami. Nie ma tam miejsca na samorozwiazujące się problemy, nie ma kiczowatych, przewidywalnych czy oklepanych ścieżek rozwoju fabuły.

Jako, że amerykański styl życia znacząco odbiega od naszych realiów (na przykład posiadanie domu przy plaży), to nawet jeśli problemy, na jakie trafiają Grace i Frankie są typowo problemami pierwszego świata, to stawiają im czoła naprawdę z klasą. W związku z tym, że Frankie jest totalnie szaloną artystko-hipiską, jej pomysły bywają kompletnie oderwane od rzeczywistości, ale dostarczają dzięki temu niezłej rozrywki.

Ogień i woda, serce i rozum, wygoda i elegancja, dama i hipiska. Zderzenie tych dwóch światów naprawdę jest ciekawe. Niesamowite, jak wiele się one od siebie uczą, jak się dzięki sobie nawzajem rozwijają. Serial jest lekki, a przy tym dotyka takich wartości jak szczerość, przyjaźń, małżeństwo, wierność i wytrwałość. Bardzo polecam!

Virgin River

źródło: filmweb.pl

Fabuła trochę jak z książek Nicholasa Sparksa. Małe miasteczko, do którego przybywa dziewczyna z dużego miasta, sporo tajemnic z przeszłości i miłość w tle. Brzmi jak przepis na udaną opowieść? Dodajmy do tego jeszcze bardzo dobrą obsadę i będzie się naprawdę świetnie oglądało!

Mel jest pielęgniarką, która przyjeżdża do tytułowego Virgin River, aby podjąć pracę w tamtejszej przychodni. Ewidentnie ucieka od traumatycznych wydarzeń z przeszłości. Jednak już od początku ten wyjazd staje się dla niej sporym rozczarowaniem. Po pierwsze kłopoty z dotarciem na miejsce ze względu na okropną pogodę, a potem domek w którym ma mieszkać okazuje się totalną ruiną. Jakby tego było mało Dr Mullins, lekarz prowadzący przychodnię, zupełnie nie chce tam pomocy jakiejś wielkomiejskiej niuni.

Gdyby nie determinacja Hope, burmistrz miasteczka i pomoc Jacka, właściciela miejscowego baru, Mel uciekłaby stamtąd dosyć szybko. Ale zostaje, zbliża się do tych ludzi, adaptuje się i zaczyna nowe życie. Z jakim efektem i dokąd ją prowadzi ta ścieżka? To już musisz zobaczyć sama.

Cudowne w tym serialu jest to, że akcja toczy się powoli, okraszona pięknymi krajobrazami i świetną muzyką. Choć chwilami przewidywalny, ogląda się go bardzo przyjemnie i stanowi miłe wytchnienie po ciężkim dniu czy nawet po maratonie fantastyki i kryminału. Duży plus także za to, że część romansowa jest nienachalna i stanowi raczej tło niż główną oś fabuły. Bardzo czekam już na kolejny sezon!

Słodkie Magnolie

źródło: filmweb.pl

Kolejna historia z małego miasteczka. Trzy przyjaciółki – Maddie, Helen i Dana Sue oraz ich perypetie. Miłosne, zawodowe, rodzinne. Klimat trochę jak z Kochanych Kłopotów (Glimore Girls). Ładne miejscówki, ciepłe światło, przyjemna muzyka, bohaterki, z którymi można się utożsamiać. Idealna recepta na lekki serial weekendowy!

Maddie przechodzi przez ciężki rozwód i musi na nowo odnaleźć się w życiu, teraz jako samotna mama trójki dzieciaków. Wypracowanie przyzwoitych relacji z ich ojcem, miejscowym pediatrą, który zdradził Maddie ze swoją pielęgniarką i zrobił jej dziecko, nie jest prostym zadaniem. Helen jest wykształconą prawniczką – nie tylko pomaga Maddie w sprawie rozwodowej, ale bardzo angażuje się też w problemy społeczne w miasteczku. Dana Sue jest samotną mamą, która prowadzi restaurację i wychowuje nastoletnią córkę. Obie role potrafią jej nieźle dać w kość, bo na obu frontach pojawiają się trudności. Wszystkie trzy znane są w Serenity jako tytułowe Słodkie Magnolie, jeszcze z czasów licealnych.

Choć ich drogi zawodowe rozeszły się dawno temu, teraz zbiegają się na nowo. Helen kupiła bowiem dom, w którym chciałaby, żeby wspólnie stworzyły SPA z kawiarnią. Azyl i miejsce wytchnienia dla innych kobiet.

Polecam ten serial ze względu na jego klimat i bohaterki. Serial o przyjaźni i rodzinie, o tym jak się nawzajem wspierać i przechodzić przez to, co trudne. O tym, że czasami wyboista droga może prowadzić do szczęśliwego zakończenia. Że warto być dobrym człowiekiem, bo to procentuje. Ale także o tym, że życie przynosi nam czasem niespodziankę za niespodzianką, nie zawsze w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Rekomendacje

Oczywiście to moja bardzo subiektywna lista, ale mam nadzieję, że znajdziesz w niej coś dla siebie. Coś, co pozwoli odpocząć przy kawie lub kieliszku wina, odetchnąć i na chwilę zapomnieć o świecie. Bo każda z nas potrzebuje czasem takiego wytchnienia.

A jeśli chciałabyś podzielić się swoją rekomendacją – bardzo Cię do tego zachęcam! Daj znać w komentarzu, przy jakim serialu Ty odpoczywasz 🙂

20 czerwca 2020 0 comment
2 FacebookTwitterPinterestEmail
Rozmowa kwalifikacyjna

Rozmowa kwalifikacyjna – 5 wskazówek dla mam

by asia 17 czerwca 2020

Spotykam się często z obawami ze strony kobiet, że jako mamy będą inaczej (w domyśle zawsze chodzi niestety o to, że gorzej) traktowane przez pracodawców podczas spotkania. Że przedstawiciele firmy będą patrzeć na nie przez pryzmat czasu spędzonego na macierzyńskim i prawdopodobnych zwolnień lekarskich, że ich kwalifikacje zejdą na dalszy plan, jak tylko „wyda się”, że mają dziecko/dzieci.

Z jednej strony trochę mnie to zaskakuje. Ja jako rekruterka, nie patrzyłam nigdy na kandydatki przez ten pryzmat. Niemniej jednak, zdarzało się, że musiałam przekonywać menedżera, żeby skupić się na dopasowaniu kompetencyjnym, a nie sytuacji rodzinnej. Znam też niestety historie kobiet, które trafiły na dyskryminujących rekruterów. Albo takich, którzy oczekiwali zapewnienia, że mamy nie będą korzystać ze zwolnień lekarskich na dziecko lub nie zajdą w kolejną ciążę.

Na co zatem uważać, żeby nie podkopywać swoich szans na nową pracę? Czy w ogóle należy mówić, że mamy rodzinę i jest ona dla nas ważna? Jak zaprezentować swoje kompetencje? Mam dla Ciebie kilka wskazówek.

Nie popadaj w skrajności

Wśród kandydatek-mam widzę często dwie skrajne postawy. Z jednej strony są kobiety, które przyjmują postawę przepraszającą i próbują na różne sposoby przekonać pracodawcę, że rola mamy nie będzie kolidować z ich pracą. Pełne pokory, umniejszają wręcz swoje kompetencje, byle tylko zostać zatrudnioną. Na drugim biegunie znajdują się mamy, które bardzo akcentują, że każdy wybór zawodowy będą podporządkowywać macierzyństwu. Czasami ocierają się wręcz o arogancję, kiedy podczas rozmowy o godzinach pracy stawiają twarde ultimatum, że przedszkole jest czynne do 17 i one nie zostaną nawet minuty dłużej w biurze, choćby się firma miała zawalić. Żadne z tych podejść nie jest dobre.

Powiem Ci coś szokującego. To, że jesteś mamą i Twój świat kręci się wokół rodziny, to Twoja prywatna sprawa. Nie jesteś z tego powodu gorszą kandydatką. Nie masz obowiązku mówić o tym podczas spotkania z pracodawcą. Co więcej, nie musisz przepraszać i zapewniać, że mimo wszystko będziesz się bardzo starać, aby spełnić oczekiwania firmy. Ale także nie lekceważ pracodawcy, pokazując mu, że praca stanowi tylko dodatek do Twojego życia.

Najlepszą strategią jest wyważyć to, co chcemy powiedzieć podczas rekrutacji. W większości przypadków macierzyństwo nie wpływa na to, jakimi jesteśmy pracownikami. To nasze kompetencje, nasze umiejętności i cechy charakteru powinny decydować, czy zostaniemy zatrudnione. Więcej o tym, co podlega ocenie w czasie spotkania przeczytasz TUTAJ. Czasem jednak potrzebujemy dopasować godziny pracy do godzin otwarcia placówki albo ogólnie mówiąc harmonogramu życia naszej rodziny. Nie ma w tym nic złego i oczywiście warto poruszyć ten temat już podczas spotkania, żeby dowiedzieć się, czy to w ogóle będzie możliwe. Zadbaj jednak o to, by nie były to jedyne pytania, jakie będziesz miała do rekrutera. W ten sposób pozostawisz po sobie wrażenie osoby zainteresowanej pracą, a nie tylko odhaczaniem kolejnych godzin w biurze.

