Mama z HR
  • STRONA GŁÓWNA
  • O MNIE
  • OFERTA
  • MOJA KSIĄŻKA
  • BLOG
  • SKLEP
  • KONTAKT
Category:

Praca i rozwój

Praca i rozwój

List motywacyjny – jak go napisać i czy w ogóle warto?

by asia 21 czerwca 2020

List motywacyjny (LM) to jeden z dokumentów aplikacyjnych, przesyłanych przez kandydatów w odpowiedzi na ofertę pracy. Podstawą do rozpatrzenia aplikacji jest oczywiście CV, jednak niektóre firmy proszą o dołączenie właśnie listu motywacyjnego. Kandydat wyjaśnia w nim potencjalnemu pracodawcy dlaczego zainteresował się danym ogłoszeniem (jaka jest jego motywacja) oraz jakie posiada kwalifikacje, aby jego aplikacja została rozpatrzona pozytywnie.

Coraz mniej firm jednak prosi kandydatów o przesyłanie LM, coraz więcej osób rezygnuje z ich pisania, jeśli nie są obowiązkowe w zgłoszeniu aplikacyjnym. Czy zatem list motywacyjny to ważny dokument? Jak go napisać? Czy warto? Czy pracodawcy i rekruterzy poświęcają w ogóle czas na to, by je czytać? Na te i kilka innych pytań odpowiedzi znajdziesz w dzisiejszym tekście.

Okiem rekruterki

Mówiąc bardzo szczerze, sama nie jestem wielką fanką LM. Głównie dlatego, że pośród setek przeczytanych do tej pory, trafiłam na dosłownie tylko kilka takich, które faktycznie wniosły coś do mojej oceny danej kandydatury. Niestety 99% listów dołączanych do CV jest przygotowana zgodnie z krążącym po internecie wzorem, w którym powtarza się informacje zawarte w życiorysie, nie dodając niestety żadnej wartościowej treści. Poza tym formułki typu „proszę o pozytywne rozpatrzenie mojej aplikacji” przywodzą na myśl dawne czasy i dawne „podania o pracę”. To stoi w zupełnej sprzeczności z moją filozofią rekrutowania, o której możesz poczytać tutaj.

Dlatego na pewnym etapie przestałam prosić w ogłoszeniach o dołączanie listu. Odnoszę wrażenie, że nic w ten sposób nie straciłam, a dla kandydatów aplikowanie stało się wręcz prostsze. Nadal niektórzy, chyba trochę z przyzwyczajenia, dołączają LM, a ja z ciekawości nadal je otwieram, ale niestety nadal w większości nie znajduję tam informacji, których bym oczekiwała. Z czasem kandydaci rzadziej je dołączają, a ja zaglądam do nich tylko w wyjątkowych sytuacjach. Z tego, co obserwuję różne oferty na pracuj.pl i innych portalach, coraz więcej rekruterów tak do tego podchodzi.

Kiedy warto pisać LM?

Na pewno zastanawiasz się teraz czy warto w ogóle poświęcać czas na pisanie listu motywacyjnego? Przychodzi mi do głowy kilka sytuacji, kiedy faktycznie ma to sens:

1. kiedy firma, do której chcesz aplikować tego wymaga,
2. kiedy chcesz się przebranżowić lub aplikujesz na stanowisko niezupełnie zgodne z Twoim dotychczasowym profilem zawodowym,
3. kiedy praca w danym miejscu lub na danym stanowisku jest faktycznie pracą Twoich marzeń.

Pierwsza sytuacja jest oczywista i nie wymaga chyba komentarza. Jeśli dołączenie LM jest warunkiem złożenia aplikacji, to należy się do tego listu przyłożyć. Być może w tej firmie traktują ten dokument jako istotny element pierwszej selekcji kandydatów i jego właściwe przygotowanie otworzy Ci drogę do spotkania rekrutacyjnego. Takiej okazji nie wolno marnować 🙂

Jeśli zaś jesteś na etapie zmiany branży i starasz się o pracę w obszarze, w którym masz niewielkie doświadczenie lub nie masz go wcale, list motywacyjny może być bardzo pomocnym narzędziem, by przyciągnąć uwagę rekrutera. Sama najchętniej otwierałam LM właśnie takich kandydatów, szukając wyjaśnienia, skąd w ogóle ich zainteresowanie ogłoszeniem, na które przesłali aplikację. Kilka razy znalazłam tam odpowiedź na to nurtujące mnie pytanie i dzięki temu spotkaliśmy się na rozmowie kwalifikacyjnej. W takim przypadku myślę, że szczególnie warto się postarać.

Trzecia opcja jest chyba najbardziej komfortowa. Jeśli czujesz, że ogłoszenie, które właśnie przeczytałaś zostało napisane niemal idealnie dla Ciebie i stanowisko, o którym mowa byłoby spełnieniem Twoich marzeń, LM może przechylić szalę na Twoją korzyść. To świetne narzędzie, by opowiedzieć o sobie trochę więcej i przekonać potencjalnego pracodawcę, że jesteś dla niego właściwą kandydatką. Poza tym, w takiej sytuacji napisanie dobrego listu motywacyjnego nie będzie dla Ciebie wielkim wyzwaniem.

Pamiętaj o celu

Zanim opowiem o tym, jak LM powienien wyglądać i jaką treść zawierać, musisz uświadomić sobie, po co właściwie go piszesz – jaki jest Twój cel? Co chcesz osiągnąć? Odpowiedź wydaje się oczywista – otrzymać zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną, a w efekcie dostać ofertę pracy w danej firmie. No właśnie – a czy dokument napisany od niechcenia albo na bazie pierwszego lepszego wzoru z internetu pomoże Ci ten efekt uzyskać? Albo napisanie jednego listu i wysyłanie go do wszystkich pracodawców, zmieniając w nim tylko nazwę stanowiska?

Kiedy przesyłasz pracodawcy swoje CV z założenia przekazujesz w nim wszystkie informacje o posiadanych kwalifikacjach, niezbędnych do podjęcia pracy na danym stanowisku. List motywacyjny służy temu, by opowiedzieć o sobie coś więcej, by zrobić to w formie bardziej dowolnej, którą możesz też dopasować do firmy czy profilu stanowiska, na jakie aplikujesz. Cele, które w ten sposób chcesz zrealizować to:

1. Pokazać potencjalnemu pracodawcy, co Cię skłoniło, aby odpowiedzieć właśnie na tę ofertę,
2. Przedstawić siebie, jako właściwą kandydatkę na to stanowisko.

W jaki sposób to zrobić? Na pewno nie poprzez przepisywanie z CV informacji o swoim wykształceniu i doświadczeniach. Ale nie martw się, to tylko wydaje się takie trudne.

Niezbędne elementy

Podobnie jak CV, przekonywujący LM musi być dostosowany do oferty pracy, na którą odpowiadasz. To oznacza nie tylko wpisanie właściwej nazwy firmy jako adresata, ale także uwzględnienie tego, jakie wymagania zostały umieszczone w ogłoszeniu. Ale po kolei 🙂

Podstawa to oczywiście dane: nadawcy, czyli Twoje i adresata, czyli firmy, do której kierujesz swój list. Poniżej kilka przykładów, jak to może wyglądać:

źródło: cv.pracuj.pl
źródło: interview.me
źródło: cv.pracuj.pl

Następnie dodaj nagłówek, w którym zwracasz się do odbiorcy. Jeśli jesteś pewna, kto będzie czytał Twoją aplikację, możesz skierować list bezpośrednio do tej osoby. Jeśli nie, możesz użyć sformułowania „Szanowni Państwo”, które jest najbardziej uniwersalne.

Przechodząc do treści listu, w pierwszym akapicie napisz, na jakie stanowisko aplikujesz, możesz dodać także numer referencyjny ogłoszenia. Na przykład:

„W odpowiedzi na Państwa ogłoszenie zamieszczone w … (nazwa portalu/strony internetowej), przesyłam swoją aplikację na stanowisko …. (nazwa stanowiska, a w nawiasie numer referencyjny).”

„Bazując na swoim x-letnim doświadczeniu i posiadanych kwalifikacjach, jestem przekonana, że jestem właściwą kandydatką do pracy na stanowisku … w Państwa firmie”.

„W nawiązaniu do ogłoszenia zamieszczonego na stronie/portalu …, pragnę zgłosić swoją kandydaturę na stanowisko …. .”

W dalszej części Twoim celem jest udzielenie odpowiedzi na dwa pytania, o których wspomniałam wyżej. Po pierwsze: dlaczego zdecydowałaś się zaaplikować właśnie na to stanowisko? Dlaczego do tej firmy? Co jest w tym dla Ciebie atrakcyjnego? Czy chodzi o to, że chcesz kontynuować pracę właśnie w tym obszarze? A może chcesz zmiany i właśnie ten kierunek uważasz za najlepszy dla siebie? Przedstawiony w ogłoszeniu zakres zadań brzmi jak Twoja od dawna wymarzona praca?

Druga sprawa, której powinnaś poświęcić, moim zdaniem, największą część swojego listu – dotyczy tego, co sprawia, że jesteś właściwą kandydatką. Dlaczego rekruter powinien zaprosić Cię na spotkanie? Które z Twoich kompetencji będą przydatne na tym stanowisku? Jakimi sukcesami możesz się pochwalić? Jaką wartość wniesiesz do firmy? Aby ułatwić rekruterom znalezienie tych informacji w LM, możesz wypisać je w punktach i pogrubić słowa kluczowe. Oto kilka przykładów:

źródło: livecareer.pl
źródło: livecareer.pl

Pamiętaj, by pisać prawdę i odwoływać się do swoich doświadczeń zawodowych! Kluczem do sukcesu jest dostosowanie treści LM do wymagań określonych w ogłoszeniu. Dlatego skoncentruj się na tych kompetencjach, które zostały tam wskazane, jako niezbędne.

Co na zakończenie?

Ostatni akapit powinien podsumowywać cały list. Przyjęło się, że w tym miejscu wyrażamy także chęć i gotowość do spotkania z pracodawcą, aby móc osobiście zaprezentować swoje kwalifikacje. Unikaj jednak typowej dla dawnych podań o pracę sformułowań typu „proszę o pozytywne rozpatrzenie mojej aplikacji”.

Kilka przykładowych podsumowań, które się dobrze sprawdzają:

„Jestem przekonana, że moje doświadczenie i kompetencje pozwolą mi z sukcesem odnaleźć się na stanowisku …. w Państwa firmie. Z przyjemnością opowiem o tym więcej podczas spotkania rekrutacyjnego.”

„Mam nadzieję, że udało mi się Państwa przekonać, iż zatrudnienie właśnie mnie na stanowisku … przyniesie dodatkową wartość Państwa firmie. Z przyjemnością opowiem więcej o swoich umiejętnościach i doświadczeniach podczas spotkania rekrutacyjnego w dogodnym dla Państwa terminie.”

„Wierzę/Mam nadzieję, że zainteresowałam Państwa swoją kandydaturą i będę miała przyjemność spotkać się z Państwem podczas rozmowy kwalifikacyjnej, by opowiedzieć więcej o swoich dotychczasowych osiągnięciach zawodowych.”

„Mam nadzieję, że moja kandydatura spotka się z Państwa zainteresowaniem i będziemy mieli okazję porozmawiać osobiście podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Chętnie opowiem wtedy więcej o swoich dotychczasowych doświadczeniach zawodowych.”

Oczywiście wybierz takie, które uważasz, że najlepiej pasuje do Ciebie i Twojej sytuacji. Możesz też pokombinować i stworzyć zupełnie własne – do czego najbardziej Cię zachęcam.

Ostatni element to podpis – „Z poważaniem”, a poniżej Twoje imię i nazwisko. Możesz je napisać na komputerze, podpis ten nie musi być odręczny.

Twoja szansa

Mam nadzieję, że teraz lepiej już rozumiesz specyfikę dokumentu, jakim jest list motywacyjny i napisanie go przyjdzie Ci następnym razem z łatwością. Pamiętaj, że nie w każdym przypadku jest on niezbędny, a jeśli decydujesz się go już napisać – zrób to najlepiej, jak potrafisz i w ten sposób wyprzedź konkurencję! Bo to, czy dostaniesz zaproszenie na spotkanie rekrutacyjne zależy nie tylko od tego, jak dobrze będą napisane Twoje dokumenty aplikacyjne, ale także od tego, jak wypadniesz na tle innych osób aplikujących na to samo stanowisko. Wykorzystaj tę szansę!

A jeśli ten tekst był pomocy – daj znać w komentarzu, żebym wiedziała, że moje pisanie ma sens i powinnam to kontynuować 😉

fot. Unsplash

21 czerwca 2020 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Rozmowa kwalifikacyjna

Rozmowa kwalifikacyjna – 5 wskazówek dla mam

by asia 17 czerwca 2020

Spotykam się często z obawami ze strony kobiet, że jako mamy będą inaczej (w domyśle zawsze chodzi niestety o to, że gorzej) traktowane przez pracodawców podczas spotkania. Że przedstawiciele firmy będą patrzeć na nie przez pryzmat czasu spędzonego na macierzyńskim i prawdopodobnych zwolnień lekarskich, że ich kwalifikacje zejdą na dalszy plan, jak tylko „wyda się”, że mają dziecko/dzieci.

