Mama z HR
  • STRONA GŁÓWNA
  • O MNIE
  • OFERTA
  • MOJA KSIĄŻKA
  • BLOG
  • SKLEP
  • KONTAKT
Monthly Archives

kwiecień 2020

Macierzyństwo

Zapomniane w dorosłości

by asia 19 kwietnia 2020

Spokojne przedpołudnie. Synek leży na macie, a ja ustawiam przed nim wieżę z klocków, którą za chwilę zburzy z dziką przyjemnością. Chwilę później sięga po jeden z klocków, by włożyć go do buzi. Zachwyca mnie skupienie na jego twarzy, pełna koncentracja, by dosięgnąć to, czego akurat zapragnął.

Czysta ciekawość

Wszystko go interesuje, wszystkiego chce dotknąć. Im bardziej zakazane, tym bardziej atrakcyjne do zabawy. Biały obrus na zastawionym stole – czemu by go nie pociągnąć? Szklana miseczka postawiona w zasięgu małych rączek – chętnie ją złapie, gdy tylko mama nie będzie patrzeć.

Do tego dochodzi jeszcze ciekawość, jak to smakuje. Młody jest na etapie wkładania wszystkiego do buzi. Dobry moment na rozszerzanie diety. Jak powiedział dzisiaj mój mąż, dając mu po raz pierwszy spróbować jabłka, miny Młodego nigdy się nie znudzą. To mieszanka zaskoczenia, radości i niepewności, co tu się właściwie dzieje i czy na pewno mam to przełknąć. Z jednej strony chcę jak najlepiej zapamiętać te chwile. Z drugiej przychodzi refleksja – kiedy ostatnio sama przeżywałam tak intensywnie próbowanie nowych potraw? Kiedy całą sobą skupiałam się na tym, co jem?

Wszystko na sto procent

Usłyszałam kiedyś takie zdanie, że niemowlaki potrafią rozwiązywać tylko jeden problem na raz. To chyba wyjaśnia, dlaczego każdą z emocji przeżywają tak intensywnie. Widzę to, kiedy bawię się z synkiem. Ulubione zabawki, łaskotki wywołują eksplozję radości. Widzę to, gdy wchodzę do pokoju, kiedy się obudzi. Cały aż podskakuje z ekscytacji, że zaraz wezmę go na ręce. Widzę to też, kiedy coś go boli, kiedy jest niezadowolony, zmęczony… Wszystko na sto procent. Jedna emocja na raz.

My, dorośli, odczuwamy zwykle wiele rzeczy w jednym momencie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio wpadłam w taką ekscytację jak Młody. Taką bez analizowania sytuacji, ważenia różnych jej plusów i minusów, bez tysiąca myśli na ten temat. Albo kiedy przeżywałam swój smutek lub ból właśnie tak, do granic możliwości. Bez racjonalizacji, że to przecież minie, że wcale nie jest tak źle i zawsze może być gorzej.

I nie mówię, że wszystko trzeba przeżywać w taki sposób. To byłoby destrukcyjne dla naszego społeczeństwa i nas samych, ale myślę, że czasem warto. Warto od czasu do czasu pozwolić sobie na sto procent tego, co czujemy. Nasycić się tym, a dopiero potem dopuścić do głosu resztę myśli.

Gotowość, by sięgać

Największe jednak wrażenie robią na mnie te nieustannie wyciągnięte rączki. W zależności od sytuacji mówią „weź mnie na ręce”, „daj mi to” lub „chcę spróbować, jak to smakuje”. Jest pragnienie i próba jego zaspokojenia. Nie wolno? A może jak spróbuję po raz 384 to się uda? Niesamowita jest ta konsekwencja, ta wytrwałość. Widziałam gdzieś takiego a’la motywującego mema, że dzieci codziennie upadają kilkadziesiąt razy zanim nauczą się chodzić. A mimo to się nie poddają, podnoszą się i próbują od nowa. Szkoda, że wraz z wiekiem tracimy ten zapał i upór.

Szkoda, że z wiekiem zapominamy, że to nic złego prosić i wyciągać ręce. Przynajmniej dla mnie to było kiedyś duże wyzwanie do przepracowania. Lista rzeczy, o których nawet nie śmiałam marzyć, była długa. Wydawały się nieosiągalne dla dziewczyny takiej jak ja – z małego miasta, z kiepsko sytuowanej rodziny. Miałam ogromne szczęście, że ludzie, których spotykałam na swojej drodze, zupełnie przeze mnie nieproszeni, pokazywali mi nowe, niezliczone możliwości. Numerem jeden jest oczywiście mój mąż, który odkąd pamiętam spełniał moje marzenia, gdy tylko cichutko się o nich zająknęłam. I zachęcał mnie do próbowania, nie poddawania się. To dzięki niemu odważyłam się też stworzyć i pokazać światu tego bloga.