Skup się na swoich kompetencjach

Dostrzegam często pokusę wśród kandydatek, które zakochały się w roli mamy, żeby podkreślać, jak bardzo rozwinęły się dzięki macierzyństwu. Kwestie logistyczne i organizacyjne mają w małym palcu, bo spakowanie rodziny z dzieckiem na wakacje, to dopiero jest wyzwanie. Umiejętności przekonywania rosną z każdym posiłkiem, kiedy trzeba namówić małego niejadka do kilku łyżek obiadu. I żeby nie było, ja sobie doskonale zdaję sprawę, jak ważne są te umiejętności w życiu każdej mamy.

Choć jestem zdania, że macierzyństwo nas rozwija i hartuje, nie jestem zwolenniczką opowiadania o tym podczas rozmów kwalifikacyjnych. Dlaczego? Ponieważ to, co się sprawdza w domu, niekoniecznie musi się sprawdzić w firmie. Często się nawet nie sprawdza. Poza tym należy pamiętać, że jesteśmy na spotkaniu biznesowym i chcemy pokazać swoją profesjonalną stronę. Jeszcze inna kwestia dotyczy tego, że wśród rekruterów czy menedżerów mogą znaleźć się osoby, które nie mają / nie chcą / nie mogą mieć dzieci. Włączanie wątków prywatnych w takiej sytuacji może zadziałać na naszą niekorzyść. Bardzo mocno rekomenduję, żeby jednak trzymać się tematu spotkania i opowiadać raczej o kwestiach merytorycznych.

Zwróć uwagę na to, by dobrze przygotować się do takiej rozmowy. Zwłaszcza, jeśli to jedna z pierwszych rekrutacji po urlopie macierzyńskim. Kluczowe może okazać się przypomnienie sobie, czym dokładnie zajmowałaś się w poszczególnych miejscach pracy. Skoncentruj się na tym, jakie posiadasz kompetencje, by osiągać sukcesy na stanowisku, na które aplikujesz. Przeczytaj uważnie opis stanowiska i przygotuj sobie odpowiedź na pytanie: dlaczego jesteś dobrą kandydatką? Które z posiadanych przez Ciebie umiejętności, które doświadczenia zawodowe mogą się okazać cenne dla tego pracodawcy? Poradnik i rozpisane poszczególne kroki jak się przygotować znajdziesz TUTAJ.

Chwal się sukcesami zawodowymi

Z doświadczenia wiem, jak trudno mówi się o swoich osiągnięciach. Co więcej, kiedy mamy przerwę w pracy zawodowej i trzeba opowiedzieć o tym, jakie odnosiłyśmy sukcesy, często trudno przypomnieć sobie coś spektakularnego. W takich sytuacjach kobiety sięgają więc po to, co jest najbliżej ich serca i zaczynają opowiadać o rodzinie.

Uwierz mi, że nawet ja, która jestem mega dumna z mojego dziecka, nie chcę słyszeć od kandydatek podczas rozmowy o pracę, że rodzina to ich największe osiągnięcie. Pamiętaj o celu i kontekście tego spotkania – chcesz przekonać daną firmę, że będziesz dla nich dobrym pracownikiem. Jesteś pytana o kwestie z życia zawodowego. Jeśli jednak nawet podczas rozmowy o pracę mówisz o rodzinie w kategorii swoich osiągnięć, łatwo będzie wysnuć wniosek, że Twoje zaangażowanie w powierzone zadania nie będzie zbyt wysokie lub, co gorsze, że nie masz na koncie żadnych wartych opowiedzenia sukcesów.

Dlatego poświęć dłuższą chwilę, żeby o tym pomyśleć. Przypomnij sobie, z czego w swoim życiu zawodowym możesz być dumna, jakie cele realizowałaś, jakie projekty kończyłaś z sukcesami. Najlepiej zrób listę dla dwóch czy trzech ostatnio zajmowanych stanowisk. Będzie Ci wtedy dużo łatwiej odpowiedzieć, kiedy takie pytanie pojawi się na spotkaniu.

A jeśli się nie pojawi? O sukcesach warto opowiadać niezależnie od tego, czy pada dokładnie w ten sposób sformułowane pytanie. Wystarczy wspominać o nich podczas opowiadania o tym, czym zajmowałaś się w poszczególnych miejscach pracy.

Nie na każde pytanie musisz odpowiadać

Pamiętaj, że istnieje kategoria pytań zakazanych podczas rozmów kwalifikacyjnych. Rekruterzy i menedżerowie nie mogą pytać Cię o Twoje poglądy polityczne, kwestie wiary, orientacji seksualnej, pochodzenia rasowego, a także… plany rodzinne. Pytania o to, czy planujesz zajść w ciążę, czy masz męża, kiedy będziecie chcieli powiększyć rodzinę i ile planujecie mieć dzieci są ABSOLUTNIE niedozwolone.

Kiedy spotkanie prowadzi przedstawiciel HR, prawdopodobieństwo że takie pytania się pojawią, jest bardzo niskie. Rekruterzy w większości świetnie zdają sobie sprawę z obowiązujących przepisów prawa i nie poruszają zakazanych kwestii. Inaczej mogą wyglądać rozmowy w mniejszych firmach, gdzie spotkania rekrutacyjne najczęściej prowadzą sami menedżerowie. Dlatego miej świadomość, że nie musisz odpowiadać na pytania tego rodzaju.

Jak to zrobić kulturalnie? Sama najprawdopodobniej użyłabym sformułowania „Nie widzę związku między tym pytaniem a stanowiskiem, o którym rozmawiamy„. Możesz też powiedzieć, że przedmiotem dzisiejszego spotkania są Twoje kwalifikacje, a nie plany rodzinne i na tym wolałabyś się skupić. Nie obawiaj się reakcji pracodawcy. Jeśli zareagujesz spokojnie i z uśmiechem, a nie nerwowo i z oburzeniem, nie powinno to mieć wpływu na wynik rozmowy.

Pomyśl, czy to na pewno praca dla Ciebie

A co jeśli pracodawca będzie drążył i wymagał zapewnienia, że życie rodzinne nie będzie kolidować z pracą? Co jeśli Cię odrzuci przez to, że jesteś mamą? Co jeśli…? Wiele takich pytań dostaję od mam. I zawsze odpowiadam to samo: nie zawsze będziesz najlepszym wyborem dla pracodawcy. Musisz sobie zdawać z tego sprawę.

Dlatego warto już na etapie czytania oferty pracy zastanowić się, czy to na pewno dobre dla Ciebie stanowisko / branża / firma. Dla przykładu, jeśli jesteś mamą, która jeszcze karmi piersią, to praca wymagająca częstych, kilkudniowych wyjazdów służbowych może zwyczajnie nie być dla Ciebie odpowiednia. Jeśli Twoje dziecko chodzi do państwowego żłobka, który jest czynny do godziny 16, to może być bardzo trudno zorganizować się w taki sposób, by pracować w systemie 12-godzinnym lub zmianowym. Niektóre firmy preferują dłuższą pracę od poniedziałku do czwartku, by w piątek pracować tylko pół dnia. Czy taki system pracy będzie dla Ciebie możliwy do pogodzenia z macierzyństwem?

Każda sytuacja jest inna, każda rodzina ma inne potrzeby. Niektórzy mogą liczyć na pomoc dziadków, inni są zdani tylko na siebie. Musisz sama ocenić, jaka praca będzie dla Ciebie możliwa do pogodzenia z życiem rodzinnym.

Okiem rekruterki

Z perspektywy rekruterki przyszły mi do głowy jeszcze dwie myśli.

Po pierwsze pamiętaj, że na wybór kandydata/tki do zatrudnienia na danym stanowisku wpływa bardzo wiele czynników. Oprócz Twoich kwalifikacji i dopasowania do stanowiska, jest też kwestia konkurencji. Choć czasem może Ci się wydawać, że nie zostałaś wybrana ze względu na swoją sytuację rodzinną czy oczekiwania względem godzin pracy, prawda może być i najczęściej jest, zupełnie inna. Zwykle po prostu firma znajduje kanydata/kę lepiej pasującą na to stanowisko lub do danej organizacji.

Druga sprawa, to że w 95% moich rozmów z kobietami nie pojawia się w ogóle wątek rodziny. Najczęściej w momencie zatrudnienia nie wiem nawet czy wybrana kandydatka ma rodzinę czy też nie. Dla mnie to zupełnie nie ma znaczenia, ponieważ kluczem wyboru są kompetencje i dopasowanie do stanowiska i firmy. Niemniej jednak wiem, że dla mam to stresujące kwestie. Zwłaszcza w momencie, gdy decydują się podjąć nową pracę po przerwie maccierzyńskiej.

Dlatego chcę Ci powiedzieć, żebyś się nie martwiła. Pamiętaj, by podczas rekrutacji koncentrować się na kwestiach merytorycznych i chwalić się swoimi osiągnięciami zawodowymi. Nie popadaj w skrajności, ale jeśli potrzebujesz dopasować godziny pracy do swojego życia rodzinnego, zapytaj o taką możliwość. Nie musisz odpowiadać na pytania o swoje plany rodzinne, ale już na etapie aplikowania zastanów się, czy ta konkretna praca będzie możliwa do pogodzenia z macierzyństwem.

A jeśli… chcesz opowiedzieć o swoich doświadczeniach z rozmów rekrutacyjnych, podziel się w komentarzu 🙂

17 czerwca 2020 0 comment
5 FacebookTwitterPinterestEmail
Macierzyństwo

Prymuska nieprzygotowana

by asia 12 czerwca 2020

Kiedy byłam w podstawówce, kochałam chodzić do szkoły. Nawet sobie nie wyobrażasz, w jaką wpadałam rozpacz, gdy z gilem po pachy mama prowadziła mnie do naszej pani doktor, a ona orzekała, że muszę przez parę dni zostać w domu. Natychmiast zdrowiałam!

