Mama z HR
  • STRONA GŁÓWNA
  • O MNIE
  • OFERTA
  • MOJA KSIĄŻKA
  • BLOG
  • SKLEP
  • KONTAKT
  • 0
Monthly Archives

maj 2020

MacierzyństwoPraca i rozwój

Czy to coś złego, że chcę wrócić do pracy?

by asia 30 maja 2020

Znam mamy, które w macierzyństwie znalazły całe swoje spełnienie. Takie, dla których pełen etat w domu z dzieckiem lub dziećmi jest spełnieniem marzeń. Znam też takie, które nigdy nie lubiły swojej pracy i nie musiały się dwa razy zastanawiać, jak tylko pojawiła się szansa, by stamtąd odejść i skupić się na rodzinie. Znam również mamy, które bardzo by chciały całkowicie oddać się opiece nad swoim potomstwem, ale nie pozwala im na to sytuacja finansowa, więc wracają do pracy. Na koniec są też mamy takie, jak ja – które kochają swoje dzieci, ale tęsknią za aktywnością zawodową i zamierzają do niej wrócić.

Mam głębokie poczucie, że żadna z tych dróg nie jest gorsza od pozostałych. Czemu więc czuję sie czasem tak rozdarta? Skąd moje wyrzuty sumienia? Czy będę złą mamą, wracając do pracy?

Brakujący puzzel

Zaczęłam tęsknić za pracą, jak tylko trochę od niej odpoczęłam. Ciąża z komplikacjami nie dała mi tutaj zbyt wielkiego pola do negocjacji terminu, w którym miałam zniknąć z biura. Wielu bliskich mi ludzi pukało się w czoło. Czy to normalne, żeby tęsknić za pracą? Za tym pędem, tymi wymaganiami, tym stresem? Dziewczyno, czytaj książki, oglądaj filmy, chodź na spacery i wysypiaj się na zapas! Gdzie tu w ogóle dylemat?

Jeszcze parę lat wcześniej sama tego nie rozumiałam. Kiedy moje koleżanki zachodziły w ciąże, sama im mówiłam, żeby korzystały z tego czasu, żeby odpoczywały, żeby się tak bardzo nie przejmowały pracą. I któregoś razu jedna z nich powiedziała mi coś, co mocno mną poruszyło. Wyobraź sobie, że nagle znika ogromny kawałek twojego życia. Robisz to, co lubisz i daje ci to dużo satysfakcji, a któregoś dnia budzisz się rano i tego po prostu nie ma. To jak utrata kawałka samej siebie. Oczywiście pod warunkiem, że naprawdę lubiłaś swoją pracę i stała się ona częścią twojej tożsamości.

I kiedy sama tego doświadczyłam, kiedy duży i ważny puzzel z napisem „praca zawodowa” zniknął z mojego obrazka, musiałam siebie zdefiniować na nowo.

Dobre pytanie

Zaczęłam to intensywnie analizować i zadawać sobie różne pytania. Dlaczego tak mi tej pracy brakuje? Nie chodzi przecież tylko o codzienne wchodzenie rano do biura, o spotykanie ludzi, których lubię. Za czym dokładnie tęsknię? Co takiego otrzymywałam tam każdego dnia, by nagle odczuć tak bolesny brak? Jakie potrzeby mogłam tam realizować, a nie są one realizowane teraz?

Dopiero pytanie o potrzeby zaskoczyło. Wtedy poczułam, że dotykam czegoś ważnego. Że jestem na dobrej drodze do odkrycia sedna sprawy.

Ludzie i wartości

Jedną z moich pierwszych myśli było, że brakuje mi ludzi. Każdego dnia byłam nimi maksymalnie otoczona, a teraz nagle świat skurczył się do męża, synka i grona najbliższych przyjaciół. Ale jak na coacha przystało, nie zatrzymałam się na tej odpowiedzi. Bo te kontakty z ludźmi też były sposobem zaspokojenia jakiejś potrzeby – jakiej? Co od nich dostawałam?

Chyba najwięcej radości przynosiły mi chwile, kiedy to ja mogłam kogoś obdarować. Kiedy to ja niosłam pomoc, znajdowałam potrzebne rozwiązania, naprowadzałam na lepszy sposób działania. Czułam się wtedy potrzebna. Czułam, że robię coś ważnego, że w jakimś sensie zmieniam świat. Przynajmniej ten dookoła mnie i moich klientów wewnętrznych czy pracowników. Bycie potrzebną i wywieranie wpływu – dwie ogromnie ważne dla mnie wartości.

Uświadomiłam sobie, że samo bycie wśród ludzi też sprawiało mi zawsze wielką przyjemność. Jestem zwierzęciem społecznym, bez dwóch zdań. Tęsknię za relacjami, za interakcjami na wyższym poziomie niż rozmowa z panią w sklepie czy na bazarku. Za kontaktem z dorosłymi i rozmowami na dorosłe tematy. Poważniejsze tematy. Częściowo to na pewno głód wyzwań intelektualnych, który zresztą towarzyszy mi teraz każdego dnia i który jest ewidentnie motorem do prowadzenia tego bloga. Poza tym relacje i interakcje z innymi ubogacają, pomagają spojrzeć inaczej na różne sprawy, zmuszają do refleksji.

Kwestia tożsamości

Miałam taki moment, że zaczęłam się zastanawiać, co jest ze mną nie tak, że macierzyństwo mi nie wystarcza. Może to jakiś defekt w mózgu? Bo przecież kocham mojego synka nad życie i jestem szczęśliwa, wdzięczna, że go mam. A jednak wciąż pragnę więcej.

W swoich rozważaniach doszłam do myśli, która napełniła mnie spokojem. Bo w sumie przez trzydzieści lat swojego życia (o matko, jak to w ogóle brzmi!) byłam kimś innym. Byłam zapracowaną, bardzo aktywną i zaangażowaną w pracę Asią. Asią otoczoną ludźmi, realizującą ambitne zadania i podejmującą się coraz to nowych projektów i wyzwań. Asią stale szukającą możliwości dalszego rozwoju. Co jest więc dziwnego w tym, że po urodzeniu dziecka nie zmieniłam się diametralnie? Chyba dziwne byłoby, gdybym nagle stała się zupełnie inną osobą. Moje życie wywróciło się do góry nogami, ale ani mój charakter, ani moje potrzeby aż tak się nie zmieniły.

Męczennica matka

Spotykam się często z takim społecznym oczekiwaniem, żeby jednak podporządkować całe życie bobasowi. Ba, żeby poświęcać się. Rezygnować z siebie. Nie cierpię takiego gadania i takiego myślenia. Nie cierpię go, bo ja przecież nie przestałam istnieć, nie utraciłam prawa do swoich własnych pragnień.

Nie zaliczę, ile razy słyszałam, że teraz to już się skończy latanie po świecie, picie ciepłej herbatki i chodzenie po restauracjach, skończy się życie na własnych warunkach. Teraz to się zacznie męczeństwo. A mi się niedobrze robi na myśl o męczeńskim macierzyństwie.

Jestem całym sercem przekonana, że to, jak wygląda nasze macierzyństwo jest w dużej mierze kwestią wyboru. Oczywiście poza sytuacjami, gdy dziecko jest bardzo chore i naprawdę życie rodziców jest pełne poświęcenia. W każdym innym przypadku można znaleźć balans między potrzebami dziecka i własnymi. Moim zdaniem nawet trzeba.

Nie chcę mierzyć mojego macierzyństwa ilością dokonanego poświęcenia, utraconych marzeń i zimnych herbat. Nie chcę patrzeć na moje dziecko z żalem, jak wiele fajnych chwil mnie przez niego ominęło. Kiedy stawiam mojego syna i jego potrzeby na pierwszym miejscu, dokonuję świadomego wyboru. Robię to ze spokojem i radością, bo wiem, że to jest teraz dla niego najważniejsze. Kiedy pojawia się chwila, by zadbać o własne potrzeby, też z niej korzystam. Zwykle bez większych wyrzutów sumienia. Dlaczego? Bo chcę być szczęśliwą i spełnioną mamą, bo wierzę, że tylko wtedy będę w stanie dać mojemu dziecku, to co najlepsze. Bo, choć brzmi to może banalnie, jestem pewna, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko!

Matka spełniona

Oczywiście, jak tylko zaczęłam mówić o planowanym za kilka miesięcy powrocie do pracy, znalazło się parę oburzonych głosów. Zostawić takiego malucha? To niepoważne! Do żłobka? Skandal! Niania? Obca kobieta będzie ci wychowywać dziecko? Nie boisz się, że ominą cię najważniejsze momenty jego życia? Nie ma tutaj rozwiązania satysfakcjonującego dla krytycznych obserwatorów mojego życia i moich decyzji.

Pogodziłam się już z tym, że nie dogodzę wszystkim. Dlatego nawet nie będę próbować. Tylko ja żyję moim życiem, więc muszę w pierwszej kolejności zadbać o siebie i moją rodzinę. Mam poczucie, że powrót do pracy będzie dla nas czymś dobrym. Że dzięki temu będę jeszcze lepszą mamą dla mojego syneczka. Że będę lepszą żoną, choć chyba już jestem całkiem fajną partnerką na życie. Dlaczego? Znowu to powiem – bo szczęśliwa i spełniona mama, to szczęśliwe dziecko.

Patrzę na powrót do pracy z radością i optymizmem. Wiem, że będzie mi ciężko rozstać się z młodym, ale postrzegam to jako szansę dla nas obojga. Dla mnie, by spełniać się na różnych polach, by zadbać o swój rozwój i potrzeby, które mogę realizować głównie w pracy. Dla niego, by nauczyć się tworzyć relacje społeczne z innymi, by budować w nim poczucie niezależności, by też mógł się w ten sposób rozwijać. Dla nas, żebyśmy po całym dniu tęsknoty za sobą, mogli się jeszcze bardziej cieszyć tym wspólnym czasem, jeszcze bardziej go doceniać i jeszcze lepiej wykorzystywać.

Czy jestem złą mamą, bo planuję powrót do pracy? Dziś już jestem pewna, że nie.

A Ty – tęsknisz za pracą? Planujesz wracać?
A może już wróciłaś – jak Ci z tym jest?

fot. Unsplash

30 maja 2020 2 komentarze
2 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwój

Dobre CV – niezbędne elementy

by asia 26 maja 2020

Gdyby nie to, że każde CV jest trochę inne, etap selekcji aplikacji byłby dla rekrutera strasznie nudny. Ja od zawsze bardzo go lubię. Mogę wtedy przeczytać i poznać historie wielu osób. Niektóre robią piorunujące wrażenie i powalają ilością doświadczenia, niektóre sposobem opowiedzenia, a inne niestety zostawiają z niedosytem, bo prezentują zbyt mało informacji.

