Czwarta nad ranem. Może sen przyjdzie…

by asia

Śpiewamy bluesa bo czwarta nad ranem, tak cicho żeby nie zbudzić sąsiadów. Czajnik z gwizdkiem świruje na gazie, myślałby kto że rodem z Manhattanu…

Już piąta…

Adam Ziemianin, „Czarny blues o czwartej nad ranem”, Stare Dobre Małżeństwo

Spanie zawsze wychodziło mi świetnie! Nieważne w jakim miejscu, nieważne jak ciekawy film leciał w tv. Mogłam spać w pociągu, w autobusie, w samolocie, w aucie podczas podróży do rodzinnego miasteczka. Cicho czy głośno dookoła, nie robiło mi różnicy. Nie budziły mnie burze i wiatr, pewnie można byłoby mnie wynieść z łóżkiem i bym się nie zorientowała. Kiedy bolała mnie głowa, byłam przeziębiona czy smutna, sen przynosił najlepsze ukojenie. Spanie było moją supermocą!

Pełna synchronizacja

Jak to jest możliwe, że teraz budzę się, gdy tylko moje dziecko zaczyna się kręcić w łóżeczku? Zanim jeszcze zacznie płakać, ja już jestem rozbudzona. Nie zasnę, dopóki nie usłyszę spokojnego, miarowego oddechu synka, dopóki nie mam pewności, że jest mu dobrze i bezpiecznie. Niezależnie od tego, jak jestem zmęczona.

Podobno mózgi matek synchronizują się z dziećmi, żeby lepiej odpowiadać na ich potrzeby. Ma to oczywiście wielki sens ewolucyjny, bo jak mógłby przetrwać nasz gatunek, gdyby matka nie czuwała nad bezpieczeństwem swojego potomstwa. Ta czujność ma też drugą, ciemniejszą stronę. Bo okrada nas z fazy snu głębokiego, w której prawdziwie odpoczywamy. Pomijając oczywiście fakt, że okrada nas ze snu w ogóle!

Konsekwencje niewyspania

Żeby nie było, żadna ze mnie ekspertka, bardziej zagorzała fanka spania 🙂 ale nie trzeba być ekspertem, żeby na własnej skórze przekonać się, jak dobry sen wpływa na nasze zachowanie i samopoczucie. Jak jego brak odbija się na naszej cierpliwości – łatwiej się irytujemy, głupoty potrafią wyprowadzić nas z równowagi. Stajemy się też mniej uważni, mniej wyrozumiali, a często nawet mniej sympatyczni.

Dobre rady

Najlepsza rada, jaką usłyszałam to oczywiście nieśmiertelne „śpij, kiedy śpi dziecko”. To moja ulubiona, serio. No chyba, że musisz odciągać mleko, wyparzać butelki, zrobić sobie jeść, zjeść, wykąpać się, żeby poczuć się jak normalny człowiek… Zauważ, że nie wspominam nawet o sprzątaniu czy robieniu prania!

Przed tą radą powinno być coś o odpuszczaniu. O olewaniu wszystkiego, co nie jest podstawową potrzebą, zwłaszcza na samym początku macierzyństwa, kiedy maluch budzi się w nocy co 2-3h. Ale niestety chyba nie ma złotej recepty na brak snu. Trzeba to przetrwać, bo to taki etap.

Czwarta nad ranem

Zatem kolejną noc z rzędu spędzam karmiąc i tuląc małego, nosząc go i nucąc mu piosenkę Starego Dobrego Małżeństwa o czwartej nad ranem. Może sen przyjdzie… do tego małego człowieka, który stał się moim pępkiem świata. Może przyjdzie też i do mnie. No chyba, że do tego czasu będę już tak głodna, że ta potrzeba wysunie się na pierwszy plan.

Adaptacja

Przestałam już liczyć te nieprzespane noce. Przestałam zwracać uwagę na powiadomienia z opaski, która miała mierzyć jakość mojego snu. Teksty typu „Twój sen był zbyt krótki, powinnaś spać 7-9h” już dawno mnie nie bawią. Chyba się zaadaptowałam do sytuacji. Ciekawe jest to, że przestałam się nawet złościć, że te noce tak wyglądają. To chyba potwierdza teorię, że nasze zdolnosci adaptacyjne są niesamowite.

Przyjmuję więc te noce z pokorą i czekam, kiedy miną. Bo wszystko mija, nawet najdłuższa żmija. To też powtarzam sobie jak mantrę.

A potem przychodzi ta chwila, kiedy maluch zasypia i wtula się we mnie. Słodka nagroda.

Patrzę za okno, już jasno. Burczy mi w brzuchu. Idę zrobić śniadanie i siadam, by napisać ten tekst. Kto by się spodziewał, że pisanie będzie lepszym lekarstwem niż sen?

A Ty jak sobie radzisz z nieprzespanymi nocami?

Photo by Bastien Jaillot on Unsplash

Leave a Comment