Mój mąż wypomina mi do tej pory, że poziom mojej prymuskowości nie mieścił się w żadnych ramach. Tak to sobie tłumaczę, bo on mówi po prostu, że byłam nienormalna 🙂 Uwielbiałam się uczyć, zawsze byłam przygotowana do lekcji. Przychodziło mi to z łatwością i dawało dużo satysfakcji. Myślałam, że do macierzyństwa też się tak świetnie przygotuję.
O ja, naiwna.

Przygotowania czas zacząć

Zaczęłam oczywiście od klasyki – „W oczekiwaniu na dziecko”. Kolejne miesiące, kolejne rozdziały. Aplikacja, która mówiła, jakiej wielkości jest w tym tygodniu moje maleństwo, jak się rozwija. Blogi, rozmowy z mamami, fora i grupy na Facebooku. Wpadłam w szał czytania wszystkiego. Jak to mówi Miłosz Brzeziński, ćpałam te informacje jak szalona. Kolejne listy powstawały w mojej głowie – co robić, czego nie robić, co kupić, czego nie wolno. Im więcej czytałam, tym bardziej mi się wydawało, że znam prawdy objawione macierzyństwa.

Do szkoły rodzenia zapisałam się oczywiście z wyprzedzeniem. Czekałam na te zajęcia z ogromną niecierpliwością! Wrzuciłam nam do kalendarza wszystkie spotkania kilka miesięcy wcześniej. A potem wszystkie plany legły w gruzach.

Niespodziewany obrót zdarzeń

Kiedy okazało się, że grozi nam przedwczesny poród i muszę leżeć, byłam zdruzgotana. Moja pierwsza myśl – przecież ja nie zdążyłam się jeszcze przygotować! Dodatkowo nici ze szkoły rodzenia, musiałam odwołać nasz udział. A wydawało mi się, że to coś niezbędnego – prolog, bez którego sobie dalej nie poradzę.

Znalazłam więc furtkę – mogę skorzystać z edukacji domowej u położnej środowiskowej. Dzwoniłam do przychodni z wytrwałością godną prymuski. Za każdym razem z jakiegoś powodu nie mogła się ze mną umówić… po 4 próbie odpuściłam. Tyle kobiet dało radę bez przygotowania – ja nie dam? Wiadomo, że dam. Nie mam wyjścia.

Długo odkładałam spakowanie torby, zaklinając rzeczywistość. Bo przecież, jak torba niespakowana, to jeszcze nie można rodzić! Na szczęście szybko się uporałam z tym nierozsądnym pomysłem. Przecież lepsze zaklinanie będzie, jak spakuję i postoi sobie do wyznaczonego terminu porodu. Spakowałam i niestety przydała się dużo szybciej, niż zakładałam.

Szczęście w tym wszystkim, że trafiłam na cudowne położne, które mnie poprowadziły przez poród. Czułam się na tyle zaopiekowana, że w sumie było mi już wszystko jedno, co się będzie działo, byle urodzić zdrowego syneczka. I mieć to już za sobą.

Szczęście i strach

Moment, w którym mogłam przytulić jego małe ciałko, był jednym z najbardziej magicznych doświadczeń mojego życia. Brak przygotowania nie miał wtedy nawet odrobiny znaczenia. Później było tylko trudniej.

Kiedy w końcu po tygodniach oczekiwania przyszedł ten upragniony moment, że mogliśmy zabrać młodego do domu, byłam rozdarta. Z jednej strony szczęśliwa, bo wreszcie będziemy razem, z drugiej przerażona, bo czułam się totalnie nieprzygotowana. Niby wszystko w domu było – łóżeczko, pieluszki, ubranka. Nawet monitor oddechu czekał już zamontowany, żebyśmy mieli pewność, że bobas będzie bezpieczny. A jednak nie miałam pojęcia, co nas czeka. Zalecenia lekarzy były takie… Banalne? Nawet nie wiem, jak to inaczej określić. Tyle i tyle mleka, takie leki, za tyle tygodni kontrola… Miałam miliony pytań. A jeśli coś będzie nie tak? Czy będę umiała to w ogóle rozpoznać? Czy będę wiedziała, czego potrzebuje? Kiedy jest głodny? Kiedy chce spać? Czemu nikt nie dał mi instrukcji, co robić?

Patrzyłam ze strachem na tego okruszka, ważącego wtedy niewiele ponad 2 kilogramy. Kiedy kichnął, miałam już wizję zapalenia płuc. Kiedy się zakrztusił, widziałam nas na SORze. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek żyła w takim permanentnym strachu. I poczuciu, że błądzę po omacku. Czy ja na pewno dobrze robię? Byłam mega zmęczona. Nie tylko opieką nad maluchem, niespaniem i odciąganiem mleka, ale też dodatkowo analizowaniem każdej, najdrobniejszej sytuacji.

Sposób na niepewność

Im mniej pewnie się czułam, tym bardziej uciekałam w szukanie informacji. Im bardziej byłam przestraszona, tym bardziej restrykcyjnie przestrzegałam książkowych oraz lekarskich prawideł czy zaleceń. Jakaż była moja frustracja, kiedy lekarze mówili „wcześniaki tak mają” albo po prostu „dzieci tak mają„.

Jeszcze gorzej było, kiedy trafiałam na sprzeczne opinie – jeden lekarz mówił, żeby się nie przejmować, a inny, że to może być coś poważnego. Niekiedy intuicja podpowiadała mi, że coś jest na rzeczy, a wszyscy bagatelizowali temat. Długo mi zeszło, zanim nauczyłam się słuchać tej intuicji i podejmować decyzję, któremu lekarzowi zaufać. Dopiero dzisiaj rozumiem, że potrzebowałam czasu, żeby poznać i zrozumieć moje dziecko. I jemu też musiałam nauczyć się ufać.

Rada z przyszłości

Kilka razy, kiedy już myślałam, że wreszcie ogarniam „w macierzyństwo”, nagle wszystko się zmieniało. Sposoby, które do tej pory były skuteczne, nagle przestawały działać. Musiałam nauczyć się elastyczności. To była najtrudniejsza lekcja w moim życiu. Dla mnie – prymuski, trzymającej się zasad – funkcjonowanie w świecie, w którym zasady zmieniają się co kilka tygodni, to spore wyzwanie.

Czy istnieje jakakolwiek szkoła, która mogłaby mnie na to przygotować? Chyba tylko stoicyzm. Czy gdyby ktoś mi powiedział, że tak będzie – czy wtedy byłabym przygotowana? Czy uwierzyłabym, jak naprawdę wygląda macierzyństwo? Raczej nie.

Patrząc na to, jak bardzo rozwinęłam się jako człowiek, jestem wdzięczna za to wszystko. Za tę lekcję. Za tego małego brzdąca, który sprawił, że stałam się mądrzejsza, że łatwiej dostosowuję się do tego, co niesie każdy dzień. Dobrze mi z tym luzem, na jaki wrzuciłam. Dobrze mi z wyluzowaną, elastyczną i spokojniejszą mną.

Dlatego dzisiaj mogę powiedzieć wszystkim mamom-prymuskom: odpuść sobie. Przygotuj się na to, że nie przewidzisz wszystkiego, że na macierzyństwo nie da się do końca przygotować. Nie wierz we wszystko, co przeczytasz i co Ci powiedzą. Miej oczy i uszy otwarte, ale podejdź do tego ze spokojem i słuchaj swojej intuicji. Zaufaj sobie i zaufaj swojemu dziecku.

fot. Unsplash

12 czerwca 2020 0 comment
1 FacebookTwitterPinterestEmail
Rozmowa kwalifikacyjna

Rozmowa kwalifikacyjna – po co zadawać pytania rekruterowi?

by asia 9 czerwca 2020

O tym, że Twój sukces na rozmowie kwalifikacyjnej zależy od tego, jak odpowiesz na pytania rekrutera, wie każdy. Bardzo niewielu wie jednak, że równie dużo zależy od tego, o co Ty zapytasz podczas spotkania.

Jak to? No właśnie. Dzisiaj trochę o tym, dlaczego warto (a nawet trzeba!) zadawać pytania rektuterom.


I jak to robić mądrze 🙂

Trochę filozofii

Zawsze traktuję rozmowę kwalifikacyjną jako dwustronny proces poznawania się i decyzji, czy nasze oczekiwania spotykają się w połowie drogi. Czy to, co mamy sobie nawzajem do zaoferowania jest atrakcyjne dla obu stron. Dlatego sądzę, że spotkanie rekrutacyjne ma służyć zarówno kandydatowi jak i firmie. Więcej o mojej filozofii pisałam TUTAJ.

Pracodawca zaprasza Cię, by zweryfikować Twoje doświadczenie i kwalifikacje, a także po to, aby Cię poznać jako człowieka. To spotkanie pozwoli mu ocenić Twoje dopasowanie do stanowiska, firmy i zespołu (więcej o tym, co jest oceniane napisałam TUTAJ).

Dla Ciebie to najlepszy sposób, by poznać firmę i ludzi, którzy w niej pracują. Ważne jest, by pozyskać jak najwięcej informacji, które finalnie mają ułatwić Ci podjęcie decyzji czy związać się z tą firmą na najbliższy czas. Jednym ze sposobów na zbieranie tych danych jest właśnie zadawanie pytań. Zarówno rekruterowi, jak i menedżerowi który miałby zostać Twoim szefem.