O ogólnej filozofii i uniwersalnych zasadach tworzenia CV pisałam TUTAJ. Dziś opowiem o tym, czego w żadnym CV nie może zabraknąć i które sekcje są najważniejsze.

Dane osobowe i kontaktowe

Niby oczywistym jest, że w takim dokumencie jak CV nie może zabraknąć Twoich danych osobowych i kontaktowych. Choć trudno to sobie wyobrazić, zdarza się, że kandydaci robią błędy w swoich nazwiskach lub zapominają je w ogóle wpisać. Niestety nie raz otrzymałam też dokument, w którym nie został wpisany numeru telefonu, ale adres domowy już tak. Dostawałam także życiorysy z błędami adresach mailowych, czasem w ogóle ich brakowało. Przez to wysłanie wiadomości e-mail nie byłoby możliwe, gdyby nie nasz system rekrutacyjny. Ratowało nas to, że wymagane do przesłania aplikacji było założenie konta własnie z podaniem adresu mailowego.

Dlatego bardzo zachęcam, by dane osobowe i kontaktowe sprawdzić kilka razy. Dzięki temu będziesz mieć pewność, że rekruter będzie mógł się do Ciebie odezwać i zaprosić na spotkanie.

Doświadczenie czy edukacja?

Szkół pisania CV jest wiele i sporo zależy od tego, jaki jest profil czy branża kandydata. Jeden z dylematów kandydatów dotyczy pytania, która sekcja ważniejsza – doświadczenie zawodowe czy wykształcenie? W większości przypadków rekomenduję zacząć jednak od doświadczenia, bo na tej podstawie w pierwszej kolejności oceniane jest Twoje dopasowanie do stanowiska. Edukacja będzie na pierwszym miejscu u osób, które są na początku swojej drogi zawodowej.

Istotna jest też kolejność, w jakiej wpisujesz swoje poprzednie miejsca pracy. Stosuj zawsze odwróconą chronologię, czyli zaczynaj od aktualnego lub, jeśli obecnie nie pracujesz, ostatniego pracodawcy i zajmowanego stanowiska. Dlaczego w ten sposób? Z punktu widzenia rekrutera, to te najnowsze doświadczenia będą najważniejsze. To, czym zajmowałaś/eś się 10 lat temu w większości sytuacji będzie miało już mniejsze znaczenie.

Jak opowiedzieć o doświadczeniu?

Przede wszystkim ze szczegółami. Opisz każde stanowisko zgodnie z regułą: gdzie pracowałeś/aś (jaka firma), kiedy (dokładne daty), na jakim stanowisku (nazwa), jakie zadania realizowałeś/aś (zakres obowiązków). W tej ostatniej części zachęcam, by przekazać jak najwięcej informacji o tym, za co byłeś/aś odpowiedzialny/a. Możesz dodać także jakie cele były przed Tobą stawiane, z jakimi klientami czy działami w firmie współpracowałeś/aś. To znacząco podnosi wartość Twojego CV.

Ważna uwaga, dotycząca podawania nazwy stanowiska – pamiętaj, że musi ona dobrze oddawać charakter Twojej pracy! Niektóre organizacje tworzą bardzo nietypowe i autorskie nazwy stanowisk, jak na przykład Chief Happiness Officer (nawet ciężko to przetłumaczyć – Główny Zarządzający Szczęściem Pracowników?) zamiast tradycyjnego Dyrektora HR. Jeśli w Twojej firmie także te nazwy są dosyć nowatorskie, zastanów się, jak taka rola nazywa się w innych organizacjach. W ten sposób ułatwisz pracę rekruterowi, ale także zwiększysz szansę na właściwe odczytanie Twojego doświadczenia.

Pamiętaj, by zakresie zadań wspomnieć też o kompetencjach miękkich. Co to znaczy? Wymień nie tylko kwestie, za które byłeś/aś odpowiedzialny/a, ale także opisz sposób, w jaki realizowałeś/aś te obowiązki.

Na przykład jeśli do Twoich zadań należy zarządzanie zespołem, możesz napisać w CV, że organizujesz cykliczne spotkania jeden na jeden z pracownikami. Oprócz tego, że wyznaczasz im cele i rozliczasz z ich realizacji, możesz dodać, że dbasz o dobrą atmosferę w zespole. Ważne, by pokazać poprzez jakie konkretne działania to robisz. Przykładowo mogą to być spotkania zespołowe, podczas których omawiacie bieżące sprawy i robicie burze mózgów.

Inny przykład – jeśli jesteś pracownikiem obszaru finansów i chcesz pokazać w CV swoje zaangażowanie w pracę i chęć dalszego rozwijania swoich kompetencji, możesz napisać w zakresie zadań o tym, że bierzesz udział w dodatkowych projektach czy zgłaszasz inicjatywy usprawnień. Oczywiście jeśli faktycznie to robisz, bo tak jak pisałam w uniwersalnych wskazówkach – w CV piszemy prawdę i tylko prawdę! 🙂

Zareklamuj się!

Skoro CV na być Twoja wizytówką biznesową i zachęcać do zaproszenia Cię na spotkanie, warto już na tym etapie zaakcentować, jakie sukcesy odnosisz w swojej pracy. Jestem wielką fanką sekcji „Osiągnięcia” dodawanej po każdym zajmowanym stanowisku.

Co można tam wpisać? Zrealizowane z sukcesem projekty, wdrożone inicjatywy, wprowadzone optymalizacje i uzyskane oszczędności, sukcesy sprzedażowe i negocjacyjne. Krótko mówiąc wszystko to, z czego możesz być dumna/y w swojej pracy. Chodzi o to, by pokazać osobie, która przegląda Twoje CV, że znasz się na tym, co robisz i zatrudnienie Ciebie będzie korzyścią dla firmy.

Umiejętności

Moim zdaniem do niezbędnych elementów dobrego CV zalicza się również sekcja dotycząca posiadanych umiejętności. Ważne jest jednak, by w tym miejscu pisać tylko o umiejętnościach twardych. Co się do nich zalicza? Na przykład znajomość systemów i narzędzi pracy (np. MS Office, SAP, Symfonia), języków obcych czy języków programowania, znajomość technologii i metodologii.

Umiejętności miękkie, takie jak współpraca, budowanie relacji, umiejętności komunikacyjne czy zdolności organizacyjne, w tym miejscu CV wyglądają na puste deklaracje. Przecież każdy może je sobie wpisać do życiorysu. Dlatego, tak jak pisałam wyżej, najlepiej jest wspomnieć o nich podczas opisywania zadań, jakie realizowałeś/aś na poprzednich stanowiskach.

Klauzula RODO

Wspomnę jeszcze o jednej rzeczy, która wydaje się oczywistością, ale z nimi tak czasem bywa, że nam umykają. Kilka lat temu zmieniło się prawo dotyczące ochrony danych osobowych i w związku z tym także klauzula, jaką umieszczamy na dole strony naszego CV. Warto zwrócić uwagę, by była nie tylko poprawna, ale i dopasowana do firmy, do której aplikujesz. Zwykle w każdym ogłoszeniu firmy umieszczają klauzulę, jaka powinna się znaleźć w życiorysie. Więcej o tym, dlaczego to ważne, pisałam tutaj.

Co z resztą?

Oczywiście w CV można umieścić jeszcze wiele innych sekcji i elementów. Zachęcam, żeby jednak nie przesadzać i wybrać tylko to, co jest naprawdę ważne dla stanowiska, o które się starasz. Jeśli chcesz pokazać, że dodatkowo się rozwijasz i poszerzasz swoje kompetencje, sekcja „Szkolenia” będzie jak najbardziej uzasadniona.

Czy dodawać zdjęcie? Albo zainteresowania? Co z datą urodzenia? To częste dylematy kandydatów. Decyzję zostawiam Tobie, ale już niedługo spodziewaj się kolejnego wpisu z serii Dobre CV. Opowiem w nim o tych i podobnych zagwozdkach.

Do zobaczenia niebawem!

26 maja 2020 0 comment
1 FacebookTwitterPinterestEmail
Macierzyństwo

Czy mój syn będzie strażakiem?

by asia 23 maja 2020

Zaczyna się jeszcze w ciąży. Mocno kopie? Pewnie będzie piłkarzem! Albo tancerzem! Po minach i pozycjach na usg próbujemy zgadywać, kim jest ten mały człowiek. Jaką drogę wybierze? Czy to będzie taka droga, jaką my dla niego wymarzyliśmy?

Im większy bobas w brzuchu, tym więcej domysłów. Wybór imienia i zgadywanie dalej – czy będzie kochał spać, tak jak ja? Czy bardziej będzie kreatywny i aktywny jak Ty? Czy będzie miał moje oczy? Twoje rzęsy? Czyj nos?

Być sobą

Kiedy maluch pojawia się na świecie niemalże każda osoba próbuje dostrzec jakieś podobieństwo do jednej lub drugiej strony rodziny. Czasami mnie to wkurza. Jakby było coś złego w tym, że maluch jest podobny najbardziej do samego siebie. Nasz syn ma kolor oczu zupełnie inny niż ja i mąż, ale co z tego? Dla mnie są najpiękniejsze na świecie.

Ostatnio ktoś mi powiedział, że w dzieciństwie bardzo się złościł słysząc od rodziców, że zachowuje się czy robi miny jak inna osoba. Bo nie chciał być podobny do innych, wolał być po prostu sobą. To mi dało do myślenia. Po co te ciągłe porównania? Czemu nie możemy przyjąć dziecka takim, jakie jest i celebrować jego pięknej odmienności od nas samych?

Dać wybór

Któregoś razu trafiłam na Instagramie na ankietę dla rodziców, czy dają swoim dzieciom wybór kim chcą zostać i czy zaakceptują każdą wersję. Zaczęłam się zastanawiać, jak to będzie u nas? Czy będę jednym z tych rodziców, którzy nakierowują swoje dzieci na drogę własnych niespełnionych marzeń? Czy będę potrafiła wznieść się ponad to i zaakceptować decyzje mojego syna? Czy znajdę w sobie tyle dojrzałości, by bardziej towarzyszyć mu w życiu i służyć radą niż nakłaniać do wygodnych dla mnie wyborów?

Bardzo chcę myśleć, że na pewno będę rodzicem dającym wybór. Takim, który słucha i wspiera, nie twierdząc że wie najlepiej, bo jest rodzicem… Będę się starała, ale przecież na tyle się znamy, na ile nas sprawdzono.

Jeszcze jest czas

I tak sobie siedzimy, przeglądając cudowną „Księgę dźwięków”. Odgrywam dla niego odgłosy w niej opisane i cieszę się jego radosnymi reakcjami na wszystkie iiiuuuu i eeeeoooo… I myślę, czy mój syn zostanie strażakiem? To piękny zawód, ale taki niebezpieczny… Może lepiej nie? A jeśli tak zdecyduje? Czy będę umiała go wspierać, czy jednak będę przekonywać, by wybrał inną drogę?