Z jednej strony trochę mnie to zaskakuje. Ja jako rekruterka, nie patrzyłam nigdy na kandydatki przez ten pryzmat. Niemniej jednak, zdarzało się, że musiałam przekonywać menedżera, żeby skupić się na dopasowaniu kompetencyjnym, a nie sytuacji rodzinnej. Znam też niestety historie kobiet, które trafiły na dyskryminujących rekruterów. Albo takich, którzy oczekiwali zapewnienia, że mamy nie będą korzystać ze zwolnień lekarskich na dziecko lub nie zajdą w kolejną ciążę.

Na co zatem uważać, żeby nie podkopywać swoich szans na nową pracę? Czy w ogóle należy mówić, że mamy rodzinę i jest ona dla nas ważna? Jak zaprezentować swoje kompetencje? Mam dla Ciebie kilka wskazówek.

Nie popadaj w skrajności

Wśród kandydatek-mam widzę często dwie skrajne postawy. Z jednej strony są kobiety, które przyjmują postawę przepraszającą i próbują na różne sposoby przekonać pracodawcę, że rola mamy nie będzie kolidować z ich pracą. Pełne pokory, umniejszają wręcz swoje kompetencje, byle tylko zostać zatrudnioną. Na drugim biegunie znajdują się mamy, które bardzo akcentują, że każdy wybór zawodowy będą podporządkowywać macierzyństwu. Czasami ocierają się wręcz o arogancję, kiedy podczas rozmowy o godzinach pracy stawiają twarde ultimatum, że przedszkole jest czynne do 17 i one nie zostaną nawet minuty dłużej w biurze, choćby się firma miała zawalić. Żadne z tych podejść nie jest dobre.

Powiem Ci coś szokującego. To, że jesteś mamą i Twój świat kręci się wokół rodziny, to Twoja prywatna sprawa. Nie jesteś z tego powodu gorszą kandydatką. Nie masz obowiązku mówić o tym podczas spotkania z pracodawcą. Co więcej, nie musisz przepraszać i zapewniać, że mimo wszystko będziesz się bardzo starać, aby spełnić oczekiwania firmy. Ale także nie lekceważ pracodawcy, pokazując mu, że praca stanowi tylko dodatek do Twojego życia.

Najlepszą strategią jest wyważyć to, co chcemy powiedzieć podczas rekrutacji. W większości przypadków macierzyństwo nie wpływa na to, jakimi jesteśmy pracownikami. To nasze kompetencje, nasze umiejętności i cechy charakteru powinny decydować, czy zostaniemy zatrudnione. Więcej o tym, co podlega ocenie w czasie spotkania przeczytasz TUTAJ. Czasem jednak potrzebujemy dopasować godziny pracy do godzin otwarcia placówki albo ogólnie mówiąc harmonogramu życia naszej rodziny. Nie ma w tym nic złego i oczywiście warto poruszyć ten temat już podczas spotkania, żeby dowiedzieć się, czy to w ogóle będzie możliwe. Zadbaj jednak o to, by nie były to jedyne pytania, jakie będziesz miała do rekrutera. W ten sposób pozostawisz po sobie wrażenie osoby zainteresowanej pracą, a nie tylko odhaczaniem kolejnych godzin w biurze.

Skup się na swoich kompetencjach

Dostrzegam często pokusę wśród kandydatek, które zakochały się w roli mamy, żeby podkreślać, jak bardzo rozwinęły się dzięki macierzyństwu. Kwestie logistyczne i organizacyjne mają w małym palcu, bo spakowanie rodziny z dzieckiem na wakacje, to dopiero jest wyzwanie. Umiejętności przekonywania rosną z każdym posiłkiem, kiedy trzeba namówić małego niejadka do kilku łyżek obiadu. I żeby nie było, ja sobie doskonale zdaję sprawę, jak ważne są te umiejętności w życiu każdej mamy.

Choć jestem zdania, że macierzyństwo nas rozwija i hartuje, nie jestem zwolenniczką opowiadania o tym podczas rozmów kwalifikacyjnych. Dlaczego? Ponieważ to, co się sprawdza w domu, niekoniecznie musi się sprawdzić w firmie. Często się nawet nie sprawdza. Poza tym należy pamiętać, że jesteśmy na spotkaniu biznesowym i chcemy pokazać swoją profesjonalną stronę. Jeszcze inna kwestia dotyczy tego, że wśród rekruterów czy menedżerów mogą znaleźć się osoby, które nie mają / nie chcą / nie mogą mieć dzieci. Włączanie wątków prywatnych w takiej sytuacji może zadziałać na naszą niekorzyść. Bardzo mocno rekomenduję, żeby jednak trzymać się tematu spotkania i opowiadać raczej o kwestiach merytorycznych.

Zwróć uwagę na to, by dobrze przygotować się do takiej rozmowy. Zwłaszcza, jeśli to jedna z pierwszych rekrutacji po urlopie macierzyńskim. Kluczowe może okazać się przypomnienie sobie, czym dokładnie zajmowałaś się w poszczególnych miejscach pracy. Skoncentruj się na tym, jakie posiadasz kompetencje, by osiągać sukcesy na stanowisku, na które aplikujesz. Przeczytaj uważnie opis stanowiska i przygotuj sobie odpowiedź na pytanie: dlaczego jesteś dobrą kandydatką? Które z posiadanych przez Ciebie umiejętności, które doświadczenia zawodowe mogą się okazać cenne dla tego pracodawcy? Poradnik i rozpisane poszczególne kroki jak się przygotować znajdziesz TUTAJ.

Chwal się sukcesami zawodowymi

Z doświadczenia wiem, jak trudno mówi się o swoich osiągnięciach. Co więcej, kiedy mamy przerwę w pracy zawodowej i trzeba opowiedzieć o tym, jakie odnosiłyśmy sukcesy, często trudno przypomnieć sobie coś spektakularnego. W takich sytuacjach kobiety sięgają więc po to, co jest najbliżej ich serca i zaczynają opowiadać o rodzinie.

Uwierz mi, że nawet ja, która jestem mega dumna z mojego dziecka, nie chcę słyszeć od kandydatek podczas rozmowy o pracę, że rodzina to ich największe osiągnięcie. Pamiętaj o celu i kontekście tego spotkania – chcesz przekonać daną firmę, że będziesz dla nich dobrym pracownikiem. Jesteś pytana o kwestie z życia zawodowego. Jeśli jednak nawet podczas rozmowy o pracę mówisz o rodzinie w kategorii swoich osiągnięć, łatwo będzie wysnuć wniosek, że Twoje zaangażowanie w powierzone zadania nie będzie zbyt wysokie lub, co gorsze, że nie masz na koncie żadnych wartych opowiedzenia sukcesów.

Dlatego poświęć dłuższą chwilę, żeby o tym pomyśleć. Przypomnij sobie, z czego w swoim życiu zawodowym możesz być dumna, jakie cele realizowałaś, jakie projekty kończyłaś z sukcesami. Najlepiej zrób listę dla dwóch czy trzech ostatnio zajmowanych stanowisk. Będzie Ci wtedy dużo łatwiej odpowiedzieć, kiedy takie pytanie pojawi się na spotkaniu.

A jeśli się nie pojawi? O sukcesach warto opowiadać niezależnie od tego, czy pada dokładnie w ten sposób sformułowane pytanie. Wystarczy wspominać o nich podczas opowiadania o tym, czym zajmowałaś się w poszczególnych miejscach pracy.

Nie na każde pytanie musisz odpowiadać

Pamiętaj, że istnieje kategoria pytań zakazanych podczas rozmów kwalifikacyjnych. Rekruterzy i menedżerowie nie mogą pytać Cię o Twoje poglądy polityczne, kwestie wiary, orientacji seksualnej, pochodzenia rasowego, a także… plany rodzinne. Pytania o to, czy planujesz zajść w ciążę, czy masz męża, kiedy będziecie chcieli powiększyć rodzinę i ile planujecie mieć dzieci są ABSOLUTNIE niedozwolone.

Kiedy spotkanie prowadzi przedstawiciel HR, prawdopodobieństwo że takie pytania się pojawią, jest bardzo niskie. Rekruterzy w większości świetnie zdają sobie sprawę z obowiązujących przepisów prawa i nie poruszają zakazanych kwestii. Inaczej mogą wyglądać rozmowy w mniejszych firmach, gdzie spotkania rekrutacyjne najczęściej prowadzą sami menedżerowie. Dlatego miej świadomość, że nie musisz odpowiadać na pytania tego rodzaju.

Jak to zrobić kulturalnie? Sama najprawdopodobniej użyłabym sformułowania „Nie widzę związku między tym pytaniem a stanowiskiem, o którym rozmawiamy„. Możesz też powiedzieć, że przedmiotem dzisiejszego spotkania są Twoje kwalifikacje, a nie plany rodzinne i na tym wolałabyś się skupić. Nie obawiaj się reakcji pracodawcy. Jeśli zareagujesz spokojnie i z uśmiechem, a nie nerwowo i z oburzeniem, nie powinno to mieć wpływu na wynik rozmowy.

Pomyśl, czy to na pewno praca dla Ciebie

A co jeśli pracodawca będzie drążył i wymagał zapewnienia, że życie rodzinne nie będzie kolidować z pracą? Co jeśli Cię odrzuci przez to, że jesteś mamą? Co jeśli…? Wiele takich pytań dostaję od mam. I zawsze odpowiadam to samo: nie zawsze będziesz najlepszym wyborem dla pracodawcy. Musisz sobie zdawać z tego sprawę.

Dlatego warto już na etapie czytania oferty pracy zastanowić się, czy to na pewno dobre dla Ciebie stanowisko / branża / firma. Dla przykładu, jeśli jesteś mamą, która jeszcze karmi piersią, to praca wymagająca częstych, kilkudniowych wyjazdów służbowych może zwyczajnie nie być dla Ciebie odpowiednia. Jeśli Twoje dziecko chodzi do państwowego żłobka, który jest czynny do godziny 16, to może być bardzo trudno zorganizować się w taki sposób, by pracować w systemie 12-godzinnym lub zmianowym. Niektóre firmy preferują dłuższą pracę od poniedziałku do czwartku, by w piątek pracować tylko pół dnia. Czy taki system pracy będzie dla Ciebie możliwy do pogodzenia z macierzyństwem?

Każda sytuacja jest inna, każda rodzina ma inne potrzeby. Niektórzy mogą liczyć na pomoc dziadków, inni są zdani tylko na siebie. Musisz sama ocenić, jaka praca będzie dla Ciebie możliwa do pogodzenia z życiem rodzinnym.

Okiem rekruterki

Z perspektywy rekruterki przyszły mi do głowy jeszcze dwie myśli.

Po pierwsze pamiętaj, że na wybór kandydata/tki do zatrudnienia na danym stanowisku wpływa bardzo wiele czynników. Oprócz Twoich kwalifikacji i dopasowania do stanowiska, jest też kwestia konkurencji. Choć czasem może Ci się wydawać, że nie zostałaś wybrana ze względu na swoją sytuację rodzinną czy oczekiwania względem godzin pracy, prawda może być i najczęściej jest, zupełnie inna. Zwykle po prostu firma znajduje kanydata/kę lepiej pasującą na to stanowisko lub do danej organizacji.

Druga sprawa, to że w 95% moich rozmów z kobietami nie pojawia się w ogóle wątek rodziny. Najczęściej w momencie zatrudnienia nie wiem nawet czy wybrana kandydatka ma rodzinę czy też nie. Dla mnie to zupełnie nie ma znaczenia, ponieważ kluczem wyboru są kompetencje i dopasowanie do stanowiska i firmy. Niemniej jednak wiem, że dla mam to stresujące kwestie. Zwłaszcza w momencie, gdy decydują się podjąć nową pracę po przerwie maccierzyńskiej.

Dlatego chcę Ci powiedzieć, żebyś się nie martwiła. Pamiętaj, by podczas rekrutacji koncentrować się na kwestiach merytorycznych i chwalić się swoimi osiągnięciami zawodowymi. Nie popadaj w skrajności, ale jeśli potrzebujesz dopasować godziny pracy do swojego życia rodzinnego, zapytaj o taką możliwość. Nie musisz odpowiadać na pytania o swoje plany rodzinne, ale już na etapie aplikowania zastanów się, czy ta konkretna praca będzie możliwa do pogodzenia z macierzyństwem.

A jeśli… chcesz opowiedzieć o swoich doświadczeniach z rozmów rekrutacyjnych, podziel się w komentarzu 🙂

17 czerwca 2020 0 comments
5 FacebookTwitterPinterestEmail
Rozmowa kwalifikacyjna

Rozmowa kwalifikacyjna – po co zadawać pytania rekruterowi?

by asia 9 czerwca 2020

O tym, że Twój sukces na rozmowie kwalifikacyjnej zależy od tego, jak odpowiesz na pytania rekrutera, wie każdy. Bardzo niewielu wie jednak, że równie dużo zależy od tego, o co Ty zapytasz podczas spotkania.

Jak to? No właśnie. Dzisiaj trochę o tym, dlaczego warto (a nawet trzeba!) zadawać pytania rektuterom.


I jak to robić mądrze 🙂

Trochę filozofii

Zawsze traktuję rozmowę kwalifikacyjną jako dwustronny proces poznawania się i decyzji, czy nasze oczekiwania spotykają się w połowie drogi. Czy to, co mamy sobie nawzajem do zaoferowania jest atrakcyjne dla obu stron. Dlatego sądzę, że spotkanie rekrutacyjne ma służyć zarówno kandydatowi jak i firmie. Więcej o mojej filozofii pisałam TUTAJ.

