Mama z HR
  • STRONA GŁÓWNA
  • O MNIE
  • OFERTA
  • MOJA KSIĄŻKA
  • BLOG
  • SKLEP
  • KONTAKT
Category:

Odskocznia

Odskocznia

Lekki serial na weekend?

by asia 20 czerwca 2020

Gdyby ktoś zapytał mnie parę lat temu o lekki serial do obejrzenia na weekend, prawie na pewno poleciłabym coś z fantastyki. Superbohaterowie, magia, fantastyczne stworzenia – coś w tym klimacie. Nowość Netflixa – Locke & Key wpisywałoby się świetnie w tamten czas. Ewentualnie jakieś kino akcji, może coś kryminalnego? Może Ozark albo Jack Ryan.

Coś się w mnie jednak zmieniło – chyba dojrzałam do obyczajówki! Sama nie mogę się nadziwić, ale polecę Ci dzisiaj trzy seriale obyczajowe, przy których naprawdę miło spędziłam czas.

Grace and Frankie

źródło: filmweb.pl

Kiedy mój mąż zobaczył, że oglądam serial o dwóch babkach po 70-ce, których mężowie ogłaszają, że są gejami i chcą rozwodu, jego mina była całkiem zabawna. Nie omieszkał nawet skomentować, że tematyka bardziej pasuje do jego mamy niż do mnie, ale nie przejęłam się tym zbytnio. Po trailerze stwierdziłam, że może być ciekawie i nie zawiodłam się.

Czy dwa totalnie różne charaktery – wymuskana dama z wyższych sfer i hipiska-artystka mogą zostać przyjaciółkami? Mieszkać pod jednym dachem i się nie pozabijać? Stworzyć wspólny biznes? To, co początkowo wydaje się nieprawdopodobne, z odcinka na odcinek nabiera kształtów. Babeczki poznają się lepiej, zaczynają nawzajem akceptować swoje wady i doceniać zalety. Co więcej, stają się dla siebie lustrami, w których mogą wreszcie zobaczyć prawdę o samych sobie.

To, co najbardziej podoba mi się w tym serialu, to to, że zupełnie nie jest cukierkowy. Serwuje nam, dokładnie tak samo, jak życie, wiele zwrotów akcji i niespodziewanych wydarzeń. Bohaterki nie raz są w opałach i, co ważne dla mnie, muszą mierzyć się z ich konsekwencjami. Nie ma tam miejsca na samorozwiazujące się problemy, nie ma kiczowatych, przewidywalnych czy oklepanych ścieżek rozwoju fabuły.

Jako, że amerykański styl życia znacząco odbiega od naszych realiów (na przykład posiadanie domu przy plaży), to nawet jeśli problemy, na jakie trafiają Grace i Frankie są typowo problemami pierwszego świata, to stawiają im czoła naprawdę z klasą. W związku z tym, że Frankie jest totalnie szaloną artystko-hipiską, jej pomysły bywają kompletnie oderwane od rzeczywistości, ale dostarczają dzięki temu niezłej rozrywki.

Ogień i woda, serce i rozum, wygoda i elegancja, dama i hipiska. Zderzenie tych dwóch światów naprawdę jest ciekawe. Niesamowite, jak wiele się one od siebie uczą, jak się dzięki sobie nawzajem rozwijają. Serial jest lekki, a przy tym dotyka takich wartości jak szczerość, przyjaźń, małżeństwo, wierność i wytrwałość. Bardzo polecam!

Virgin River

źródło: filmweb.pl

Fabuła trochę jak z książek Nicholasa Sparksa. Małe miasteczko, do którego przybywa dziewczyna z dużego miasta, sporo tajemnic z przeszłości i miłość w tle. Brzmi jak przepis na udaną opowieść? Dodajmy do tego jeszcze bardzo dobrą obsadę i będzie się naprawdę świetnie oglądało!

Mel jest pielęgniarką, która przyjeżdża do tytułowego Virgin River, aby podjąć pracę w tamtejszej przychodni. Ewidentnie ucieka od traumatycznych wydarzeń z przeszłości. Jednak już od początku ten wyjazd staje się dla niej sporym rozczarowaniem. Po pierwsze kłopoty z dotarciem na miejsce ze względu na okropną pogodę, a potem domek w którym ma mieszkać okazuje się totalną ruiną. Jakby tego było mało Dr Mullins, lekarz prowadzący przychodnię, zupełnie nie chce tam pomocy jakiejś wielkomiejskiej niuni.