Całe szczęście, że zanim ta chwila nadejdzie, mamy jeszcze wiele lat innych, mniejszych dylematów. Dziś po prostu czytamy dźwięki. Za chwilę pójdziemy turlać się po łóżku, a potem może spacer?

A Ty? Wiesz już, kim będzie Twoje dziecko?

23 maja 2020 0 comment
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwój

Kim jest ten HR? Podręczny słownik

by asia 19 maja 2020

Jedno z pytań, jakie pojawiło się na moim profilu na Instagramie to czy HR jest tym samym co Kadry. Pomyślałam sobie, że nadal dla wielu osób to rozróżnienie jest trudne do pojęcia. Zwłaszcza, że historycznie przez bardzo długi czas Pani Kadrowa była osobą realizującą wszystkie funkcje HR w przedsiębiorstwach. W większości firm nie było wtedy rekruterów i menedżerowie jakoś sami sobie radzili z wyborem nowych osób, a wszystkimi formalnościami zajmowała się właśnie Kadrowa.

Obecnie wygląda to już inaczej. Funkcje związane z zarządzaniem zasobami ludzkimi czy, jak się mówi w niektórych organizacjach, kapitałem ludzkim, bardzo się rozrosły. Pojawiło się wiele nowych obszarów, o których jeszcze 10 czy 20 lat temu nikt nie myślał w taki sposób, jak dzisiaj.

Postanowiłam więc stworzyć podręczny słownik pojęć haerowych. Mam nadzieję, że okaże się pomocny i ułatwi zrozumienie struktury obszaru HR i jego funkcji.

HR / Human Resources

Tak z języka angielskiego nazywa się cały obszar (w organizacji może to być dział, biuro, departament lub nawet pojedyncze stanowisko, w zależności od wielkości firmy) zajmujący się tzw. zasobami ludzkimi. Mówiąc bardzo prosto, jego zadaniem jest dbanie o ludzi i wszystko, co z nimi związane w firmie. M.in.:

  • o to, by zatrudniona była odpowiednia ilość pracowników do ilości pracy, którą trzeba wykonać,

  • by ich wynagrodzenia mieściły się w założonym budżecie oraz były wypłacane na czas,

  • by mieli aktualne i zgodne z prawem umowy,

  • by mogli się rozwijać i byli zmotywowani do pracy,

  • by mieli dostęp do różnego rodzaju benefitów.

Lubię myśleć, że jako HR opiekujemy się pozostałą częścią firmy i zapewniamy jej niezbędne wsparcie, by mogła efektywnie realizować swoje zadania biznesowe.

Kadry, często występujące też jako Kadry i Płace

Obszar ten zajmuje się formalnymi aspektami zatrudniania i zwalniania pracowników. Dla przykładu kiedy rekruter złoży kandydatowi ofertę pracy, a ten ją przyjmie, dokumenty przekazywane są zwykle do działu Kadr. Specjalista z tej dziedziny przygotuje pracownikowi umowę, skieruje go na badania lekarskie i dopełni wszystkich formalności. Kadry i Płace z założenia opiekują się pracownikami po zatrudnieniu – trzymają pieczę nad urlopami i innymi powodami nieobecności w pracy, naliczają wynagrodzenia, dbają o aktualność wszelkich dokumentów, wystawiają PITy do rozliczeń. A to i tak nadal tylko wycinek ich pracy!

Compensation and Benefits (Comp&Ben)

Po polsku często zwane Wynagrodzeniami lub Budżetami HR. Jest to obszar odpowiedzialny za politykę wynagrodzeń, w tym premii i prowizji oraz planowanie i kontrolę nad wykorzystaniem budżetu HRowego. Często łączony z zarządzaniem benefitami dla pracowników.

HR Business Partner

Wykwalifikowany specjalista, zwykle z dużym doświadczeniem, zajmujący się szeroko pojętym wspieraniem określonej części biznesowej w firmie. Od rekrutacji, przez działania rozwojowe, rozwiązywanie konfliktów, wpieranie procesu oceny kompetencji, aż po udział w różnych projektach, na przykład optymalizacyjnych. W zależności od firmy, zakres tej roli i jej pozycja w organizacji może wyglądać inaczej.

Moim zdaniem to jedna z najważniejszych funkcji HR, która pozwala być blisko części biznesowej firmy i realnie wpływać na poprawę jej efektywności. Daje możliwość dobrego poznania obszaru i proponowania adekwatnych dla niego rozwiązań. Np. jeśli dobrze znamy specyfikę zadań i wyzwań z jakimi mierzą się pracownicy w danym obszarze, łatwiej nam będzie zrekrutować odpowiednią osobę do zespołu. Jeśli wiemy, z czym się mierzą, jakie są ich bolączki, możemy lepiej ich wspierać w rozwiązywaniu konfliktów czy szukaniu kolejnych usprawnień i optymalizacji. Wtedy też jesteśmy w stanie planować odpowiednie działania rozwojowe dla poszczególnych osób.

Rekruter

Specjalista zajmujący się selekcją i wyborem kandydatów do zatrudnienia w firmie. Zwykle odpowiada za dany proces od momentu publikacji ogłoszenia, przez rozmowę kwalifikacyjną, aż po złożenie oferty wybranej osobie. W niektórych firmach rekruterzy mają przypisane na stałe obszary, dla których rekrutują. To może oznaczać, że wszystkie procesy np. dla księgowości będzie prowadzić ta sama osoba.

Trener Wewnętrzny

Pracownik HR, którego głównym zadaniem jest przygotowywanie i prowadzenie szkoleń na potrzeby firmy.

Specjalista ds. Szkoleń

Zwykle jest to osoba odpowiedzialna za proces szkoleniowy w firmie – od pojawienia się zapotrzebowania na szkolenie, przez zapisy, a następnie jego organizację i koordynację. Czasami Specjaliści ds. Szkoleń także prowadzą szkolenia, ale nie jest to domyślnie wpisane z definicję tego stanowiska. Jak w większości sytuacji, zależy to od firmy.

Employer Branding (EB)

Są to działania mające na celu budowanie i promowanie marki pracodawcy, jako firmy, w której z różnych względów warto pracować. Przykładem mogą być wszelkiego typu kampanie promujące firmę jako pracodawcę, a nie jej produkt, np. spoty reklamowe, jak super pracuje się w LIDL, McDonald, posty sponsorowane z ofertami pracy na Facebooku czy udział firm w targach pracy.

Onboarding

Proces wdrażania do pracy nowego pracownika. Zazwyczaj obejmuje stałe elementy, np. szkolenie wstępne, wprowadzenie do kultury organizacyjnej firmy, odbiór sprzętu, zapoznanie z zespołem, a także wdrożenie w obowiązki na stanowisku.

Exit interview

Po polsku to po prostu rozmowa końcowa – ustrukturyzowany wywiad prowadzony na zakończenie współpracy z pracownikiem. W większości firm ma miejsce wtedy, gdy pracownik decyduje o odejściu. Przedstawiciel HR przeprowadza taką rozmowę, głównie po to, by poznać powody decyzji o opuszczeniu organizacji. W czasie takiego spotkania można dowiedzieć się też więcej o tym, jak się tej osobie pracowało w firmie, jak ocenia panujące w niej warunki i relacje, czy dostrzega coś, co można poprawić.

Z mojego punktu widzenia to bardzo ważne działanie, jeśli chcemy, by nasza firma się rozwijała i nie popełniała ciągle tych samych błędów. Często ludzie przed odejściem mówią bardziej szczerze o tym, co im przeszkadzało w firmie i dzięki temu można odkryć obszary, które potrzebują naprawy.

Assessment Center (AC)

Metoda oceny kompetencji kandydatów do pracy, polegająca na serii indywidualnych lub grupowych zadań. Zadania te zazwyczaj nie są stricte związane z tym, jak wygląda praca na stanowisku, o które ubiegają się kandydaci. Chodzi raczej o ocenę uniwersalnych umiejętności i sposobu działania kandydata w warunkach podobnych do tych, z jakimi spotka się w pracy. Jest to narzędzie, którego trafność ocenia się na około 70%, podczas gdy trafność wywiadów rekrutacyjnych wynosi 30-40%. Jakie kompetencje są najczęściej weryfikowane w ten sposób? Na pewno numerem jeden jest przywództwo – AC najczęściej stosuje się w rekrutacji na stanowiska menedżerskie. Oprócz tego kompetencje społeczne, współpraca i budowanie relacji, zdolności analityczne, radzenie sobie ze stresem, umiejętności prezentacyjne i wiele innych.

Ciąg dalszy nastąpi… ?

Mam nadzieję, że ten słowniczek pomógł Ci lepiej zrozumieć czym jest HR i jakimi procesami się zajmuje. Jeśli są jeszcze jakieś pojęcia, które warto byłoby wyjaśnić – daj znać! Zrobię drugą część 🙂

19 maja 2020 0 comment
1 FacebookTwitterPinterestEmail
Macierzyństwo

Zmiana zmianę zmianą pogania

by asia 16 maja 2020

Pracując w korporacjach jednym z najczęściej powtarzanych zdań, jakie słyszałam było to, że ciągła zmiana jest jedyną pewną rzeczą w biznesie. Że trzeba się do zmian adaptować, wychodzić im na przeciw, szukać innowacyjnych rozwiązań. Że przetrwają ci najlepiej dostosowani. Jednak żaden biznes nie zmienia się tak szybko, jak życie z dzieckiem.

Biznes a życie

Zazwyczaj w biznesie metody stosowane z powodzeniem jednego dnia nie są wyrzucane do kosza tydzień czy dwa tygodnie później. Bycie mamą to z kolei ciągła adaptacja. W biznesie masz dużo więcej czasu, by przeanalizować rynek, działania konkurencji, przygotować strategię i podjąć się jej realizacji. Efekty zaczynasz widzieć po kilku miesiącach, czasami po kilku latach…

A w domu dziecko weryfikuje nasze strategie co kilka minut. To się nazywa hartowanie stali. Niemalże jak w ogniu Góry Przeznaczenia (przyp. Władca Pierścieni).

Szukanie sposobu

Sytuacja zmienia się szybko, co potrafi być nieźle frustrujące. Schemat jest zawsze ten sam. Pojawia się jakieś zachowanie mojego dziecka – na przykład nocna pobudka, która trwa dziwnie długo. Albo płacz w nietypowym momencie, albo jeszcze coś innego. Tydzień, czasem dwa szukam na to sposobu. Karmić wcześniej lub później. Więcej mleka, mniej mleka. Świecić światło, nie świecić. Przewinąć, nie przewijać. Nosić. Zabawiać, odwracać uwagę. Pozwolić się bawić w łóżeczku. Włożyć do huśtawki/bujaczka.

