Refleksje po powrocie do pracy – pierwsze cztery tygodnie za mną

by asia

Aż nie mogę uwierzyć, że minęły już cztery tygodnie, odkąd wróciłam do pracy. Nie wiem, jak Tobie, ale mi się wydawało, że dni na macierzyńskim leciały strasznie szybko. Ten pierwszy rok bycia mamą upłynął w niesamowitym tempie… A tu nagle okazało się, że dni mogą mijać jeszcze szybciej! Nie wiem, jak to możliwe! To wyjątkowy czas – powrót do dawnego życia jako nieco inna osoba, mierzenie się z licznymi wyzwaniami i układanie na nowo swojego świata.

Pomyślałam, że warto podzielić się z Tobą moimi refleksjami. Dlatego opowiem trochę o tym, jak przygotowywałam się do powrotu, czego się spodziewałam i czym przywitała mnie rzeczywistość. Jeśli ten powrót czeka Cię w niedługiej perspektywie, prawdopodobnie znajdziesz tutaj odpowiedzi na wiele swoich obaw. Bo wbrew pozorom, większość z nas obawia się podobnych scenariuszy.

Dramatyczne początki

Pierwszy tydzień był naprawdę trudny. Synkowi ewidentnie bardzo trudno było się ze mną rozstawać. Widziałam, że zupełnie nie rozumie, co się dzieje – choć przecież przerabialiśmy moje wyjścia wiele razy i zostawał z innymi osobami niż tylko mój mąż. Niezwykłe było, że gdy tylko zaczynała się zbliżać godzina mojego wyjścia z mieszkania, mały Koala uwieszał się mojej nogi albo wdrapywał się na mnie, rozpaczliwie wczepiając się w moje ubranie drobnymi rączkami. Jakakolwiek próba postawienia go na podłodze czy zajęcia zabawą kończyła się dramatycznym wybuchem płaczu. Szybko się nauczyłam, że jeśli chcę umyć zęby przed wyjściem, to muszę to zrobić sporo wcześniej, zanim małemu włączy się tryb koali.

Wychodziłam z domu z ciężkim sercem. Z wyrzutami sumienia, że jak mogłam go zostawić. Że nie powinnam była „tak szybko” decydować się na powrót. Że przecież on jest taki malutki, że jest mu tak ciężko… Mogłam zaczekać, mogłam jeszcze się wstrzymać… Było mi trudno, a jednocześnie cieszyłam się, że robię kolejny krok i wracam do aktywności zawodowej. Nie muszę chyba dodawać, że to sprawiało, że miałam jeszcze większe wyrzuty sumienia.

W biurze nie myślałam tak często o moim małym Koali. Dużo się działo, dzięki czemu moja uwaga skupiała się na bieżących zadaniach i próbie odnalezienia się w nowych realiach. Postawiłam sobie też za cel, że nie będę „tą matką”, która ciągle gada o dziecku, pokazuje zdjęcia, itd. Wbrew pozorom, dzięki temu było mi chyba łatwiej.

Całe szczęście, że z każdym tygodniem było coraz lepiej, a moje wyjścia coraz mniej dramatyczne. Koala nadal się do mnie przykleja, jak tylko zbliża się godzina wyjścia do pracy, ale od paru dni nie ma już takiego płaczu i łatwej odwrócić jego uwagę. Ostatnio nawet zrobił mi „papa”. Wychodzi na to, że każde z nas powoli adaptuje się do nowej rzeczywistości.

Kondycja mojego mózgu

Jedną z moich większych obaw było, jak poradzę sobie z powrotem do dawnego zakresu zadań. Jakby nie patrzeć, stanowisko HR Managera to wymagająca rola w organizacji. Czy mój mózg wróci do siebie? Jak poradzę sobie z narzędziami, których tak dawno nie używałam? Czy sprostam wyzwaniom intelektualnym, jakie czekają mnie po powrocie? Jak odnajdę się w tym wszystkim po przerwie?

Postanowiłam dać sobie czas i nie oczekiwać od razu cudów. Wziąć rozbieg, zanim rzucę się w wir pracy. Na początku więcej słuchać i zbierać informacje, nim zacznę działać na wysokich obrotach. I to była bardzo słuszna strategia. Sam udział w różnych spotkaniach, przysłuchiwanie się temu, jak są prowadzone i co aktualnie dzieje się w firmie, było mega cenne. Z każdym tygodniem czułam, że wracam na stare tory. Że równie łatwo jak kiedyś zaczynają mi przychodzić do głowy pomysły, rozwiązania, odpowiedzi. Wierz mi, to bardzo przyjemne uczucie. Trochę jak powrót do dobrze znanego miejsca, powrót do siebie. Bardzo na to czekałam. A wisienką na torcie był moment, kiedy rozkminiłam, jak wyciągnąć interesujące mnie dane z gigantycznego raportu rekrutacji. Satysfakcja nie do opisania!