Bierzmy przykład

Człowiek się uczy całe życie. Czasami musimy nauczyć się od nowa, świadomie wykorzystywać dawne, zapomniane już umiejętności. Macierzyństwo i mój syn uczą mnie wielu rzeczy. Pewnie jeszcze więcej nauki przede mną, ale dziś to właśnie te wyciągnięte rączki są dla mnie największą inspiracją. Przypomnieniem, że warto sięgać po to, czego się pragnie. A przynajmniej próbować, nie poddawać się na starcie.

A Ty, czego uczysz się dziś, patrząc na swoje dziecko?

19 kwietnia 2020 0 comments
3 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwój

Dobre CV – uniwersalne wskazówki

by asia 16 kwietnia 2020

Konsultacja CV to chyba najczęstsza prośba, z jaką zwracają się do mnie znajomi szukający pracy. Przez te wszystkie lata doświadczenia HRowego widziałam zapewne kilkadziesiąt tysięcy tych dokumentów. Zdradzę Wam dzisiaj, czym wyróżnia się dobrze napisany życiorys i dlaczego nie powinien on mieć zbyt wiele wspólnego z klasyczną definicją tego słowa.

Trochę filozofii

Pamiętam, że kiedy byłam w liceum na jakiejś lekcji, chyba na przedsiębiorczości, przygotowywaliśmy swoje życiorysy. Takie dawne, klasyczne, pisane ciągłym tekstem i zaczynające się od słów „Joanna, córka Jana, urodzona w…”. Wyobrażacie sobie pisać teraz CV w taki sposób? Nie, ja też nie. Co więcej, nie wyobrażam sobie czytać takich życiorysów kandydatów. Pierwsza selekcja aplikacji zajmowałaby mi chyba z tydzień…

Jak więc traktować CV, jeśli nie jako życiorys? Ja podchodzę do tego dokumentu, jak do wizytówki biznesowej. Pewnie dostajecie czasem wizytówki – czy to od partnerów biznesowych, klientów, Waszych opiekunów bankowych. Wyobrażacie sobie, żeby były tak załadowane tekstem? No właśnie. Obecnie króluje na nich minimalizm i prostota. Imię i nazwisko, nazwa firmy i dane kontaktowe. Czasem dodatkowo logo, czasem jakieś motto. Wizytówka ma wyglądać profesjonalnie i zachęcać do kontaktu.

Taką samą rolę powinno spełniać dobrze napisane CV.

Jak myślisz, ile czasu przeciętny rekruter poświęca na pierwszą analizę Twojego CV? Standardowo wystarczy kilkadziesiąt sekund, może minuta, by podjąć decyzję czy spełniasz wstępne wymagania. Dlatego właściwie skonstruowane dokumenty stanowią pierwszy krok do sukcesu w walce o nową pracę.

Podstawowe zasady

Oczywiście nie ma jednego dobrego wzoru. To, jak będzie wyglądało Twoje CV zależy w głównej mierze od tego, ile masz już doświadczenia, w jakiej branży pracujesz lub chcesz pracować. Na co innego mogą pozwolić sobie ludzie pracujący w branżach kreatywnych, typu agencja reklamowa, inaczej napisze je księgowa, sprzedawca czy programista. Choć ostatnio programiści chyba nie muszą sobie za bardzo zawracać głowy pisaniem CV 🙂 Ale to już temat na inny post.

To będzie pierwszy z cyklu tekstów o CV, bo myślę, że nie zbliżyłam się nawet do wyczerpania tematu. Dziś mam dla Ciebie kilka uniwersalnych zasad, jakimi dobrze jest się kierować przygotowując swoje dokumenty aplikacyjne.

1. Prostota i estetyka

Czytelny dokument, pozwala szybko znaleźć w nim informacje, które pomogą rozstrzygnąć, czy Twoje doświadczenie i kwalifikacje pasują do profilu stanowiska. Pamiętaj, że wizytówka świadczy o Tobie. Jeśli Twoje CV jest uporządkowane, czytelne, estetyczne i profesjonalne to jest duża szansa że Ty też taka/taki jesteś.

Po czym poznać czytelne CV?

Jest kilka sekcji, które muszą wystąpić w każdym CV: doświadczenie, wykształcenie, dane kontaktowe. Dobrze jest je wyróżnić, oddzielić od siebie, by już przy pierwszym spojrzeniu wiadomo było, gdzie szukać jakich informacji. Prosto, bez kombinowania w chmurkach czy na osi czasu (bo i takie nowatorskie pomysły widziałam :)). Ważne też, aby unikać pisania ciągłym tekstem, zamiast tego świetnie sprawdzają się pogrubienia i wypunktowania. Klasyczny przykład poniżej.

