Czy to coś złego, że chcę wrócić do pracy?

by asia

Znam mamy, które w macierzyństwie znalazły całe swoje spełnienie. Takie, dla których pełen etat w domu z dzieckiem lub dziećmi jest spełnieniem marzeń. Znam też takie, które nigdy nie lubiły swojej pracy i nie musiały się dwa razy zastanawiać, jak tylko pojawiła się szansa, by stamtąd odejść i skupić się na rodzinie. Znam również mamy, które bardzo by chciały całkowicie oddać się opiece nad swoim potomstwem, ale nie pozwala im na to sytuacja finansowa, więc wracają do pracy. Na koniec są też mamy takie, jak ja – które kochają swoje dzieci, ale tęsknią za aktywnością zawodową i zamierzają do niej wrócić.

Mam głębokie poczucie, że żadna z tych dróg nie jest gorsza od pozostałych. Czemu więc czuję sie czasem tak rozdarta? Skąd moje wyrzuty sumienia? Czy będę złą mamą, wracając do pracy?

Brakujący puzzel

Zaczęłam tęsknić za pracą, jak tylko trochę od niej odpoczęłam. Ciąża z komplikacjami nie dała mi tutaj zbyt wielkiego pola do negocjacji terminu, w którym miałam zniknąć z biura. Wielu bliskich mi ludzi pukało się w czoło. Czy to normalne, żeby tęsknić za pracą? Za tym pędem, tymi wymaganiami, tym stresem? Dziewczyno, czytaj książki, oglądaj filmy, chodź na spacery i wysypiaj się na zapas! Gdzie tu w ogóle dylemat?

Jeszcze parę lat wcześniej sama tego nie rozumiałam. Kiedy moje koleżanki zachodziły w ciąże, sama im mówiłam, żeby korzystały z tego czasu, żeby odpoczywały, żeby się tak bardzo nie przejmowały pracą. I któregoś razu jedna z nich powiedziała mi coś, co mocno mną poruszyło. Wyobraź sobie, że nagle znika ogromny kawałek twojego życia. Robisz to, co lubisz i daje ci to dużo satysfakcji, a któregoś dnia budzisz się rano i tego po prostu nie ma. To jak utrata kawałka samej siebie. Oczywiście pod warunkiem, że naprawdę lubiłaś swoją pracę i stała się ona częścią twojej tożsamości.

I kiedy sama tego doświadczyłam, kiedy duży i ważny puzzel z napisem „praca zawodowa” zniknął z mojego obrazka, musiałam siebie zdefiniować na nowo.

Dobre pytanie

Zaczęłam to intensywnie analizować i zadawać sobie różne pytania. Dlaczego tak mi tej pracy brakuje? Nie chodzi przecież tylko o codzienne wchodzenie rano do biura, o spotykanie ludzi, których lubię. Za czym dokładnie tęsknię? Co takiego otrzymywałam tam każdego dnia, by nagle odczuć tak bolesny brak? Jakie potrzeby mogłam tam realizować, a nie są one realizowane teraz?

Dopiero pytanie o potrzeby zaskoczyło. Wtedy poczułam, że dotykam czegoś ważnego. Że jestem na dobrej drodze do odkrycia sedna sprawy.

Ludzie i wartości

Jedną z moich pierwszych myśli było, że brakuje mi ludzi. Każdego dnia byłam nimi maksymalnie otoczona, a teraz nagle świat skurczył się do męża, synka i grona najbliższych przyjaciół. Ale jak na coacha przystało, nie zatrzymałam się na tej odpowiedzi. Bo te kontakty z ludźmi też były sposobem zaspokojenia jakiejś potrzeby – jakiej? Co od nich dostawałam?

Chyba najwięcej radości przynosiły mi chwile, kiedy to ja mogłam kogoś obdarować. Kiedy to ja niosłam pomoc, znajdowałam potrzebne rozwiązania, naprowadzałam na lepszy sposób działania. Czułam się wtedy potrzebna. Czułam, że robię coś ważnego, że w jakimś sensie zmieniam świat. Przynajmniej ten dookoła mnie i moich klientów wewnętrznych czy pracowników. Bycie potrzebną i wywieranie wpływu – dwie ogromnie ważne dla mnie wartości.

Uświadomiłam sobie, że samo bycie wśród ludzi też sprawiało mi zawsze wielką przyjemność. Jestem zwierzęciem społecznym, bez dwóch zdań. Tęsknię za relacjami, za interakcjami na wyższym poziomie niż rozmowa z panią w sklepie czy na bazarku. Za kontaktem z dorosłymi i rozmowami na dorosłe tematy. Poważniejsze tematy. Częściowo to na pewno głód wyzwań intelektualnych, który zresztą towarzyszy mi teraz każdego dnia i który jest ewidentnie motorem do prowadzenia tego bloga. Poza tym relacje i interakcje z innymi ubogacają, pomagają spojrzeć inaczej na różne sprawy, zmuszają do refleksji.

Kwestia tożsamości

Miałam taki moment, że zaczęłam się zastanawiać, co jest ze mną nie tak, że macierzyństwo mi nie wystarcza. Może to jakiś defekt w mózgu? Bo przecież kocham mojego synka nad życie i jestem szczęśliwa, wdzięczna, że go mam. A jednak wciąż pragnę więcej.