Gdyby nie determinacja Hope, burmistrz miasteczka i pomoc Jacka, właściciela miejscowego baru, Mel uciekłaby stamtąd dosyć szybko. Ale zostaje, zbliża się do tych ludzi, adaptuje się i zaczyna nowe życie. Z jakim efektem i dokąd ją prowadzi ta ścieżka? To już musisz zobaczyć sama.

Cudowne w tym serialu jest to, że akcja toczy się powoli, okraszona pięknymi krajobrazami i świetną muzyką. Choć chwilami przewidywalny, ogląda się go bardzo przyjemnie i stanowi miłe wytchnienie po ciężkim dniu czy nawet po maratonie fantastyki i kryminału. Duży plus także za to, że część romansowa jest nienachalna i stanowi raczej tło niż główną oś fabuły. Bardzo czekam już na kolejny sezon!

Słodkie Magnolie

źródło: filmweb.pl

Kolejna historia z małego miasteczka. Trzy przyjaciółki – Maddie, Helen i Dana Sue oraz ich perypetie. Miłosne, zawodowe, rodzinne. Klimat trochę jak z Kochanych Kłopotów (Glimore Girls). Ładne miejscówki, ciepłe światło, przyjemna muzyka, bohaterki, z którymi można się utożsamiać. Idealna recepta na lekki serial weekendowy!

Maddie przechodzi przez ciężki rozwód i musi na nowo odnaleźć się w życiu, teraz jako samotna mama trójki dzieciaków. Wypracowanie przyzwoitych relacji z ich ojcem, miejscowym pediatrą, który zdradził Maddie ze swoją pielęgniarką i zrobił jej dziecko, nie jest prostym zadaniem. Helen jest wykształconą prawniczką – nie tylko pomaga Maddie w sprawie rozwodowej, ale bardzo angażuje się też w problemy społeczne w miasteczku. Dana Sue jest samotną mamą, która prowadzi restaurację i wychowuje nastoletnią córkę. Obie role potrafią jej nieźle dać w kość, bo na obu frontach pojawiają się trudności. Wszystkie trzy znane są w Serenity jako tytułowe Słodkie Magnolie, jeszcze z czasów licealnych.

Choć ich drogi zawodowe rozeszły się dawno temu, teraz zbiegają się na nowo. Helen kupiła bowiem dom, w którym chciałaby, żeby wspólnie stworzyły SPA z kawiarnią. Azyl i miejsce wytchnienia dla innych kobiet.

Polecam ten serial ze względu na jego klimat i bohaterki. Serial o przyjaźni i rodzinie, o tym jak się nawzajem wspierać i przechodzić przez to, co trudne. O tym, że czasami wyboista droga może prowadzić do szczęśliwego zakończenia. Że warto być dobrym człowiekiem, bo to procentuje. Ale także o tym, że życie przynosi nam czasem niespodziankę za niespodzianką, nie zawsze w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Rekomendacje

Oczywiście to moja bardzo subiektywna lista, ale mam nadzieję, że znajdziesz w niej coś dla siebie. Coś, co pozwoli odpocząć przy kawie lub kieliszku wina, odetchnąć i na chwilę zapomnieć o świecie. Bo każda z nas potrzebuje czasem takiego wytchnienia.

A jeśli chciałabyś podzielić się swoją rekomendacją – bardzo Cię do tego zachęcam! Daj znać w komentarzu, przy jakim serialu Ty odpoczywasz 🙂

20 czerwca 2020 0 comments
2 FacebookTwitterPinterestEmail
MacierzyństwoOdskocznia

Świąteczne refleksje

by asia 12 kwietnia 2020

To trzecia Wielkanoc z rzędu, którą spędzamy sami, daleko od rodziny. Ale jednocześnie pierwsza, kiedy jesteśmy tak szczęśliwi, bo spędzamy ją wreszcie we trójkę. Naszło mnie więc dzisiaj na refleksje i wspomnienia.

Odzyskana wolność

Dwa lata temu było ciężko. Po trzech tygodniach pobytu wyszłam ze szpitala. To było na kilka dni przed świętami. Niedługo przed moim wypisem mąż poleciał w delegację na drugi koniec świata. Miał wrócić dopiero w Wielką Sobotę wieczorem.