Przykładowe klasyczne CV, źródło: interviewme.pl

Czcionka powinna być na tyle duża, by łatwo się czytało, ale nadal prosta i bez przesadnych kombinacji. Widziałam kiedyś CV napisane czcionką imitującą pismo odręczne, wyobraź sobie jak ciężko było przez nie przebrnąć.

Spróbuj skondensować to, co masz do przekazania, najlepiej na 1-2 stronach. Oczywiście, jeśli masz wiele lat doświadczenia i wiele dotychczasowych miejsc pracy, może to być trudne. W takiej sytuacji warto szczegółowo opisywać tylko te ostatnie, które będą najistotniejsze dla stanowiska, na które aplikujesz .

A o co chodzi z tą estetyką?

Każdy rekruter ma swój poziom uważności na detale. Ja należę do tych bardziej czepialskich – kłują mnie w oczy niespójne czcionki czy literówki, o błędach ortograficznych czy interpunkcyjnych nie wspominając. Mając na uwadze, że CV to Twoja wizytówka, zadbaj o to, by było dopracowane z każdej strony. Zadbaj o jednolite formatowanie – ostępy między sekcjami, taka sama czcionka, ten sam styl zapisu daty. Jak to zrobić? W zakresie kontroli błędów na pewno pomocna będzie opcja sprawdzania pisowni w MS Word. W kwestii formatowania możesz poprosić kogoś z bliskich, by rzucił okiem na Twój dokument.

Ostatnia rzecz z zakresu estetyki. Unikaj jaskrawych kolorów, bo choć przyciągają one uwagę, to ciężko się takie dokumenty czyta. Zrezygnuj też z ciemnego tła. Choć na komputerze wygląda to profesjonalnie, zawsze boli mnie serce, kiedy przychodzi mi takie CV wydrukować. Totalnie nieekologiczne 🙂 To taki drobiazg, jaki możesz zrobić dla naszego środowiska.

2. Dopasowanie do stanowiska

Choć nie jest to popularny wśród kandydatów pogląd, CV powinno być pisane pod konkretną ofertę pracy. Tylko wtedy mamy możliwość zaakcentować, podkreślić te z naszych doświadczeń, które są najbardziej istotne dla danego stanowiska. Nie jest to wielki problem, jeśli aplikujemy do różnych firm na dokładnie takie samo stanowisko. Gorzej, gdy bierzemy pod uwagę różne profile, wtedy CV powinno być dopasowane do każdego z nich.

W praktyce oznacza to m.in. pominięcie doświadczeń nieistotnych lub skrótowe opisanie tego, co nie będzie do wykorzystania na danym stanowisku. Np. jeśli aplikuję na stanowisko księgowej, to w CV pomijam doświadczenie jako kelnerka z czasu studiów czy prace dorywcze związane ze sprzedażą. Wyjątek możemy zrobić, jeśli ta księgowa, przykładowo w biurze rachunkowym, do którego aplikujemy, miałaby również obsługiwać klientów. Wtedy doświadczenie kelnerskie może okazać się dodatkowym atutem.

Warto także wyróżnić pokrywające się z ofertą kompetencje i doświadczenia. Dla przykładu jeśli aplikuję na stanowisko, na którym miałabym pracować z dokumentacją w języku angielskim, to podkreślam w swoim CV doświadczenie w tym zakresie. Można to zrobić pogrubiając punkty z zakresu zadań, które o tym mówią czy też wyraźniej zaznaczyć szkolenia w tym zakresie.

Jeszcze jeden ważny element. Jeśli zamieszczasz w CV klauzulę RODO, pamiętaj, by była w niej właściwa nazwa firmy, do której aplikujesz. Niestety wiele razy zdarzyło mi się otrzymać dokument, w którym w klauzuli wpisany był inny pracodawca. Pomijając fakt, że takiego dokumentu nie możemy wykorzystywać, pokazuje to także, iż wysyłamy nasze aplikacje masowo, nie przywiązując wielkiej wagi do wyboru firmy.

3. Tylko prawdziwe informacje

Ostatni punkt, ale myślę, że najważniejszy – pisz prawdę i tylko prawdę!

Nie zawyżaj znajomości języków, nie wpisuj w zakresie obowiązków, że robiłeś coś, o czym nie masz pojęcia, nie pisz, że pracujesz nadal, jeśli umowa już dawno została rozwiązana. To wszystko Rekruter jest w stanie i najprawdopodobniej sprawdzi na spotkaniu lub zbierając Twoje referencje. Przyłapanie na kłamstwie będzie dyskwalifikujące dla Ciebie, niezależnie od stanowiska czy firmy. Nikt nie chce zatrudniać osób, które podają nieprawdziwe informacje, nawet jeśli wydaje Ci się, że było to tylko niewinne podkoloryzowanie.