Aktywność popłaca

U wielu osób dostrzegam jeszcze przekonanie, że spotkanie rekrutacyjne ma służyć jednak tylko pracodawcy. Stawiają się one w pozycji kogoś, kto tylko odpowiada na pytania i zdaje się na „werdykt” firmy: zatrudnią mnie czy nie? Czasami z obawy, że nie wypada pytać, czasem z powodu onieśmielenia sytuacją, a czasami po prostu z braku wiedzy, że zadawanie pytań jest tak istotne.

Jestem gorącym zwolennikiem aktywnej postawy u kandydatów. Trzeba brać sprawy w swoje ręce, bo to do Ciebie należy decyzja, czy przyjmiesz daną ofertę. To Ty później będziesz ponosić konsekwencje złego wyboru – jeśli na przykład zadania na tym stanowisku lub zasady panujące w firmie nie będą Ci odpowiadać. Dlatego tak ważne jest, by wykorzystać szansę, jaką daje spotkanie i dowiedzieć się jak najwięcej.

Zaangażowanie ważna sprawa

Oprócz tego, że zadając pytania zbierasz informacje o potencjalnym pracodawcy i stanowisku, to dodatkowo pokazujesz swoje zaangażowanie i zainteresowanie tym procesem rekrutacji. Jak to? Przypomnij sobie, jak ostatnio opowiadałaś komuś znajomemu ważną dla Ciebie historię. Jak ta osoba reagowała? Czy zadawała Ci dodatkowe pytania, a może w ogóle nie skomentowała tego, o czym mówiłaś? Po czym poznałaś, że jest zainteresowana Twoją opowieścią?

Rozmowa kwalifikacyjna to nadal rozmowa, zatem obowiązują w niej podobne zasady. Żeby obie strony miały poczucie, że tej drugiej zależy, każda musi włożyć trochę swojego zaangażowania. Naturalne jest, że rola rekrutera poniekąd wymusza na nim/niej zainteresowanie Tobą i Twoimi kwalifikacjami. Jeśli jednak zależy Ci na danej pracy, dobrze jest pokazać to podczas spotkania, zadając dodatkowe pytania.

Czemu to takie ważne? Pamiętaj, że na podstawie tego, jak podchodzisz do procesu rekrutacji oraz jak zachowujesz się podczas spotkania, pracodawca próbuje ustalić, jakim będziesz pracownikiem. Jeśli już na tym etapie jesteś zaangażowana i zainteresowana tematem oraz firmą, jest duża szansa, że w pracę także będziesz się angażować. A zaangażowany pracownik to skarb!

Pytania lepsze i gorsze

Można by odnieść wrażenie, że nie ma większego znaczenia, jaka będzie treść pytania. Nie daj się jednak zwieść. Zdarzają się kandydaci, którzy chyba gdzieś przeczytali o tym, że warto pytać, ale nie przeanalizowali dokładnie tego tematu. Po czym ich poznaję? Po tym, o co pytają. Głównie ciekawią ich kwestie godzin pracy czy dodatkowych benefitów. W ten sposób pokazują, że bardziej niż zadania na danym stanowisku interesuje ich, jak długo będą musieli się nimi zajmować i jakie dodatkowe korzyści będą z tego mieć.

Oczywiście pytania o benefity czy godziny pracy nie są czymś złym samym w sobie. Chodzi bardziej o to, by nie były jedynymi pytaniami, które zadajesz na spotkaniu. Zaangażowany pracownik interesuje się pracą, którą wykonuje, a nie tym, o której wreszcie będzie mógł wyjść do domu.

O co warto pytać?

Przede wszystkim pytaj o to, co jest związane z zadaniami, jakie miałabyś wykonywać. Zanim podam Ci konkretne przykłady, zachęcam żebyś sama zastanowiła się, co tak naprawdę Cię interesuje w kontekście danego stanowiska. Jakich informacji potrzebujesz, by stwierdzić czy to jest praca i firma dla Ciebie? Na czym Ci najbardziej zależy? Co sprawi, że będziesz chętnie wstawać rano i szykować się do wyjścia?

I zdaję sobie sprawę, że czasami to, co robimy w pracy może być mało fascynujące. Nie każda praca będzie pracą marzeń, nie do każdej będziemy lecieć jak na skrzydłach. To normalne. Nawet jeśli Twoim priorytetem jest po prostu zarobić na utrzymanie swojej rodziny, warto wykrzesać z siebie odrobinę zaangażowania. Bo jeśli rzeczywiście zależy Ci na tym, by otrzymać ofertę z danej firmy, to przygotowanie kilku pytań, pokazujących, że jesteś naprawdę zainteresowana, chyba nie jest wielkim kosztem?

Jakie pytania można zadać? Wiele zależy od profilu stanowiska, na jakie aplikujesz, ale mam dla Ciebie kilka przykładów, którymi możesz się zainspirować:

Jak wygląda przykładowy dzień w takiej pracy?
Z jakimi wyzwaniami mierzą się na co dzień osoby na tym stanowisku?
W jak dużym zespole pracują?
Z czego są rozliczane, jakie mają cele do zrealizowania?
Jakie są aktualne projekty, w których bierze udział osoba na takim stanowisku?
Jak wygląda proces wdrożenia do pracy? Czy są przewidziane jakieś szkolenia wprowadzające?

Które kompetencje opisane w ogłoszeniu są dla Państwa kluczowe?

Oczywiście, sprawy związane z logistyką też mogą być dla Ciebie ważne i warto o nich porozmawiać na spotkaniu. Jeśli zależy Ci na przykład na określonych godzinach pracy, bo masz już wypracowany system zaprowadzania i odbierania dziecka z przedszkola, to także możesz o to dopytać. Podobnie w przypadku potrzeby pracy zdalnej, kwestii podróży służbowych czy nadgodzin. Postaraj się jednak położyć większy nacisk na tematy dotyczące samej pracy.

Powodzenia!

Mam nadzieję, że teraz już wiesz dlaczego Twoje pytania są tak istotne. Pamiętaj o tym, żeby przygotować się do rozmowy. Spróbuj przemyśleć wcześniej o co zapytasz rekrutera. Możesz to sobie także zapisać i na spotkaniu posłużyć się notesem, by niczego istotnego nie pominąć.

A jeżeli niedługo czeka Cię rozmowa kwalifikacyjna i potrzebujesz pomocy, na co jeszcze zwrócić uwagę przed spotkaniem -> pobierz bezpłatny poradnik TUTAJ.

Trzymam za Ciebie kciuki! Na pewno dasz sobie radę 🙂

fot. Unsplash

9 czerwca 2020 3 komentarze
2 FacebookTwitterPinterestEmail
MacierzyństwoPraca i rozwój

Powrót do pracy? 5 rad od mam, które mają to za sobą!

by asia 6 czerwca 2020

Temat powrotu do pracy kołacze się w mojej głowie od jakiegoś czasu. Ostatnio nawet śniło mi się, że sama wróciłam już do biura. Rozmawiając z kobietami na różnych etapach urlopu macierzyńskiego, dużo słucham o obawach, z jakimi się borykają. Czy dadzą sobie radę po powrocie? Czy powrót to w ogóle dobry pomysł? Jak poradzą sobie ich dzieci?

Z tego powodu postanowiłam zapytać mamy, które już jakiś czas temu wróciły do pracy, jakich rad mogłyby udzielić tym z nas, które są jeszcze przed tym ważnym dniem. Bo po co wyważać otwarte drzwi, skoro można nauczyć się czegoś od osób, które miały już szansę wyciągnąć swoje wnioski.

Oto, czego się dowiedziałam.

1. Nie martw się o swoje dziecko

Nie wiem czy jest taka mama, która obwieszczając zamiar powrotu do pracy nie usłyszała przynajmniej raz „a co będzie z dzieckiem?!” albo „oddasz takiego malucha do żłobka?”. To chyba jedna z najczęstszych reakcji otoczenia. Jakbyśmy same nie miały wystarczająco wielkich wyrzutów sumienia z powodu tego, że nie będzie nas 24h na dobę przy naszym potomku. Co ciekawe, mamy, z którymi rozmawiałam, najczęściej odwoływały się właśnie do tej obawy.

Jeśli naprawdę miałabym dać innym mamom tylko jedną radę, to myślę, że powiedziałabym, żeby nie słuchały albo po prostu nie czuły się winne, słuchając tego, co mówią inni. Wszystkim babciom, ciociom, sąsiadkom czy innym matkom, które do pracy nie wróciły może się wydawać, że posiadły już wszelką mądrość, ale to my same najlepiej wiemy, co jest dobre naszych dzieci. I że wbrew pozorom taki maluch doskonale adaptuje się do nowych sytuacji. Sama dość szybko zaczęłam doceniać to, że mój synek uczy się od innych i jak się niesamowicie dzięki temu rozwija. Moim zdaniem po powrocie do pracy, spędza się z dzieckiem czas intensywniej i chętniej niż spędzając z nim 24h. 

Monika, mama Antosia

Mój największy ból przy powrocie dotyczył tego, że będę musiała „zostawić” dziecko i oddać je do żłobka. Długo mi się wydawało, że nikt się nie zaopiekuje moim synkiem tak dobrze, jak ja i że robię mu krzywdę w ten sposób. Szybko zmieniłam zdanie, jak zobaczyłam, że mój syn zaczął się bardzo fajnie rozwijać i robić dużo rzeczy, na które ja bym z nim nie wpadła albo nie miałabym do nich cierpliwości. Także moja rada byłaby taka, żeby mamy nie miały wyrzutów sumienia z tego powodu. Posłanie (a nie zostawienie czy oddanie!) dziecka do żłobka czy przedszkola wyjdzie naszym dzieciom na dobre, bo bardzo dużo się tam nauczą!