Ominęło mnie wtedy całe przesilenie wiosenne. Kiedy w stresie jechałam do szpitala była jeszcze zima. Gdy z niego wyszłam kwitły fiołki i wszędzie było zielono. To było jak nabranie powietrza po zbyt długim wstrzymywaniu oddechu. Czułam się nareszcie wolna po tych kilku tygodniach w izolacji. Radość z tej wolności, z tego, że jestem zdrowa i bezpieczna, że mogę wrócić do domu, do mojego męża i wygodnego łóżka… Pamiętam, jaką napełniało mnie to energią.

Mimo, że przygotowania robiłam sama, dawały mi sporo przyjemności. Zakupy, dekoracje, gotowanie. Pamiętam wielkie oczy mojego męża, gdy zobaczył lodówkę pełną świątecznych przysmaków. Jego radość, jego wdzięczność za to, że jestem już w domu i zadbałam o to, byśmy mieli piękne święta, były dla mnie cudowną nagrodą.

Czekolada podszyta lękiem

Rok temu też było ciężko. Byliśmy we dwoje, z małą fasolką rosnącą od moim sercem. Ciąża już wtedy była z komplikacjami, miałam zakaz podróżowania, więc nie pojechaliśmy do rodziców.

Przygotowania robiliśmy wspólnie, ale obawy nie pozwalały w pełni cieszyć się tym czasem. Pamiętam go jak przez mgłę, jakby był bardzo pochmurny. Święta mieliśmy przyprawione lękiem i niepewnością, co będzie dalej z naszym małym skarbem. Lekarz powiedział, żeby zachować spokój i dużo się relaksować, więc mąż kupił mi zapas gorącej czekolady, bo podobno działa ona najlepiej. Chyba faktycznie pomogła, bo po kilku tygodniach sytuacja się unormowała i znów mogliśmy funkcjonować normalnie. Przynajmniej przez jakiś czas.

Wdzięczność i nadzieja

W tym roku też nie jest idealnie. Nie mogłam sama zrobić zakupów, nie mogłam pójść do kościoła, nie mogłam pojechać do rodziców ani sióstr, spędzić czasu z resztą rodziny czy ze znajomymi, nie mogłam nawet pójść na spacer… Ale mimo wszystko to najlepsze święta Wielkiej Nocy ostatnich lat.

W porównaniu z tamtym czasem w szpitalu, kwarantanna spowodowana pandemią wydaje mi się wręcz luksusowa. Jestem u siebie, mam blisko tych, których kocham najbardziej, mam wszystko czego mi potrzeba. Wiadomo, że tęsknię za bliskimi i wolnością, ale to niedługo wróci, a pamiętając święta sprzed dwóch lat myślę, że jestem szczęściarą.

Czuję wielką wdzięczność za to, co mam. Za moje małżeństwo i za tego małego rozrabiakę, który wywraca do góry nogami cały świat. Za to, że jesteśmy zdrowi.

Za to, że jesteśmy razem.

Bo na koniec dnia, kiedy przytulam się do męża i patrzę na śpiącego synka wiem, że mam wszystko.

Życzę Wam, aby ten świąteczny czas przyniósł nadzieję, której tak bardzo nam potrzeba. Nadzieję, że będzie dobrze. Że damy sobie radę. Że niedługo dostaniemy z powrotem to, za czym tak tęsknimy, że będziemy mogli zachłysnąć się wolnością na nowo.

Ale niech będzie to też czas wdzięczności za to, co dobrego jest w Waszym życiu. Nie zapominajmy o tym, co najważniejsze. Wesołych Świąt!

Fot. Unsplash

12 kwietnia 2020 0 comments
1 FacebookTwitterPinterestEmail
OdskoczniaPraca i rozwój

Czy kwarantanna może mieć jasne strony?

by asia 31 marca 2020

Pandemia koronawirusa to straszny czas. Przerażające są doniesienia medialne o kolejnych zarażonych osobach i śmiertelnych ofiarach. Długo wydawało się nam, że to nas nie dotyczy, do nas nie dotrze. A jednak dziś wszyscy mierzymy się z ryzykiem zarażenia, wszyscy martwimy się o swoich bliskich i chyba wszyscy czujemy też lęk przed tym, jak poradzimy sobie z ekonomicznymi skutkami pandemii. Co zrobię, gdy zachoruje moje dziecko, nawet na zupełnie inną chorobę? Czy wirus ominie moich rodziców? Czy nadal będę mieć pracę? Czy mój związek wytrzyma to bycie razem 24/7? Kiedy będziemy mogli znowu spotykać się z rodziną? Kiedy wrócimy do normalności?