Jak napiszesz, tak Cię ocenią

Jest powiedzenie, że jak cię widzą, tak cię piszą. Tutaj zasada działa w drugą stronę – w zależności od tego jakie CV przedstawisz pracodawcy, takie wnioski o Tobie wyciągnie, nie mając innych danych. Dlatego też warto zadbać, by wysyłane dokumenty aplikacyjne były jak najlepiej dopracowane.

Jeśli masz jakieś pytania odnośnie CV – daj znać w komentarzu! Będzie to dla mnie cenny materiał przy przygotowywaniu kolejnego wpisu na ten temat 🙂

16 kwietnia 2020 1 comment
0 FacebookTwitterPinterestEmail
MacierzyństwoOdskocznia

Świąteczne refleksje

by asia 12 kwietnia 2020

To trzecia Wielkanoc z rzędu, którą spędzamy sami, daleko od rodziny. Ale jednocześnie pierwsza, kiedy jesteśmy tak szczęśliwi, bo spędzamy ją wreszcie we trójkę. Naszło mnie więc dzisiaj na refleksje i wspomnienia.

Odzyskana wolność

Dwa lata temu było ciężko. Po trzech tygodniach pobytu wyszłam ze szpitala. To było na kilka dni przed świętami. Niedługo przed moim wypisem mąż poleciał w delegację na drugi koniec świata. Miał wrócić dopiero w Wielką Sobotę wieczorem.

Ominęło mnie wtedy całe przesilenie wiosenne. Kiedy w stresie jechałam do szpitala była jeszcze zima. Gdy z niego wyszłam kwitły fiołki i wszędzie było zielono. To było jak nabranie powietrza po zbyt długim wstrzymywaniu oddechu. Czułam się nareszcie wolna po tych kilku tygodniach w izolacji. Radość z tej wolności, z tego, że jestem zdrowa i bezpieczna, że mogę wrócić do domu, do mojego męża i wygodnego łóżka… Pamiętam, jaką napełniało mnie to energią.

Mimo, że przygotowania robiłam sama, dawały mi sporo przyjemności. Zakupy, dekoracje, gotowanie. Pamiętam wielkie oczy mojego męża, gdy zobaczył lodówkę pełną świątecznych przysmaków. Jego radość, jego wdzięczność za to, że jestem już w domu i zadbałam o to, byśmy mieli piękne święta, były dla mnie cudowną nagrodą.

Czekolada podszyta lękiem

Rok temu też było ciężko. Byliśmy we dwoje, z małą fasolką rosnącą od moim sercem. Ciąża już wtedy była z komplikacjami, miałam zakaz podróżowania, więc nie pojechaliśmy do rodziców.

Przygotowania robiliśmy wspólnie, ale obawy nie pozwalały w pełni cieszyć się tym czasem. Pamiętam go jak przez mgłę, jakby był bardzo pochmurny. Święta mieliśmy przyprawione lękiem i niepewnością, co będzie dalej z naszym małym skarbem. Lekarz powiedział, żeby zachować spokój i dużo się relaksować, więc mąż kupił mi zapas gorącej czekolady, bo podobno działa ona najlepiej. Chyba faktycznie pomogła, bo po kilku tygodniach sytuacja się unormowała i znów mogliśmy funkcjonować normalnie. Przynajmniej przez jakiś czas.

Wdzięczność i nadzieja

W tym roku też nie jest idealnie. Nie mogłam sama zrobić zakupów, nie mogłam pójść do kościoła, nie mogłam pojechać do rodziców ani sióstr, spędzić czasu z resztą rodziny czy ze znajomymi, nie mogłam nawet pójść na spacer… Ale mimo wszystko to najlepsze święta Wielkiej Nocy ostatnich lat.

W porównaniu z tamtym czasem w szpitalu, kwarantanna spowodowana pandemią wydaje mi się wręcz luksusowa. Jestem u siebie, mam blisko tych, których kocham najbardziej, mam wszystko czego mi potrzeba. Wiadomo, że tęsknię za bliskimi i wolnością, ale to niedługo wróci, a pamiętając święta sprzed dwóch lat myślę, że jestem szczęściarą.

Czuję wielką wdzięczność za to, co mam. Za moje małżeństwo i za tego małego rozrabiakę, który wywraca do góry nogami cały świat. Za to, że jesteśmy zdrowi.

Za to, że jesteśmy razem.

Bo na koniec dnia, kiedy przytulam się do męża i patrzę na śpiącego synka wiem, że mam wszystko.