Pracodawca zaprasza Cię, by zweryfikować Twoje doświadczenie i kwalifikacje, a także po to, aby Cię poznać jako człowieka. To spotkanie pozwoli mu ocenić Twoje dopasowanie do stanowiska, firmy i zespołu (więcej o tym, co jest oceniane napisałam TUTAJ).

Dla Ciebie to najlepszy sposób, by poznać firmę i ludzi, którzy w niej pracują. Ważne jest, by pozyskać jak najwięcej informacji, które finalnie mają ułatwić Ci podjęcie decyzji czy związać się z tą firmą na najbliższy czas. Jednym ze sposobów na zbieranie tych danych jest właśnie zadawanie pytań. Zarówno rekruterowi, jak i menedżerowi który miałby zostać Twoim szefem.

Aktywność popłaca

U wielu osób dostrzegam jeszcze przekonanie, że spotkanie rekrutacyjne ma służyć jednak tylko pracodawcy. Stawiają się one w pozycji kogoś, kto tylko odpowiada na pytania i zdaje się na „werdykt” firmy: zatrudnią mnie czy nie? Czasami z obawy, że nie wypada pytać, czasem z powodu onieśmielenia sytuacją, a czasami po prostu z braku wiedzy, że zadawanie pytań jest tak istotne.

Jestem gorącym zwolennikiem aktywnej postawy u kandydatów. Trzeba brać sprawy w swoje ręce, bo to do Ciebie należy decyzja, czy przyjmiesz daną ofertę. To Ty później będziesz ponosić konsekwencje złego wyboru – jeśli na przykład zadania na tym stanowisku lub zasady panujące w firmie nie będą Ci odpowiadać. Dlatego tak ważne jest, by wykorzystać szansę, jaką daje spotkanie i dowiedzieć się jak najwięcej.

Zaangażowanie ważna sprawa

Oprócz tego, że zadając pytania zbierasz informacje o potencjalnym pracodawcy i stanowisku, to dodatkowo pokazujesz swoje zaangażowanie i zainteresowanie tym procesem rekrutacji. Jak to? Przypomnij sobie, jak ostatnio opowiadałaś komuś znajomemu ważną dla Ciebie historię. Jak ta osoba reagowała? Czy zadawała Ci dodatkowe pytania, a może w ogóle nie skomentowała tego, o czym mówiłaś? Po czym poznałaś, że jest zainteresowana Twoją opowieścią?

Rozmowa kwalifikacyjna to nadal rozmowa, zatem obowiązują w niej podobne zasady. Żeby obie strony miały poczucie, że tej drugiej zależy, każda musi włożyć trochę swojego zaangażowania. Naturalne jest, że rola rekrutera poniekąd wymusza na nim/niej zainteresowanie Tobą i Twoimi kwalifikacjami. Jeśli jednak zależy Ci na danej pracy, dobrze jest pokazać to podczas spotkania, zadając dodatkowe pytania.

Czemu to takie ważne? Pamiętaj, że na podstawie tego, jak podchodzisz do procesu rekrutacji oraz jak zachowujesz się podczas spotkania, pracodawca próbuje ustalić, jakim będziesz pracownikiem. Jeśli już na tym etapie jesteś zaangażowana i zainteresowana tematem oraz firmą, jest duża szansa, że w pracę także będziesz się angażować. A zaangażowany pracownik to skarb!

Pytania lepsze i gorsze

Można by odnieść wrażenie, że nie ma większego znaczenia, jaka będzie treść pytania. Nie daj się jednak zwieść. Zdarzają się kandydaci, którzy chyba gdzieś przeczytali o tym, że warto pytać, ale nie przeanalizowali dokładnie tego tematu. Po czym ich poznaję? Po tym, o co pytają. Głównie ciekawią ich kwestie godzin pracy czy dodatkowych benefitów. W ten sposób pokazują, że bardziej niż zadania na danym stanowisku interesuje ich, jak długo będą musieli się nimi zajmować i jakie dodatkowe korzyści będą z tego mieć.

Oczywiście pytania o benefity czy godziny pracy nie są czymś złym samym w sobie. Chodzi bardziej o to, by nie były jedynymi pytaniami, które zadajesz na spotkaniu. Zaangażowany pracownik interesuje się pracą, którą wykonuje, a nie tym, o której wreszcie będzie mógł wyjść do domu.

O co warto pytać?

Przede wszystkim pytaj o to, co jest związane z zadaniami, jakie miałabyś wykonywać. Zanim podam Ci konkretne przykłady, zachęcam żebyś sama zastanowiła się, co tak naprawdę Cię interesuje w kontekście danego stanowiska. Jakich informacji potrzebujesz, by stwierdzić czy to jest praca i firma dla Ciebie? Na czym Ci najbardziej zależy? Co sprawi, że będziesz chętnie wstawać rano i szykować się do wyjścia?

I zdaję sobie sprawę, że czasami to, co robimy w pracy może być mało fascynujące. Nie każda praca będzie pracą marzeń, nie do każdej będziemy lecieć jak na skrzydłach. To normalne. Nawet jeśli Twoim priorytetem jest po prostu zarobić na utrzymanie swojej rodziny, warto wykrzesać z siebie odrobinę zaangażowania. Bo jeśli rzeczywiście zależy Ci na tym, by otrzymać ofertę z danej firmy, to przygotowanie kilku pytań, pokazujących, że jesteś naprawdę zainteresowana, chyba nie jest wielkim kosztem?

Jakie pytania można zadać? Wiele zależy od profilu stanowiska, na jakie aplikujesz, ale mam dla Ciebie kilka przykładów, którymi możesz się zainspirować:

Jak wygląda przykładowy dzień w takiej pracy?
Z jakimi wyzwaniami mierzą się na co dzień osoby na tym stanowisku?
W jak dużym zespole pracują?
Z czego są rozliczane, jakie mają cele do zrealizowania?
Jakie są aktualne projekty, w których bierze udział osoba na takim stanowisku?
Jak wygląda proces wdrożenia do pracy? Czy są przewidziane jakieś szkolenia wprowadzające?

Które kompetencje opisane w ogłoszeniu są dla Państwa kluczowe?

Oczywiście, sprawy związane z logistyką też mogą być dla Ciebie ważne i warto o nich porozmawiać na spotkaniu. Jeśli zależy Ci na przykład na określonych godzinach pracy, bo masz już wypracowany system zaprowadzania i odbierania dziecka z przedszkola, to także możesz o to dopytać. Podobnie w przypadku potrzeby pracy zdalnej, kwestii podróży służbowych czy nadgodzin. Postaraj się jednak położyć większy nacisk na tematy dotyczące samej pracy.

Powodzenia!

Mam nadzieję, że teraz już wiesz dlaczego Twoje pytania są tak istotne. Pamiętaj o tym, żeby przygotować się do rozmowy. Spróbuj przemyśleć wcześniej o co zapytasz rekrutera. Możesz to sobie także zapisać i na spotkaniu posłużyć się notesem, by niczego istotnego nie pominąć.

A jeżeli niedługo czeka Cię rozmowa kwalifikacyjna i potrzebujesz pomocy, na co jeszcze zwrócić uwagę przed spotkaniem -> pobierz bezpłatny poradnik TUTAJ.

Trzymam za Ciebie kciuki! Na pewno dasz sobie radę 🙂

fot. Unsplash

9 czerwca 2020 3 komentarze
2 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwójMacierzyństwo

Powrót do pracy? 5 rad od mam, które mają to za sobą!

by asia 6 czerwca 2020

Temat powrotu do pracy kołacze się w mojej głowie od jakiegoś czasu. Ostatnio nawet śniło mi się, że sama wróciłam już do biura. Rozmawiając z kobietami na różnych etapach urlopu macierzyńskiego, dużo słucham o obawach, z jakimi się borykają. Czy dadzą sobie radę po powrocie? Czy powrót to w ogóle dobry pomysł? Jak poradzą sobie ich dzieci?

Z tego powodu postanowiłam zapytać mamy, które już jakiś czas temu wróciły do pracy, jakich rad mogłyby udzielić tym z nas, które są jeszcze przed tym ważnym dniem. Bo po co wyważać otwarte drzwi, skoro można nauczyć się czegoś od osób, które miały już szansę wyciągnąć swoje wnioski.

Oto, czego się dowiedziałam.

1. Nie martw się o swoje dziecko

Nie wiem czy jest taka mama, która obwieszczając zamiar powrotu do pracy nie usłyszała przynajmniej raz „a co będzie z dzieckiem?!” albo „oddasz takiego malucha do żłobka?”. To chyba jedna z najczęstszych reakcji otoczenia. Jakbyśmy same nie miały wystarczająco wielkich wyrzutów sumienia z powodu tego, że nie będzie nas 24h na dobę przy naszym potomku. Co ciekawe, mamy, z którymi rozmawiałam, najczęściej odwoływały się właśnie do tej obawy.

Jeśli naprawdę miałabym dać innym mamom tylko jedną radę, to myślę, że powiedziałabym, żeby nie słuchały albo po prostu nie czuły się winne, słuchając tego, co mówią inni. Wszystkim babciom, ciociom, sąsiadkom czy innym matkom, które do pracy nie wróciły może się wydawać, że posiadły już wszelką mądrość, ale to my same najlepiej wiemy, co jest dobre naszych dzieci. I że wbrew pozorom taki maluch doskonale adaptuje się do nowych sytuacji. Sama dość szybko zaczęłam doceniać to, że mój synek uczy się od innych i jak się niesamowicie dzięki temu rozwija. Moim zdaniem po powrocie do pracy, spędza się z dzieckiem czas intensywniej i chętniej niż spędzając z nim 24h. 

Monika, mama Antosia

Mój największy ból przy powrocie dotyczył tego, że będę musiała „zostawić” dziecko i oddać je do żłobka. Długo mi się wydawało, że nikt się nie zaopiekuje moim synkiem tak dobrze, jak ja i że robię mu krzywdę w ten sposób. Szybko zmieniłam zdanie, jak zobaczyłam, że mój syn zaczął się bardzo fajnie rozwijać i robić dużo rzeczy, na które ja bym z nim nie wpadła albo nie miałabym do nich cierpliwości. Także moja rada byłaby taka, żeby mamy nie miały wyrzutów sumienia z tego powodu. Posłanie (a nie zostawienie czy oddanie!) dziecka do żłobka czy przedszkola wyjdzie naszym dzieciom na dobre, bo bardzo dużo się tam nauczą!

Edyta, mama Ignacego

Naprawdę nie doceniamy zdolności adaptacyjnych maluchów. To tylko w naszej głowie jest wizja, że ciężko im się odnaleźć. Przynajmniej u mnie okazało się, że dziecko wymagające i wrażliwe, z zaawansowaną „mamozą”, jest uśmiechnięte, wyspane, lepiej je. Mimo mojej nieobecności w ciągu dnia.

Ula, mama Zosi

Bardzo mnie tym dziewczyny uspokoiły. Bo choć na poziomie świadomym wiem, że mama nie zapewni dziecku takich możliwości rozwoju społecznego jak inne dzieci, to gdzieś ta obawa też we mnie jest. Że coś mnie ominie. Że mój syn nie będzie miał takiej opieki, jaką ja bym mu zapewniła.

Mam poczucie, że zyska przy tym coś ważnego. Przede wszystkim dzieci bardzo szybko uczą się od siebie nawzajem. Widziałam mnóstwo przykładów, kiedy maluch po kilku tygodniach w żłobku lub przedszkolu nabierał takiego rozpędu rozwojowego, że było to aż nieprawdopodobne. Poza tym budują się wtedy pierwsze przyjaźnie i pojawiają się różne związane z tym wyzwania. Zwłaszcza dla pierwszego dziecka, które ma sto procent uwagi rodzica, cenną lekcją będzie nauka zasad panujących w społeczeństwie. To też szansa dla takiego malca, by poznawać świat w sposób, którego ja bym chyba sama nie była w stanie mu zapewnić.

2. Daj sobie czas

Druga rzecz, jaką usłyszałam też bardzo dała mi do myślenia. Zwłaszcza dlatego, że odkąd pamiętam byłam prymuską. W szkole czy w pracy, dawałam i daję z siebie wszystko. I wiem, że będę od siebie wiele wymagać po powrocie. Może nawet będę czuła się zobowiązana udowodnić wszystkim dookoła, że jestem nadal tak samo zaangażowanym pracownikiem, jak przed pojawieniem się malucha.

To, co mnie trochę zgubiło to chęć powrotu od razu na 100%, bez dania sobie czasu na wdrożenie. Wszystko chciałam nadrobić na już, a zaległości było dużo. Myślę, że przez pierwszy miesiąc jechałam na 150% swoich możliwości. Byłam bardzo zmęczona, dlatego patrząc wstecz powiedziałabym sobie:  „Zwolnij, to może poczekać”. Najśmieszniejsze jest to, że to ja sama narzuciłam sobie takie szalone tempo, nikt ode mnie tego nie wymagał.

Myślę, że macierzyństwo zmieniło moje podejście do pracy. Zdecydowanie nie mam już czasu na pracę, poza pracą. Mam też więcej cierpliwości, praktycznie nie miewam dni w których ogarnia mnie „niechcemisię” i odczuwam mniej stresu, bo łatwiej mi zachować zdrowy dystans.

Ula, mama Zosi

Z mojej perspektywy trzeba przestać się bać ze jako mamy jesteśmy mniej wydajne i musimy się wykazywać od początku (szczególnie w korpo).

