Już wychodzisz? Sprawdzony sposób na „krzywe spojrzenia” w pracy

by asia

Za każdym razem, gdy rozmawiam z mamami o ich obawach, związanych z powrotem do pracy, pojawia się wątek tzw. „krzywych spojrzeń”. Tak określane są wszystkie zachowania współpracowników i/lub szefa, kiedy w sposób niewerbalny chcą wyrazić niezadowolenie. Bardzo wiele mam obawia się, że po powrocie do pracy będą musiały się mierzyć z takimi reakcjami i wiem, że na samą myśl o tym dostają gęsiej skórki.

Znowu bierzesz zwolnienie, bo Twoje dziecko choruje? Już wychodzisz? Jutro macie szczepienie, więc znowu będziesz później? Potrzebujesz urlopu, żeby pojechać z dzieckiem na kontrolę do lekarza? Niby niewinne pytania, ale uruchamiają jakąś lawinę wyrzutów sumienia i frustracji. A jeśli do tego dojdzie przewrócenie oczami lub niezbyt sympatyczny ton głosu, to matki są już bliskie załamania nerwowego. Skąd to wiem? Bo przypuszczałam, że ze mną będzie podobnie, więc opracowałam strategię, by nie dać się wpędzić w poczucie winy. I żeby było jasne – nie dać się samej sobie, bo wbrew pozorom nie robią nam tego inni ludzie. Robimy to sobie same! I to jest w tym wszystkim najstraszniejsze!

Dlatego dziś opowiem o tym, jak przeciwdziałać temu procederowi -> jak zatroszczyć się o sobie przed i po powrocie do pracy.

Słuchamy różnymi uszami

Zdarzyło Ci się kiedyś słuchać tej samej wypowiedzi, co ktoś obok, a zupełnie inaczej zrozumieć jej przekaz? To bardzo częste zjawisko! Na przykład Twoja teściowa pyta: „Zrobiłaś to danie wg swojego przepisu?”. Co wtedy słyszysz? Czy jest tam zarzut, że to, co przygotowałaś jest niesmaczne? Że nie udało Ci się go zrobić dobrze i jesteś kiepską gospodynią? A może zdziwienie, bo nigdy wcześniej nic takiego nie jadła? A może słyszysz tam po prostu pytanie, wg czyjego przepisu postępowałaś? Co wtedy słyszy Twój mąż albo dzieci?

Tym prostym przykładem chcę Ci pokazać, że jako ludzie mamy tendencję do nakładania swoich interpretacji na to, co mówią do nas inni ludzie. Co ciekawe, te interpretacje mogą być zupełnie różne dla różnych osób, czyli Ty i Twój mąż (lub dowolna osoba, która razem z Tobą słucha jakiejś wypowiedzi) możecie z jednej wypowiedzi wyciągnąć zupełnie inne wnioski.

Dlatego jestem ogromną fanką teorii von Thuna, wg której słuchamy na różnych poziomach – niejako różnymi uszami. Wyróżnia on:
-> ucho rzeczowe, które słyszy fakty – to poziom mówienia i rozumienia wprost, cechuje go pragmatyzm i rzeczowość;
-> ucho apelu (apelowe), które doszukuje się w wypowiedziach innych osób informacji o ich potrzebach lub oczekiwaniach;
-> ucho ujawniania samego siebie, które koncentruje się na tym, co mówi o sobie nadawca wypowiedzi;
-> ucho relacji (drażliwe), które dotyka emocji oraz analizuje stosunek nadawcy do odbiorcy – co on o mnie myśli, co czuje.

W zależności od tego, które ucho mamy bardziej wyczulone, zmieniać się będą nasze interpretacje. Dla przykładu weźmy komunikat „Już wychodzisz?” i przeanalizujmy, jakie mogą być jego interpretacje:
-> ucho drażliwe: On myśli, że wychodzę za wcześnie, czyli jestem mało zaangażowana w pracę!
-> ucho ujawniania siebie: On jest chyba zaskoczony, że tak szybko zleciał nam dzień pracy, może też chciałby już wyjść z biura.
-> ucho apelu: On chce żebym została dłużej i zajęła się jeszcze jakąś sprawą.
-> ucho rzeczowe: Tak, wychodzę, bo skończyłam już pracę na dzisiaj.

Tak samo może być z Twoimi interpretacjami tzw. „krzywych spojrzeń”. Nie możesz mieć pewności, że faktycznie są one krzywe, dopóki tego nie zweryfikujesz – nie sprawdzisz, czy współpracownik / szef naprawdę ma Ci coś za złe. Pamiętaj, że ton wypowiedzi, a czasami nawet całą wypowiedź nie muszą mieć wiele wspólnego z Twoim zachowaniem. Może Twój rozmówca ma dzisiaj gorszy dzień, źle się czuje albo ktoś wyprowadził go z równowagi. Nie bierz od razu do siebie tego rodzaju sytuacji.