Kiedy wreszcie znajduję sposób, który działa (najczęściej kombinacja różnych czynników), nie zdążę się jeszcze nacieszyć efektem, bo za chwilę przychodzi kolejna zmiana. Pal licho, jeśli ta zmiana jest na lepsze – brak nocnych pobudek na przykład. Wspominam ten czas z łezką w oku, szkoda, że trwał tak krótko. Chociaż w sumie i tak jest ciężko, bo nawet zmiana na lepsze nie jest trwała. A może zwłaszcza ta.

Najczęściej po paru dniach pojawia się coś, co wywraca znowu wszystko do góry nogami. Kiedy próbuję tych samych metod, jakie działały poprzednio, okazuje się, że nic z tego. Nie ma tak łatwo. Zaczynamy od nowa. I koło się zamyka.

Wyzwanie przebieranie

Teraz mamy taki czas z przebieraniem się. Na początku ciężko było, bo syneczek taki malutki, więc wielka obawa żeby mu nie zrobić krzywdy. No i nieprzyzwyczajony do tego, że się mu coś majstruje z kończynami, więc płacz był standardem.

Z czasem on się przyzwyczaił, ja nabrałam wprawy, było nieźle. Potem wjechały bodziaki zakładane przez głowę. O matko… Ile ja się upociłam, żeby mu to założyć albo zdjąć! No ale dzień po dniu, ogarnęliśmy temat.

Teraz kolejne wyzwanie. Nie ma już leżenia na plecach dłużej niż jakieś trzy sekundy. I weź tu człowieku zmień pieluchę w tym czasie! Na początku frustrowało mnie to strasznie. Czemu on nie może poleżeć spokojnie te dwie minuty? Wszystko ściąga, wszystko chce wziąć do rączki, wszystko go interesuje. Dzikie akrobacje na tym przewijaku, a ja już w rozpaczy. No chyba nigdy nie zmienię tej pieluchy!

Olśnienie

Frustracja trwała chyba ze dwa dni, aż wreszcie dotarło do mnie. Zasada biznesowa dostosuj się lub zgiń (w wersji macierzyńskiej: sfrustruj się na śmierć) ma tu jak najbardziej swoje zastosowanie! Mogę próbować zaprzeczać, walczyć z tym naturalnym etapem dziecięcego rozwoju, ale szanse na odniesienie sukcesu są żadne. Skończy się moją złością i jego frustracją, że nie może realizować swoich podstawowych potrzeb, do jakich w tym momencie należy zaliczyć ciekawość świata. Albo jeszcze czymś gorszym.

I tak po raz kolejny, ja, naprawdę niezbyt kreatywna postać, muszę się wzbijać na wyżyny swoich możliwości. Wszystko po to, by skupić uwagę młodego na czymś, co zatrzyma go na chwilę w pozycji na plecach. Najgorsze, że tutaj też nie da się wymyślić jednego sposobu i stosować go przy każdej zmianie pieluchy. Nie ma opcji, młodzian się zrobił na to zbyt sprytny i zbyt wymagający. Zainteresuj mnie czymś, kobieto, albo się stąd zabieram!

Kolejna lekcja elastyczności zaliczona. Aż się boję pomyśleć, ile tego jeszcze przede mną. Niezła to jest szkoła życia, to macierzyństwo. Kto by pomyślał? 😉

A Ty, jak sobie radzisz z adaptacją do tych ciągłych zmian? Która była dla Ciebie największym wyzwaniem?

fot. Unsplash

16 maja 2020 2 komentarze
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwój

Moja filozofia rekrutowania

by asia 13 maja 2020

Ostatnio parę razy usłyszałam, że trafić na takiego rekrutera jak ja, to wyjątkowe szczęście. Przypomniało mi to, ile pozytywnych informacji zwrotnych dostawałam od kandydatów. Niezależnie od tego, czy finalnie oferowałam im pracę. Myślę, że to zasługa mojego podejścia, mojej filozofii pracy w obszarze rekrutacji. Opowiem dziś o tym, jak rekrutować, by dokonywać trafnych wyborów i jednocześnie budować wartościowe relacje z kandydatami.

Świadomość celu

Już w mojej pierwszej pracy podstawowym celem, z którego byłam rozliczana, była trafność moich wyborów rekrutacyjnych. Wskaźnik ten mówił, jaki procent zarekomendowanych przez mnie kandydatów pozostaje w firmie po okresie próbnym. Nie miało znaczenia, która ze stron nie chciała przedłużenia umowy. Liczyło się tylko to, aby wybrany przeze mnie pracownik zostawał na dłużej.

Myślę, że to w pewien sposób mnie ukształtowało. Mnie, jako rekrutera. Bo nie sztuką było znaleźć wtedy wykwalifikowanego pracownika, ale także dobrze dopasowanego do mojej organizacji. Dlaczego dopasowanie do firmy i zespołu jest tak ważnym czynnikiem wpływającym na trafność rekrutacyjną przeczytasz tutaj. Niechętnie się do tego przyznaję, ale jednak zdarzyło mi się kilka razy, zwłaszcza na początku kariery, że nowy pracownik odchodził po okresie próbnym, bo nie spodobało mu się coś w firmie lub zespole. Bo nie tak to wszystko sobie wyobrażał.

To były dla mnie bardzo cenne lekcje. Dzięki temu nauczyłam się, że moją rolą jest nie tylko zweryfikować czy kandydat pasuje na dane stanowisko, ale także dostarczyć mu tyle informacji, by mógł podjąć decyzję, czy to stanowisko będzie dla niego odpowiednie.

Ciekawość

Pamiętam pierwsze prowadzone samodzielnie spotkania rekrutacyjne. Ten stres, to trzymanie się skryptu, tę koncentrację na tym, jakie pytanie powinnam zaraz zadać. Tę obawę, że nie będę wiedziała jak się zachować, co odpowiedzieć. Że o czymś ważnym zapomnę. Jakiekolwiek odstępstwo od standardu wywoływało u mnie blady strach.

Z każdym kolejnym spotkaniem odkrywałam, jak ciekawe mogą to być rozmowy. Jak ciekawi są ludzie, których poznaję. Jak niesamowite historie mają do opowiedzenia. I ta ciekawość, kogo dzisiaj spotkam, stała się dla mnie punktem zwrotnym. Dużo łatwiej było mi rozmawiać, dopytywać i podążać za kandydatem, zamiast wciąż analizować w głowie wszystkie możliwości. Ciekawość pomagała mi się skupić na byciu tu i teraz, a dzięki temu dowiadywać się więcej i wyciągać jeszcze bardziej trafne wnioski.

Partnerstwo

Kiedy poznałam już doskonale specyfikę pracy na stanowisku, na które prowadziłam rekrutację, mogłam sobie wreszcie odpuścić skrypt. Potem nawet w przypadku nowych stanowisk pracowałam już z listą kompetencji do sprawdzenia, a nie konkretnymi pytaniami do zadania. Z czasem ta lista, zamiast na papierze, powstawała tylko w mojej głowie.

Później poszłam jeszcze o krok dalej, nie tylko chętnie odpowiadając kandydatom na ich pytania, ale zachęcając do ich zadawania. Zaczęłam mówić wprost, że celem spotkania jest poznanie się obu stron. Że zależy mi, aby wychodzili z naszej firmy z jak najbardziej adekwatnym obrazem nowego stanowiska w głowie.

Dzięki temu wywiad rekrutacyjny zamienił się w rozmowę dwóch równorzędnych stron. Partnerów, z których każdy ma coś do zaoferowania – firma daje konkretne zadania, narzędzia, środowisko pracy, wynagrodzenie, itd.; pracownik oferuje swój czas, swoje kompetencje i zaangażowanie. Dlatego muszą wspólnie zastanowić się, czy nawiązanie współpracy będzie dla obu stron korzystne.

Szczerość

Niektórzy mówią, że rekruter to trochę sprzedawca, który musi odpowiednio zareklamować firmę, by przyciągnąć do niej najbardziej kompetentne osoby. Zwłaszcza, gdy panuje rynek pracownika i kandydaci mogą przebierać w ofertach. Trochę się z tym zgadzam, ale nie do końca. Reklamowanie firmy i stanowiska musi być bardzo dobrze zbalansowane, żeby nie przekoloryzować. Wiadomo, że chcemy przyciągać dobrych kandydatów i pokazać naszego pracodawcę w jak najlepszym świetle. Jeśli jednak przesadzimy, malując naszą trawę na zieleńszy kolor, kandydat po dołączeniu do firmy i tak odkryje wszystkie jej mankamenty. Jego rozczarowanie może być przytłaczające i obrócić się przeciwko nam.

Dlatego moje podejście jest dosyć staromodne. Wybieram mówienie prawdy zamiast sprzedawania. Czasem może się wydawać, że nawet zniechęcam kandydatów, pokazując im ciemne strony danego stanowiska. Mówiąc wprost o trudnościach, jakich można się spodziewać czy wyzwaniach z jakimi będą się mierzyć każdego dnia, trzeba się liczyć z tym, że część kandydatów zrezygnuje. Można pomyśleć, że to nierozsądne – czy ja na pewno chcę kogoś zrekrutować? Owszem, ale zależy mi, by osoba która do nas dołączy wiedziała w miarę dokładnie, na co się decyduje. Przede wszystkim jest to w interesie mojego pracodawcy – koszt wdrożenia osoby, która po kilku miesiącach odchodzi z firmy, to strata nie tylko pieniędzy, ale i czasu, jaki poświęcili jej inni pracownicy. Jest też czynnik czysto ludzki – przecież będziemy się spotykać na korytarzach, współpracować przy projektach. Jak mogłabym spojrzeć w twarz osobie, którą w jakimś sensie oszukałam? Nie mogłabym.

Profesjonalizm

Za każdym razem, gdy do mojego zespołu dołączał nowy rekruter i wprowadzałam go w standardy pracy na tym stanowisku, kładłam bardzo duży nacisk na bycie profesjonalnym. Czym się to przejawia? Tym, że mimo partnerskiej rozmowy, nie mówimy sobie po imieniu. Tym, że szczerość nie przeradza się w plotkowanie i spoufalanie się. Tym, że poruszamy tematy adekwatne do sytuacji, czyli związane stricte ze stanowiskiem, na które zaaplikował kandydat.

Profesjonalizm to też odpowiednie słownictwo – bardziej biznesowe niż kolokwialne, bez używania skrótów, których ktoś spoza branży czy choćby naszej firmy, może nie zrozumieć. Dla mnie to także kultura osobista i szacunek, wobec osoby, z którą się spotykam. Profesjonalizm ma dla mnie ogromne znaczenie, bo w ten sposób budujemy też markę naszego pracodawcy.

