5 rzeczy, których nie rozumiałam, zanim zostałam mamą

by asia

Zawsze wydawało mi się, że mam dobrą wyobraźnię. Zawsze sądziłam też, że empatia wystarczy, aby zrozumieć przez co przechodzą inni ludzie. Zwykle to działa, ale jak przekonałam się na własnej skórze, macierzyństwa nie da się opisać komuś, kto go nie doświadczył. Trudno też oczekiwać, że taki ktoś zrozumie, jak zmienia się życie młodej mamy. Opowiem dziś o pięciu rzeczach, których nie byłabym w stanie sobie wyobrazić ani zrozumieć wcześniej.

1. Zakrzywienie czasu

Odkąd pamiętam nie cierpiałam się spóźniać. Co więcej, nie znosiłam, gdy inni się spóźniali. Przykład mojego męża, który jak się umówił na 18:00 to o 18:00 wychodził z domu, doprowadzał mnie do szału. Totalny brak szacunku – taka zawsze była moja interpretacja, bo przecież jak się umówiliśmy, to ktoś sobie zorganizował wszystko, żeby być na czas, a nas nie ma. Wiadomo, ideałem nie jestem, zdarzało mi się czasami przyjść parę minut po czasie, bo korki czy inne przeszkody na drodze, ale były to sytuacje pojedyncze.

Kiedy pojawił się Pierworodny, wszystko się zmieniło.

Nagle mój czas nie należy do mnie, a moje plany syn kwituje uśmiechem albo i nie. Wyrobienie się na godzinę 10 do lekarza stało się nie lada wyzwaniem. Zwłaszcza, kiedy Młody miał problemy z jedzeniem i karmienia trwały godzinę lub dłużej. Umówienie się na spacer (serio!) o określonej godzinie stało się niemożliwe! Zwłaszcza, kiedy Potomek miał jeszcze niezbyt regularny harmonogram drzemek i karmień w ciągu dnia. Chwilami miałam poczucie, że nic już ode mnie nie zależy – mogę przygotować wszystko do wyjścia dwie godziny wcześniej, a i tak wydarzy się coś, co nam to wyjście uniemożliwi.

Postanowiłam więc, że będę płynąć z prądem. Schowałam do kieszeni swoje ambicje o pojawianiu się na czas. Zamiast się zadręczać, zaczęłam informować świat dookoła, że przepraszam, ale moje dziecko czasem lubi pokrzyżować mi plany, więc umówmy się na przedział godzinowy, a ja dam znać jak wyjdę z domu. Z innymi mamami poszło łatwo, bo nieprzewidywalność dziecięca to chyba powszechny problem. Nie-mamy reagują różnie, ale zawsze gryzę się w język, żeby nie powiedzieć „urodzisz, to się przekonasz”, bo sama nienawidziłam jak mi tak ktoś mówił. Przepraszam więc i tłumaczę z uśmiechem, jak teraz wygląda mój świat. I na to już ludzie fajnie reagują.

2. Kupa gadania o kupie

Wiele razy słyszałam taki niby-żart, że młodzi rodzice rozmawiają ze sobą głównie o kupie dziecka. Że się nią emocjonują, czasem fotografują, że analizują skład i kolor papki w pieluszce. Nie wierzyłam. Byłam pewna, że mnie to nie będzie dotyczyć, bo przecież gadanie o kupie jest obrzydliwe. Robienie jej zdjęć? Nigdy w życiu! A jednak rzeczywistość wygląda nieco inaczej.

Aż do tej pory nie miałam świadomości, że to, jak funkcjonuje układ pokarmowy człowieka (zwłaszcza małego dziecka) jest papierkiem lakmusowym jego stanu zdrowia. A przecież wypróżnianie się, to ostatni etap pracy tego układu. Niby biologia była moim konikiem w liceum, a jednak o układzie pokarmowym więcej dowiedziałam się zostając mamą. Bóle brzuszka, problemy ze zrobieniem kupy to dla takiego Maluszka koniec świata. Nie ma wtedy mowy o zabawie, zdobywaniu kolejnych umiejętności, nie ma nawet mowy o jedzeniu. I nagle okazuje się, że rozmowy o kupie przestają być obrzydliwe. Bo regularna i prawidłowa kupa u Bobasa jest jasnym sygnałem jego małego ciałka, że wszystko jest w porządku. Że jedzenie mu służy, a nie szkodzi; że jego organizm funkcjonuje prawidłowo. Wszyscy rodzice chcą przecież, żeby ich dzieci były zdrowe, nic więc dziwnego, że rozmawiają o podstawowym wskaźniku tego zdrowia.

Ale pamiętajcie, to nie znaczy, że należy opowiadać o kupie swojego dziecka innym ludziom 😊

3. Laktoterror

Karmienie piersią jest najlepszym sposobem żywienia niemowląt, to fakt. Karmienie piersią w większości przypadków to najwygodniejszy sposób żywienia niemowląt, bo całą stołówkę masz zawsze ze sobą. Karmienie piersią wydaje się proste. Wydawało mi się oczywiste, że będę karmić piersią, a nawet zdarzyło mi się pomyśleć niezbyt miło o mamach, które wybrały karmienie butelką z mlekiem modyfikowanym.

Niezwykłe jest, jak życie weryfikuje różne przekonania.