Agata, mama Kacpra

Ta część może być dla mnie sporym wzywaniem. Ale jest szansa, że mając z tyłu głowy te mądre rady od Uli i Agaty, będzie mi trochę łatwiej zadbać o ten czas na rozgrzewkę i rozbieg. Zanim wskoczę na pełne obroty. Bo przecież to, że wskoczę, nie podlega żadnej dyskusji.

3. Zaplanuj priorytety

Jednym z powodów, dlaczego tyle swojej uwagi poświęcam myślom o powrocie do pracy jest fakt, że lubię być przygotowana. Określenie „lubię” nie oddaje do końca, jak bardzo bycie przygotowaną jest dla mnie ważne. Powinnam chyba napisać, że POTRZEBUJĘ być przygotowana. Dlaczego? Żeby czuć się pewnie, żeby łatwiej odnaleźć się w nowej sytuacji. Rada, którą dostałam od Basi bardzo się w to wpisuje.

Niektórzy ludzie będą oczekiwali, że po twoim powrocie nic się nie zmieni. Zrób więc listę zadań dodatkowych, których się podejmowałaś. Zdecyduj w co się chcesz nadal angażować, a w co już nie. Ustal priorytety. Twój czas się nie wydłuży, więc zanim wrócisz uzgodnij ze sobą, jak chcesz aby wyglądały Twoje zadania w pracy. To banalne, ale nie możesz funkcjonować jak przed narodzinami dziecka. Twój świat się zmienił, to normalne że musi zmienić się też trochę twoje podejście do pracy.

Basia, mama Artura i Krzysia

No właśnie. Słowa o tym, że nie możemy już funkcjonować tak, jak przed pojawieniem się dziecka były dla mnie bardzo poruszające. Bo znowu, na poziomie świadomym wszystko to wiem, ale kiedy górę biorą schematy, może nie być łatwo poskromić swoje zapędy. Tak jak pisałam w swoich refleksjach o powrocie do pracy (TUTAJ), jestem mamą od niedawna, a sobą całe życie. Dlatego przemyślenie sobie tego, co może się zmienić po powrocie będzie ważną częścią moich przygotowań.

4. Nie martw się jak to wszystko pogodzisz

Nie wiem, jak Ty, ale ja mam serio tendencję do martwienia się. Wyobrażam sobie czasami różne scenariusze, oczywiście niezbyt pozytywne, zastanawiam się, jak to będzie. Z tego, co słyszę z różnych stron – takich mam jest bardzo wiele. I pomijam tutaj oczywisty wątek martwienia się o swoje dziecko, ale bardziej o to, czy damy sobie radę. Czy uda nam się pogodzić te różne role życiowe? Czy nie „zawalimy” w którejś z nich?

Ja miałam też obawy jak pogodzę bycie rodzicem, ogarnięcie domu i pracę… Dzisiaj mogę już z całą pewnością powiedzieć, że da się – przynajmniej przy jednym dziecku nadal można mieć domowe obiadki i 5 minut dla siebie. Skoro ja dałam radę, Ty też na pewno sobie z tym poradzisz. Jest w nas, kobietach, coś niesamowitego – im więcej rzeczy mamy na głowie, tym lepiej nimi żonglujemy.

Agata, mama Kacpra

Trudno się z tym nie zgodzić. Wiele razy tego doświadczyłam, że kiedy do zrobienia było niewiele, jakoś ciężko było mi się zmobilizować, a kiedy lista pękała w szwach – kolejne punkty odhaczałam bez większego problemu. Ale bycie mamą pracującą to duże wyzwanie. Trochę trudno się nie martwić, jak to będzie…

W rozmowie z Ulą przyznałam się też do tych obaw. I jej odpowiedź – że na pewno będzie lepiej niż przewiduję, przypomniała mi o pewnym psychologicznym zjawisku, którego wszyscy doświadczamy. Nasze mózgi potrafią kreować tak niesamowicie mroczne scenariusze, że rzeczywistość rzadko kiedy je realizuje. Przypomnij sobie – kiedy sytuacja potoczyła się naprawdę tak tragicznie, jak przewidywałaś? Ja nie jestem w stanie przywołać ani jednej takiej sytuacji.

I to jest bardzo optymistyczna myśl. Miej nadzieję na najlepsze, ale przygotuj się na najgorsze. To najgorsze nigdy się nie wydarzy, ale jeśli będziesz przygotowana na to, poradzisz sobie z każdą inną wersją scenariusza.

5. To Twój czas! Wykorzystaj go.

Na koniec zostawiłam radę, która poruszyła mną w trochę inny sposób. Nie dotyka ona obaw i zmartwień, ale robi miejsce dla mojej ekscytacji powrotem. Bardzo mnie ucieszyła taka odpowiedź od Kasi.

Gdybym mogła dać radę powracającej do pracy mamie, powiedziałabym „To Twój czas! Nie bój się nowego, wykorzystaj go dla siebie. Pora skupić się na sobie, nie myśl o dziecku, bo na pewno zapewniłaś mu najlepsza opiekę. Wszystko będzie ok, potraktuj to jako czas na własny rozwój, gdy wrócisz będziesz szczęśliwa tylko daj sobie to poczuć nie mając wyrzutów sumienia.”
Ogólnie jeśli planują dopiero, ale się zastanawiają to oczywiście ja mówię stanowcze „do it!” To jest świetne uczucie powrócić. Ja się nie bałam w ogóle, normalnie oddaliśmy Hanię do żłobka bez wyrzutów sumienia. Oczywiście myślałam o niej, jak sobie radzi i co u niej. Ale ogólnie na czas pracy wyłączałam ” mamę” a włączałam „pracownicę”. To u mnie bardzo fajnie działało.

Kasia, mama Hani

I myślę sobie, że to cudowne podejście – zrobić wreszcie trochę miejsca dla siebie w tym wszystkim. Chyba to też jeden z powodów, dla których cieszę się myślą o powrocie. Bo w biurze nie będę już mamą, będę trochę bliżej dawnej siebie. Będę kompetentnym HRowcem, menedżerem, HR Business Partnerem, będę realizować swoje zadania i projekty, będę wykorzystywać całą swoją wiedzę i potencjał intelektualny. Znowu będę rozwijać skrzydła na zupełnie innym polu niż macierzyństwo. I to jest wspaniała wizja. To będzie mój czas.

Rada bonusowa

I na tym miał się zakończyć mój tekst, ale napisała do mnie kolejna mama. Jej rada skłoniła mnie, by popatrzeć na to wszystko z jeszcze innej perspektywy.

Jeszcze zdążysz policzyć te wszystkie excele, wdrożyć projekty – nie ta firma to inna – rynek pracy będzie dalej istniał za 3 lata. Ale dziecko jest małe i „Twoje” tylko przez bardzo krótki wycinek Twojego życia. Pamiętaj o tym.

Aga, mama Heli

To dla mnie ważny głos. Z jednej strony, żeby nie zatracić się w tej pracy, nie stracić z oczu tego, co najważniejsze i niepowtarzalne. Z drugiej, żeby mamy, które nie czują takiej ekscytacji na myśl o powrocie jak ja, znalazły w tym tekście coś dla siebie. Bo niezależnie od tego, co wybierasz – powrót czy zostanie z dzieckiem, najistotniejsze jest, byś z tą decyzją czuła się dobrze.

Która rada najmocniej do Ciebie przemówiła? A może jest coś, co chciałabyś dodać z własnego doświadczenia?

6 czerwca 2020 0 comments
1 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwój

Dlaczego rekrutacje trwają tak długo?

by asia 3 czerwca 2020

Każdy, kto kiedyś szukał pracy wie, że rekruterzy potrafią odpowiadać na wysłane CV po dłuższym czasie. Często też zdarza się, że od spotkania do ostatecznej decyzji firmy mija kilka tygodni. Z rozmów z kandydatami i ze znajomymi wiem, że jest to bardzo frustrujące. Z jednej strony się nie dziwię, z drugiej – mając świadomość, jak wygląda proces od kuchni, nie dziwi mnie też, dlaczego to tyle trwa.

Dlatego pomyślałam, że warto trochę opowiedzieć o tym, z czego może wynikać to, że niektóre rekrutacje trwają tak długo. Bo wbrew pozorom, nie z powodu lenistwa pracowników HR czy ich złośliwości.

Rekordowy czas od złożenia CV do telefonu z zaproszeniem na spotkanie, którego sama doświadczyłam jako kandydatka, to – UWAŻAJ – 3 lata! Serio! Byłam porządnie zszokowana kontaktem z tamtej firmy, bo w międzyczasie zdążyłam znaleźć nową pracę, kilkukrotnie w niej awansować i zajść w ciążę.

Proces w pigułce

Kiedy 8 lat temu miałam pierwszą rozmowę o pracę w HR i padło podczas niej pytanie, jak wygląda proces rekrutacji, nie miałam pojęcia, że tak trudno jest go wystandaryzować. Jakie będą jego etapy i ile będą trwać zależy zarówno od obszaru, do jakiego rekrutujemy jak i menedżera, dla którego szukamy pracownika oraz samych kandydatów. Oczywiście są pewne części wspólne i trochę o nich opowiem, musisz mieć świadomość licznych wyjątków od tej reguły.

Zaczyna się od tego, że menedżer, który potrzebuje pracownika w swoim zespole zgłasza się do nas i wspólnie tworzymy opis stanowiska. HR publikuje ogłoszenie na jednym lub kilku znanych portalach z ofertami pracy i czekamy na spływ aplikacji kandydatów. W ciągu standardowych 30 dni publikacji, w zależności od stanowiska, otrzymujemy od kilku do nawet kilku tysięcy życiorysów.

Pierwszej selekcji CV rekruter dokonuje w oparciu o ustalone kryteria oceny dopasowania profili kandydatów do tego oczekiwanego. Następnie przekazuje wybrane życiorysy menedżerowi i to po jego stronie leży decyzja, kogo finalnie zobaczymy podczas spotkania.

Etapów rozmów może być kilka, mogą wystąpić dodatkowe testy, próbki pracy czy sesja Assessment Center. Każdy z nich dodatkowo wydłuża proces rekrutacji. Po spotkaniach i dodatkowych etapach ze wszystkimi wstępnie wybranymi kandydatami podejmowana jest decyzja, komu złożymy ofertę współpracy. Jak długo trwają formalności po stronie pracodawcy? To zależy między innymi od tego, jaka jest procedura w danej firmie, jaka jest ścieżka decyzyjna i ile osób się na niej znajduje. W praktyce – od kilku godzin w przypadku mniejszych firm, do nawet kilkunastu dni w większych korporacjach. Im więcej osób decyzyjnych na ścieżce, im mniejsza ich dostępność, tym trwa to dłużej.

Perspektywa rekrutera

Zazwyczaj jeden Specjalista ds. Rekrutacji prowadzi w tym samym czasie od kilku do kilkunastu procesów rekrutacyjnych. Zdarza się, że bywa ich nawet więcej niż 20. Często są one bardzo różnorodne pod względem obszaru, do którego szukamy, ale przede wszystkim mają różne priorytety. Łatwo się domyślić, że wszystkie nie mogą być tak samo ważne.

Dodatkowo każdy proces może być na innym etapie, każdy może mieć inną dynamikę. Jedne udaje się zamknąć dosyć szybko, inne mogą trwać wiele miesięcy, zanim znajdziemy właściwego kandydata. Niektóre składają się z wielu etapów, w przypadku innych udaje się zgromadzić wszystkich decydentów na jednym spotkaniu i proces trwa dużo krócej. Na niektóre ogłoszenia odpowiada nam bardzo wielu kandydatów, a w przypadku innych musimy włączyć też bezpośrednie poszukiwania. Nie ma złotej reguły, która działałaby w przypadku każdej rekrutacji.

Podział ról

Wbrew pozorom nie rekruter jest najważniejszą osobą w procesie. Tak, jak wspomniałam wcześniej nasze, działania, są podejmowane w odpowiedzi na zapotrzebowanie zgłoszone przez menedżerów. To z nimi ustalane są kryteria pierwszej selekcji, a także wybór kompetencji, jakie będą oceniane podczas spotkania.

Po co w tym wszystkim HR? Żeby doradzić, zarekomendować, pomóc w ocenie kwalifikacji kandydata. Nasze doświadczenie w pracy z ludźmi i rozmowach z kandydatami sprawia, że obserwacje i wnioski, które wyciągamy po spotkaniach są bardzo cenne dla menedżerów. Nie zliczę, ile razy dostawałam podziękowania od moich klientów wewnętrznych właśnie za pomoc w wyborze właściwej osoby o poszukiwanych kompetencjach.

Priorytety

Jednym z pierwszych powodów, dlaczego niektóre rekrutacje trwają tak długo to kwestia nadanych im priorytetów. W związku z tym, jak wiele procesów prowadzi zwykle jednocześnie rekruter, może to oznaczać szukanie nowych pracowników dla kilkunastu menedżerów w tym samym czasie.

Dlatego musimy nadawać priorytety. Niektóre rekrutacje są pilniejsze niż inne, takimi więc zajmujemy się w pierwszej kolejności. Oznacza to, że selekcja aplikacji, które spłynęły w mniej pilnych procesach czeka dłużej i już tutaj możemy mieć początek opóźnienia.

