Łatka #złamatka

by asia

Ostatni tydzień był bardzo trudny. Sama już nie wiem, czy obwiniać o to skok rozwojowy, ząbkowanie czy jeszcze coś zupełnie innego. Wiem natomiast, że nie pomagało nic, tylko mama. Przytulanie, noszenie, odwracanie uwagi, zmiana zabawy średnio co trzy minuty. Wyczerpujące, dla mnie i dla młodego.

Któregoś popołudnia gadam sobie z siostrą przez telefon, podczas gdy młodzieniaszek się po mnie wspina, zjada moje ręce, zabiera okulary i inne takie. Siostra mówi, że jest moim wielbicielem po prostu. A ja, przy całym swoim zmęczeniu i frustracji, że nie mogę zająć się niczym więcej, niż tylko dostarczaniem małemu rozrywki, mówię, że to nie wielbiciel tylko moja mała Gnida. I co słyszę w odpowiedzi? No kochana z Ciebie matka, że tak mówisz o dziecku. Powiedziane trochę z ironią, pół żartem, pół serio. Zabolało, choć wiem, że nie to było intencją mojej siostry. Ot, taki sobie komentarz.

I myślę, jak często słyszymy takie teksty. Jak często ktoś przyczepia nam łatkę złej matki, nawet nie wprost, a dając tylko do zrozumienia, że robimy coś nie tak. Bo nie tryskamy radością i słodyczą, bo jesteśmy zmęczone i sfrustrowane, bo powiemy na głos to, co akurat dzieje się w naszych głowach.

Dziecko jest najważniejsze

Kiedy byłam już w zaawansowanej ciąży uziemiona w domu na leżąco i zająknęłam się, że tęsknię za pracą, za ludźmi, za normalnością, nie raz usłyszałam, że teraz muszę myśleć tylko o dziecku. Co ciekawe, sama tak mówiłam dziewczynom, zanim jeszcze poznałam smak ciążowej izolacji. Jakby pojawienie się tego małego serduszka, bijącego pod naszym sercem magicznie kasowało wszystkie nasze potrzeby, pragnienia, plany. Jakbyśmy przestawały należeć do siebie.

Potem jest tylko ciekawiej. Kiedy padasz na nos ze zmęczenia, bo kolejną noc śpisz po 2 godziny, słyszysz rady, co jeszcze powinnaś robić, jakie zabawy organizować, by zadbać o właściwy rozwój dziecka. Kiedy jesz byle co, bo nie masz czasu przygotować nic ambitnego, robisz krzywdę dziecku, bo twoje mleko nie będzie miało wartości. Kiedy uda się wyrwać z domu na godzinę czy dwie, pada nieśmiertelne pytanie A kto został z dzieckiem?!. Jakby wyjście bez potomka było najgorszą zbrodnią. Kiedy nie karmisz piersią, nikogo nie interesuje, jak bardzo tego pragnęłaś i dlaczego się nie udało. Ale komentarz, że powinnaś się bardziej starać i to przecież sama natura, pojawia się jakoś naturalnie. Kiedy myślisz o powrocie do pracy, zawsze pojawi się jakaś życzliwa dusza, która z oburzeniem zapyta A co z dzieckiem?! Takie maleństwo oddasz pod opiekę obcym ludziom?

Zastanawiam się, dlaczego to sobie nawzajem robimy – my, kobiety. My, mamy. Serio, nigdy żaden facet, nawet mój mąż, nie negował moich pragnień, ambicji, mojego zmęczenia i prawa do tego, by nie być cały czas uśmiechniętą i rozsiewającą tęczę.

Rollercoaster i zapominalstwo

No właśnie, przecież każda z nas tego doświadcza. Jak możecie poczytać u Alicji (www.mataja.pl), co bardzo Wam polecam, każda mama doświadcza rollearcoastera emocji. W jednej chwili mamy dosyć i chcemy wyskoczyć przez okno, by za pięć minut zalała nas fala szczęścia i miłości, bo „tak słodko się uśmiecha”. To normalne, są o tym nawet badania. To coś, co dostajemy w pakiecie razem z bobasem.

Skąd więc tak silna potrzeba wytykania palcami naszych gorszych momentów? Skąd ta łatka, którą tak chętnie przyczepiamy innym, zapominając czego same doświadczyłyśmy? Tłumaczę sobie to właśnie tym zapominalstwem. Bo z czasem zacierają się wspomnienia tych trudnych chwil. Tak działa nasz mózg, żeby nie zwariować. To naturalny mechanizm, że pamiętamy więcej dobrych, miłych momentów. I cieszę się, że tak jest. Że za parę lat nieprzespane noce, zmęczenie, te chwile, gdy nie byłam najlepszą wersją siebie i miałam serdecznie dość, po prostu zbledną. Ale nawet wtedy nie będę rzucać łatkami. Obiecuję to sobie już dziś. Bo nigdy nie będę w butach tej mamy, którą miałabym ocenić, nigdy nie poznam całej jej historii.

Procedura bezpieczeństwa

Był taki czas, że miałam ogromne wyrzuty sumienia, gdy tylko pomyślałam o swoich potrzebach. Bo przecież dziecko jest najważniejsze. Przecież to jego potrzeby zawsze powinny być na pierwszym miejscu. Bo przecież teraz cały mój świat powinien kręcić się wokół niego. Na szczęście zatrzymałam się i zadałam sobie pytanie, dokąd mnie takie myślenie zaprowadzi. Do skrajnej frustracji, do wypalenia rodzicielskiego (o tym też u Alicji, zachęcam 🙂 )? Musiałam wreszcie stanąć w swojej obronie.