Życzę Wam, aby ten świąteczny czas przyniósł nadzieję, której tak bardzo nam potrzeba. Nadzieję, że będzie dobrze. Że damy sobie radę. Że niedługo dostaniemy z powrotem to, za czym tak tęsknimy, że będziemy mogli zachłysnąć się wolnością na nowo.

Ale niech będzie to też czas wdzięczności za to, co dobrego jest w Waszym życiu. Nie zapominajmy o tym, co najważniejsze. Wesołych Świąt!

Fot. Unsplash

12 kwietnia 2020 0 comments
1 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwój

Rekrutacja w czasie pandemii

by asia 8 kwietnia 2020

Mimo obecnej sytuacji są firmy, które nadal rekrutują i poszukują pracowników. Na portalu pracuj.pl w ciągu ostatnich 14 dni pojawiło się ponad 24 tysiące nowych ogłoszeń. Na grupach HRowych pojawiają się coraz to nowe inicjatywy, mające na celu pomoc osobom szukającym pracy. Jedną z ciekawszych jest strona ktozatrudnia.pl. Na razie skupia w większości firmy technologiczne rynku wrocławskiego, ale mam nadzieję, że zasięg niedługo będzie ogólnopolski. Drugi bardzo fajny projekt to traffit.com gdzie mogą się zarejestrować osoby, które szukają pracy lub wolontariatu, by nieść pomoc osobom potrzebującym.

Okiem rekrutera

Wiem, że wiele osób jest obecnie w aktywnych procesach rekrutacyjnych, w trakcie oczekiwania na decyzję lub przejście do nowego pracodawcy. Wiem, że macie różne obawy z tym związane. Dlatego pomyślałam, że przyda się Wam garść informacji z punktu widzenia Rekrutera i zebrałam najczęściej zadawane mi teraz pytania na temat zmiany pracy.

Zanim jednak odpowiedzi, chciałabym dać Wam impuls do refleksji, że ta kryzysowa sytuacja nie jest czarno-biała. Wiem, że obaw jest wiele, ale to nie znaczy, że teraz nie należy absolutnie zmieniać pracy czy zaczynać jej w ogóle. Wszystko zależy od indywidualnego przypadku, nie każdy będzie skazany na niepowodzenie. Musicie tutaj kierować się własnym rozsądkiem i analizą sytuacji – w jakiej branży pracujecie, jakie są perspektywy, bo może Wasze kwalifikacje i umiejętności są teraz dla jakiejś firmy kluczowe. Na to już nie będę mogła odpowiedzieć.

Wyobrażam sobie, jak ciężką pracę mają teraz Rekruterzy. Bo choć mamy pandemię, biznes nie stoi. Nie może stać. I to od efektywnej działalności właśnie Działów Rekrutacji często zależy przetrwanie niektórych firm, zachowanie ciągłości działania. Osłabione przez nieobecności zespoły potrzebują dodatkowych rąk do pracy, a kandydaci się obawiają, nie chcą podejmować decyzji o zmianach. To zrozumiałe. Znam wiele przykładów firm, które prowadziły redukcje zatrudnienia w kilku obszarach, a w innych nadal intensywnie zatrudniały – np. do sprzedaży czy obsługi klienta, bo to był najważniejszy filar ich biznesu, fabryka nie będzie działać bez pracowników produkcyjnych czy inżynierów utrzymania ruchu, itd. Miejcie proszę tego świadomość.

A teraz pytania 🙂

Zanim wybuchła pandemia myślałam o zmianie pracy i teraz dostałam zaproszenie na spotkanie rekrutacyjne online, ale nie wiem czy jest sens brać w nim udział.

Wychodzę z założenia, że zawsze jest sens. Choćby po to, by dowiedzieć się więcej o ofercie pracy i samej firmie. By sprawdzić, jakie są nasze szanse na zwycięstwo w tym procesie. Nawet jeśli tym razem nie zdecydujemy się na współpracę (niezależnie, kto podejmie decyzję – kandydat czy firma), warto dać się poznać. Wiele razy zdarzało mi się wracać do kandydatów, którzy zrobili na mnie dobre wrażenie i pasowali do profilu stanowiska, nawet po kilku miesiącach.

Jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości, warto zapytać Rekrutera. Czy przewiduje, że to stanowisko będzie obsadzone mimo kryzysu związanego z koronawirusem? Jakie są szanse, by podjęcie współpracy doszło do skutku?

Może to nie być najszczęśliwszy moment na zmianę pracy, bo musicie się liczyć z tym, że sytuacja w firmach zmienia się dynamicznie i czasami w ciągu tygodnia podjęte zostają nowe decyzje. To wcale nie oznacza, że ktoś Was okłamał podczas rozmowy. Samej zdarzyło mi się przekazywać kandydatowi informację, że proces rekrutacji został wstrzymany, choć jeszcze parę dni wcześniej nic na to nie wskazywało. Wierzcie mi, że Rekruterzy nie chcą marnować Waszego czasu ani dawać złudnych nadziei, ale nie wszystko zależy od nas.