Moje wartości

Jestem przekonana, że rekrutowanie w oparciu o wartości takie jak szczerość, profesjonalizm i partnerstwo przynosi najlepsze owoce.

Po pierwsze, zwiększa szanse na wysoką trafność rekrutacyjną, bo pozwala zrealizować nasz najważniejszy cel. Wybieramy w ten sposób kandydata, który najlepiej pasuje do stanowiska i ma największe szanse zadomowić się w firmie. Po drugie, pokazuje kandydatowi należny mu szacunek i daje mu poczucie, że jest w tym procesie równie ważny, jak potencjalny pracodawca. Trzecia rzecz, którą osiagamy to budowanie dobrych relacji z kandydatami, którzy w ten sposób wyrabiają sobie opinię nie tylko o mnie, jako rekruterze, ale również o całej firmie.

Jeśli więc my, rekruterzy, mamy reklamować naszych pracodawców, to czy jest na to lepszy sposób, niż pokazanie kandydatowi, że firma, w której miałby pracować jest szczera i traktuje ludzi po partnersku, z szacunkiem? Jeśli osoby rekrutujące zachowują się profesjonalnie i wykazują żywe zainteresowanie tym, co mówię, to chyba jest duża szansa, że w takim środowisku będzie mi się dobrze pracowało.

Taka jest moja filozofia, takie są moje wartości w pracy nie tylko rekruterskiej, ale w pracy w ogóle. Mam nadzieję, że będziesz spotykać na swojej drodze rekruterów z podobnym podejściem 🙂

fot. Unsplash

13 maja 2020 0 comment
2 FacebookTwitterPinterestEmail
Macierzyństwo

Łatka #złamatka

by asia 9 maja 2020

Ostatni tydzień był bardzo trudny. Sama już nie wiem, czy obwiniać o to skok rozwojowy, ząbkowanie czy jeszcze coś zupełnie innego. Wiem natomiast, że nie pomagało nic, tylko mama. Przytulanie, noszenie, odwracanie uwagi, zmiana zabawy średnio co trzy minuty. Wyczerpujące, dla mnie i dla młodego.

Któregoś popołudnia gadam sobie z siostrą przez telefon, podczas gdy młodzieniaszek się po mnie wspina, zjada moje ręce, zabiera okulary i inne takie. Siostra mówi, że jest moim wielbicielem po prostu. A ja, przy całym swoim zmęczeniu i frustracji, że nie mogę zająć się niczym więcej, niż tylko dostarczaniem małemu rozrywki, mówię, że to nie wielbiciel tylko moja mała Gnida. I co słyszę w odpowiedzi? No kochana z Ciebie matka, że tak mówisz o dziecku. Powiedziane trochę z ironią, pół żartem, pół serio. Zabolało, choć wiem, że nie to było intencją mojej siostry. Ot, taki sobie komentarz.

I myślę, jak często słyszymy takie teksty. Jak często ktoś przyczepia nam łatkę złej matki, nawet nie wprost, a dając tylko do zrozumienia, że robimy coś nie tak. Bo nie tryskamy radością i słodyczą, bo jesteśmy zmęczone i sfrustrowane, bo powiemy na głos to, co akurat dzieje się w naszych głowach.

Dziecko jest najważniejsze

Kiedy byłam już w zaawansowanej ciąży uziemiona w domu na leżąco i zająknęłam się, że tęsknię za pracą, za ludźmi, za normalnością, nie raz usłyszałam, że teraz muszę myśleć tylko o dziecku. Co ciekawe, sama tak mówiłam dziewczynom, zanim jeszcze poznałam smak ciążowej izolacji. Jakby pojawienie się tego małego serduszka, bijącego pod naszym sercem magicznie kasowało wszystkie nasze potrzeby, pragnienia, plany. Jakbyśmy przestawały należeć do siebie.

Potem jest tylko ciekawiej. Kiedy padasz na nos ze zmęczenia, bo kolejną noc śpisz po 2 godziny, słyszysz rady, co jeszcze powinnaś robić, jakie zabawy organizować, by zadbać o właściwy rozwój dziecka. Kiedy jesz byle co, bo nie masz czasu przygotować nic ambitnego, robisz krzywdę dziecku, bo twoje mleko nie będzie miało wartości. Kiedy uda się wyrwać z domu na godzinę czy dwie, pada nieśmiertelne pytanie A kto został z dzieckiem?!. Jakby wyjście bez potomka było najgorszą zbrodnią. Kiedy nie karmisz piersią, nikogo nie interesuje, jak bardzo tego pragnęłaś i dlaczego się nie udało. Ale komentarz, że powinnaś się bardziej starać i to przecież sama natura, pojawia się jakoś naturalnie. Kiedy myślisz o powrocie do pracy, zawsze pojawi się jakaś życzliwa dusza, która z oburzeniem zapyta A co z dzieckiem?! Takie maleństwo oddasz pod opiekę obcym ludziom?

Zastanawiam się, dlaczego to sobie nawzajem robimy – my, kobiety. My, mamy. Serio, nigdy żaden facet, nawet mój mąż, nie negował moich pragnień, ambicji, mojego zmęczenia i prawa do tego, by nie być cały czas uśmiechniętą i rozsiewającą tęczę.

Rollercoaster i zapominalstwo

No właśnie, przecież każda z nas tego doświadcza. Jak możecie poczytać u Alicji (www.mataja.pl), co bardzo Wam polecam, każda mama doświadcza rollearcoastera emocji. W jednej chwili mamy dosyć i chcemy wyskoczyć przez okno, by za pięć minut zalała nas fala szczęścia i miłości, bo „tak słodko się uśmiecha”. To normalne, są o tym nawet badania. To coś, co dostajemy w pakiecie razem z bobasem.

Skąd więc tak silna potrzeba wytykania palcami naszych gorszych momentów? Skąd ta łatka, którą tak chętnie przyczepiamy innym, zapominając czego same doświadczyłyśmy? Tłumaczę sobie to właśnie tym zapominalstwem. Bo z czasem zacierają się wspomnienia tych trudnych chwil. Tak działa nasz mózg, żeby nie zwariować. To naturalny mechanizm, że pamiętamy więcej dobrych, miłych momentów. I cieszę się, że tak jest. Że za parę lat nieprzespane noce, zmęczenie, te chwile, gdy nie byłam najlepszą wersją siebie i miałam serdecznie dość, po prostu zbledną. Ale nawet wtedy nie będę rzucać łatkami. Obiecuję to sobie już dziś. Bo nigdy nie będę w butach tej mamy, którą miałabym ocenić, nigdy nie poznam całej jej historii.

Procedura bezpieczeństwa

Był taki czas, że miałam ogromne wyrzuty sumienia, gdy tylko pomyślałam o swoich potrzebach. Bo przecież dziecko jest najważniejsze. Przecież to jego potrzeby zawsze powinny być na pierwszym miejscu. Bo przecież teraz cały mój świat powinien kręcić się wokół niego. Na szczęście zatrzymałam się i zadałam sobie pytanie, dokąd mnie takie myślenie zaprowadzi. Do skrajnej frustracji, do wypalenia rodzicielskiego (o tym też u Alicji, zachęcam 🙂 )? Musiałam wreszcie stanąć w swojej obronie.

Wiesz dlaczego procedura bezpieczeństwa w samolocie mówi, żeby maskę tlenową najpierw założyć sobie, dopiero potem dziecku? Bo jeśli Tobie się coś stanie, nie będziesz mogła pomóc maluchowi. Jest w tym wielka mądrość.

Tak samo jest w macierzyństwie na co dzień. Musisz zadbać o swoje potrzeby i to jest w wielkim interesie Twojego dziecka. Sama przyznasz, że kiedy jesteś wyspana, najedzona i nic Cię nie boli, masz więcej cierpliwości, więcej pomysłów na zabawy, więcej siły na noszenie i przytulanie. Rodzicielstwo to radzenie sobie ze swoimi emocjami i potrzebami po to, by pomóc dziecku poradzić sobie z tym, co przeżywa. Jak możesz ukoić płacz i uspokoić malucha, kiedy Twój stan emocjonalny ze spokojem nie ma nic wspólnego?

Słodko-gorzko

Wiedziałam, że moje macierzyństwo nie będzie cukierkowe, bo i ja cukierkowa nie jestem. Wiedziałam, że będą lepsze i gorsze chwile, ale mimo wszystko będzie cudownie. Wiedziałam też, że nie mogę zapomnieć o sobie. Bardzo mocno wierzę, że szczęśliwa mama, to szczęśliwe dziecko. To nie jest pusty frazes, bo widzę na co dzień, jak moje dobre samopoczucie przekłada się na dobrostan mojego synka. Kiedy mam więcej cierpliwości, łatwiej mi znosić krzyki, płacze i awantury o nic. Kiedy mam energię, by faktycznie zabawiać go i odwracać uwagę na przykład od dyskomfortu związanego z zębami.

A gdy mam gorszy dzień, kiedy zaklnę pod nosem, kiedy nazwę go małą Gnidą, nie robię sobie wyrzutów. Bo wiem też, że życie już takie jest – słodko-gorzkie. Nie daję już sobie przyczepiać łatek. Nie dam sobie wmówić, że jestem złą mamą.

Jesteś wystarczająco dobra

Ty też nie pozwalaj na to, by inni coś Ci wmawiali. Nie zgadzaj się na przyczepianie łatki tylko dlatego, że masz dzisiaj gorszy dzień. Pamiętaj, że dzieci nie potrzebują idealnych rodziców, tylko wystarczająco dobrych. Jesteś wystarczająco dobrą mamą. Jesteś najlepszą mamą dla swojego dziecka, nawet jeśli w tej chwili nie jesteś najlepszą wersją siebie.

A kiedy te trudne wspomnienia się zatrą, nie oceniaj. Nie przyczepiaj łatek, nie wpędzaj innych mam w poczucie winy. Bądźmy dla siebie dobre.

9 maja 2020 4 komentarze
2 FacebookTwitterPinterestEmail
Rozmowa kwalifikacyjna

Rozmowa kwalifikacyjna – co naprawdę jest oceniane?

by asia 6 maja 2020

Dawno, dawno temu rozmowy rekrutacyjne bardziej przypominały przesłuchania niż prawdziwy dialog czy spotkanie biznesowe. Teraz na szczęście to się zmienia. Często jednak nadal rekruterzy postrzegani są jako czarne charaktery w tej bajce. Jak ktoś, kto niepotrzebnie czepia się szczegółów albo próbuje udowodnić kandydatowi, że się nie zna na swojej pracy. Najgorzej jednak, kiedy ktoś myśli, że nie został wybrany, bo „nie spodobał się rekruterowi”. A w tym procesie nie chodzi zupełnie o podobanie się nam…

Dlatego pomyślałam, że warto opowiedzieć Ci szczegółowo, co tak naprawdę podlega ocenie podczas rozmowy kwalifikacyjnej. I dlaczego słowem kluczowym jest tutaj „dopasowanie”.