Każdy potrzebuje urlopu

Kolejna sytuacja, która wydłuża czas od złożenia aplikacji do zaproszenia na spotkanie, to po prostu urlopy. Zwłaszcza w okresie wakacji, świąt lub ferii, które w rekrutacjach są tak zwanym sezonem ogórkowym. W każdej firmie ludzie korzystają z dni wolnych od pracy – zarówno w HR, jak i wśród menedżerów odpoczynek jest niezbędny. Aby czas naszej nieobecności nie był do końca stracony, często publikujemy ogłoszenia przed urlopem, żeby kandydaci mogli aplikować, kiedy my będziemy poza biurem. W ten sposób po powrocie możemy od razu zabrać się do selekcji CV.

Wiele razy zdarzyło mi się, że menedżer, dla którego rekrutowałam znikał na urlop zaraz po moim powrocie do pracy, co sprawiało, że nie mógł nawet rzucić okiem na wybrane przeze mnie życiorysy. W skrajnych przypadkach – dwa tygodnie mojego urlopu, później dwa tygodnie urlopu menedżera i już mija miesiąc odkąd złożyłeś swoją aplikację. Zanim menedżer nadrobi zaległości, może minąć kolejny tydzień. Dlatego znów podkreślam, że nie każdy proces rekrutacji ma najwyższy priorytet i dlatego może się to tak rozciągać w czasie.

Ilość kandydatów

Zdarza się również i tak, że Twoje CV może pojawić się w systemie rekrutacyjnym firmy w momencie, kiedy trwają już rozmowy z kandydatami. Ogłoszenia zwykle publikowane są na 30 dni, a jeśli proces ma wysoki priorytet, to selekcja życiorysów zaczyna się już po tygodniu. Jeżeli do chwili Twojej aplikacji pracodawca spotkał już kilku pasujących do profilu kandydatów, może Twojego CV nawet nie otworzyć. Może też, mimo otworzenia, nie zadzwonić do Ciebie.

Czy Twoje szanse spadają wtedy do zera? Jasne, że nie – bardzo często kandydaci zmieniają zdanie, rezygnują z udziału w danym procesie, bo na przykład dostali już ofertę z innej firmy lub zmieniają swoje plany zawodowe. W takiej sytuacji sięgamy z powrotem do bazy CV i sprawdzamy, czy są tam jeszcze aplikacje pasujące do naszych wymagań na danym stanowisku. W ten sposób także możesz otrzymać telefon od rekrutera po dłuższym czasie od wysłania swojego życiorysu.

Oczekiwanie na wyniki

No dobrze, ale dlaczego czasami mija kilka tygodni od spotkania, zanim otrzymam informację o wyniku rekrutacji? Bo wszędzie tam, gdzie w centrum zainteresowania jest człowiek, nie da się od linijki narysować procesu. A przynajmniej jest to bardzo trudne.

Przeciętnie, aby wybrać odpowiedniego kandydata rekruterzy i menedżerowie spotykają się z 8-10 kandydatami. Rzadko udaje się zgrać dostępność wszystkich zainteresowanych osób tak, by spotkania odbyły się w trakcie jednego tygodnia. Wiele razy miałam kandydatów, z którymi spotkania przesuwały się z tygodnia na tydzień – a to dlatego, że menedżer zachorował, potem kandydat miał jakąś kryzysową sytuację w pracy i nie mógł się wyrwać do nas na spotkanie, a czasem jeszcze na dodatek komuś po drodze zachorowało dziecko. I mamy już trzy tygodnie od pierwszego telefonu z zaproszeniem do faktycznego spotkania.

A w międzyczasie inni kandydaci czekają na wyniki. Bo może ten, z którym nie możemy się spotkać jest tym idealnie dopasowanym do stanowiska?

Oficjalna oferta

Choć mogłoby się wydawać, że kiedy już wybierzemy pasującego na nasze stanowisko kandydata, możemy od razu zaproponować mu pracę, tak niestety nie jest. W większości firm oferta dla kandydata, czyli w praktyce warunki płacowe (wynagrodzenie, system premiowy) i pozapłacowe (nazwa i poziom stanowiska, dodatkowe benefity), musi zostać zatwierdzona na wyższym szczeblu. Im bardziej złożona struktura organizacyjna pracodawcy, tym więcej osób i obszarów może brać udział w zatwierdzaniu oferty.

I tutaj też czasem borykamy się z urlopami, niedostępnością poszczególnych osób. Musisz mieć świadomość, że mimo najlepszych starań, czasem nawet w dużych firmach procesy nie są idealnie poukładane.

Rekruterzy często stają na głowie, by to wszystko przyspieszyć. Działy HR optymalizują procesy, próbują usprawniać wąskie gardła decyzyjności. Zależy nam przecież tak samo mocno jak menedżerom, by wybrany kandydat nie dostał w międzyczasie konkurencyjnej oferty, by nadal chciał pracować dla naszego pracodawcy. Nie zawsze jednak to się nam udaje. To są bardzo przykre momenty, kiedy dzwonię wreszcie do wybranej osoby, by zaproponować jej pracę, a ona już nie jest zainteresowana. Im większe nadzieje wiązaliśmy z danym kandydatem, tym smutniejszy jest taki koniec procesu. A dla nas wszystko zaczyna się od początku.

Nie trać nadziei

Mam nadzieję, że teraz już bardziej rozumiesz, z czego może wynikać długi czas oczekiwania – czy to na telefon z zaproszeniem, czy później na samą ofertę. Nie zniechęcaj się tym, nie załamuj, nie myśl źle o swoich kwalifikacjach czy kompetencjach rekrutera. Jeśli masz taką możliwość, daj sobie po prostu więcej czasu na szukanie i spotkania z pracodawcami. Cierpliwość w tym przypadku bardzo popłaca!

Jeśli chcesz podzielić się swoimi doświadczeniami z rekrutacji, które trwały wyjątkowo długo lub może wyjątkowo krótko – zapraszam Cię do tego serdecznie! Poniżej znajdziesz formularz do komentowania tego tekstu 🙂

fot. Unsplash

3 czerwca 2020 4 komentarze
2 FacebookTwitterPinterestEmail
MacierzyństwoPraca i rozwój

Czy to coś złego, że chcę wrócić do pracy?

by asia 30 maja 2020

Znam mamy, które w macierzyństwie znalazły całe swoje spełnienie. Takie, dla których pełen etat w domu z dzieckiem lub dziećmi jest spełnieniem marzeń. Znam też takie, które nigdy nie lubiły swojej pracy i nie musiały się dwa razy zastanawiać, jak tylko pojawiła się szansa, by stamtąd odejść i skupić się na rodzinie. Znam również mamy, które bardzo by chciały całkowicie oddać się opiece nad swoim potomstwem, ale nie pozwala im na to sytuacja finansowa, więc wracają do pracy. Na koniec są też mamy takie, jak ja – które kochają swoje dzieci, ale tęsknią za aktywnością zawodową i zamierzają do niej wrócić.

Mam głębokie poczucie, że żadna z tych dróg nie jest gorsza od pozostałych. Czemu więc czuję sie czasem tak rozdarta? Skąd moje wyrzuty sumienia? Czy będę złą mamą, wracając do pracy?

Brakujący puzzel

Zaczęłam tęsknić za pracą, jak tylko trochę od niej odpoczęłam. Ciąża z komplikacjami nie dała mi tutaj zbyt wielkiego pola do negocjacji terminu, w którym miałam zniknąć z biura. Wielu bliskich mi ludzi pukało się w czoło. Czy to normalne, żeby tęsknić za pracą? Za tym pędem, tymi wymaganiami, tym stresem? Dziewczyno, czytaj książki, oglądaj filmy, chodź na spacery i wysypiaj się na zapas! Gdzie tu w ogóle dylemat?

Jeszcze parę lat wcześniej sama tego nie rozumiałam. Kiedy moje koleżanki zachodziły w ciąże, sama im mówiłam, żeby korzystały z tego czasu, żeby odpoczywały, żeby się tak bardzo nie przejmowały pracą. I któregoś razu jedna z nich powiedziała mi coś, co mocno mną poruszyło. Wyobraź sobie, że nagle znika ogromny kawałek twojego życia. Robisz to, co lubisz i daje ci to dużo satysfakcji, a któregoś dnia budzisz się rano i tego po prostu nie ma. To jak utrata kawałka samej siebie. Oczywiście pod warunkiem, że naprawdę lubiłaś swoją pracę i stała się ona częścią twojej tożsamości.

I kiedy sama tego doświadczyłam, kiedy duży i ważny puzzel z napisem „praca zawodowa” zniknął z mojego obrazka, musiałam siebie zdefiniować na nowo.

Dobre pytanie

Zaczęłam to intensywnie analizować i zadawać sobie różne pytania. Dlaczego tak mi tej pracy brakuje? Nie chodzi przecież tylko o codzienne wchodzenie rano do biura, o spotykanie ludzi, których lubię. Za czym dokładnie tęsknię? Co takiego otrzymywałam tam każdego dnia, by nagle odczuć tak bolesny brak? Jakie potrzeby mogłam tam realizować, a nie są one realizowane teraz?

Dopiero pytanie o potrzeby zaskoczyło. Wtedy poczułam, że dotykam czegoś ważnego. Że jestem na dobrej drodze do odkrycia sedna sprawy.

Ludzie i wartości

Jedną z moich pierwszych myśli było, że brakuje mi ludzi. Każdego dnia byłam nimi maksymalnie otoczona, a teraz nagle świat skurczył się do męża, synka i grona najbliższych przyjaciół. Ale jak na coacha przystało, nie zatrzymałam się na tej odpowiedzi. Bo te kontakty z ludźmi też były sposobem zaspokojenia jakiejś potrzeby – jakiej? Co od nich dostawałam?

Chyba najwięcej radości przynosiły mi chwile, kiedy to ja mogłam kogoś obdarować. Kiedy to ja niosłam pomoc, znajdowałam potrzebne rozwiązania, naprowadzałam na lepszy sposób działania. Czułam się wtedy potrzebna. Czułam, że robię coś ważnego, że w jakimś sensie zmieniam świat. Przynajmniej ten dookoła mnie i moich klientów wewnętrznych czy pracowników. Bycie potrzebną i wywieranie wpływu – dwie ogromnie ważne dla mnie wartości.

Uświadomiłam sobie, że samo bycie wśród ludzi też sprawiało mi zawsze wielką przyjemność. Jestem zwierzęciem społecznym, bez dwóch zdań. Tęsknię za relacjami, za interakcjami na wyższym poziomie niż rozmowa z panią w sklepie czy na bazarku. Za kontaktem z dorosłymi i rozmowami na dorosłe tematy. Poważniejsze tematy. Częściowo to na pewno głód wyzwań intelektualnych, który zresztą towarzyszy mi teraz każdego dnia i który jest ewidentnie motorem do prowadzenia tego bloga. Poza tym relacje i interakcje z innymi ubogacają, pomagają spojrzeć inaczej na różne sprawy, zmuszają do refleksji.

Kwestia tożsamości

Miałam taki moment, że zaczęłam się zastanawiać, co jest ze mną nie tak, że macierzyństwo mi nie wystarcza. Może to jakiś defekt w mózgu? Bo przecież kocham mojego synka nad życie i jestem szczęśliwa, wdzięczna, że go mam. A jednak wciąż pragnę więcej.

W swoich rozważaniach doszłam do myśli, która napełniła mnie spokojem. Bo w sumie przez trzydzieści lat swojego życia (o matko, jak to w ogóle brzmi!) byłam kimś innym. Byłam zapracowaną, bardzo aktywną i zaangażowaną w pracę Asią. Asią otoczoną ludźmi, realizującą ambitne zadania i podejmującą się coraz to nowych projektów i wyzwań. Asią stale szukającą możliwości dalszego rozwoju. Co jest więc dziwnego w tym, że po urodzeniu dziecka nie zmieniłam się diametralnie? Chyba dziwne byłoby, gdybym nagle stała się zupełnie inną osobą. Moje życie wywróciło się do góry nogami, ale ani mój charakter, ani moje potrzeby aż tak się nie zmieniły.

Męczennica matka

Spotykam się często z takim społecznym oczekiwaniem, żeby jednak podporządkować całe życie bobasowi. Ba, żeby poświęcać się. Rezygnować z siebie. Nie cierpię takiego gadania i takiego myślenia. Nie cierpię go, bo ja przecież nie przestałam istnieć, nie utraciłam prawa do swoich własnych pragnień.

Nie zaliczę, ile razy słyszałam, że teraz to już się skończy latanie po świecie, picie ciepłej herbatki i chodzenie po restauracjach, skończy się życie na własnych warunkach. Teraz to się zacznie męczeństwo. A mi się niedobrze robi na myśl o męczeńskim macierzyństwie.

Jestem całym sercem przekonana, że to, jak wygląda nasze macierzyństwo jest w dużej mierze kwestią wyboru. Oczywiście poza sytuacjami, gdy dziecko jest bardzo chore i naprawdę życie rodziców jest pełne poświęcenia. W każdym innym przypadku można znaleźć balans między potrzebami dziecka i własnymi. Moim zdaniem nawet trzeba.

Nie chcę mierzyć mojego macierzyństwa ilością dokonanego poświęcenia, utraconych marzeń i zimnych herbat. Nie chcę patrzeć na moje dziecko z żalem, jak wiele fajnych chwil mnie przez niego ominęło. Kiedy stawiam mojego syna i jego potrzeby na pierwszym miejscu, dokonuję świadomego wyboru. Robię to ze spokojem i radością, bo wiem, że to jest teraz dla niego najważniejsze. Kiedy pojawia się chwila, by zadbać o własne potrzeby, też z niej korzystam. Zwykle bez większych wyrzutów sumienia. Dlaczego? Bo chcę być szczęśliwą i spełnioną mamą, bo wierzę, że tylko wtedy będę w stanie dać mojemu dziecku, to co najlepsze. Bo, choć brzmi to może banalnie, jestem pewna, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko!

