Ten dzień, kiedy nie trzeba gotować obiadu

by asia

To jest post sponsorowany, który powstał we współpracy z firmą Sodexo Benefits and Rewards Services.

Nie wiem, jak jest u Ciebie, ale ja cały czas mam z tyłu głowy niekończącą się listę zadań rodzicielskich. Część z nich powtarza się jak w dniu świstaka – np. sprzątanie, pranie, gotowanie, zakupy. I choć lubię gotować, to są takie chwile gdy mam serdecznie dosyć planowania i przygotowywania posiłków. Kiedy marzę sobie po cichu, by ktoś tę jedną rzecz wykreślił z mojej listy zadań.

Tak było w poprzedni weekend. Wstaliśmy dość późno, więc i śniadanie wypadło bliżej południa. Kiedy się po nim ogarnęliśmy i wybraliśmy na spacer, zrobiła się późna pora obiadowa. A co tam, postanowiłam że zaszalejemy i wybraliśmy się do restauracji na naleśniki. Jeju, to było takie przyjemne – wybrać coś z listy i dostać gotowy posiłek. Niby prozaiczna sprawa, ale poczułam się jak na wakacjach.

To nie jedyny taki moment w rodzicielstwie, kiedy gotowanie obiadu jest ostatnim, na co mamy ochotę.

Nowy ład i nowy świat po porodzie

Pamiętam, jak wróciłam z córeczką do domu. Ja obolała po porodzie i od nieumiejętnego jeszcze karmienia piersią. Synek stęskniony. Niunia przyklejona do mnie. Mąż próbujący jakoś ogarniać rzeczywistość. Nawet nie chciało mi się myśleć o staniu przy garach. Nie miałabym na to siły. Z jedzeniem trochę nas wsparła teściowa, trochę zamawialiśmy, żeby przetrwać ten dziwny czas nowego ładu w naszej rodzinie.

Nie bez powodu jedną z najczęściej pojawiających się rad, jak przygotować się na czas połogu jest to, by zamrozić lub zawekować gotowe posiłki. Bo pierwsze dni i tygodnie z maleńkim bobaskiem są mega wymagające i wysysają z nas większość energii. Żeby więc ją trochę oszczędzać, warto odpuszczać czasochłonne zadania i zastępować je łatwiejszymi rozwiązaniami. Jak gotowe jedzenie właśnie. Wiadomo, że nie zawsze jesteśmy w stanie poczynić takie przygotowania – zdarza się, że poród nas zaskakuje przed czasem lub by go opóźnić, musimy leżeć i się oszczędzać. Ale idea, trzeba przyznać, szlachetna!

Jedzenie, a dobrostan mamy

Kiedy patrzę na siebie i gdy rozmawiam z innymi mamami, często okazuje się, że odżywiamy się bardzo słabo. Jemy byle co – kanapkę w locie czy jogurt, bo przecież mamy tyle ważniejszych rzeczy do zaopiekowania. Zawsze jest obok ktoś (lub coś), co bardziej potrzebuje naszej uwagi niż my i nasze puste brzuchy. Stawiamy siebie i swoje odżywianie na szarym końcu, zapominając że nasz dobrostan, nasze zdrowie i siły to także dobrostan naszej rodziny, która z tego zdrowia i siły korzysta każdego dnia. Żeby nie było, sama też tak często robię. Przesuwam porę posiłku tak, że w pewnym momencie nawet nie czuję już głodu.

A przecież nie bez powodu mówi się, że jesteśmy tym co jemy. Nie bezpodstawnie napisano dziesiątki książek wskazujących, jak to, co jemy wpływa na nasze zdrowie, nasz nastrój i sposób reagowania w trudnych chwilach. Niby wszyscy o tym wiemy, a jednak wciąż właśnie to najłatwiej nam odpuszczać. Im lepiej same będziemy zaopiekowane, im więcej będziemy miały zdrowia i dobrego samopoczucia, tym łatwiej będzie nam troszczyć się o naszych najbliższych.

Jakie mamy opcje?

Pewnie myślisz sobie, że łatwo powiedzieć, co? Nie każdy ma blisko rodzinę, która poratuje domowym obiadem w trudniejszych momentach. Nie każdy może pozwolić sobie, by raz czy dwa w tygodniu zamówić obiad z restauracji. Jestem tego bardziej niż świadoma. Możemy oczywiście planować posiłki z wyprzedzeniem, mrozić i wekować je tak, by w trudniejszych momentach korzystać z tego, co było zrobione wcześniej. Dobrze się sprawdza także angażowanie partnera w tematy gotowania i dzielenie się tym zadaniem. Wiem, że niektórzy planują sobie w miesiącu specjalny budżet na takie sytuacje, by bez większych wyrzutów sumienia zamówić gotowy posiłek.

Ale istnieją jeszcze inne sposoby. Na przykład mogą nas w tym wspierać nasi pracodawcy, poprzez dodatkowe benefity. Niedawno miałam okazję poznać bliżej jeden z produktów oferowanych przez firmę Sodexo – kartę LunchPass. Z mojej perspektywy to jest właśnie taka furtka, by ci jakieś czas odpuścić gotowanie, bez obciążania codziennego budżetu domowego. O samej karcie możesz przeczytać więcej TUTAJ.

Jestem bardzo ciekawa, jakie jest Twoje zdanie – czy taka karta lunchowa byłaby dla Ciebie atrakcyjnym benefitem?

Leave a Comment