W swoich rozważaniach doszłam do myśli, która napełniła mnie spokojem. Bo w sumie przez trzydzieści lat swojego życia (o matko, jak to w ogóle brzmi!) byłam kimś innym. Byłam zapracowaną, bardzo aktywną i zaangażowaną w pracę Asią. Asią otoczoną ludźmi, realizującą ambitne zadania i podejmującą się coraz to nowych projektów i wyzwań. Asią stale szukającą możliwości dalszego rozwoju. Co jest więc dziwnego w tym, że po urodzeniu dziecka nie zmieniłam się diametralnie? Chyba dziwne byłoby, gdybym nagle stała się zupełnie inną osobą. Moje życie wywróciło się do góry nogami, ale ani mój charakter, ani moje potrzeby aż tak się nie zmieniły.

Męczennica matka

Spotykam się często z takim społecznym oczekiwaniem, żeby jednak podporządkować całe życie bobasowi. Ba, żeby poświęcać się. Rezygnować z siebie. Nie cierpię takiego gadania i takiego myślenia. Nie cierpię go, bo ja przecież nie przestałam istnieć, nie utraciłam prawa do swoich własnych pragnień.

Nie zaliczę, ile razy słyszałam, że teraz to już się skończy latanie po świecie, picie ciepłej herbatki i chodzenie po restauracjach, skończy się życie na własnych warunkach. Teraz to się zacznie męczeństwo. A mi się niedobrze robi na myśl o męczeńskim macierzyństwie.

Jestem całym sercem przekonana, że to, jak wygląda nasze macierzyństwo jest w dużej mierze kwestią wyboru. Oczywiście poza sytuacjami, gdy dziecko jest bardzo chore i naprawdę życie rodziców jest pełne poświęcenia. W każdym innym przypadku można znaleźć balans między potrzebami dziecka i własnymi. Moim zdaniem nawet trzeba.

Nie chcę mierzyć mojego macierzyństwa ilością dokonanego poświęcenia, utraconych marzeń i zimnych herbat. Nie chcę patrzeć na moje dziecko z żalem, jak wiele fajnych chwil mnie przez niego ominęło. Kiedy stawiam mojego syna i jego potrzeby na pierwszym miejscu, dokonuję świadomego wyboru. Robię to ze spokojem i radością, bo wiem, że to jest teraz dla niego najważniejsze. Kiedy pojawia się chwila, by zadbać o własne potrzeby, też z niej korzystam. Zwykle bez większych wyrzutów sumienia. Dlaczego? Bo chcę być szczęśliwą i spełnioną mamą, bo wierzę, że tylko wtedy będę w stanie dać mojemu dziecku, to co najlepsze. Bo, choć brzmi to może banalnie, jestem pewna, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko!

Matka spełniona

Oczywiście, jak tylko zaczęłam mówić o planowanym za kilka miesięcy powrocie do pracy, znalazło się parę oburzonych głosów. Zostawić takiego malucha? To niepoważne! Do żłobka? Skandal! Niania? Obca kobieta będzie ci wychowywać dziecko? Nie boisz się, że ominą cię najważniejsze momenty jego życia? Nie ma tutaj rozwiązania satysfakcjonującego dla krytycznych obserwatorów mojego życia i moich decyzji.

Pogodziłam się już z tym, że nie dogodzę wszystkim. Dlatego nawet nie będę próbować. Tylko ja żyję moim życiem, więc muszę w pierwszej kolejności zadbać o siebie i moją rodzinę. Mam poczucie, że powrót do pracy będzie dla nas czymś dobrym. Że dzięki temu będę jeszcze lepszą mamą dla mojego syneczka. Że będę lepszą żoną, choć chyba już jestem całkiem fajną partnerką na życie. Dlaczego? Znowu to powiem – bo szczęśliwa i spełniona mama, to szczęśliwe dziecko.

Patrzę na powrót do pracy z radością i optymizmem. Wiem, że będzie mi ciężko rozstać się z młodym, ale postrzegam to jako szansę dla nas obojga. Dla mnie, by spełniać się na różnych polach, by zadbać o swój rozwój i potrzeby, które mogę realizować głównie w pracy. Dla niego, by nauczyć się tworzyć relacje społeczne z innymi, by budować w nim poczucie niezależności, by też mógł się w ten sposób rozwijać. Dla nas, żebyśmy po całym dniu tęsknoty za sobą, mogli się jeszcze bardziej cieszyć tym wspólnym czasem, jeszcze bardziej go doceniać i jeszcze lepiej wykorzystywać.

Czy jestem złą mamą, bo planuję powrót do pracy? Dziś już jestem pewna, że nie.

A Ty – tęsknisz za pracą? Planujesz wracać?
A może już wróciłaś – jak Ci z tym jest?

fot. Unsplash

2 komentarze

Edyta Buraczyńska 9 czerwca 2020 - 10:39

Asiu, przypadkiem trafiłam na Twój blog. Przyznam, że bardzo przyjemnie i lekko się go czyta. Gratulację z powodu młodego w Waszym życiu 🙂 i powodzenia.

Reply
asia 9 czerwca 2020 - 13:04

Edyta, dziękuję! Bardzo mi miło 😊 mam nadzieję, że znajdziesz tutaj coś na tyle ciekawego, żeby wracać 😊

Reply

Leave a Comment