Matka spełniona

Oczywiście, jak tylko zaczęłam mówić o planowanym za kilka miesięcy powrocie do pracy, znalazło się parę oburzonych głosów. Zostawić takiego malucha? To niepoważne! Do żłobka? Skandal! Niania? Obca kobieta będzie ci wychowywać dziecko? Nie boisz się, że ominą cię najważniejsze momenty jego życia? Nie ma tutaj rozwiązania satysfakcjonującego dla krytycznych obserwatorów mojego życia i moich decyzji.

Pogodziłam się już z tym, że nie dogodzę wszystkim. Dlatego nawet nie będę próbować. Tylko ja żyję moim życiem, więc muszę w pierwszej kolejności zadbać o siebie i moją rodzinę. Mam poczucie, że powrót do pracy będzie dla nas czymś dobrym. Że dzięki temu będę jeszcze lepszą mamą dla mojego syneczka. Że będę lepszą żoną, choć chyba już jestem całkiem fajną partnerką na życie. Dlaczego? Znowu to powiem – bo szczęśliwa i spełniona mama, to szczęśliwe dziecko.

Patrzę na powrót do pracy z radością i optymizmem. Wiem, że będzie mi ciężko rozstać się z młodym, ale postrzegam to jako szansę dla nas obojga. Dla mnie, by spełniać się na różnych polach, by zadbać o swój rozwój i potrzeby, które mogę realizować głównie w pracy. Dla niego, by nauczyć się tworzyć relacje społeczne z innymi, by budować w nim poczucie niezależności, by też mógł się w ten sposób rozwijać. Dla nas, żebyśmy po całym dniu tęsknoty za sobą, mogli się jeszcze bardziej cieszyć tym wspólnym czasem, jeszcze bardziej go doceniać i jeszcze lepiej wykorzystywać.

Czy jestem złą mamą, bo planuję powrót do pracy? Dziś już jestem pewna, że nie.

A Ty – tęsknisz za pracą? Planujesz wracać?
A może już wróciłaś – jak Ci z tym jest?

fot. Unsplash

30 maja 2020 2 komentarze
2 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwój

Dobre CV – niezbędne elementy

by asia 26 maja 2020

Gdyby nie to, że każde CV jest trochę inne, etap selekcji aplikacji byłby dla rekrutera strasznie nudny. Ja od zawsze bardzo go lubię. Mogę wtedy przeczytać i poznać historie wielu osób. Niektóre robią piorunujące wrażenie i powalają ilością doświadczenia, niektóre sposobem opowiedzenia, a inne niestety zostawiają z niedosytem, bo prezentują zbyt mało informacji.

O ogólnej filozofii i uniwersalnych zasadach tworzenia CV pisałam TUTAJ. Dziś opowiem o tym, czego w żadnym CV nie może zabraknąć i które sekcje są najważniejsze.

Dane osobowe i kontaktowe

Niby oczywistym jest, że w takim dokumencie jak CV nie może zabraknąć Twoich danych osobowych i kontaktowych. Choć trudno to sobie wyobrazić, zdarza się, że kandydaci robią błędy w swoich nazwiskach lub zapominają je w ogóle wpisać. Niestety nie raz otrzymałam też dokument, w którym nie został wpisany numeru telefonu, ale adres domowy już tak. Dostawałam także życiorysy z błędami adresach mailowych, czasem w ogóle ich brakowało. Przez to wysłanie wiadomości e-mail nie byłoby możliwe, gdyby nie nasz system rekrutacyjny. Ratowało nas to, że wymagane do przesłania aplikacji było założenie konta własnie z podaniem adresu mailowego.

Dlatego bardzo zachęcam, by dane osobowe i kontaktowe sprawdzić kilka razy. Dzięki temu będziesz mieć pewność, że rekruter będzie mógł się do Ciebie odezwać i zaprosić na spotkanie.

Doświadczenie czy edukacja?

Szkół pisania CV jest wiele i sporo zależy od tego, jaki jest profil czy branża kandydata. Jeden z dylematów kandydatów dotyczy pytania, która sekcja ważniejsza – doświadczenie zawodowe czy wykształcenie? W większości przypadków rekomenduję zacząć jednak od doświadczenia, bo na tej podstawie w pierwszej kolejności oceniane jest Twoje dopasowanie do stanowiska. Edukacja będzie na pierwszym miejscu u osób, które są na początku swojej drogi zawodowej.

Istotna jest też kolejność, w jakiej wpisujesz swoje poprzednie miejsca pracy. Stosuj zawsze odwróconą chronologię, czyli zaczynaj od aktualnego lub, jeśli obecnie nie pracujesz, ostatniego pracodawcy i zajmowanego stanowiska. Dlaczego w ten sposób? Z punktu widzenia rekrutera, to te najnowsze doświadczenia będą najważniejsze. To, czym zajmowałaś/eś się 10 lat temu w większości sytuacji będzie miało już mniejsze znaczenie.

Jak opowiedzieć o doświadczeniu?

Przede wszystkim ze szczegółami. Opisz każde stanowisko zgodnie z regułą: gdzie pracowałeś/aś (jaka firma), kiedy (dokładne daty), na jakim stanowisku (nazwa), jakie zadania realizowałeś/aś (zakres obowiązków). W tej ostatniej części zachęcam, by przekazać jak najwięcej informacji o tym, za co byłeś/aś odpowiedzialny/a. Możesz dodać także jakie cele były przed Tobą stawiane, z jakimi klientami czy działami w firmie współpracowałeś/aś. To znacząco podnosi wartość Twojego CV.

Ważna uwaga, dotycząca podawania nazwy stanowiska – pamiętaj, że musi ona dobrze oddawać charakter Twojej pracy! Niektóre organizacje tworzą bardzo nietypowe i autorskie nazwy stanowisk, jak na przykład Chief Happiness Officer (nawet ciężko to przetłumaczyć – Główny Zarządzający Szczęściem Pracowników?) zamiast tradycyjnego Dyrektora HR. Jeśli w Twojej firmie także te nazwy są dosyć nowatorskie, zastanów się, jak taka rola nazywa się w innych organizacjach. W ten sposób ułatwisz pracę rekruterowi, ale także zwiększysz szansę na właściwe odczytanie Twojego doświadczenia.

Pamiętaj, by zakresie zadań wspomnieć też o kompetencjach miękkich. Co to znaczy? Wymień nie tylko kwestie, za które byłeś/aś odpowiedzialny/a, ale także opisz sposób, w jaki realizowałeś/aś te obowiązki.

Na przykład jeśli do Twoich zadań należy zarządzanie zespołem, możesz napisać w CV, że organizujesz cykliczne spotkania jeden na jeden z pracownikami. Oprócz tego, że wyznaczasz im cele i rozliczasz z ich realizacji, możesz dodać, że dbasz o dobrą atmosferę w zespole. Ważne, by pokazać poprzez jakie konkretne działania to robisz. Przykładowo mogą to być spotkania zespołowe, podczas których omawiacie bieżące sprawy i robicie burze mózgów.

Inny przykład – jeśli jesteś pracownikiem obszaru finansów i chcesz pokazać w CV swoje zaangażowanie w pracę i chęć dalszego rozwijania swoich kompetencji, możesz napisać w zakresie zadań o tym, że bierzesz udział w dodatkowych projektach czy zgłaszasz inicjatywy usprawnień. Oczywiście jeśli faktycznie to robisz, bo tak jak pisałam w uniwersalnych wskazówkach – w CV piszemy prawdę i tylko prawdę! 🙂

Zareklamuj się!

Skoro CV na być Twoja wizytówką biznesową i zachęcać do zaproszenia Cię na spotkanie, warto już na tym etapie zaakcentować, jakie sukcesy odnosisz w swojej pracy. Jestem wielką fanką sekcji „Osiągnięcia” dodawanej po każdym zajmowanym stanowisku.

Co można tam wpisać? Zrealizowane z sukcesem projekty, wdrożone inicjatywy, wprowadzone optymalizacje i uzyskane oszczędności, sukcesy sprzedażowe i negocjacyjne. Krótko mówiąc wszystko to, z czego możesz być dumna/y w swojej pracy. Chodzi o to, by pokazać osobie, która przegląda Twoje CV, że znasz się na tym, co robisz i zatrudnienie Ciebie będzie korzyścią dla firmy.

Umiejętności

Moim zdaniem do niezbędnych elementów dobrego CV zalicza się również sekcja dotycząca posiadanych umiejętności. Ważne jest jednak, by w tym miejscu pisać tylko o umiejętnościach twardych. Co się do nich zalicza? Na przykład znajomość systemów i narzędzi pracy (np. MS Office, SAP, Symfonia), języków obcych czy języków programowania, znajomość technologii i metodologii.

Umiejętności miękkie, takie jak współpraca, budowanie relacji, umiejętności komunikacyjne czy zdolności organizacyjne, w tym miejscu CV wyglądają na puste deklaracje. Przecież każdy może je sobie wpisać do życiorysu. Dlatego, tak jak pisałam wyżej, najlepiej jest wspomnieć o nich podczas opisywania zadań, jakie realizowałeś/aś na poprzednich stanowiskach.

Klauzula RODO

Wspomnę jeszcze o jednej rzeczy, która wydaje się oczywistością, ale z nimi tak czasem bywa, że nam umykają. Kilka lat temu zmieniło się prawo dotyczące ochrony danych osobowych i w związku z tym także klauzula, jaką umieszczamy na dole strony naszego CV. Warto zwrócić uwagę, by była nie tylko poprawna, ale i dopasowana do firmy, do której aplikujesz. Zwykle w każdym ogłoszeniu firmy umieszczają klauzulę, jaka powinna się znaleźć w życiorysie. Więcej o tym, dlaczego to ważne, pisałam tutaj.

Co z resztą?

Oczywiście w CV można umieścić jeszcze wiele innych sekcji i elementów. Zachęcam, żeby jednak nie przesadzać i wybrać tylko to, co jest naprawdę ważne dla stanowiska, o które się starasz. Jeśli chcesz pokazać, że dodatkowo się rozwijasz i poszerzasz swoje kompetencje, sekcja „Szkolenia” będzie jak najbardziej uzasadniona.

Czy dodawać zdjęcie? Albo zainteresowania? Co z datą urodzenia? To częste dylematy kandydatów. Decyzję zostawiam Tobie, ale już niedługo spodziewaj się kolejnego wpisu z serii Dobre CV. Opowiem w nim o tych i podobnych zagwozdkach.

Do zobaczenia niebawem!

26 maja 2020 0 comments
1 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwój

Kim jest ten HR? Podręczny słownik

by asia 19 maja 2020

Jedno z pytań, jakie pojawiło się na moim profilu na Instagramie to czy HR jest tym samym co Kadry. Pomyślałam sobie, że nadal dla wielu osób to rozróżnienie jest trudne do pojęcia. Zwłaszcza, że historycznie przez bardzo długi czas Pani Kadrowa była osobą realizującą wszystkie funkcje HR w przedsiębiorstwach. W większości firm nie było wtedy rekruterów i menedżerowie jakoś sami sobie radzili z wyborem nowych osób, a wszystkimi formalnościami zajmowała się właśnie Kadrowa.

Obecnie wygląda to już inaczej. Funkcje związane z zarządzaniem zasobami ludzkimi czy, jak się mówi w niektórych organizacjach, kapitałem ludzkim, bardzo się rozrosły. Pojawiło się wiele nowych obszarów, o których jeszcze 10 czy 20 lat temu nikt nie myślał w taki sposób, jak dzisiaj.

Postanowiłam więc stworzyć podręczny słownik pojęć haerowych. Mam nadzieję, że okaże się pomocny i ułatwi zrozumienie struktury obszaru HR i jego funkcji.

HR / Human Resources

Tak z języka angielskiego nazywa się cały obszar (w organizacji może to być dział, biuro, departament lub nawet pojedyncze stanowisko, w zależności od wielkości firmy) zajmujący się tzw. zasobami ludzkimi. Mówiąc bardzo prosto, jego zadaniem jest dbanie o ludzi i wszystko, co z nimi związane w firmie. M.in.:

  • o to, by zatrudniona była odpowiednia ilość pracowników do ilości pracy, którą trzeba wykonać,

  • by ich wynagrodzenia mieściły się w założonym budżecie oraz były wypłacane na czas,

  • by mieli aktualne i zgodne z prawem umowy,

  • by mogli się rozwijać i byli zmotywowani do pracy,

  • by mieli dostęp do różnego rodzaju benefitów.

Lubię myśleć, że jako HR opiekujemy się pozostałą częścią firmy i zapewniamy jej niezbędne wsparcie, by mogła efektywnie realizować swoje zadania biznesowe.

Kadry, często występujące też jako Kadry i Płace

Obszar ten zajmuje się formalnymi aspektami zatrudniania i zwalniania pracowników. Dla przykładu kiedy rekruter złoży kandydatowi ofertę pracy, a ten ją przyjmie, dokumenty przekazywane są zwykle do działu Kadr. Specjalista z tej dziedziny przygotuje pracownikowi umowę, skieruje go na badania lekarskie i dopełni wszystkich formalności. Kadry i Płace z założenia opiekują się pracownikami po zatrudnieniu – trzymają pieczę nad urlopami i innymi powodami nieobecności w pracy, naliczają wynagrodzenia, dbają o aktualność wszelkich dokumentów, wystawiają PITy do rozliczeń. A to i tak nadal tylko wycinek ich pracy!