Wiesz dlaczego procedura bezpieczeństwa w samolocie mówi, żeby maskę tlenową najpierw założyć sobie, dopiero potem dziecku? Bo jeśli Tobie się coś stanie, nie będziesz mogła pomóc maluchowi. Jest w tym wielka mądrość.

Tak samo jest w macierzyństwie na co dzień. Musisz zadbać o swoje potrzeby i to jest w wielkim interesie Twojego dziecka. Sama przyznasz, że kiedy jesteś wyspana, najedzona i nic Cię nie boli, masz więcej cierpliwości, więcej pomysłów na zabawy, więcej siły na noszenie i przytulanie. Rodzicielstwo to radzenie sobie ze swoimi emocjami i potrzebami po to, by pomóc dziecku poradzić sobie z tym, co przeżywa. Jak możesz ukoić płacz i uspokoić malucha, kiedy Twój stan emocjonalny ze spokojem nie ma nic wspólnego?

Słodko-gorzko

Wiedziałam, że moje macierzyństwo nie będzie cukierkowe, bo i ja cukierkowa nie jestem. Wiedziałam, że będą lepsze i gorsze chwile, ale mimo wszystko będzie cudownie. Wiedziałam też, że nie mogę zapomnieć o sobie. Bardzo mocno wierzę, że szczęśliwa mama, to szczęśliwe dziecko. To nie jest pusty frazes, bo widzę na co dzień, jak moje dobre samopoczucie przekłada się na dobrostan mojego synka. Kiedy mam więcej cierpliwości, łatwiej mi znosić krzyki, płacze i awantury o nic. Kiedy mam energię, by faktycznie zabawiać go i odwracać uwagę na przykład od dyskomfortu związanego z zębami.

A gdy mam gorszy dzień, kiedy zaklnę pod nosem, kiedy nazwę go małą Gnidą, nie robię sobie wyrzutów. Bo wiem też, że życie już takie jest – słodko-gorzkie. Nie daję już sobie przyczepiać łatek. Nie dam sobie wmówić, że jestem złą mamą.

Jesteś wystarczająco dobra

Ty też nie pozwalaj na to, by inni coś Ci wmawiali. Nie zgadzaj się na przyczepianie łatki tylko dlatego, że masz dzisiaj gorszy dzień. Pamiętaj, że dzieci nie potrzebują idealnych rodziców, tylko wystarczająco dobrych. Jesteś wystarczająco dobrą mamą. Jesteś najlepszą mamą dla swojego dziecka, nawet jeśli w tej chwili nie jesteś najlepszą wersją siebie.

A kiedy te trudne wspomnienia się zatrą, nie oceniaj. Nie przyczepiaj łatek, nie wpędzaj innych mam w poczucie winy. Bądźmy dla siebie dobre.

4 komentarze

Daria 10 maja 2020 - 14:13

Asia, kolejny złoty tekst;) szczerze mówiąc czytając go łezka mi się w oku zakręciła. Czytałam jakby swoje myśli, dziś jesteśmy po kolejnej ciężkiej nocy i sama myśl o następnej takiej mnie zasmuca a Ty mnie pokrzepiłaś! Serio, serio ❤️

Reply
asia 10 maja 2020 - 14:53

Cieszę się, że trochę Cię podniosłam na duchu! Trzymaj się ciepło, niech te ciężkie noce miną jak najszybciej ❤️

Reply
Kasia 13 maja 2020 - 13:46

Ja bym tylko zdublowała komentarz Darii. Łącznie z tą cięższą nocą. 😉 Dobra robota. Trzeba ten tekst pokazywać dalej. Ja sama należałam do tych, co przyczepiają łatki i wydaje im się, że przy odpowiednim wysiłku można wszystko. I wtedy zwykle słyszałam „nie jesteś mamą, więc nie wiesz”. Irytowało mnie to do granic, ale pochylam głowę i teraz z tym się zgadzam. Wpływ bezsennych nocy, braku ludzi (przynajmniej w takim wymiarze jak było), zaniedbania siebie, powtarzalności, ograniczenia swobody (wyjście do kina, restauracji, dalekie podróże, kieliszek wina) jest ogromny na to, jak sobie radzimy. 😥Tego nie da się zasymulować, bo nikt się dobrowolnie temu nie podda. Najcięższe fazy w pracy nie drażnią aż tak. Wsiadasz wtedy na rower i mkniesz na reset. Więc, jeśli człek nie doświadczył, lub miał mniej wymagające dziecko, nie zrozumie. Ale słusznie w innym wpisie napisałaś, by unikać tego sformułowania.. bo nie jesteś matką. Muszę się z tym pilnować. Lepiej pokazać ten wpis. 🙂

Reply
asia 16 maja 2020 - 12:19

Kasia, dzięki za ten komentarz! Samej mi się zdarzało przyczepiać łatki – myślę, że znacząca większość z nas zaliczyła taki etap. Potem mierzymy się z własną rzeczywistością macierzyńską i to jest duża lekcja. Dla mnie to także nauczka, by w przypadku innych sytuacji, gdy nie byłam w tych butach, powstrzymać się od oceny. To nie zawsze jest łatwe 😉 Ale przecież rozwijamy się przez całe życie!
Co do pokazywania innym tego wpisu – będzie mi bardzo miło! Jeśli choć jedna osoba inaczej spojrzy na takie sytuacje i przestanie przyczepiać łatki innym mamom i nie-mamom, to moja misja zacznie się wypełniać 🙂

Reply

Leave a Comment