Czy firma może się wycofać ze złożonej mi oferty pracy?

Na początku powiem, że składanie oferty pracy to pewnego rodzaju zobowiązanie ze strony potencjalnego pracodawcy. Pod pojęciem oferta mam na myśli oficjalną informację przekazaną przez uprawnionego do tego przedstawiciela firmy, najlepiej na piśmie (mail to także forma pisemna ;)), która zawiera: nazwę stanowiska, formę zatrudnienia (rodzaj umowy) i okres jej trwania (np. 3-miesięczny okres próbny, umowa na czas określony X miesięcy), datę planowanego rozpoczęcia pracy oraz wynagrodzenie miesięczne. W ofercie mogą też zostać doprecyzowane inne kwestie, typu benefity czy zmienne elementy wynagrodzenia, np. premie kwartalne czy roczne.

Może to oczywista oczywistość, ale samo zaproszenie na rozmowę nie jest ofertą pracy! Podkreślam to, gdyż kilka razy zdarzyło mi się, że kandydat przyszedł na spotkanie przekonany, że jest to tylko formalność i tego dnia od razu podpisujemy umowę. To tak nie działa. Od rozmowy rekrutacyjnej do decyzji o wyborze kandydata i złożenia oferty mija zazwyczaj przynajmniej kilka dni.

Wracając do głównego pytania – niestety pracodawca może się wycofać, choć zdarza się to niesłychanie rzadko. Mówiąc szczerze na palcach jednej ręki mogłabym policzyć, ile razy w całej swojej karierze zawodowej słyszałam o takich przypadkach. Piszę o tym, ponieważ moim zdaniem takie sytuacje w tym szczególnym czasie pandemii mogą występować i trzeba mieć tego świadomość. Żadna firma planując swój budżet i projekty nie była w stanie przewidzieć tego, co się wydarzy i aby ratować swoją sytuację finansową może zrezygnować z zatrudniania nowych osób.

To, co możecie zrobić w takiej sytuacji to zaskarżyć tę decyzję pracodawcy do Sądu Pracy, jednak ma to sens tylko w przypadku, kiedy ponieśliście realne straty z tego powodu. Np. złożyliście wypowiedzenie w obecnej firmie i w konsekwencji zostaliście bez pracy. Wtedy sąd może nakazać firmie wypłatę odszkodowania. Trzeba mieć jednak świadomość, że postępowania przed sądem pracy mogą trwać nawet kilka lat.

Jeśli macie dobre relacje z obecnym pracodawcą, możecie poinformować go o zaistniałej sytuacji i poprosić o zgodę na wycofanie Waszego wypowiedzenia. Zawsze jest jakaś szansa, że wyrazi na to zgodę, więc warto spróbować.

Co to jest list intencyjny? Podobno może ochronić. mnie przed wycofaniem oferty przez pracodawcę?

List intencyjny to dokument wyrażający wolę zawarcia współpracy oraz zakres przyszłej umowy. Jest to dodatkowe potwierdzenie oferty pracy i ma taką samą moc sprawczą.

Co istotne, nie ma on żadnych konsekwencji prawnych, czyli nie daje gwarancji zatrudnienia. Nie należy go mylić z umową przedwstępną. W polskim prawie instytucja listów intencyjnych nie została uregulowana żadnym aktem prawnym, wobec czego brak wypełnienia zobowiązań w nich ujętych nie pociąga za sobą skutków dla żadnej ze stron. Potwierdza to nawet Sąd Najwyższy w jednym z orzeczeń*. Niestety

Czy pracodawca może wypowiedzieć umowę o pracę, która jeszcze nie weszła w życie?

Zdarza się, że pracodawca, chcąc dać przyszłemu pracownikowi większe poczucie bezpieczeństwa, proponuje wcześniejsze podpisanie umowy o pracę. Ma to duży sens, kiedy kandydat ma np. długi okres wypowiedzenia i strony chcą mieć pewność, że zatrudnienie dojdzie do skutku.

Wypowiedzenie takiej umowy jest jednak nadal możliwe. I to dla obu stron, z zachowaniem okresu wypowiedzenia, zwykle 2-tygodniowego. Link do bardziej szczegółowego opisu tej sytuacji znajdziesz na dole strony*.

Czy mogę się jakoś zabezpieczyć przed zwolnieniem, jeśli mam podjąć pracę w nowej firmie?