Edyta, mama Ignacego

Naprawdę nie doceniamy zdolności adaptacyjnych maluchów. To tylko w naszej głowie jest wizja, że ciężko im się odnaleźć. Przynajmniej u mnie okazało się, że dziecko wymagające i wrażliwe, z zaawansowaną „mamozą”, jest uśmiechnięte, wyspane, lepiej je. Mimo mojej nieobecności w ciągu dnia.

Ula, mama Zosi

Bardzo mnie tym dziewczyny uspokoiły. Bo choć na poziomie świadomym wiem, że mama nie zapewni dziecku takich możliwości rozwoju społecznego jak inne dzieci, to gdzieś ta obawa też we mnie jest. Że coś mnie ominie. Że mój syn nie będzie miał takiej opieki, jaką ja bym mu zapewniła.

Mam poczucie, że zyska przy tym coś ważnego. Przede wszystkim dzieci bardzo szybko uczą się od siebie nawzajem. Widziałam mnóstwo przykładów, kiedy maluch po kilku tygodniach w żłobku lub przedszkolu nabierał takiego rozpędu rozwojowego, że było to aż nieprawdopodobne. Poza tym budują się wtedy pierwsze przyjaźnie i pojawiają się różne związane z tym wyzwania. Zwłaszcza dla pierwszego dziecka, które ma sto procent uwagi rodzica, cenną lekcją będzie nauka zasad panujących w społeczeństwie. To też szansa dla takiego malca, by poznawać świat w sposób, którego ja bym chyba sama nie była w stanie mu zapewnić.

2. Daj sobie czas

Druga rzecz, jaką usłyszałam też bardzo dała mi do myślenia. Zwłaszcza dlatego, że odkąd pamiętam byłam prymuską. W szkole czy w pracy, dawałam i daję z siebie wszystko. I wiem, że będę od siebie wiele wymagać po powrocie. Może nawet będę czuła się zobowiązana udowodnić wszystkim dookoła, że jestem nadal tak samo zaangażowanym pracownikiem, jak przed pojawieniem się malucha.

To, co mnie trochę zgubiło to chęć powrotu od razu na 100%, bez dania sobie czasu na wdrożenie. Wszystko chciałam nadrobić na już, a zaległości było dużo. Myślę, że przez pierwszy miesiąc jechałam na 150% swoich możliwości. Byłam bardzo zmęczona, dlatego patrząc wstecz powiedziałabym sobie:  „Zwolnij, to może poczekać”. Najśmieszniejsze jest to, że to ja sama narzuciłam sobie takie szalone tempo, nikt ode mnie tego nie wymagał.

Myślę, że macierzyństwo zmieniło moje podejście do pracy. Zdecydowanie nie mam już czasu na pracę, poza pracą. Mam też więcej cierpliwości, praktycznie nie miewam dni w których ogarnia mnie „niechcemisię” i odczuwam mniej stresu, bo łatwiej mi zachować zdrowy dystans.

Ula, mama Zosi

Z mojej perspektywy trzeba przestać się bać ze jako mamy jesteśmy mniej wydajne i musimy się wykazywać od początku (szczególnie w korpo).

Agata, mama Kacpra

Ta część może być dla mnie sporym wzywaniem. Ale jest szansa, że mając z tyłu głowy te mądre rady od Uli i Agaty, będzie mi trochę łatwiej zadbać o ten czas na rozgrzewkę i rozbieg. Zanim wskoczę na pełne obroty. Bo przecież to, że wskoczę, nie podlega żadnej dyskusji.

3. Zaplanuj priorytety

Jednym z powodów, dlaczego tyle swojej uwagi poświęcam myślom o powrocie do pracy jest fakt, że lubię być przygotowana. Określenie „lubię” nie oddaje do końca, jak bardzo bycie przygotowaną jest dla mnie ważne. Powinnam chyba napisać, że POTRZEBUJĘ być przygotowana. Dlaczego? Żeby czuć się pewnie, żeby łatwiej odnaleźć się w nowej sytuacji. Rada, którą dostałam od Basi bardzo się w to wpisuje.

Niektórzy ludzie będą oczekiwali, że po twoim powrocie nic się nie zmieni. Zrób więc listę zadań dodatkowych, których się podejmowałaś. Zdecyduj w co się chcesz nadal angażować, a w co już nie. Ustal priorytety. Twój czas się nie wydłuży, więc zanim wrócisz uzgodnij ze sobą, jak chcesz aby wyglądały Twoje zadania w pracy. To banalne, ale nie możesz funkcjonować jak przed narodzinami dziecka. Twój świat się zmienił, to normalne że musi zmienić się też trochę twoje podejście do pracy.

Basia, mama Artura i Krzysia

No właśnie. Słowa o tym, że nie możemy już funkcjonować tak, jak przed pojawieniem się dziecka były dla mnie bardzo poruszające. Bo znowu, na poziomie świadomym wszystko to wiem, ale kiedy górę biorą schematy, może nie być łatwo poskromić swoje zapędy. Tak jak pisałam w swoich refleksjach o powrocie do pracy (TUTAJ), jestem mamą od niedawna, a sobą całe życie. Dlatego przemyślenie sobie tego, co może się zmienić po powrocie będzie ważną częścią moich przygotowań.

4. Nie martw się jak to wszystko pogodzisz

Nie wiem, jak Ty, ale ja mam serio tendencję do martwienia się. Wyobrażam sobie czasami różne scenariusze, oczywiście niezbyt pozytywne, zastanawiam się, jak to będzie. Z tego, co słyszę z różnych stron – takich mam jest bardzo wiele. I pomijam tutaj oczywisty wątek martwienia się o swoje dziecko, ale bardziej o to, czy damy sobie radę. Czy uda nam się pogodzić te różne role życiowe? Czy nie „zawalimy” w którejś z nich?

Ja miałam też obawy jak pogodzę bycie rodzicem, ogarnięcie domu i pracę… Dzisiaj mogę już z całą pewnością powiedzieć, że da się – przynajmniej przy jednym dziecku nadal można mieć domowe obiadki i 5 minut dla siebie. Skoro ja dałam radę, Ty też na pewno sobie z tym poradzisz. Jest w nas, kobietach, coś niesamowitego – im więcej rzeczy mamy na głowie, tym lepiej nimi żonglujemy.

Agata, mama Kacpra

Trudno się z tym nie zgodzić. Wiele razy tego doświadczyłam, że kiedy do zrobienia było niewiele, jakoś ciężko było mi się zmobilizować, a kiedy lista pękała w szwach – kolejne punkty odhaczałam bez większego problemu. Ale bycie mamą pracującą to duże wyzwanie. Trochę trudno się nie martwić, jak to będzie…

W rozmowie z Ulą przyznałam się też do tych obaw. I jej odpowiedź – że na pewno będzie lepiej niż przewiduję, przypomniała mi o pewnym psychologicznym zjawisku, którego wszyscy doświadczamy. Nasze mózgi potrafią kreować tak niesamowicie mroczne scenariusze, że rzeczywistość rzadko kiedy je realizuje. Przypomnij sobie – kiedy sytuacja potoczyła się naprawdę tak tragicznie, jak przewidywałaś? Ja nie jestem w stanie przywołać ani jednej takiej sytuacji.

I to jest bardzo optymistyczna myśl. Miej nadzieję na najlepsze, ale przygotuj się na najgorsze. To najgorsze nigdy się nie wydarzy, ale jeśli będziesz przygotowana na to, poradzisz sobie z każdą inną wersją scenariusza.

5. To Twój czas! Wykorzystaj go.

Na koniec zostawiłam radę, która poruszyła mną w trochę inny sposób. Nie dotyka ona obaw i zmartwień, ale robi miejsce dla mojej ekscytacji powrotem. Bardzo mnie ucieszyła taka odpowiedź od Kasi.

Gdybym mogła dać radę powracającej do pracy mamie, powiedziałabym „To Twój czas! Nie bój się nowego, wykorzystaj go dla siebie. Pora skupić się na sobie, nie myśl o dziecku, bo na pewno zapewniłaś mu najlepsza opiekę. Wszystko będzie ok, potraktuj to jako czas na własny rozwój, gdy wrócisz będziesz szczęśliwa tylko daj sobie to poczuć nie mając wyrzutów sumienia.”
Ogólnie jeśli planują dopiero, ale się zastanawiają to oczywiście ja mówię stanowcze „do it!” To jest świetne uczucie powrócić. Ja się nie bałam w ogóle, normalnie oddaliśmy Hanię do żłobka bez wyrzutów sumienia. Oczywiście myślałam o niej, jak sobie radzi i co u niej. Ale ogólnie na czas pracy wyłączałam ” mamę” a włączałam „pracownicę”. To u mnie bardzo fajnie działało.

Kasia, mama Hani

I myślę sobie, że to cudowne podejście – zrobić wreszcie trochę miejsca dla siebie w tym wszystkim. Chyba to też jeden z powodów, dla których cieszę się myślą o powrocie. Bo w biurze nie będę już mamą, będę trochę bliżej dawnej siebie. Będę kompetentnym HRowcem, menedżerem, HR Business Partnerem, będę realizować swoje zadania i projekty, będę wykorzystywać całą swoją wiedzę i potencjał intelektualny. Znowu będę rozwijać skrzydła na zupełnie innym polu niż macierzyństwo. I to jest wspaniała wizja. To będzie mój czas.

Rada bonusowa

I na tym miał się zakończyć mój tekst, ale napisała do mnie kolejna mama. Jej rada skłoniła mnie, by popatrzeć na to wszystko z jeszcze innej perspektywy.