Compensation and Benefits (Comp&Ben)

Po polsku często zwane Wynagrodzeniami lub Budżetami HR. Jest to obszar odpowiedzialny za politykę wynagrodzeń, w tym premii i prowizji oraz planowanie i kontrolę nad wykorzystaniem budżetu HRowego. Często łączony z zarządzaniem benefitami dla pracowników.

HR Business Partner

Wykwalifikowany specjalista, zwykle z dużym doświadczeniem, zajmujący się szeroko pojętym wspieraniem określonej części biznesowej w firmie. Od rekrutacji, przez działania rozwojowe, rozwiązywanie konfliktów, wpieranie procesu oceny kompetencji, aż po udział w różnych projektach, na przykład optymalizacyjnych. W zależności od firmy, zakres tej roli i jej pozycja w organizacji może wyglądać inaczej.

Moim zdaniem to jedna z najważniejszych funkcji HR, która pozwala być blisko części biznesowej firmy i realnie wpływać na poprawę jej efektywności. Daje możliwość dobrego poznania obszaru i proponowania adekwatnych dla niego rozwiązań. Np. jeśli dobrze znamy specyfikę zadań i wyzwań z jakimi mierzą się pracownicy w danym obszarze, łatwiej nam będzie zrekrutować odpowiednią osobę do zespołu. Jeśli wiemy, z czym się mierzą, jakie są ich bolączki, możemy lepiej ich wspierać w rozwiązywaniu konfliktów czy szukaniu kolejnych usprawnień i optymalizacji. Wtedy też jesteśmy w stanie planować odpowiednie działania rozwojowe dla poszczególnych osób.

Rekruter

Specjalista zajmujący się selekcją i wyborem kandydatów do zatrudnienia w firmie. Zwykle odpowiada za dany proces od momentu publikacji ogłoszenia, przez rozmowę kwalifikacyjną, aż po złożenie oferty wybranej osobie. W niektórych firmach rekruterzy mają przypisane na stałe obszary, dla których rekrutują. To może oznaczać, że wszystkie procesy np. dla księgowości będzie prowadzić ta sama osoba.

Trener Wewnętrzny

Pracownik HR, którego głównym zadaniem jest przygotowywanie i prowadzenie szkoleń na potrzeby firmy.

Specjalista ds. Szkoleń

Zwykle jest to osoba odpowiedzialna za proces szkoleniowy w firmie – od pojawienia się zapotrzebowania na szkolenie, przez zapisy, a następnie jego organizację i koordynację. Czasami Specjaliści ds. Szkoleń także prowadzą szkolenia, ale nie jest to domyślnie wpisane z definicję tego stanowiska. Jak w większości sytuacji, zależy to od firmy.

Employer Branding (EB)

Są to działania mające na celu budowanie i promowanie marki pracodawcy, jako firmy, w której z różnych względów warto pracować. Przykładem mogą być wszelkiego typu kampanie promujące firmę jako pracodawcę, a nie jej produkt, np. spoty reklamowe, jak super pracuje się w LIDL, McDonald, posty sponsorowane z ofertami pracy na Facebooku czy udział firm w targach pracy.

Onboarding

Proces wdrażania do pracy nowego pracownika. Zazwyczaj obejmuje stałe elementy, np. szkolenie wstępne, wprowadzenie do kultury organizacyjnej firmy, odbiór sprzętu, zapoznanie z zespołem, a także wdrożenie w obowiązki na stanowisku.

Exit interview

Po polsku to po prostu rozmowa końcowa – ustrukturyzowany wywiad prowadzony na zakończenie współpracy z pracownikiem. W większości firm ma miejsce wtedy, gdy pracownik decyduje o odejściu. Przedstawiciel HR przeprowadza taką rozmowę, głównie po to, by poznać powody decyzji o opuszczeniu organizacji. W czasie takiego spotkania można dowiedzieć się też więcej o tym, jak się tej osobie pracowało w firmie, jak ocenia panujące w niej warunki i relacje, czy dostrzega coś, co można poprawić.

Z mojego punktu widzenia to bardzo ważne działanie, jeśli chcemy, by nasza firma się rozwijała i nie popełniała ciągle tych samych błędów. Często ludzie przed odejściem mówią bardziej szczerze o tym, co im przeszkadzało w firmie i dzięki temu można odkryć obszary, które potrzebują naprawy.

Assessment Center (AC)

Metoda oceny kompetencji kandydatów do pracy, polegająca na serii indywidualnych lub grupowych zadań. Zadania te zazwyczaj nie są stricte związane z tym, jak wygląda praca na stanowisku, o które ubiegają się kandydaci. Chodzi raczej o ocenę uniwersalnych umiejętności i sposobu działania kandydata w warunkach podobnych do tych, z jakimi spotka się w pracy. Jest to narzędzie, którego trafność ocenia się na około 70%, podczas gdy trafność wywiadów rekrutacyjnych wynosi 30-40%. Jakie kompetencje są najczęściej weryfikowane w ten sposób? Na pewno numerem jeden jest przywództwo – AC najczęściej stosuje się w rekrutacji na stanowiska menedżerskie. Oprócz tego kompetencje społeczne, współpraca i budowanie relacji, zdolności analityczne, radzenie sobie ze stresem, umiejętności prezentacyjne i wiele innych.

Ciąg dalszy nastąpi… ?

Mam nadzieję, że ten słowniczek pomógł Ci lepiej zrozumieć czym jest HR i jakimi procesami się zajmuje. Jeśli są jeszcze jakieś pojęcia, które warto byłoby wyjaśnić – daj znać! Zrobię drugą część 🙂

19 maja 2020 0 comments
1 FacebookTwitterPinterestEmail
Praca i rozwój

Moja filozofia rekrutowania

by asia 13 maja 2020

Ostatnio parę razy usłyszałam, że trafić na takiego rekrutera jak ja, to wyjątkowe szczęście. Przypomniało mi to, ile pozytywnych informacji zwrotnych dostawałam od kandydatów. Niezależnie od tego, czy finalnie oferowałam im pracę. Myślę, że to zasługa mojego podejścia, mojej filozofii pracy w obszarze rekrutacji. Opowiem dziś o tym, jak rekrutować, by dokonywać trafnych wyborów i jednocześnie budować wartościowe relacje z kandydatami.

Świadomość celu

Już w mojej pierwszej pracy podstawowym celem, z którego byłam rozliczana, była trafność moich wyborów rekrutacyjnych. Wskaźnik ten mówił, jaki procent zarekomendowanych przez mnie kandydatów pozostaje w firmie po okresie próbnym. Nie miało znaczenia, która ze stron nie chciała przedłużenia umowy. Liczyło się tylko to, aby wybrany przeze mnie pracownik zostawał na dłużej.

Myślę, że to w pewien sposób mnie ukształtowało. Mnie, jako rekrutera. Bo nie sztuką było znaleźć wtedy wykwalifikowanego pracownika, ale także dobrze dopasowanego do mojej organizacji. Dlaczego dopasowanie do firmy i zespołu jest tak ważnym czynnikiem wpływającym na trafność rekrutacyjną przeczytasz tutaj. Niechętnie się do tego przyznaję, ale jednak zdarzyło mi się kilka razy, zwłaszcza na początku kariery, że nowy pracownik odchodził po okresie próbnym, bo nie spodobało mu się coś w firmie lub zespole. Bo nie tak to wszystko sobie wyobrażał.

To były dla mnie bardzo cenne lekcje. Dzięki temu nauczyłam się, że moją rolą jest nie tylko zweryfikować czy kandydat pasuje na dane stanowisko, ale także dostarczyć mu tyle informacji, by mógł podjąć decyzję, czy to stanowisko będzie dla niego odpowiednie.

Ciekawość

Pamiętam pierwsze prowadzone samodzielnie spotkania rekrutacyjne. Ten stres, to trzymanie się skryptu, tę koncentrację na tym, jakie pytanie powinnam zaraz zadać. Tę obawę, że nie będę wiedziała jak się zachować, co odpowiedzieć. Że o czymś ważnym zapomnę. Jakiekolwiek odstępstwo od standardu wywoływało u mnie blady strach.

Z każdym kolejnym spotkaniem odkrywałam, jak ciekawe mogą to być rozmowy. Jak ciekawi są ludzie, których poznaję. Jak niesamowite historie mają do opowiedzenia. I ta ciekawość, kogo dzisiaj spotkam, stała się dla mnie punktem zwrotnym. Dużo łatwiej było mi rozmawiać, dopytywać i podążać za kandydatem, zamiast wciąż analizować w głowie wszystkie możliwości. Ciekawość pomagała mi się skupić na byciu tu i teraz, a dzięki temu dowiadywać się więcej i wyciągać jeszcze bardziej trafne wnioski.

Partnerstwo

Kiedy poznałam już doskonale specyfikę pracy na stanowisku, na które prowadziłam rekrutację, mogłam sobie wreszcie odpuścić skrypt. Potem nawet w przypadku nowych stanowisk pracowałam już z listą kompetencji do sprawdzenia, a nie konkretnymi pytaniami do zadania. Z czasem ta lista, zamiast na papierze, powstawała tylko w mojej głowie.

Później poszłam jeszcze o krok dalej, nie tylko chętnie odpowiadając kandydatom na ich pytania, ale zachęcając do ich zadawania. Zaczęłam mówić wprost, że celem spotkania jest poznanie się obu stron. Że zależy mi, aby wychodzili z naszej firmy z jak najbardziej adekwatnym obrazem nowego stanowiska w głowie.

Dzięki temu wywiad rekrutacyjny zamienił się w rozmowę dwóch równorzędnych stron. Partnerów, z których każdy ma coś do zaoferowania – firma daje konkretne zadania, narzędzia, środowisko pracy, wynagrodzenie, itd.; pracownik oferuje swój czas, swoje kompetencje i zaangażowanie. Dlatego muszą wspólnie zastanowić się, czy nawiązanie współpracy będzie dla obu stron korzystne.

Szczerość

Niektórzy mówią, że rekruter to trochę sprzedawca, który musi odpowiednio zareklamować firmę, by przyciągnąć do niej najbardziej kompetentne osoby. Zwłaszcza, gdy panuje rynek pracownika i kandydaci mogą przebierać w ofertach. Trochę się z tym zgadzam, ale nie do końca. Reklamowanie firmy i stanowiska musi być bardzo dobrze zbalansowane, żeby nie przekoloryzować. Wiadomo, że chcemy przyciągać dobrych kandydatów i pokazać naszego pracodawcę w jak najlepszym świetle. Jeśli jednak przesadzimy, malując naszą trawę na zieleńszy kolor, kandydat po dołączeniu do firmy i tak odkryje wszystkie jej mankamenty. Jego rozczarowanie może być przytłaczające i obrócić się przeciwko nam.

Dlatego moje podejście jest dosyć staromodne. Wybieram mówienie prawdy zamiast sprzedawania. Czasem może się wydawać, że nawet zniechęcam kandydatów, pokazując im ciemne strony danego stanowiska. Mówiąc wprost o trudnościach, jakich można się spodziewać czy wyzwaniach z jakimi będą się mierzyć każdego dnia, trzeba się liczyć z tym, że część kandydatów zrezygnuje. Można pomyśleć, że to nierozsądne – czy ja na pewno chcę kogoś zrekrutować? Owszem, ale zależy mi, by osoba która do nas dołączy wiedziała w miarę dokładnie, na co się decyduje. Przede wszystkim jest to w interesie mojego pracodawcy – koszt wdrożenia osoby, która po kilku miesiącach odchodzi z firmy, to strata nie tylko pieniędzy, ale i czasu, jaki poświęcili jej inni pracownicy. Jest też czynnik czysto ludzki – przecież będziemy się spotykać na korytarzach, współpracować przy projektach. Jak mogłabym spojrzeć w twarz osobie, którą w jakimś sensie oszukałam? Nie mogłabym.

Profesjonalizm

Za każdym razem, gdy do mojego zespołu dołączał nowy rekruter i wprowadzałam go w standardy pracy na tym stanowisku, kładłam bardzo duży nacisk na bycie profesjonalnym. Czym się to przejawia? Tym, że mimo partnerskiej rozmowy, nie mówimy sobie po imieniu. Tym, że szczerość nie przeradza się w plotkowanie i spoufalanie się. Tym, że poruszamy tematy adekwatne do sytuacji, czyli związane stricte ze stanowiskiem, na które zaaplikował kandydat.

Profesjonalizm to też odpowiednie słownictwo – bardziej biznesowe niż kolokwialne, bez używania skrótów, których ktoś spoza branży czy choćby naszej firmy, może nie zrozumieć. Dla mnie to także kultura osobista i szacunek, wobec osoby, z którą się spotykam. Profesjonalizm ma dla mnie ogromne znaczenie, bo w ten sposób budujemy też markę naszego pracodawcy.

Moje wartości

Jestem przekonana, że rekrutowanie w oparciu o wartości takie jak szczerość, profesjonalizm i partnerstwo przynosi najlepsze owoce.