Twarde argumenty

Pierwszą i najważniejszą rzeczą, którą sprawdzamy, są twarde dowody na posiadane przez Ciebie kompetencje. Mówisz, że znasz SAPa? A na których modułach pracowałeś? Byłeś sprzedawcą? Więc jak wyglądały Twoje cele sprzedażowe i jak sobie radziłeś z ich realizacją? Mówisz po angielsku? So how do you handle English speaking customers (tłum. jak radzisz sobie z anglojęzycznymi klientami)?

Wszystko po to, by ocenić Twoje dopasowanie do stanowiska, na które aplikujesz. Rekruter dopytuje i drąży, nie dlatego, by Ci coś udowodnić albo na czymś przyłapać – a spotykałam się z takimi interpretacjami moich pytań. Popatrz z tej perspektywy – każdy może w CV napisać, że np. zajmował się negocjacjami. Jednak naszą rolą jest sprawdzić, czy jeśli przyjdzie Ci negocjować w imieniu tego pracodawcy, to dasz sobie radę.

Bardzo często nie chodzi tylko o sam fakt posiadania doświadczenia w danym zakresie, ale i o poziom jego zaawansowania. Zostając przy przykładzie z negocjacjami – ktoś mógł negocjować warunki dostawy produktu do klienta, operując kwotami rzędu kilku tysięcy złotych, a ktoś inny negocjował całe kontrakty warte wiele milionów złotych. I w zależności od tego, jakie są wymagania pracodawcy na stanowisku, o które się starasz, Twoje kwalifikacje mogą być niestety zbyt niskie. A my, rekruterzy, nie dowiemy się tego, jeśli nie wejdziemy z pytaniami trochę głębiej w Twoje dotychczasowe doświadczenia.

Zostań z nami

Nie wszyscy kandydaci zdają sobie sprawę z tego, że pracodawcy szukają pracowników na dłużej. Nie będę się rozwodzić nad tym, ile kosztuje firmę wdrożenie nowej osoby do pracy, ale powiem tylko, że w przypadku niektórych stanowisk ta inwestycja zwraca się dopiero po ponad roku. Dlatego tak ważne jest, by wybrać właściwą osobę. Właściwą pod wieloma względami. Kompetencje i dopasowanie do stanowiska stoją na pierwszym miejscu, ale o tym, czy ktoś zostanie w firmie na dłużej, decydują także inne, bardziej miękkie rzeczy. Na przykład to, na ile praca, o którą się starasz, faktycznie Cię interesuje. Czy zależy Ci na tym konkretnym stanowisku, tej konkretnej firmie czy nie ma to większego znaczenia?

Jak weryfikują to rekruterzy? Przede wszystkim badamy Twoją motywację. W tym celu pytamy dlaczego wybrałeś właśnie to stanowisko. Co wiesz o firmie, do której przyszedłeś na spotkanie? Jak wyobrażasz sobie pracę w niej? Jak widzisz dalsze kroki swojej kariery? Co jest dla Ciebie ważne w pracy, co Cię do niej motywuje? Twoje odpowiedzi pozwalają nam zbudować sobie pewien obraz Twojego zaangażowania w ten konkretny proces rekrutacyjny, alw nie tylko. Pomagają nam również ocenić, czy to, co mamy do zaoferowania (np. zakres zadań, tempo pracy, rodzaje wyzwań na danym stanowisku) będzie dla Ciebie na tyle atrakcyjne, by związać się z nami na dłużej.

Jeśli zobaczymy, że praca, o którą się starasz ma być tylko krótkim przystankiem, wstępem, by przeskoczyć gdzieś dalej, możemy wybrać osobę bardziej zmotywowaną do pracy u naszego pracodawcy. Dlaczego? Bo będzie bardziej stabilnym pracownikiem i zostanie w firmie na dłużej.

Z mojego doświadczenia silna motywacja i zaangażowanie prawie zawsze przynoszą niesamowite owoce.

Wartości firmowe

Inna kwestia, na którą też często zwracamy uwagę, to czy Twoje prywatne wartości są zbieżne z wartościami firmy.

Dobrym przykładem będzie tutaj ekologia. Wyobraź sobie, że aplikujesz do firmy, która kładzie bardzo duży nacisk na odpowiedzialność za naszą planetę. Nie tylko segreguje śmieci czy wspiera recykling surowców, ale także w biurze korzysta z materiałów biodegradowalnych, zrezygnowała z używania plastikowych jednorazówek oraz do minimum ogranicza drukowanie i całą dokumentację z tego powodu przeniosła do tzw. chmury.

Jeśli dla Ciebie ekologia kończy się na konieczności segregowania śmieci, może być Ci trudno na dłuższą metę odnaleźć się w takim środowisku. Może się okazać, że proekologiczne podejście panujące w firmie jest dla Ciebie męczące czy irytujące, bo zupełnie nie pokrywa się z Twoimi wartościami. W takiej sytuacji myśli o zmianie pracodawcy mogą się pojawić dużo szybciej niż w przypadku osoby, dla której te wartości są zbieżne.

O czym się nie mówi

Kolejny bardzo ważny aspekt, oceniany podczas rozmowy kwalifikacyjnej to dopasowanie do zespołu i/lub szefa. Kiedy ten czynnik staje się powodem odrzucenia kandydata, spędza rekruterom sen z powiek. Bo jak to wytłumaczyć osobie rekrutowanej? Z mojego doświadczenia kandydaci w większości ciężko znoszą informację, że nie pasują do zespołu czy szefa, z którym mieliby pracować. Nadal nie wiem do końca, dlaczego tak jest.

Myślę, że w pewien sposób boleśnie dotyka to naszego ego. Bo każdy z nas chce być lubiany, a skoro nie pasuję do zespołu, to pewnie oznacza, że zwyczajnie mnie nie polubili. Nie do końca. Możesz być bardzo sympatyczną, miłą osobą, która zna się na swojej pracy i chce wykonywać ją najlepiej jak potrafi, ale jeśli trafisz do zespołu, składającego się z samych gwiazdorów, którzy nieustannie ze sobą rywalizują, czy będziesz się w nim dobrze czuć? Albo jeśli jesteś ekstrawertykiem, który uwielbia ludzi i rozmowy z nimi, a szef i zespół to osoby zamknięte w sobie i skoncentrowane jedynie na pracy? Czy w takim otoczeniu będzie Ci się dobrze pracowało? Pamiętaj, że będziesz tam spędzać przynajmniej 8 godzin każdego dnia.

Trochę tu oczywiście przerysowuję sytuację, bo zespoły zwykle są w miarę różnorodne, a szefowie elastyczni, ale chcę Ci pokazać pewną możliwą skrajność. Zdarza się, że kandydat ma genialne kwalifikacje, ale zaproszenie go do pracy w określonej firmie czy zespole, może przynieść mu (i nam, jako firmie) więcej problemów niż radości. I ta odpowiedzialność też spoczywa na rekruterze. Aby to w porę wyłapać i zasygnalizować menedżerowi.

Sądzę, że nie bez powodu mówi się, że ludzie przychodzą do firmy, ale odchodzą od szefa (i od zespołu). A skoro chcemy, by pracownicy wiązali się z naszym pracodawcą na dłużej, to dopasowanie osobowościowe będzie istotnym czynnikiem przy podejmowaniu decyzji, kogo zaprosić do współpracy.

Odrzucenie

Wiem, że trudno jest przyjąć informację, że to nie my, a ktoś inny dostał ofertę, na której nam zależało. Zwłaszcza, jeśli już jesteśmy lub za chwilę zostaniemy bez pracy. Albo kiedy to było ciekawe stanowisko i firma, która nas z jakichś względów pociągała.

Mi też było trudno, bo nie każda firma, w której byłam na rozmowie kwalifikacyjnej finalnie składała mi ofertę. Serio. Mimo całej mojej wiedzy i kwalifikacji, mimo świetnej znajomości procesu rekrutacji. Jak to możliwe? Po prostu nie zawsze byłam kandydatką najlepiej dopasowaną do stanowiska, firmy czy zespołu. Tylko tyle i aż tyle.

Dwie dobre rady

Nie zawsze możemy pozwolić sobie jednak na czekanie, aż trafimy na firmę, do której od razu świetnie pasujemy. Dlatego bardzo Cię zachęcam do dwóch rzeczy.

Po pierwsze, by nie obrażać się na rekrutera, który przekazuje informację o negatywnej decyzji. Często jest tylko posłańcem złych wieści. Po drugie, by pytać o powody – co zaważyło na decyzji firmy? Czy jest to coś, nad czym możesz popracować – na przykład zdobyć dodatkowe kwalifikacje, podszkolić język obcy czy lepiej poznać zaawansowane funkcje Excela.

A jeśli chodzi o to niesławne dopasowanie do zespołu? Wtedy też warto wiedzieć. Możliwa jest przecież sytuacja, w której to, jak zostałaś/eś odebrana/y na spotkaniu nie do końca pokrywa się z tym, jak jest naprawdę. I co wtedy? Przekonywać rekrutera, by zmienili zdanie? Nakrzyczeć na niego, że bladego pojęcia nie ma o czym mówi? Zaprzeczać? Absolutnie nie! Przeanalizować, co nie zagrało i wyciągnąć wnioski. Może to stres spowodował, że zachowałaś/eś się inaczej niż zwykle? Może niefortunny dobór słownictwa? Nad tym też możesz popracować przed kolejną rozmową.

Inne spojrzenie

Mam nadzieję, że w ten sposób pokazałam Ci inną stronę procesu rekrutacji i rozwiałam trochę Twoich obaw związanych ze spotkaniami u potencjalnych pracodawców. Pamiętaj, że rekruter nie taki straszny, jak go malują. Chcemy tylko dobrze wykonać swoje zadanie, czyli właściwie ocenić Twoje dopasowanie do stanowiska i firmy 🙂

Na koniec podzielę się jeszcze jedną myślą, która bardzo mnie pocieszała, gdy mimo moich wysiłków nie dostawałam upragnionej oferty pracy. Skoro mnie nie wybrali, widocznie do nich nie pasowałam. Widocznie to nie było właściwe miejsce dla mnie. Widocznie nie mogłabym tam w pełni rozwinąć skrzydeł. I do takiego myślenia także Cię zachęcam. Nie poddawaj się i szukaj dalej! 🙂

6 maja 2020 1 comment
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwój

Przepraszam, że pragnę być mamą

by asia 2 maja 2020

Trudno mi zliczyć, ile razy rozmawiałam z kobietami przepełnionymi poczuciem winy z powodu planów powiększenia rodziny czy już faktycznego zajścia w ciążę. Poczuciem, że robią coś złego, że są nie w porządku wobec swoich pracodawców. Ba, sama tego poczucia doświadczyłam. Dlatego dziś, kiedy ten temat mam już chyba trochę przepracowany, chcę Ci opowiedzieć, do czego doszłam w swoich przemyśleniach.