Mówiąc brutalnie szczerze, nie ma takiej umowy, której nie dałoby się wypowiedzieć i rozwiązać. Pracodawca nie może wypowiedzieć umowy osobie, która jest nieobecna w pracy z powodu urlopu czy zwolnienia lekarskiego. Oczywiście kobiety w ciąży i osoby w okresie 4 lat przed osiągnięciem wieku emerytalnego podlegają ochronie przed zwolnieniem. Żadna ochrona nie działa jednak w sytuacji, kiedy pracodawca ogłasza upadłość lub likwidację i trzeba mieć tego świadomość.

Warto jednak rozmawiać. Jeśli chcesz podjąć pracę w nowej firmie, zapytaj nowego pracodawcę jak widzi Twoje szanse pozostania na dłużej. Nie bój się mówić szczerze o swoich obawach i zobacz jaka będzie reakcja. Po drugiej stronie też jest człowiek. Może jest szansa, by firma zamiast proponować umowę na okres próbny, podpisze z Tobą dłuższą umowę – na przykład na 6 lub 12 miesięcy? Może zamiast 2 tygodni wypowiedzenia, jakie obowiązują przy zatrudnieniu u danego pracodawcy przez pierwsze 6 miesięcy pracy, możecie umówić się na miesiąc? To są drobne zabiegi, jakie można zastosować, by poczuć się trochę bezpieczniej.

Coś na pocieszenie

Wiem, że przekazane przeze mnie informacje są mało optymistyczne. Wierzcie mi, chciałabym móc powiedzieć, że istnieje jakiś magiczny kruczek prawny, który może nas zabezpieczyć, ale go nie ma.

Sama też martwię się obecną sytuacją, ale jest jedna myśl, która pozwala mi nie ugrzęznąć w swoich obawach. Kiedy pandemia zostanie opanowana i wyjdziemy z naszych domów zobaczymy bardzo wyraźnie, że świat się nie zatrzymał, że nadal trwa i nadal ma potrzeby do zaspokojenia. Być może będzie ich nawet więcej niż wcześniej, prawdopodobnie będą one też trochę inne. Pewne jest, że rynek pracy nie będzie już tak przyjazny kandydatom i ciężej będzie o pracę, ale znając nasze, polskie zdolności adaptacji i szukania rozwiązań, damy sobie radę.

Wy też dacie sobie radę! A ja postaram się przygotować dla Was trochę materiałów, żeby było łatwiej na nowym rynku pracy się odnaleźć.

Dajcie znać, jakie informacje byłyby pomocne w tym trudnym czasie.

🙂

*Konfederacja Lewiatan to organizacja pozarządowa, reprezentująca interesy polskich przedsiębiorców, skupiająca ponad 4100 firm. Więcej przeczytasz tutaj. A szczegółowe wyniki badania sprawdzisz tutaj.

*Sąd Najwyższy w wyroku z 6 października 2011 r. (sygn. akt: V CSK 425/10), gdzie stwierdził, że wspólny list intencyjny z reguły wyraża jedynie wolę zawarcia umowy po przeprowadzeniu negocjacji. Błędem jest traktowanie go na równi z umową przedwstępną. Sąd Najwyższy podkreślił przy tym, że list intencyjny przewiduje możliwość zawarcia w przyszłości umowy oraz określa reguły możliwej współpracy, ale nie tworzy on stosunku zobowiązaniowego dla stron. Więcej informacji tutaj.

*Wypowiedzenie umowy przed datą rozpoczęcia pracy – więcej informacji tutaj.

fot. Unsplash

8 kwietnia 2020 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Macierzyństwo

Czwarta nad ranem. Może sen przyjdzie…

by asia 5 kwietnia 2020

Śpiewamy bluesa bo czwarta nad ranem, tak cicho żeby nie zbudzić sąsiadów. Czajnik z gwizdkiem świruje na gazie, myślałby kto że rodem z Manhattanu…

Już piąta…

Adam Ziemianin, „Czarny blues o czwartej nad ranem”, Stare Dobre Małżeństwo

Spanie zawsze wychodziło mi świetnie! Nieważne w jakim miejscu, nieważne jak ciekawy film leciał w tv. Mogłam spać w pociągu, w autobusie, w samolocie, w aucie podczas podróży do rodzinnego miasteczka. Cicho czy głośno dookoła, nie robiło mi różnicy. Nie budziły mnie burze i wiatr, pewnie można byłoby mnie wynieść z łóżkiem i bym się nie zorientowała. Kiedy bolała mnie głowa, byłam przeziębiona czy smutna, sen przynosił najlepsze ukojenie. Spanie było moją supermocą!

Pełna synchronizacja

Jak to jest możliwe, że teraz budzę się, gdy tylko moje dziecko zaczyna się kręcić w łóżeczku? Zanim jeszcze zacznie płakać, ja już jestem rozbudzona. Nie zasnę, dopóki nie usłyszę spokojnego, miarowego oddechu synka, dopóki nie mam pewności, że jest mu dobrze i bezpiecznie. Niezależnie od tego, jak jestem zmęczona.