Wiele niewiadomych przed nami, a poczucie braku wpływu potęguje lęk i frustrację. To naturalne. Ale warto pamiętać, że zawsze mamy wpływ na to, jak w tej sytuacji się zachowamy (#zostańwdomu) i jak będziemy ją postrzegać. Dlatego pozwoliłam dojść do głosu mojej optymistycznej naturze i zaczęłam się zastanawiać, czy jestem w stanie znaleźć jakieś jasne strony. Czy to trudne doświadczenie może nas wzbogacić? Nas, jako jednostki, ale i jako całe społeczeństwo. Czy jakaś część zmian, które nas dotkną, może być pozytywna? Czy możemy wyjść z tego wszystkiego silniejsi lub mądrzejsi?

Na duże podsumowania przyjdzie pewnie czas, kiedy pandemia w Polsce zacznie przygasać, ale już dziś chciałabym podzielić się z Tobą kilkoma refleksjami.

Niedoceniani nauczyciele

Wielu moich znajomych ma dzieci w wieku szkolnym, co oznacza, że spędzają teraz z nimi dużo czasu na zdalnej nauce. Moją tablicę na fejsbuku zalewają memy i śmieszne teksty na temat tego, jak bardzo jest to męczące i pracochłonne. Jak trudno jest mobilizować potomków do nauki, a młodszym organizować wartościowe i edukacyjne zabawy. Jak wszyscy tęsknią za tym, by dzieci mogły wrócić do szkół, przedszkoli i żłobków. A przecież jeszcze wcale nie tak dawno, kiedy nauczyciele protestowali, z różnych stron padały głosy, że dlaczego mieliby więcej zarabiać?! Przecież spędzanie czasu z naszymi dziećmi nie ma nic wspólnego z ciężka pracą! Przecież mają tyle wolnego! Co to za problem taką lekcję przygotować, pogadać chwilę, przecież i tak większość rzeczy dzieci robią w domach.

A jednak okazało się, że praca nauczycieli nie jest tak lekka i przyjemna, jak się wydawało. Że to dzięki wkładanemu przez nich na co dzień wysiłkowi rodzicie nie muszą poświęcać tych niezliczonych godzin na tłumaczenie potomkom różnych zawiłych zagadnień. Że dzięki nauczycielom przedszkolnym nasze maluchy są zaopiekowane, spędzają czas w ciekawy sposób i zdobywają kolejne umiejętności.

Mam nadzieję, że kiedy pandemia przeminie, pozostanie z nami pamięć o tym, jaką wartość dla nas wszystkich dostarczają właśnie nauczyciele.

W służbie zdrowiu

Kolejna, zwykle traktowana po macoszemu, grupa zawodowa to pracownicy służby zdrowia. Teraz słowo „służba” nabiera jeszcze głębszego znaczenia. Bo to oni na pierwszym froncie służą, byśmy my mogli zachować zdrowie. Bardzo mnie chwytają za serce apele „zostań w domu, żebyśmy my mogli do domu wrócić”. Kiedy pomyślę o tym, że lekarze, pielęgniarki, położne, ratownicy medyczni, diagności (totalnie niedostrzegana i niedoceniana grupa wśród zawodów medycznych!) każdego dnia zostawiają w domach swoich bliskich i ryzykując swym zdrowiem stają do walki z wirusem, czuję ogromny podziw. I wdzięczność za to, co robią.

Chcę wierzyć, że nie tylko na mnie to tak działa. Że wszyscy, także politycy, którzy decydują o budżetach przekazywanych na opiekę medyczną, będą pamiętać, z jakim poświęceniem pracowali dla nas lekarze i pozostałe zawody medyczne. I może wreszcie zaczną otrzymywać wynagrodzenie adekwatne do swoich kompetencji. Może służba zdrowia sama zacznie zdrowieć. Oby!

Zatrzymani w biegu

Nie da się ukryć, że w normalnych warunkach tempo naszego życia jest bardzo szybkie. Dni uciekają nie wiadomo kiedy. Każdy biegnie, każdy się spieszy – do pracy, z pracy do przedszkola/szkoły/żłobka, potem do domu albo na zajęcia dodatkowe. Wieczór w kinie, wieczór na zakupach, weekend za miastem. Bardzo mnie bawią najnowsze memy z pytaniem, gdzie wybierasz się na weekend teraz – Las Kuchnias, Santa Sypialnia czy Sofa del Mar? I z jednej strony jest to niesłychanie trudne, żeby z tego skrajnego biegu zatrzymać się aż tak, by przez 24h na dobę siedzieć w domu. Ale z drugiej, wreszcie mamy czas, żeby w tych naszych domach pobyć. Wyciągnąć zakurzone planszówki czy puzzle i zrobić z nich użytek. Wyrzucić stare rzeczy, zalegające w szafach. Przyjrzeć się temu, jak żyjemy. Zrobić z tym coś, albo i nie, ale na pewno warto wykorzystać tę chwilę, by się zatrzymać i pomyśleć.