Jeszcze zdążysz policzyć te wszystkie excele, wdrożyć projekty – nie ta firma to inna – rynek pracy będzie dalej istniał za 3 lata. Ale dziecko jest małe i „Twoje” tylko przez bardzo krótki wycinek Twojego życia. Pamiętaj o tym.

Aga, mama Heli

To dla mnie ważny głos. Z jednej strony, żeby nie zatracić się w tej pracy, nie stracić z oczu tego, co najważniejsze i niepowtarzalne. Z drugiej, żeby mamy, które nie czują takiej ekscytacji na myśl o powrocie jak ja, znalazły w tym tekście coś dla siebie. Bo niezależnie od tego, co wybierasz – powrót czy zostanie z dzieckiem, najistotniejsze jest, byś z tą decyzją czuła się dobrze.

Która rada najmocniej do Ciebie przemówiła? A może jest coś, co chciałabyś dodać z własnego doświadczenia?

6 czerwca 2020 0 comment
1 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwój

Dlaczego rekrutacje trwają tak długo?

by asia 3 czerwca 2020

Każdy, kto kiedyś szukał pracy wie, że rekruterzy potrafią odpowiadać na wysłane CV po dłuższym czasie. Często też zdarza się, że od spotkania do ostatecznej decyzji firmy mija kilka tygodni. Z rozmów z kandydatami i ze znajomymi wiem, że jest to bardzo frustrujące. Z jednej strony się nie dziwię, z drugiej – mając świadomość, jak wygląda proces od kuchni, nie dziwi mnie też, dlaczego to tyle trwa.

Dlatego pomyślałam, że warto trochę opowiedzieć o tym, z czego może wynikać to, że niektóre rekrutacje trwają tak długo. Bo wbrew pozorom, nie z powodu lenistwa pracowników HR czy ich złośliwości.

Rekordowy czas od złożenia CV do telefonu z zaproszeniem na spotkanie, którego sama doświadczyłam jako kandydatka, to – UWAŻAJ – 3 lata! Serio! Byłam porządnie zszokowana kontaktem z tamtej firmy, bo w międzyczasie zdążyłam znaleźć nową pracę, kilkukrotnie w niej awansować i zajść w ciążę.

Proces w pigułce

Kiedy 8 lat temu miałam pierwszą rozmowę o pracę w HR i padło podczas niej pytanie, jak wygląda proces rekrutacji, nie miałam pojęcia, że tak trudno jest go wystandaryzować. Jakie będą jego etapy i ile będą trwać zależy zarówno od obszaru, do jakiego rekrutujemy jak i menedżera, dla którego szukamy pracownika oraz samych kandydatów. Oczywiście są pewne części wspólne i trochę o nich opowiem, musisz mieć świadomość licznych wyjątków od tej reguły.

Zaczyna się od tego, że menedżer, który potrzebuje pracownika w swoim zespole zgłasza się do nas i wspólnie tworzymy opis stanowiska. HR publikuje ogłoszenie na jednym lub kilku znanych portalach z ofertami pracy i czekamy na spływ aplikacji kandydatów. W ciągu standardowych 30 dni publikacji, w zależności od stanowiska, otrzymujemy od kilku do nawet kilku tysięcy życiorysów.

Pierwszej selekcji CV rekruter dokonuje w oparciu o ustalone kryteria oceny dopasowania profili kandydatów do tego oczekiwanego. Następnie przekazuje wybrane życiorysy menedżerowi i to po jego stronie leży decyzja, kogo finalnie zobaczymy podczas spotkania.

Etapów rozmów może być kilka, mogą wystąpić dodatkowe testy, próbki pracy czy sesja Assessment Center. Każdy z nich dodatkowo wydłuża proces rekrutacji. Po spotkaniach i dodatkowych etapach ze wszystkimi wstępnie wybranymi kandydatami podejmowana jest decyzja, komu złożymy ofertę współpracy. Jak długo trwają formalności po stronie pracodawcy? To zależy między innymi od tego, jaka jest procedura w danej firmie, jaka jest ścieżka decyzyjna i ile osób się na niej znajduje. W praktyce – od kilku godzin w przypadku mniejszych firm, do nawet kilkunastu dni w większych korporacjach. Im więcej osób decyzyjnych na ścieżce, im mniejsza ich dostępność, tym trwa to dłużej.

Perspektywa rekrutera

Zazwyczaj jeden Specjalista ds. Rekrutacji prowadzi w tym samym czasie od kilku do kilkunastu procesów rekrutacyjnych. Zdarza się, że bywa ich nawet więcej niż 20. Często są one bardzo różnorodne pod względem obszaru, do którego szukamy, ale przede wszystkim mają różne priorytety. Łatwo się domyślić, że wszystkie nie mogą być tak samo ważne.

Dodatkowo każdy proces może być na innym etapie, każdy może mieć inną dynamikę. Jedne udaje się zamknąć dosyć szybko, inne mogą trwać wiele miesięcy, zanim znajdziemy właściwego kandydata. Niektóre składają się z wielu etapów, w przypadku innych udaje się zgromadzić wszystkich decydentów na jednym spotkaniu i proces trwa dużo krócej. Na niektóre ogłoszenia odpowiada nam bardzo wielu kandydatów, a w przypadku innych musimy włączyć też bezpośrednie poszukiwania. Nie ma złotej reguły, która działałaby w przypadku każdej rekrutacji.

Podział ról

Wbrew pozorom nie rekruter jest najważniejszą osobą w procesie. Tak, jak wspomniałam wcześniej nasze, działania, są podejmowane w odpowiedzi na zapotrzebowanie zgłoszone przez menedżerów. To z nimi ustalane są kryteria pierwszej selekcji, a także wybór kompetencji, jakie będą oceniane podczas spotkania.

Po co w tym wszystkim HR? Żeby doradzić, zarekomendować, pomóc w ocenie kwalifikacji kandydata. Nasze doświadczenie w pracy z ludźmi i rozmowach z kandydatami sprawia, że obserwacje i wnioski, które wyciągamy po spotkaniach są bardzo cenne dla menedżerów. Nie zliczę, ile razy dostawałam podziękowania od moich klientów wewnętrznych właśnie za pomoc w wyborze właściwej osoby o poszukiwanych kompetencjach.

Priorytety

Jednym z pierwszych powodów, dlaczego niektóre rekrutacje trwają tak długo to kwestia nadanych im priorytetów. W związku z tym, jak wiele procesów prowadzi zwykle jednocześnie rekruter, może to oznaczać szukanie nowych pracowników dla kilkunastu menedżerów w tym samym czasie.

Dlatego musimy nadawać priorytety. Niektóre rekrutacje są pilniejsze niż inne, takimi więc zajmujemy się w pierwszej kolejności. Oznacza to, że selekcja aplikacji, które spłynęły w mniej pilnych procesach czeka dłużej i już tutaj możemy mieć początek opóźnienia.

Każdy potrzebuje urlopu

Kolejna sytuacja, która wydłuża czas od złożenia aplikacji do zaproszenia na spotkanie, to po prostu urlopy. Zwłaszcza w okresie wakacji, świąt lub ferii, które w rekrutacjach są tak zwanym sezonem ogórkowym. W każdej firmie ludzie korzystają z dni wolnych od pracy – zarówno w HR, jak i wśród menedżerów odpoczynek jest niezbędny. Aby czas naszej nieobecności nie był do końca stracony, często publikujemy ogłoszenia przed urlopem, żeby kandydaci mogli aplikować, kiedy my będziemy poza biurem. W ten sposób po powrocie możemy od razu zabrać się do selekcji CV.

Wiele razy zdarzyło mi się, że menedżer, dla którego rekrutowałam znikał na urlop zaraz po moim powrocie do pracy, co sprawiało, że nie mógł nawet rzucić okiem na wybrane przeze mnie życiorysy. W skrajnych przypadkach – dwa tygodnie mojego urlopu, później dwa tygodnie urlopu menedżera i już mija miesiąc odkąd złożyłeś swoją aplikację. Zanim menedżer nadrobi zaległości, może minąć kolejny tydzień. Dlatego znów podkreślam, że nie każdy proces rekrutacji ma najwyższy priorytet i dlatego może się to tak rozciągać w czasie.

Ilość kandydatów

Zdarza się również i tak, że Twoje CV może pojawić się w systemie rekrutacyjnym firmy w momencie, kiedy trwają już rozmowy z kandydatami. Ogłoszenia zwykle publikowane są na 30 dni, a jeśli proces ma wysoki priorytet, to selekcja życiorysów zaczyna się już po tygodniu. Jeżeli do chwili Twojej aplikacji pracodawca spotkał już kilku pasujących do profilu kandydatów, może Twojego CV nawet nie otworzyć. Może też, mimo otworzenia, nie zadzwonić do Ciebie.

Czy Twoje szanse spadają wtedy do zera? Jasne, że nie – bardzo często kandydaci zmieniają zdanie, rezygnują z udziału w danym procesie, bo na przykład dostali już ofertę z innej firmy lub zmieniają swoje plany zawodowe. W takiej sytuacji sięgamy z powrotem do bazy CV i sprawdzamy, czy są tam jeszcze aplikacje pasujące do naszych wymagań na danym stanowisku. W ten sposób także możesz otrzymać telefon od rekrutera po dłuższym czasie od wysłania swojego życiorysu.

Oczekiwanie na wyniki

No dobrze, ale dlaczego czasami mija kilka tygodni od spotkania, zanim otrzymam informację o wyniku rekrutacji? Bo wszędzie tam, gdzie w centrum zainteresowania jest człowiek, nie da się od linijki narysować procesu. A przynajmniej jest to bardzo trudne.