Ile w tym samobiczowania?

Inny wątek, który chciałabym poruszyć w tym tekście dotyczy tego, że same wpędzamy się w poczucie winy. Nie wiem z czego to wynika. Czasem mam wrażenie, że z jakiegoś niezrozumiałego przekonania, że my-mamy jesteśmy na uprzywilejowanej pozycji. Że korzystamy z jakichś udogodnień, ułatwień, które nam się nie należą – same nie dajemy sobie do nich prawa, więc w reakcjach innych osób doszukujemy się potwierdzenia.

Co dokładnie mam na myśli – na przykład korzystanie z przerw na karmienie. Teoretycznie dzięki takim przerwom mama pracuje krócej (jeśli dwie przerwy skumuluje sobie w jedną, może skończyć pracę o godzinę wcześniej). W praktyce nie jest to dla mam czas na lenistwo i beztroski shopping. Taka mama leci często z językiem na brodzie do domu, żeby nakarmić malucha lub odciągnąć dla niego mleko w komfortowych warunkach (czyli nie w toalecie i z odrobiną prywatności). Wiem, że wiele mam czuje na sobie te „krzywe spojrzenia” w podobnych sytuacjach. Trudno oczywiście określić, ile w tych spojrzeniach faktycznej „krzywizny” i niezadowolenia współpracowników, a na ile to tylko projekcja i samobiczowanie mam.

Dlatego ja Cię bardzo zachęcam, żeby sobie przed powrotem przerobić takie niewspierające przekonania. Te myśli, które sprawiają, że czujesz się negatywnie oceniana i potęgują to, że doszukujesz się „krzywych spojrzeń” dookoła, jako potwierdzenia, że nie jesteś w porządku. Że nie zasługujesz na te wszystkie przywileje albo że nie pracujesz wystarczająco ciężko.

Możesz zacząć od wypisania tych przekonań. Pewnie znajdą się tam myśli typu:
Inni pracują ciężej ode mnie, bo ja zawsze wychodzę o 16/17/wstaw dowolną porę.
To, że wychodzę punktualnie z biura świadczy o moim braku zaangażowania.
Branie zwolnienia, gdy moje dziecko choruje nie jest w porządku wobec reszty zespołu.
Wcześniejsze wyjście z pracy (które odrabiam innego dnia) to luksus, z którego tylko ja mogę korzystać, bo jestem mamą.

Założę się, że sama już zaczynasz czuć, jak bardzo te przekonania dalekie są od prawdy. Posiadanie rodziny i to, że jest ona centralną częścią Twojego świata nie sprawia, że jesteś mało zaangażowana w pracę zawodową. To, że masz zobowiązania poza pracą, takie jak odbieranie malucha z przedszkola, szczepienia czy wizyty kontrolne u lekarza, nie sprawia, że jesteś nie w porządku. Inni pracownicy też mogą wyjść wcześniej z pracy, jeśli potrzebują coś załatwić.

Zadbaj o siebie

Pamiętaj, że nie masz wpływu na to, co myślą inne osoby – zwłaszcza takie, które nie znają całego obrazka i nie wiedzą, ile wysiłku kosztuje Cię łączenie macierzyństwa i pracy zawodowej. Zawsze jednak masz wpływ na to, co Ty myślisz o sobie i jakie wysyłasz sygnały światu. Jeśli całą sobą dajesz innym odczuć, że czujesz się wobec nich nie w porządku, to niejako dajesz im prawo „krzywo” na siebie patrzeć. Możesz w ten sposób potęgować, w jaki sposób postrzegają Twoją sytuację.

Dlatego nie przepraszaj i nie rób sobie wyrzutów. Każdy – niezależnie od tego czy ma dzieci, w jakiś sposób łączy życie prywatne z zawodowym i to jest normalne. Przecież robisz wszystko najlepiej jak w tych warunkach się da, prawda? Więc bądź dla siebie dobra, potraktuj siebie jak swoją dobrą przyjaciółkę i nie dowalaj sobie. A kiedy doświadczysz jakiegoś z „krzywych spojrzeń” spróbuj uruchomić inne ucho i poszukać bardziej optymistycznej interpretacji tego, co usłyszałaś.

Co jeśli się nie da i jedyna możliwa interpretacja sprawia Ci przykrość? Cóż, wtedy zawsze możesz sobie powiedzieć – On/ona jest niezadowolony/a, bo zrobiłam to i to. Ok, mogą być niezadowoleni, mają do tego prawo. Ja wiem, że zachowałam się najlepiej, jak mogłam w tej sytuacji. Tylko tyle i aż tyle. Zobaczysz, że samo zaakceptowanie tego niezadowolenia innych osób przy jednoczesnym pozytywnym podejściu do siebie przyniesie Ci ulgę. Bo warto być dla siebie dobrą. Wszystkie na to zasługujemy!

fot. Karolina Mrowińska

Leave a Comment