Nie bądź taka miła

Któregoś dnia w pracy o spotkanie poprosiła mnie M., powiedziała, że potrzebuje pogadać. Spotkałyśmy się w ciasnej salce, przeznaczonej do spotkań wewnętrznych. Okazało się, że jest w ciąży. Zareagowałam entuzjastycznie, jak to ja mam zwyczaju reagować na dobre wiadomości. Złożyłam jej szczere i bardzo radosne gratulacje. Nie przyszło mi do głowy, że mogłabym się zachować inaczej. W odpowiedzi usłyszałam „Nie bądź dla mnie taka miła, czuję się okropnie… Jakbym zrobiła coś złego!”. I dalej cała litania jak bardzo to jest nie w porządku, bo przecież w tym momencie tyle się dzieje, takie ważne projekty są na jej głowie… Generalnie świat i firma się zawalą. Zapytałam jak zareagował jej szef. „Powiedział, że się cieszy i gratuluje. I że jakoś sobie poradzą, żebym się nie martwiła.”, odpowiedziała jednym tchem i popłakała się.

Zapamiętam tę rozmowę chyba na zawsze, bo skłoniła mnie do refleksji. Czy zajście w ciążę, powiększenie swojej rodziny i w większości dopełnienie naszego życia rolą mamy, to naprawdę zbrodnia? Czy to coś złego? Czy robimy w ten sposób komuś krzywdę tak wielką, że nie zasługujemy na życzliwość, gratulacje, radość z tego, co nas spotkało? Reakcja szefa M. jednoznacznie pokazała, że odpowiedź na powyższe pytania brzmi NIE. A mimo to poczucie winy szaleje w naszych głowach i sercach.

To nie fair

Wiele miesięcy przed tym spotkaniem z M. moja szefowa zaczęła ze mną rozmawiać o awansie na stanowisko kierownika. Byliśmy już wtedy z mężem na etapie starań. Długo się biłam z myślami, bo przecież to chyba nie fair przyjąć nową rolę, by „za chwilę” (choć w sumie nigdy nie wiadomo, jak długo starania będą trwały) wcisnąć pauzę i zniknąć z biura. Myślałam, że to chyba nieuczciwe. Że to oszukiwanie, że podejmując się nowej roli powinnam się jej oddać przynajmniej na kilka lat. Co ciekawe, moja szefowa jest bardzo dojrzałą, mądrą kobietą. Już dawno się spodziewała, że moja ciąża gdzieś niedługo pojawi się na horyzoncie, ale wcale nie przyćmiewało to moich kompetencji. Mimo tego, we mnie też rozszalało się poczucie winy.

Na szczęście mój mąż, najbardziej racjonalny człowiek świata, sprowadził mnie na ziemię i za jego namową przyjęłam awans. To była jedna z moich najlepszych decyzji zawodowych, choć z całą pewnością zmiana stanowiska przyniosła mi więcej wyzwań, niż się spodziewałam.

Nie odchodź zanim odejdziesz

Szkoda, że dopiero wiele miesięcy później obejrzałam wystąpienie Sheryl Sandberg na TED (LINK).

Sheryl to kobieta niesamowita, znana i wpływowa amerykańska bizneswoman, aktualnie w zarządzie Facebooka, wcześniej związana z Google. W podlinkowanej prelekcji opowiada o tym, dlaczego tak niewiele kobiet odnosi sukcesy w biznesie. Niestety częściowo same sobie rzucamy kłody pod nogi. Dlatego Sandberg przedstawia swoje trzy rady, co możemy zrobić, by to zmienić. Rada, która najmocniej dotknęła mojego serca to nie odchodź, zanim odejdziesz (don’t leave until you leave). Mówi w niej o kobietach, które gdy tylko zaczynają myśleć o powiększeniu rodziny wycofują się. Rezygnują z nowych projektów, nowych zadań, wyzwań. Same odbierają sobie szansę, by się nadal rozwijać, by budować też w ten sposób swój kapitał na przyszłość. Bo nawet jeśli niebawem wyłączą się na chwilę z aktywności zawodowej, to zdobyte doświadczenie i kompetencje nie znikają.

Dopiero teraz to rozumiem! A jeszcze niedawno chciałam zrobić dokładnie tak samo! Oczywiście zupełnie nieświadomie. Jeszcze na długo zanim pojawiła się taka konieczność, chciałam odpuścić życiową szansę. Bardzo bym tego żałowała, bo zniknęłam ponad rok później, a doświadczenie jakie zgromadziłam do tego czasu jest bezcenne.

Czy to na pewno OK?

Czy to było w porządku wobec mojego pracodawcy? Tak, dziś jestem pewna, że tak! Myślę, że przez ten czas, kiedy pracowałam na nowym stanowisku, zrobiłam dużo dobrego. Zrealizowałam postawione przede mną cele, potrzebne firmie projekty. A przy tym sama bardzo wiele się nauczyłam. Poza tym, już niedługo wracam, więc będę mogła znów korzystać z tego doświadczenia.

Dlatego kiedy znajdziesz się w takiej sytuacji pamiętaj, by nie odchodzić, zanim faktycznie odejdziesz. Nie odwracaj się od nowych możliwości, jakie się przed Tobą otwierają. Łap każdą okazję, która puka do Twoich drzwi i nie daj sobie wmówić, że to nie jest w porządku.

Daj znać czy dla Ciebie rada Sheryl jest tak samo odkrywcza, co dla mnie 🙂
A może któraś z pozostałych rad mocniej Tobą poruszyła?

2 maja 2020 0 comment
0 FacebookTwitterPinterestEmail

ZAMÓW NEWSLETTER

ZAMÓW NEWSLETTER!

Znalazłaś ciekawe dla siebie tematy?

Koniecznie zamów mój newsletter!

Dzięki temu nie przegapisz żadnego wpisu :)

Dziękuję!

Pozostało jedynie wejść na swoją skrzynkę i potwierdzić zapis. Po tym już na pewno nic Cię nie ominie :)

.

Bądźmy w kontakcie

Facebook Instagram Linkedin Email

kategorie

  • Macierzyństwo (18)
  • Odskocznia (3)
  • Praca i rozwój (39)
  • Rozmowa kwalifikacyjna (10)

Archiwa

  • styczeń 2023
  • wrzesień 2022
  • lipiec 2022
  • marzec 2022
  • luty 2022
  • luty 2021
  • grudzień 2020
  • listopad 2020
  • październik 2020
  • wrzesień 2020
  • sierpień 2020
  • lipiec 2020
  • czerwiec 2020
  • maj 2020
  • kwiecień 2020
  • marzec 2020

Meta

  • Zaloguj się
  • Kanał wpisów
  • Kanał komentarzy
  • WordPress.org

mama.z.hr

mama.z.hr
Z małym opóźnieniem, ale przychodzę do Was z k Z małym opóźnieniem, ale przychodzę do Was z kolejnym omówionym pytaniem. 

Czasem, kiedy pod koniec rozmowy pojawia się temat oczekiwań finansowych kandydata, zdarza się, że rekruter zadaje pytanie dodatkowe. Czy podana przez Panią kwota jest negocjowalna? Innymi słowy - czy jesteś w stanie zejść ze swoich oczekiwań? 

Kiedy dokładnie pojawia się to pytanie? Jak je interpretować? To dobrze czy źle, że się pojawia? 

Przede wszystkim, jak chyba łatwo się domyślić, pytanie wskazuje od razu, że podane przez nas oczekiwania przekraczają zaplanowany na dane stanowisko budżet. Ale już druga i trzecia wskazówka, są bardziej optymistyczna - to przekroczenie nie jest raczej zbyt duże i musieliśmy zrobić dobre wrażenie i spodobać się pracodawcy, skoro pytają nas o możliwość negocjacji. 

Pamiętajmy, że rekruter w większości przypadków nie może ujawnić nam jakie są widełki na dane stanowisko. Dlatego posługuje się różnymi sugestiami i przesuwa ciężar mówienia o konkretnych kwotach na kandydatów. 

Co odpowiedzieć? 

To zależy jaka jest Twoja prawda - czy podałaś oczekiwania realne, czy lekko zawyżone? Czy jeśli otrzymasz nieco niższe wynagrodzenie, nadal będziesz zadowolona? Czy jednak po 2-3 miesiącach poczujesz frustrację i będziesz zdemotywowana, że zarabiasz mniej niż byś chciała, niż wyceniasz swoje kompetencje? Jaka kwota będzie dla Ciebie wciąż satysfakcjonujaca? Jaka jest Twoja granica negocjacji?

Zawsze zniechęcam moje Klientki do znacznego obniżania swoich oczekiwań, bo to zwykle nie kończy się dobrze. W ciągu paru miesięcy okazuje się zazwyczaj, że niższe wynagrodzenie idzie w parze z dużą odpowiedzialnością albo po prostu nie działa motywująco. Dlatego warto się 3x zastanowić, zanim się na to zdecydujecie. 

A jak Ty do tego podchodzisz? Negocjowałabyś czy jednak nie, wiedząc że to pewnie jedyna droga do uzyskania zatrudnienia w tej firmie?

Ps. Nadal trwają zapisy do grupy mastermind "Nowa praca na wiosnę"! Zapisz się, daj się przeprowadzić przez proces poszukiwań i znajdź swoją pracę marzeń! Link do zapisów w bio @mama.z.hr 

-
#rekrutacja #rozmowakwalifikacyjna #wynagrodzenie #negocjacje #praca #zmianapracy
Dlaczego mastermindy to moja ulubiona forma pracy Dlaczego mastermindy to moja ulubiona forma pracy z klientami? Bo łączy w sobie wszystko, co najlepsze ze szkoleń, warsztatów i pracy indywidualnej. Żadna inna formuła nie pozwala aż tak wiele wcisnąć w program, aż tak wiele podarować Uczestnikom. 

Kiedy uruchamiałam pierwszą grupę, nie ukrywam, że miałam sporo obaw. Tak, ja ekspertka w tym temacie, stresowałam się nie na żarty. Czy uda mi się to przeprowadzić tak dobrze, jak chciałam? Czy Uczestniczki otworzą się na tyle, by szczerze mówić o swoich potrzebach i perspektywach, żeby moje podpowiedzi mogły być adekwatne? Czy starczy nam na wszystko czasu? 

Jak się okazało, jak możecie przeczytać w opinii jednej z Uczestniczek, wszystko poszło bardzo dobrze. Uwielbiam energię takich kameralnych spotkań, kiedy ja mogę podzielić się swoim spojrzeniem i wiedzą, a pozostali wymieniają się uwagami i dają sobie wzmocnienie i wsparcie. Uwielbiam czytać potem, jak chodzą na rozmowy, jakie mają przemyślenia, jakie nowe pytania się pojawiają. Serce mi rośnie, jak One rosną w tym procesie. 