Odkrywanie się na nowo

To zatrzymanie w biegu wpływa również, a może przede wszystkim, na nasze relacje z najbliższymi. I znowu z jednej strony są trudności, bo jesteśmy razem na małej przestrzeni. Najczęściej nie mamy tego komfortu, by rozejść się każdy do innego pokoju i pobyć trochę samemu. To może sprzyjać konfliktom. Kilka moich koleżanek żartowało, że kwarantanna może się u nich skończyć rozwodem, ale ja jestem dobrej myśli. Bo to, że możemy być razem to coś cudownego. Jeśli tylko zrobimy z tego czasu dobry użytek, możemy poznać się na nowo.

Dla mnie na przykład bardzo ciekawe jest obserwowanie męża pracującego zdalnie. Nigdy nie miałam okazji zobaczyć, jaki jest w pracy – jak sobie organizuje czas, w jaki sposób rozmawia ze współpracownikami, jak sobie radzi ze stresem. W drugą stronę też to działa – mąż ma okazję zobaczyć, jak bardzo urlop macierzyński nie ma nic wspólnego ze zwykłym urlopem. Jaki mamy z synkiem rytm, jak wygląda nasz dzień, kiedy zwykle nie ma go w domu.

Przypomnijmy sobie, jak spędzaliśmy czas, kiedy nasze życie biegło wolniej. Rozmawiajmy, mówmy o swoich potrzebach i obawach, zaplanujmy randki w domu. Zamiast wychodzić na zewnątrz, wychodźmy sobie naprzeciw, robiąc dla siebie nawzajem drobne, miłe rzeczy. Wtedy jest szansa że nasze relacje wyjdą z kwarantanny w dużo lepszym stanie. Tego Wam życzę.

Upragniony koniec

Kiedy to się skończy? To pytanie, które słyszę chyba najczęściej. Zarówno w mediach, jak i od moich bliskich czy znajomych. To, że nie jesteśmy w stanie uzyskać na nie jednoznacznej odpowiedzi sprawia, że sytuacja jest jeszcze trudniejsza.

Jedno jest pewne – nic już nie będzie takie samo. Ani my, ani otaczający nas świat. Co więc możemy zrobić? Czy jesteśmy w stanie jakoś się na to przygotować? Chyba nie, bo nie wiadomo, co dokładnie nas czeka. Chyba musimy to przetrwać i poczekać na rozwój zdarzeń. To, co mi pomaga radzić sobie z obecną sytuacją to właśnie szukanie jasnych punktów. Próba wyciągnięcia wniosków i zadbania o siebie oraz moich najbliższych. Tak, aby potem, gdy znów będziemy mieć tę wolność, by wychodzić i robić, co tylko chcemy, być choć odrobinę mądrzejszą i bogatszą w doświadczenie. By mieć poczucie, że ten czas nie przeleciał mi przez palce.

Jestem ciekawa, co o tym myślisz. Daj znać w komentarzu.

Photo by Daniele Levis Pelusi on Unsplash

31 marca 2020 0 comments
1 FacebookTwitterPinterestEmail

ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA

Chcesz być na bieżąco? Zapisz się, żeby nie przegapić kolejnych wpisów, materiałów i szkoleń!

Dziękuję!

UWAGA! 

Sprawdź swoją skrzynkę e-mail i potwierdź zapis!
Bez tego moje wiadomości nie będą do Ciebie docierać. 

Bądźmy w kontakcie

Facebook Instagram Linkedin Email

kategorie

  • Macierzyństwo (18)
  • Odskocznia (3)
  • Praca i rozwój (39)
  • Rozmowa kwalifikacyjna (10)
  • POLITYKA PRYWATNOŚCI STRONY MAMAZHR.PL

@2019 - 2022 Mama z HR. Wszelkie prawa zastrzeżone


Back To Top
Mama z HR
  • STRONA GŁÓWNA
  • O MNIE
  • OFERTA
  • MOJA KSIĄŻKA
  • BLOG
  • SKLEP
  • KONTAKT

Shopping Cart

Close

Brak produktów w koszyku.

Close