Podobno mózgi matek synchronizują się z dziećmi, żeby lepiej odpowiadać na ich potrzeby. Ma to oczywiście wielki sens ewolucyjny, bo jak mógłby przetrwać nasz gatunek, gdyby matka nie czuwała nad bezpieczeństwem swojego potomstwa. Ta czujność ma też drugą, ciemniejszą stronę. Bo okrada nas z fazy snu głębokiego, w której prawdziwie odpoczywamy. Pomijając oczywiście fakt, że okrada nas ze snu w ogóle!

Konsekwencje niewyspania

Żeby nie było, żadna ze mnie ekspertka, bardziej zagorzała fanka spania 🙂 ale nie trzeba być ekspertem, żeby na własnej skórze przekonać się, jak dobry sen wpływa na nasze zachowanie i samopoczucie. Jak jego brak odbija się na naszej cierpliwości – łatwiej się irytujemy, głupoty potrafią wyprowadzić nas z równowagi. Stajemy się też mniej uważni, mniej wyrozumiali, a często nawet mniej sympatyczni.

Dobre rady

Najlepsza rada, jaką usłyszałam to oczywiście nieśmiertelne „śpij, kiedy śpi dziecko”. To moja ulubiona, serio. No chyba, że musisz odciągać mleko, wyparzać butelki, zrobić sobie jeść, zjeść, wykąpać się, żeby poczuć się jak normalny człowiek… Zauważ, że nie wspominam nawet o sprzątaniu czy robieniu prania!

Przed tą radą powinno być coś o odpuszczaniu. O olewaniu wszystkiego, co nie jest podstawową potrzebą, zwłaszcza na samym początku macierzyństwa, kiedy maluch budzi się w nocy co 2-3h. Ale niestety chyba nie ma złotej recepty na brak snu. Trzeba to przetrwać, bo to taki etap.

Czwarta nad ranem

Zatem kolejną noc z rzędu spędzam karmiąc i tuląc małego, nosząc go i nucąc mu piosenkę Starego Dobrego Małżeństwa o czwartej nad ranem. Może sen przyjdzie… do tego małego człowieka, który stał się moim pępkiem świata. Może przyjdzie też i do mnie. No chyba, że do tego czasu będę już tak głodna, że ta potrzeba wysunie się na pierwszy plan.

Adaptacja

Przestałam już liczyć te nieprzespane noce. Przestałam zwracać uwagę na powiadomienia z opaski, która miała mierzyć jakość mojego snu. Teksty typu „Twój sen był zbyt krótki, powinnaś spać 7-9h” już dawno mnie nie bawią. Chyba się zaadaptowałam do sytuacji. Ciekawe jest to, że przestałam się nawet złościć, że te noce tak wyglądają. To chyba potwierdza teorię, że nasze zdolnosci adaptacyjne są niesamowite.

Przyjmuję więc te noce z pokorą i czekam, kiedy miną. Bo wszystko mija, nawet najdłuższa żmija. To też powtarzam sobie jak mantrę.

A potem przychodzi ta chwila, kiedy maluch zasypia i wtula się we mnie. Słodka nagroda.

Patrzę za okno, już jasno. Burczy mi w brzuchu. Idę zrobić śniadanie i siadam, by napisać ten tekst. Kto by się spodziewał, że pisanie będzie lepszym lekarstwem niż sen?

A Ty jak sobie radzisz z nieprzespanymi nocami?

Photo by Bastien Jaillot on Unsplash

5 kwietnia 2020 0 comments
1 FacebookTwitterPinterestEmail

ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA

Chcesz być na bieżąco? Zapisz się, żeby nie przegapić kolejnych wpisów, materiałów i szkoleń!

Dziękuję!

UWAGA! 

Sprawdź swoją skrzynkę e-mail i potwierdź zapis!
Bez tego moje wiadomości nie będą do Ciebie docierać. 

Bądźmy w kontakcie

Facebook Instagram Linkedin Email

kategorie

  • Macierzyństwo (18)
  • Odskocznia (3)
  • Praca i rozwój (39)
  • Rozmowa kwalifikacyjna (10)
  • POLITYKA PRYWATNOŚCI STRONY MAMAZHR.PL

@2019 - 2022 Mama z HR. Wszelkie prawa zastrzeżone


Back To Top
Mama z HR
  • STRONA GŁÓWNA
  • O MNIE
  • OFERTA
  • MOJA KSIĄŻKA
  • BLOG
  • SKLEP
  • KONTAKT

Shopping Cart

Close

Brak produktów w koszyku.

Close