Przeciętnie, aby wybrać odpowiedniego kandydata rekruterzy i menedżerowie spotykają się z 8-10 kandydatami. Rzadko udaje się zgrać dostępność wszystkich zainteresowanych osób tak, by spotkania odbyły się w trakcie jednego tygodnia. Wiele razy miałam kandydatów, z którymi spotkania przesuwały się z tygodnia na tydzień – a to dlatego, że menedżer zachorował, potem kandydat miał jakąś kryzysową sytuację w pracy i nie mógł się wyrwać do nas na spotkanie, a czasem jeszcze na dodatek komuś po drodze zachorowało dziecko. I mamy już trzy tygodnie od pierwszego telefonu z zaproszeniem do faktycznego spotkania.

A w międzyczasie inni kandydaci czekają na wyniki. Bo może ten, z którym nie możemy się spotkać jest tym idealnie dopasowanym do stanowiska?

Oficjalna oferta

Choć mogłoby się wydawać, że kiedy już wybierzemy pasującego na nasze stanowisko kandydata, możemy od razu zaproponować mu pracę, tak niestety nie jest. W większości firm oferta dla kandydata, czyli w praktyce warunki płacowe (wynagrodzenie, system premiowy) i pozapłacowe (nazwa i poziom stanowiska, dodatkowe benefity), musi zostać zatwierdzona na wyższym szczeblu. Im bardziej złożona struktura organizacyjna pracodawcy, tym więcej osób i obszarów może brać udział w zatwierdzaniu oferty.

I tutaj też czasem borykamy się z urlopami, niedostępnością poszczególnych osób. Musisz mieć świadomość, że mimo najlepszych starań, czasem nawet w dużych firmach procesy nie są idealnie poukładane.

Rekruterzy często stają na głowie, by to wszystko przyspieszyć. Działy HR optymalizują procesy, próbują usprawniać wąskie gardła decyzyjności. Zależy nam przecież tak samo mocno jak menedżerom, by wybrany kandydat nie dostał w międzyczasie konkurencyjnej oferty, by nadal chciał pracować dla naszego pracodawcy. Nie zawsze jednak to się nam udaje. To są bardzo przykre momenty, kiedy dzwonię wreszcie do wybranej osoby, by zaproponować jej pracę, a ona już nie jest zainteresowana. Im większe nadzieje wiązaliśmy z danym kandydatem, tym smutniejszy jest taki koniec procesu. A dla nas wszystko zaczyna się od początku.

Nie trać nadziei

Mam nadzieję, że teraz już bardziej rozumiesz, z czego może wynikać długi czas oczekiwania – czy to na telefon z zaproszeniem, czy później na samą ofertę. Nie zniechęcaj się tym, nie załamuj, nie myśl źle o swoich kwalifikacjach czy kompetencjach rekrutera. Jeśli masz taką możliwość, daj sobie po prostu więcej czasu na szukanie i spotkania z pracodawcami. Cierpliwość w tym przypadku bardzo popłaca!

Jeśli chcesz podzielić się swoimi doświadczeniami z rekrutacji, które trwały wyjątkowo długo lub może wyjątkowo krótko – zapraszam Cię do tego serdecznie! Poniżej znajdziesz formularz do komentowania tego tekstu 🙂

fot. Unsplash

3 czerwca 2020 2 komentarze
2 FacebookTwitterPinterestEmail

ZAMÓW NEWSLETTER

ZAMÓW NEWSLETTER!

Znalazłaś ciekawe dla siebie tematy?

Koniecznie zamów mój newsletter!

Dzięki temu nie przegapisz żadnego wpisu :)

Dziękuję!

Pozostało jedynie wejść na swoją skrzynkę i potwierdzić zapis. Po tym już na pewno nic Cię nie ominie :)

.

Bądźmy w kontakcie

Facebook Instagram Linkedin Email

kategorie

  • Macierzyństwo (18)
  • Odskocznia (3)
  • Praca i rozwój (39)
  • Rozmowa kwalifikacyjna (10)

Archiwa

  • styczeń 2023
  • wrzesień 2022
  • lipiec 2022
  • marzec 2022
  • luty 2022
  • luty 2021
  • grudzień 2020
  • listopad 2020
  • październik 2020
  • wrzesień 2020
  • sierpień 2020
  • lipiec 2020
  • czerwiec 2020
  • maj 2020
  • kwiecień 2020
  • marzec 2020

Meta

  • Zaloguj się
  • Kanał wpisów
  • Kanał komentarzy
  • WordPress.org

mama.z.hr

mama.z.hr
Z małym opóźnieniem, ale przychodzę do Was z k Z małym opóźnieniem, ale przychodzę do Was z kolejnym omówionym pytaniem. 

Czasem, kiedy pod koniec rozmowy pojawia się temat oczekiwań finansowych kandydata, zdarza się, że rekruter zadaje pytanie dodatkowe. Czy podana przez Panią kwota jest negocjowalna? Innymi słowy - czy jesteś w stanie zejść ze swoich oczekiwań? 

Kiedy dokładnie pojawia się to pytanie? Jak je interpretować? To dobrze czy źle, że się pojawia? 

Przede wszystkim, jak chyba łatwo się domyślić, pytanie wskazuje od razu, że podane przez nas oczekiwania przekraczają zaplanowany na dane stanowisko budżet. Ale już druga i trzecia wskazówka, są bardziej optymistyczna - to przekroczenie nie jest raczej zbyt duże i musieliśmy zrobić dobre wrażenie i spodobać się pracodawcy, skoro pytają nas o możliwość negocjacji. 

Pamiętajmy, że rekruter w większości przypadków nie może ujawnić nam jakie są widełki na dane stanowisko. Dlatego posługuje się różnymi sugestiami i przesuwa ciężar mówienia o konkretnych kwotach na kandydatów. 

Co odpowiedzieć? 

To zależy jaka jest Twoja prawda - czy podałaś oczekiwania realne, czy lekko zawyżone? Czy jeśli otrzymasz nieco niższe wynagrodzenie, nadal będziesz zadowolona? Czy jednak po 2-3 miesiącach poczujesz frustrację i będziesz zdemotywowana, że zarabiasz mniej niż byś chciała, niż wyceniasz swoje kompetencje? Jaka kwota będzie dla Ciebie wciąż satysfakcjonujaca? Jaka jest Twoja granica negocjacji?

Zawsze zniechęcam moje Klientki do znacznego obniżania swoich oczekiwań, bo to zwykle nie kończy się dobrze. W ciągu paru miesięcy okazuje się zazwyczaj, że niższe wynagrodzenie idzie w parze z dużą odpowiedzialnością albo po prostu nie działa motywująco. Dlatego warto się 3x zastanowić, zanim się na to zdecydujecie. 

A jak Ty do tego podchodzisz? Negocjowałabyś czy jednak nie, wiedząc że to pewnie jedyna droga do uzyskania zatrudnienia w tej firmie?

Ps. Nadal trwają zapisy do grupy mastermind "Nowa praca na wiosnę"! Zapisz się, daj się przeprowadzić przez proces poszukiwań i znajdź swoją pracę marzeń! Link do zapisów w bio @mama.z.hr 

-
#rekrutacja #rozmowakwalifikacyjna #wynagrodzenie #negocjacje #praca #zmianapracy
Dlaczego mastermindy to moja ulubiona forma pracy Dlaczego mastermindy to moja ulubiona forma pracy z klientami? Bo łączy w sobie wszystko, co najlepsze ze szkoleń, warsztatów i pracy indywidualnej. Żadna inna formuła nie pozwala aż tak wiele wcisnąć w program, aż tak wiele podarować Uczestnikom. 

Kiedy uruchamiałam pierwszą grupę, nie ukrywam, że miałam sporo obaw. Tak, ja ekspertka w tym temacie, stresowałam się nie na żarty. Czy uda mi się to przeprowadzić tak dobrze, jak chciałam? Czy Uczestniczki otworzą się na tyle, by szczerze mówić o swoich potrzebach i perspektywach, żeby moje podpowiedzi mogły być adekwatne? Czy starczy nam na wszystko czasu? 

Jak się okazało, jak możecie przeczytać w opinii jednej z Uczestniczek, wszystko poszło bardzo dobrze. Uwielbiam energię takich kameralnych spotkań, kiedy ja mogę podzielić się swoim spojrzeniem i wiedzą, a pozostali wymieniają się uwagami i dają sobie wzmocnienie i wsparcie. Uwielbiam czytać potem, jak chodzą na rozmowy, jakie mają przemyślenia, jakie nowe pytania się pojawiają. Serce mi rośnie, jak One rosną w tym procesie. 

Dlatego, jeśli i Ty chcesz na wiosnę zdobyć nową pracę, z której będziesz czerpać satysfakcję, nie wahaj się i już dziś dołącz do grupy mastermind. Startujemy 18 marca i spotkania będą się odbywały w soboty, co 2 tygodnie. 

Dlaczego to tyle kosztuje? 
Program mastermindu przewiduje 5 spotkań na żywo, dwa audyty CV dopasowanego do wybranych przez Ciebie ofert pracy, materiały przygotowujące do rozmów rekrutacyjnych i 4 tygodnie wsparcia przez grupę Whatsapp po zakończeniu spotkań. To ogrom czasu i wartości, jakie oferuję Uczestniczkom. Jeśli jednorazowo to za duża kwota, daj znać i rozbijemy ją na raty. 

Masz jakieś pytania? Coś się zastanawia, wahasz się czy to dla Ciebie? Napisz w komentarzu, a chętnie odpowiem! 