Po pierwsze, zwiększa szanse na wysoką trafność rekrutacyjną, bo pozwala zrealizować nasz najważniejszy cel. Wybieramy w ten sposób kandydata, który najlepiej pasuje do stanowiska i ma największe szanse zadomowić się w firmie. Po drugie, pokazuje kandydatowi należny mu szacunek i daje mu poczucie, że jest w tym procesie równie ważny, jak potencjalny pracodawca. Trzecia rzecz, którą osiagamy to budowanie dobrych relacji z kandydatami, którzy w ten sposób wyrabiają sobie opinię nie tylko o mnie, jako rekruterze, ale również o całej firmie.

Jeśli więc my, rekruterzy, mamy reklamować naszych pracodawców, to czy jest na to lepszy sposób, niż pokazanie kandydatowi, że firma, w której miałby pracować jest szczera i traktuje ludzi po partnersku, z szacunkiem? Jeśli osoby rekrutujące zachowują się profesjonalnie i wykazują żywe zainteresowanie tym, co mówię, to chyba jest duża szansa, że w takim środowisku będzie mi się dobrze pracowało.

Taka jest moja filozofia, takie są moje wartości w pracy nie tylko rekruterskiej, ale w pracy w ogóle. Mam nadzieję, że będziesz spotykać na swojej drodze rekruterów z podobnym podejściem 🙂

fot. Unsplash

13 maja 2020 0 comments
2 FacebookTwitterPinterestEmail
Rozmowa kwalifikacyjna

Rozmowa kwalifikacyjna – co naprawdę jest oceniane?

by asia 6 maja 2020

Dawno, dawno temu rozmowy rekrutacyjne bardziej przypominały przesłuchania niż prawdziwy dialog czy spotkanie biznesowe. Teraz na szczęście to się zmienia. Często jednak nadal rekruterzy postrzegani są jako czarne charaktery w tej bajce. Jak ktoś, kto niepotrzebnie czepia się szczegółów albo próbuje udowodnić kandydatowi, że się nie zna na swojej pracy. Najgorzej jednak, kiedy ktoś myśli, że nie został wybrany, bo „nie spodobał się rekruterowi”. A w tym procesie nie chodzi zupełnie o podobanie się nam…

Dlatego pomyślałam, że warto opowiedzieć Ci szczegółowo, co tak naprawdę podlega ocenie podczas rozmowy kwalifikacyjnej. I dlaczego słowem kluczowym jest tutaj „dopasowanie”.

Twarde argumenty

Pierwszą i najważniejszą rzeczą, którą sprawdzamy, są twarde dowody na posiadane przez Ciebie kompetencje. Mówisz, że znasz SAPa? A na których modułach pracowałeś? Byłeś sprzedawcą? Więc jak wyglądały Twoje cele sprzedażowe i jak sobie radziłeś z ich realizacją? Mówisz po angielsku? So how do you handle English speaking customers (tłum. jak radzisz sobie z anglojęzycznymi klientami)?

Wszystko po to, by ocenić Twoje dopasowanie do stanowiska, na które aplikujesz. Rekruter dopytuje i drąży, nie dlatego, by Ci coś udowodnić albo na czymś przyłapać – a spotykałam się z takimi interpretacjami moich pytań. Popatrz z tej perspektywy – każdy może w CV napisać, że np. zajmował się negocjacjami. Jednak naszą rolą jest sprawdzić, czy jeśli przyjdzie Ci negocjować w imieniu tego pracodawcy, to dasz sobie radę.

Bardzo często nie chodzi tylko o sam fakt posiadania doświadczenia w danym zakresie, ale i o poziom jego zaawansowania. Zostając przy przykładzie z negocjacjami – ktoś mógł negocjować warunki dostawy produktu do klienta, operując kwotami rzędu kilku tysięcy złotych, a ktoś inny negocjował całe kontrakty warte wiele milionów złotych. I w zależności od tego, jakie są wymagania pracodawcy na stanowisku, o które się starasz, Twoje kwalifikacje mogą być niestety zbyt niskie. A my, rekruterzy, nie dowiemy się tego, jeśli nie wejdziemy z pytaniami trochę głębiej w Twoje dotychczasowe doświadczenia.

Zostań z nami

Nie wszyscy kandydaci zdają sobie sprawę z tego, że pracodawcy szukają pracowników na dłużej. Nie będę się rozwodzić nad tym, ile kosztuje firmę wdrożenie nowej osoby do pracy, ale powiem tylko, że w przypadku niektórych stanowisk ta inwestycja zwraca się dopiero po ponad roku. Dlatego tak ważne jest, by wybrać właściwą osobę. Właściwą pod wieloma względami. Kompetencje i dopasowanie do stanowiska stoją na pierwszym miejscu, ale o tym, czy ktoś zostanie w firmie na dłużej, decydują także inne, bardziej miękkie rzeczy. Na przykład to, na ile praca, o którą się starasz, faktycznie Cię interesuje. Czy zależy Ci na tym konkretnym stanowisku, tej konkretnej firmie czy nie ma to większego znaczenia?

Jak weryfikują to rekruterzy? Przede wszystkim badamy Twoją motywację. W tym celu pytamy dlaczego wybrałeś właśnie to stanowisko. Co wiesz o firmie, do której przyszedłeś na spotkanie? Jak wyobrażasz sobie pracę w niej? Jak widzisz dalsze kroki swojej kariery? Co jest dla Ciebie ważne w pracy, co Cię do niej motywuje? Twoje odpowiedzi pozwalają nam zbudować sobie pewien obraz Twojego zaangażowania w ten konkretny proces rekrutacyjny, alw nie tylko. Pomagają nam również ocenić, czy to, co mamy do zaoferowania (np. zakres zadań, tempo pracy, rodzaje wyzwań na danym stanowisku) będzie dla Ciebie na tyle atrakcyjne, by związać się z nami na dłużej.

Jeśli zobaczymy, że praca, o którą się starasz ma być tylko krótkim przystankiem, wstępem, by przeskoczyć gdzieś dalej, możemy wybrać osobę bardziej zmotywowaną do pracy u naszego pracodawcy. Dlaczego? Bo będzie bardziej stabilnym pracownikiem i zostanie w firmie na dłużej.

Z mojego doświadczenia silna motywacja i zaangażowanie prawie zawsze przynoszą niesamowite owoce.

Wartości firmowe

Inna kwestia, na którą też często zwracamy uwagę, to czy Twoje prywatne wartości są zbieżne z wartościami firmy.

Dobrym przykładem będzie tutaj ekologia. Wyobraź sobie, że aplikujesz do firmy, która kładzie bardzo duży nacisk na odpowiedzialność za naszą planetę. Nie tylko segreguje śmieci czy wspiera recykling surowców, ale także w biurze korzysta z materiałów biodegradowalnych, zrezygnowała z używania plastikowych jednorazówek oraz do minimum ogranicza drukowanie i całą dokumentację z tego powodu przeniosła do tzw. chmury.

Jeśli dla Ciebie ekologia kończy się na konieczności segregowania śmieci, może być Ci trudno na dłuższą metę odnaleźć się w takim środowisku. Może się okazać, że proekologiczne podejście panujące w firmie jest dla Ciebie męczące czy irytujące, bo zupełnie nie pokrywa się z Twoimi wartościami. W takiej sytuacji myśli o zmianie pracodawcy mogą się pojawić dużo szybciej niż w przypadku osoby, dla której te wartości są zbieżne.

O czym się nie mówi

Kolejny bardzo ważny aspekt, oceniany podczas rozmowy kwalifikacyjnej to dopasowanie do zespołu i/lub szefa. Kiedy ten czynnik staje się powodem odrzucenia kandydata, spędza rekruterom sen z powiek. Bo jak to wytłumaczyć osobie rekrutowanej? Z mojego doświadczenia kandydaci w większości ciężko znoszą informację, że nie pasują do zespołu czy szefa, z którym mieliby pracować. Nadal nie wiem do końca, dlaczego tak jest.

Myślę, że w pewien sposób boleśnie dotyka to naszego ego. Bo każdy z nas chce być lubiany, a skoro nie pasuję do zespołu, to pewnie oznacza, że zwyczajnie mnie nie polubili. Nie do końca. Możesz być bardzo sympatyczną, miłą osobą, która zna się na swojej pracy i chce wykonywać ją najlepiej jak potrafi, ale jeśli trafisz do zespołu, składającego się z samych gwiazdorów, którzy nieustannie ze sobą rywalizują, czy będziesz się w nim dobrze czuć? Albo jeśli jesteś ekstrawertykiem, który uwielbia ludzi i rozmowy z nimi, a szef i zespół to osoby zamknięte w sobie i skoncentrowane jedynie na pracy? Czy w takim otoczeniu będzie Ci się dobrze pracowało? Pamiętaj, że będziesz tam spędzać przynajmniej 8 godzin każdego dnia.

Trochę tu oczywiście przerysowuję sytuację, bo zespoły zwykle są w miarę różnorodne, a szefowie elastyczni, ale chcę Ci pokazać pewną możliwą skrajność. Zdarza się, że kandydat ma genialne kwalifikacje, ale zaproszenie go do pracy w określonej firmie czy zespole, może przynieść mu (i nam, jako firmie) więcej problemów niż radości. I ta odpowiedzialność też spoczywa na rekruterze. Aby to w porę wyłapać i zasygnalizować menedżerowi.

Sądzę, że nie bez powodu mówi się, że ludzie przychodzą do firmy, ale odchodzą od szefa (i od zespołu). A skoro chcemy, by pracownicy wiązali się z naszym pracodawcą na dłużej, to dopasowanie osobowościowe będzie istotnym czynnikiem przy podejmowaniu decyzji, kogo zaprosić do współpracy.

Odrzucenie

Wiem, że trudno jest przyjąć informację, że to nie my, a ktoś inny dostał ofertę, na której nam zależało. Zwłaszcza, jeśli już jesteśmy lub za chwilę zostaniemy bez pracy. Albo kiedy to było ciekawe stanowisko i firma, która nas z jakichś względów pociągała.

Mi też było trudno, bo nie każda firma, w której byłam na rozmowie kwalifikacyjnej finalnie składała mi ofertę. Serio. Mimo całej mojej wiedzy i kwalifikacji, mimo świetnej znajomości procesu rekrutacji. Jak to możliwe? Po prostu nie zawsze byłam kandydatką najlepiej dopasowaną do stanowiska, firmy czy zespołu. Tylko tyle i aż tyle.

Dwie dobre rady

Nie zawsze możemy pozwolić sobie jednak na czekanie, aż trafimy na firmę, do której od razu świetnie pasujemy. Dlatego bardzo Cię zachęcam do dwóch rzeczy.

Po pierwsze, by nie obrażać się na rekrutera, który przekazuje informację o negatywnej decyzji. Często jest tylko posłańcem złych wieści. Po drugie, by pytać o powody – co zaważyło na decyzji firmy? Czy jest to coś, nad czym możesz popracować – na przykład zdobyć dodatkowe kwalifikacje, podszkolić język obcy czy lepiej poznać zaawansowane funkcje Excela.

A jeśli chodzi o to niesławne dopasowanie do zespołu? Wtedy też warto wiedzieć. Możliwa jest przecież sytuacja, w której to, jak zostałaś/eś odebrana/y na spotkaniu nie do końca pokrywa się z tym, jak jest naprawdę. I co wtedy? Przekonywać rekrutera, by zmienili zdanie? Nakrzyczeć na niego, że bladego pojęcia nie ma o czym mówi? Zaprzeczać? Absolutnie nie! Przeanalizować, co nie zagrało i wyciągnąć wnioski. Może to stres spowodował, że zachowałaś/eś się inaczej niż zwykle? Może niefortunny dobór słownictwa? Nad tym też możesz popracować przed kolejną rozmową.

Inne spojrzenie

Mam nadzieję, że w ten sposób pokazałam Ci inną stronę procesu rekrutacji i rozwiałam trochę Twoich obaw związanych ze spotkaniami u potencjalnych pracodawców. Pamiętaj, że rekruter nie taki straszny, jak go malują. Chcemy tylko dobrze wykonać swoje zadanie, czyli właściwie ocenić Twoje dopasowanie do stanowiska i firmy 🙂

Na koniec podzielę się jeszcze jedną myślą, która bardzo mnie pocieszała, gdy mimo moich wysiłków nie dostawałam upragnionej oferty pracy. Skoro mnie nie wybrali, widocznie do nich nie pasowałam. Widocznie to nie było właściwe miejsce dla mnie. Widocznie nie mogłabym tam w pełni rozwinąć skrzydeł. I do takiego myślenia także Cię zachęcam. Nie poddawaj się i szukaj dalej! 🙂

6 maja 2020 1 comment
0 FacebookTwitterPinterestEmail
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5

ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA

Chcesz być na bieżąco? Zapisz się, żeby nie przegapić kolejnych wpisów, materiałów i szkoleń!

Dziękuję!

UWAGA! 

Sprawdź swoją skrzynkę e-mail i potwierdź zapis!
Bez tego moje wiadomości nie będą do Ciebie docierać. 

Bądźmy w kontakcie

Facebook Instagram Linkedin Email

kategorie

  • Macierzyństwo (18)
  • Odskocznia (3)
  • Praca i rozwój (39)
  • Rozmowa kwalifikacyjna (10)
  • POLITYKA PRYWATNOŚCI STRONY MAMAZHR.PL

@2019 - 2022 Mama z HR. Wszelkie prawa zastrzeżone


Back To Top
Mama z HR
  • STRONA GŁÓWNA
  • O MNIE
  • OFERTA
  • MOJA KSIĄŻKA
  • BLOG
  • SKLEP
  • KONTAKT

Shopping Cart

Close

Brak produktów w koszyku.

Close