Nowa rzeczywistość

Gdybym miała krótko podsumować, jaka jest teraz moja nowa rzeczywistość, powiedziałabym, że po prostu inna. Co dokładnie się zmieniło? Na pewno mniej czasu spędzam z synkiem w domu. Rzadko możemy zjeść rodzinne śniadanie w ciągu tygodnia. Pewnie też wieczorami jestem bardziej zmęczona niż kiedyś. Choć może nie bardziej, a po prostu inaczej niż kiedyś.

Mimo wszystko, jest to dobra rzeczywistość. Choć mam mniej czasu dla siebie, to paradoksalnie więcej jest przestrzeni dla mnie. Pomijam oczywistości takie, jak robienie siku przy zamkniętych drzwiach czy możliwość spokojnego zjedzenia obiadu 😉 Chodzi mi bardziej o takie momenty, kiedy jestem sama ze swoimi myślami, kiedy mogę się nad czymś w spokoju zastanowić, gdy skupiam się na jednej rzeczy na raz. Dodatkowo dojazdy autem do biura także są czasem dla mnie. Uwielbiam jeździć autem sama, kiedy mogę śpiewać i słuchać radia na cały regulator. Wspaniale się wtedy relaksuję i przechodzę z trybu pracowego na domowy lub odwrotnie.

Bez wątpienia po powrocie do synka inaczej spędzamy wspólny czas. Mam wrażenie, że łatwiej mi się na nim skupiać, jestem cierpliwsza i czerpię z tego więcej przyjemności. Trochę tak jest, że kiedy coś w pewnym sensie tracimy, zaczynamy doceniać tego wartość. Dlatego weekendy są tak cudowne, lekkie i nasycam się wtedy wspólnymi chwilami. Ładuję baterie na kolejny tydzień.

Czyżby sielanka?

Szczerze mówiąc, przed powrotem nastawiałam się, że będzie bardzo, bardzo ciężko i było parę takich kryzysowych dla mnie momentów. Zdecydowanie mniej niż zakładałam, że będzie, ale nadal ten miesiąc był daleki od sielanki. Dlatego, jeśli mogę Ci coś poradzić, to chyba lepiej założyć, że to będzie trudny czas. Zaakceptować to i zaopiekować się swoimi emocjami, zadbać o siebie na różnych płaszczyznach.

Jeśli nadal martwisz się, czy Twój mózg poradzi sobie po powrocie, mogę z całą pewnością powiedzieć, że tak! Skoro mój sobie poradził, to dlaczego Twojemu miałoby się to nie udać? Tylko daj sobie i jemu czas. Choć może Ci się wydawać, że to oklepany frazes, to jedna z najmądrzejszych rad. Podobnie będzie z organizacją życia rodzinnego – po prostu będziesz potrzebowała czasu, by wypracować nowe sposoby działania. Nie bój się mówić o tym, że Ci ciężko i prosić o pomoc, angażować męża czy innych bliskich w kwestie logistyczne. Mi bardzo pomaga świadomość, że jesteśmy w tym wszystkim we dwoje. Bo każdy ciężar łatwiej dźwigać, kiedy rozkłada się na dwie osoby.

Ostatnia rada, która musi tutaj wybrzmieć, to NIE RÓB SOBIE WYRZUTÓW. Nie miej do siebie pretensji, że nie jesteś już 24/7 ze swoim maluchem. Lubię myśleć, że wychowuję mojego syna nie dla siebie, ale po to, by to on miał później dobre życie. I że samodzielność oraz niezależność od mamy bardzo mu się w przyszłości przyda 🙂 Poza tym mam mocne przekonanie, że najlepszą mamą jestem wtedy, kiedy jestem spełniona. Kiedy moje pragnienia i potrzeby są zaopiekowanie, a rozwój zawodowy stanowi jedną z takich potrzeb.

Mam nadzieję, że moje doświadczenie i przemyślenia okażą się dla Ciebie pomocne. Że pozwolą trochę oswoić ten lęk, który pojawia się na myśl o powrocie. Dacie sobie radę, jestem tego pewna!

Powodzenia!

Leave a Comment