---
#autopromocja #mastermind #szukaniepracy #nowapraca #zmianapracy #szkolenie #kurs #mamaszukapracy #mamawracadopracy #pomacierzynskim
Jak myślisz, czy rekrutacja prowadzona przez zewn Jak myślisz, czy rekrutacja prowadzona przez zewnętrzną agencję rekrutacyjną wygląda tak samo, jak proces realizowany w dziale HR firmy? Jakie mogą być różnice, jakie dodatkowe etapy? Jakimi kanałami tacy rekruterzy szukają kandydatów? A może zastanawiasz się, dlaczego w ogóle firmy korzystają z agencji, zamiast zatrudnić własnych rekruterów? 

Wiem, że dla wielu osób temat procesów rekrutacyjnych realizowanych przez agencję jest bardzo interesujący. Nie wszyscy mieli okazję brać udział w takich procesach, a znam i takie osoby, które bardzo długo nie odpowiadały w ogóle na ogłoszenia publikowane przez agencje z obawy, że ich CV trafi do niewłaściwej firmy lub do ich własnego pracodawcy. 

Dlatego zaprosiłam do rozmowy Olę @a_szpak która przez wiele lat pracowała w agencji rekrutacyjnej, żeby podzieliła się z Wami swoim doświadczeniem i odpowiedziała na najbardziej nurtujące pytania. 

Choć sama miałam krótki epizod pracy w agencji i współpracowałam z wieloma różnymi firmami rekrutacyjnymi, myślę, że nic nie może się równać z opowieścią z pierwszej ręki od tak doświadczonej jak Ola osoby. Dlatego tym bardziej jestem szczęśliwa, że udało mi się ją namówić! 

Jeśli macie jakieś pytania w tym temacie, które Was nurtują - napiszcie w komentarzu, już jutro wieczorem poproszę Olę o odpowiedź 😊

To co, widzimy się? 

---
#lajw #rekrutacja #agencjarekrutacyjna #szukaniepracy #rozmowakwalifikacyjna #zmianapracy #praca #hr
Pytanie przyszło od jednej z Was z kategorii "dzi Pytanie przyszło od jednej z Was z kategorii "dziwne". I od razu pomyślałam, że trzeba się nim zająć, bo ono wbrew pozorom wcale dziwne nie jest! A wiele mówi o Waszej sytuacji i szansach w danym procesie rekrutacyjnym.

Zastanów się chwilę - wiesz już, że każde pytanie w trakcie rekrutacji pada w jakimś celu. Osoba prowadząca spotkanie ma (w głowie lub na kartce) listę rzeczy, które chce sprawdzić lub dowiedzieć się o Tobie. Po co więc pyta o Twój udział w innych rekrutacjach? 

Zanim powiem Ci, jak to wygląda z mojej perspektywy, chwila na wspominki. 

Pierwszy raz usłyszałam to pytanie na praktykach. Były to bezpłatne praktyki w dziale rekrutacji dużego korpo. Spotkanie prowadziła dużo starsza ode mnie rekruterka - weteranka, można powiedzieć, bo pracowała tam od początku istnienia firmy. I ona to pytanie zadawała na każdym spotkaniu. Miała swoją tabelkę z pytaniami, jakie zadawała kandydatom i jedna z kolumn to było właśnie "inne rekrutacje".

Ja nie zadaję tego pytania na każdej rekrutacji, ale używam go chętnie. Sama jako kandydatka też wiele razy byłam o to pytana i praktycznie zawsze oznacza to, że dana osoba jest mocno brana pod uwagę w danym procesie. 

Dlaczego rekruterzy o to pytają? 
👉 Żeby wiedzieć czy muszą się spieszyć z decyzją - jeśli jesteś w innych procesach, a spodobałaś się nam, z dużym prawdopodobieństwem spodobasz się też w innych firmach. Jeśli chcemy Cię mieć na swoim pokładzie, musimy się spieszyć. 
👉 Żeby ocenić, jak mocno Ty rozważasz danego pracodawcę i jak zaawansowane są Twoje działania w kierunku zmiany pracy. 

Jeśli więc usłyszysz takie pytanie na rozmowie, możesz uśmiechnąć się do siebie, bo najprawdopodobniej zrobiłaś dobre wrażenie. Jeżeli rozmawiasz z firmą swoich marzeń, powiedz że bierzesz udział, ale to praca w tej firmie jest dla Ciebie najbardziej atrakcyjna. Jeśli nie jest to firma marzeń - zdecyduj, jaki komunikat chcesz przekazać. Moim zdaniem warto powiedzieć, że masz inne opcje na stole. Może dzięki temu przyspieszy to tryby machiny jaką jest uzyskanie zgody na zatrudnienie 😉 

I co teraz myślisz o tym pytaniu? Jaka odpowiedź będzie najlepsza dla Ciebie? 

-
#narekrutacji #praca #rozmowakwalifikacyjna
Rzadko pokazuję się tutaj tak bardzo prywatnie, Rzadko pokazuję się tutaj tak bardzo prywatnie, ale ostatnio mam poczucie, że wciąż pędzę. Odhaczam kolejne rzeczy z listy, ustalam kolejne projekty, nawiązuję współprace i rozpisuję programy szkoleń... A wieczorem, gdy mam wreszcie chwilę dla siebie, padam na nos i nie starcza mi sił na coś konstruktywnego. 

Dlatego dzisiaj, przy okazji piątku, pogadajmy dla odmiany o tych drobnych przyjemnościach, które ładują nasze baterie! 

Dla mnie to na przykład takie wyjście jak dziś do fryzjera, choć z p. Beatą i tak dużo o dzieciach rozmawiamy, to przynajmniej są to rozmowy bez dzieci w tle 🤣 ogólnie to chyba każde wyjście do fajnych ludzi dobrze na mnie działa. Czasami nawet paczkomat potrafi poprawić mi humor i myślę, że nie jestem w tym odosobniona 😅

Od niedawna wciągnęłam się też znowu w grę na konsoli! Jako fanka Harrego Pottera, nie mogłam nie zakochać się w grze Hogwarts' Legacy - więc kiedy tylko dzieci zasną o przyzwoitej porze, ja delektuję się światem pełnym magii. 

Ładuje mnie też muzyka - przy muzyce sprzątam i składam pranie, ale najbardziej uwielbiam jeździć sama autem i na cały głos śpiewać ulubione kawałki 😁 i dobre jedzenie też mnie cieszy. Nie da się ukryć, że kocham jeść 😉 a szczególnie, gdy ktoś zrobi to jedzenie dla mnie ❤️

A co ładuje Twoje baterie? Co pomaga Ci się zresetować? Co daje Ci przyjemność w tym pełnym obowiązków macierzyńskim świecie? 
Jestem bardzo ciekawa Waszych sposobów na zatroszczenie się o sobie. 

---
#przyjemność #jestemmama #relaks #macierzyństwo #drobneprzyjemności #ładowaniebaterii
Nie chcesz wracać na etat po przerwie związanej Nie chcesz wracać na etat po przerwie związanej z macierzyństwem? Marzysz o tym, by realizować się "na swoim"? Masz dosyć sztywnych godzin pracy i wykonywania pracy dla kogoś? Masz pomysł na biznes, ale boisz się przejść do realizacji? 

Na początku każdej drogi jest wiele znaków zapytania, wiele obaw i niepewności. A gdybym powiedziała Ci, że większość z nich można łatwo rozwiać, jeśli ma się odpowiednie wsparcie? Że jeśli ten ogromny projekt, jakim jest marzenie o swoim biznesie można podzielić na małe, łatwiej osiągalne kroki?

Kiedy ruszałam ze swoją działalnością, bardzo doskwierała mi samotność i to, że nie miałam się z kim skonsultować - choćby po to, by wymienić myśli czy zobaczyć swoje pomysły innymi oczami. Zdecydowanie brakowało mi też wiedzy, jak działać, by szybko zobaczyć efekty. Dlatego wspólnie z @gosia.galbas stworzyłyśmy program mentoringowy "Mama ma biznes", w którym pomożemy innym Mamom na tym początkowym etapie wystartować z własnymi biznesami. 

Program, jaki przygotowałyśmy: 
💜 Spotkanie I- Analiza Twojego pomysłu 
💜 Spotkanie II - Twoje umiejętności oraz mocne strony
💜 Spotkanie III - Ocena rynku oraz analiza konkurencji
💜 Spotkanie IV - Mój klient - z kim chcę współpracować, jak ma wyglądać i gdzie go znajdę?
💜 Spotkanie V - Forma działalności i narzędzia 
💜 Spotkanie VI - Plan na biznes 

Chcesz do majówki mieć konkretnie określoną strategię na swój biznes? Dołącz do Mastermindu "Mama ma biznes" i rozwiń skrzydła, prowadząc swoją działalność! 

Co jeszcze Cię powstrzymuje? Zapisz się do programu używając linka zamieszczonego w bio @mama.z.hr 

Pamiętaj, że koszt udziału możesz podzielić na raty i nie musisz ponosić go w całości na początku. 

To co, zaczynamy pracę nad Twoim biznesem? 

---
#biznesonline #wlasnybiznes #naswoim #pomacierzynskim #mamamabiznes #jestemmama #mamapracuje
Zobacz więcej Obserwuj mmie na Instagramie
  • POLITYKA PRYWATNOŚCI STRONY MAMAZHR.PL

@2019 - 2022 Mama z HR. Wszelkie prawa zastrzeżone


Back To Top
Mama z HR
  • STRONA GŁÓWNA
  • O MNIE
  • OFERTA
  • MOJA KSIĄŻKA
  • BLOG
  • SKLEP
  • KONTAKT

Shopping Cart

Close

Brak produktów w koszyku.

Close