Dlatego, jeśli i Ty chcesz na wiosnę zdobyć nową pracę, z której będziesz czerpać satysfakcję, nie wahaj się i już dziś dołącz do grupy mastermind. Startujemy 18 marca i spotkania będą się odbywały w soboty, co 2 tygodnie. 

Dlaczego to tyle kosztuje? 
Program mastermindu przewiduje 5 spotkań na żywo, dwa audyty CV dopasowanego do wybranych przez Ciebie ofert pracy, materiały przygotowujące do rozmów rekrutacyjnych i 4 tygodnie wsparcia przez grupę Whatsapp po zakończeniu spotkań. To ogrom czasu i wartości, jakie oferuję Uczestniczkom. Jeśli jednorazowo to za duża kwota, daj znać i rozbijemy ją na raty. 

Masz jakieś pytania? Coś się zastanawia, wahasz się czy to dla Ciebie? Napisz w komentarzu, a chętnie odpowiem! 

---
#autopromocja #mastermind #szukaniepracy #nowapraca #zmianapracy #szkolenie #kurs #mamaszukapracy #mamawracadopracy #pomacierzynskim
Jak myślisz, czy rekrutacja prowadzona przez zewn Jak myślisz, czy rekrutacja prowadzona przez zewnętrzną agencję rekrutacyjną wygląda tak samo, jak proces realizowany w dziale HR firmy? Jakie mogą być różnice, jakie dodatkowe etapy? Jakimi kanałami tacy rekruterzy szukają kandydatów? A może zastanawiasz się, dlaczego w ogóle firmy korzystają z agencji, zamiast zatrudnić własnych rekruterów? 

Wiem, że dla wielu osób temat procesów rekrutacyjnych realizowanych przez agencję jest bardzo interesujący. Nie wszyscy mieli okazję brać udział w takich procesach, a znam i takie osoby, które bardzo długo nie odpowiadały w ogóle na ogłoszenia publikowane przez agencje z obawy, że ich CV trafi do niewłaściwej firmy lub do ich własnego pracodawcy. 

Dlatego zaprosiłam do rozmowy Olę @a_szpak która przez wiele lat pracowała w agencji rekrutacyjnej, żeby podzieliła się z Wami swoim doświadczeniem i odpowiedziała na najbardziej nurtujące pytania. 

Choć sama miałam krótki epizod pracy w agencji i współpracowałam z wieloma różnymi firmami rekrutacyjnymi, myślę, że nic nie może się równać z opowieścią z pierwszej ręki od tak doświadczonej jak Ola osoby. Dlatego tym bardziej jestem szczęśliwa, że udało mi się ją namówić! 

Jeśli macie jakieś pytania w tym temacie, które Was nurtują - napiszcie w komentarzu, już jutro wieczorem poproszę Olę o odpowiedź 😊

To co, widzimy się? 

---
#lajw #rekrutacja #agencjarekrutacyjna #szukaniepracy #rozmowakwalifikacyjna #zmianapracy #praca #hr
Pytanie przyszło od jednej z Was z kategorii "dzi Pytanie przyszło od jednej z Was z kategorii "dziwne". I od razu pomyślałam, że trzeba się nim zająć, bo ono wbrew pozorom wcale dziwne nie jest! A wiele mówi o Waszej sytuacji i szansach w danym procesie rekrutacyjnym.

Zastanów się chwilę - wiesz już, że każde pytanie w trakcie rekrutacji pada w jakimś celu. Osoba prowadząca spotkanie ma (w głowie lub na kartce) listę rzeczy, które chce sprawdzić lub dowiedzieć się o Tobie. Po co więc pyta o Twój udział w innych rekrutacjach? 

Zanim powiem Ci, jak to wygląda z mojej perspektywy, chwila na wspominki. 

Pierwszy raz usłyszałam to pytanie na praktykach. Były to bezpłatne praktyki w dziale rekrutacji dużego korpo. Spotkanie prowadziła dużo starsza ode mnie rekruterka - weteranka, można powiedzieć, bo pracowała tam od początku istnienia firmy. I ona to pytanie zadawała na każdym spotkaniu. Miała swoją tabelkę z pytaniami, jakie zadawała kandydatom i jedna z kolumn to było właśnie "inne rekrutacje".

Ja nie zadaję tego pytania na każdej rekrutacji, ale używam go chętnie. Sama jako kandydatka też wiele razy byłam o to pytana i praktycznie zawsze oznacza to, że dana osoba jest mocno brana pod uwagę w danym procesie. 

Dlaczego rekruterzy o to pytają? 
👉 Żeby wiedzieć czy muszą się spieszyć z decyzją - jeśli jesteś w innych procesach, a spodobałaś się nam, z dużym prawdopodobieństwem spodobasz się też w innych firmach. Jeśli chcemy Cię mieć na swoim pokładzie, musimy się spieszyć. 
👉 Żeby ocenić, jak mocno Ty rozważasz danego pracodawcę i jak zaawansowane są Twoje działania w kierunku zmiany pracy. 

Jeśli więc usłyszysz takie pytanie na rozmowie, możesz uśmiechnąć się do siebie, bo najprawdopodobniej zrobiłaś dobre wrażenie. Jeżeli rozmawiasz z firmą swoich marzeń, powiedz że bierzesz udział, ale to praca w tej firmie jest dla Ciebie najbardziej atrakcyjna. Jeśli nie jest to firma marzeń - zdecyduj, jaki komunikat chcesz przekazać. Moim zdaniem warto powiedzieć, że masz inne opcje na stole. Może dzięki temu przyspieszy to tryby machiny jaką jest uzyskanie zgody na zatrudnienie 😉 

I co teraz myślisz o tym pytaniu? Jaka odpowiedź będzie najlepsza dla Ciebie? 

-
#narekrutacji #praca #rozmowakwalifikacyjna
Rzadko pokazuję się tutaj tak bardzo prywatnie, Rzadko pokazuję się tutaj tak bardzo prywatnie, ale ostatnio mam poczucie, że wciąż pędzę. Odhaczam kolejne rzeczy z listy, ustalam kolejne projekty, nawiązuję współprace i rozpisuję programy szkoleń... A wieczorem, gdy mam wreszcie chwilę dla siebie, padam na nos i nie starcza mi sił na coś konstruktywnego. 

Dlatego dzisiaj, przy okazji piątku, pogadajmy dla odmiany o tych drobnych przyjemnościach, które ładują nasze baterie! 

Dla mnie to na przykład takie wyjście jak dziś do fryzjera, choć z p. Beatą i tak dużo o dzieciach rozmawiamy, to przynajmniej są to rozmowy bez dzieci w tle 🤣 ogólnie to chyba każde wyjście do fajnych ludzi dobrze na mnie działa. Czasami nawet paczkomat potrafi poprawić mi humor i myślę, że nie jestem w tym odosobniona 😅

Od niedawna wciągnęłam się też znowu w grę na konsoli! Jako fanka Harrego Pottera, nie mogłam nie zakochać się w grze Hogwarts' Legacy - więc kiedy tylko dzieci zasną o przyzwoitej porze, ja delektuję się światem pełnym magii. 

Ładuje mnie też muzyka - przy muzyce sprzątam i składam pranie, ale najbardziej uwielbiam jeździć sama autem i na cały głos śpiewać ulubione kawałki 😁 i dobre jedzenie też mnie cieszy. Nie da się ukryć, że kocham jeść 😉 a szczególnie, gdy ktoś zrobi to jedzenie dla mnie ❤️

A co ładuje Twoje baterie? Co pomaga Ci się zresetować? Co daje Ci przyjemność w tym pełnym obowiązków macierzyńskim świecie? 
Jestem bardzo ciekawa Waszych sposobów na zatroszczenie się o sobie. 

---
#przyjemność #jestemmama #relaks #macierzyństwo #drobneprzyjemności #ładowaniebaterii
Nie chcesz wracać na etat po przerwie związanej Nie chcesz wracać na etat po przerwie związanej z macierzyństwem? Marzysz o tym, by realizować się "na swoim"? Masz dosyć sztywnych godzin pracy i wykonywania pracy dla kogoś? Masz pomysł na biznes, ale boisz się przejść do realizacji? 

Na początku każdej drogi jest wiele znaków zapytania, wiele obaw i niepewności. A gdybym powiedziała Ci, że większość z nich można łatwo rozwiać, jeśli ma się odpowiednie wsparcie? Że jeśli ten ogromny projekt, jakim jest marzenie o swoim biznesie można podzielić na małe, łatwiej osiągalne kroki?

Kiedy ruszałam ze swoją działalnością, bardzo doskwierała mi samotność i to, że nie miałam się z kim skonsultować - choćby po to, by wymienić myśli czy zobaczyć swoje pomysły innymi oczami. Zdecydowanie brakowało mi też wiedzy, jak działać, by szybko zobaczyć efekty. Dlatego wspólnie z @gosia.galbas stworzyłyśmy program mentoringowy "Mama ma biznes", w którym pomożemy innym Mamom na tym początkowym etapie wystartować z własnymi biznesami. 

Program, jaki przygotowałyśmy: 
💜 Spotkanie I- Analiza Twojego pomysłu 
💜 Spotkanie II - Twoje umiejętności oraz mocne strony
💜 Spotkanie III - Ocena rynku oraz analiza konkurencji
💜 Spotkanie IV - Mój klient - z kim chcę współpracować, jak ma wyglądać i gdzie go znajdę?
💜 Spotkanie V - Forma działalności i narzędzia 
💜 Spotkanie VI - Plan na biznes 

Chcesz do majówki mieć konkretnie określoną strategię na swój biznes? Dołącz do Mastermindu "Mama ma biznes" i rozwiń skrzydła, prowadząc swoją działalność! 

Co jeszcze Cię powstrzymuje? Zapisz się do programu używając linka zamieszczonego w bio @mama.z.hr 

Pamiętaj, że koszt udziału możesz podzielić na raty i nie musisz ponosić go w całości na początku. 

To co, zaczynamy pracę nad Twoim biznesem? 

---
#biznesonline #wlasnybiznes #naswoim #pomacierzynskim #mamamabiznes #jestemmama #mamapracuje
Zobacz więcej Obserwuj mmie na Instagramie
  • POLITYKA PRYWATNOŚCI STRONY MAMAZHR.PL

@2019 - 2022 Mama z HR. Wszelkie prawa zastrzeżone


Back To Top
Mama z HR
  • STRONA GŁÓWNA
  • O MNIE
  • OFERTA
  • MOJA KSIĄŻKA
  • BLOG
  • SKLEP
  • KONTAKT

Shopping Cart

Close

Brak produktów w koszyku.

Close