Jak sama się przekonałam, karmienie piersią nie zawsze jest możliwe. Wbrew temu, co czytałam na różnych mądrych stronach, kobieta nie zawsze jest w stanie rozkręcić laktację tak szybko, jak potrzebuje tego dziecko. Czasem tego mleka jest za mało. Czasem ból poranionych brodawek jest nie do zniesienia. Czasem dziecko nie chce bądź nie potrafi ssać efektywnie. Powodów, by karmić inaczej może być nieskończenie wiele.

Stres nie pomaga, laktoterror tym bardziej. Nagonka na kobiety, które karmią w inny sposób jest dla mnie czymś przerażającym. I robią to mamy innym mamom… Przecież kochamy nasze dzieci i dajemy im to, co najważniejsze – naszą czułość, naszą cierpliwość, nasze serce. Niezależnie od tego, w jaki sposób je żywimy. Zwłaszcza, że w większości przypadków, nie znamy całej historii, jaka stoi za tym wyborem. Niech poniższe zdjęcie z cudownej kampanii Felicii Saunders posłuży za podsumowanie.

źródło: mega.mamy, Instagram

4. Niewidzialność

Odkąd pamiętam, uwielbiam historie z superbohaterami, z czarodziejami, z fantastycznymi zwierzętami. Gdybym miała wybrać jakąś supermoc dla siebie wybrałabym na pewno umiejętność latania. A jednak trafiło mi się coś innego – stałam się niewidzialna.

W wielu sytuacjach, dla wielu ludzi stałam się dodatkiem do mojego dziecka. Większość osób skupia uwagę tylko na Młodym – jaki śliczny, jaki duży, jaki fajny. To jest oczywiście bardzo miłe, bo faktycznie taki jest. Kiedy zaczęły przeważać rozmowy dotyczące Młodego, jego rozwoju, jego potrzeb, jego samopoczucia, poczułam, że znikam. Na palcach jednej ręki mogę policzyć osoby, które po porodzie zapytały jak się ja czuję, jak sobie radzę, czy potrzebuję czegoś. Kiedy koleżanka odwiedziła mnie i przyniosła prezent dla Małego oraz jakiś pachnący drobiazg dla mnie, myślałam że się popłaczę ze wzruszenia! I nie chodzi o to, że oczekuję prezentów, medalu (choć zasłużyłam! Jak każda Mama!) czy obchodzenia się ze mną jak z jajkiem. Bardziej zwykłego zainteresowania, dostrzeżenia, że wchodzę w nowy etap życia i mogę przeżywać różne związane z tym emocje, o dolegliwościach fizycznych nie wspomnę. Dostrzeżenia, że kiedy przykładowo dziecko ma kolki czy marudzi, bo wychodzą mu zęby, razem z nim cierpią rodzice. A zwłaszcza mamy, które są z maluchem 24/7. Tak samo w przypadku innych problemów – każde cierpienie dziecka odciska swoje piętno na Mamie. Poza tym, że robimy wszystko, by pomóc swojemu Maluchowi, musimy sobie radzić jeszcze z własną frustracją i niemożliwością zaspokojenia swoich potrzeb, np. odpowiedniej ilości snu czy zjedzenia posiłku o właściwej porze.

Dlatego tak ważne jest, by zauważyć, że poza byciem Mamą, jesteśmy też nadal zwykłymi kobietami. Odrębnymi bytami, które mają swoje potrzeby, pragnienia, zainteresowania i pasje, choć czasu na nie jest coraz mniej. Jeśli nie rozumie tego reszta świata, to przynajmniej my, Mamy, możemy dawać to zrozumienie sobie nawzajem.

5. Potrzeba wsparcia

Któregoś ciężkiego dnia w akcie rosnącej frustracji napisałam SMS do koleżanki, która jest mamą już prawie 3-letniego chłopca z pytaniem, czy ona też przechodziła takie kryzysy. Dostałam odpowiedź, że owszem, nawet bardzo często, choć teraz te wspomnienia już się zatarły. Zrobiło mi się głupio, że nie byłam dla niej wtedy prawdziwym wsparciem. Że nie wiedziałam zupełnie przez co przechodzi i że mogłaby się jej przydać moja pomoc. Świadomość, że towarzyszyły jej podobne emocje i borykała się z podobnymi trudnościami, była dla mnie pocieszeniem. Poczułam, że to, co przechodzę jest normalne. I że to minie.

Nie zdawałam sobie sprawy, że macierzyństwo potrafi być chwilami tak trudne, tak wyczerpujące. Nie zdawałam sobie sprawy, że tak bardzo będę potrzebować wsparcia. Całe szczęście, że mam cudownego męża, który bardzo angażuje się w rodzicielstwo. Całe szczęście, że mam dookoła siebie kilka cudownych kobiet, które dają mi bardzo dużo wsparcia. Nie wszystkie są mamami, ale każda z nich w inny sposób wzbogaca mój świat. Nie chodzi o wielkie słowa, pomoc z ogarnianiem domu czy rozwiązanie problemów Młodego. Czasem wystarczy wysłuchać, ojojać, poklepać po ramieniu. Czasem odwrócić uwagę historią z własnego życia. Czasem po prostu być – obok czy po drugiej stronie telefonu.

Świadomość, że nie jestem sama daje mi ogromną siłę.

Ty też nie jesteś sama, a kiedy czujesz, że jest inaczej – wyciągnij rękę i poproś o wsparcie.

Ostatnie słowo

Pewnie ta lista wyglądałaby inaczej, gdybym miała inne – mniej lub jeszcze bardziej wymagające, dziecko. Nie mogę narzekać. Wiem, że jestem wielką szczęściarą. Ale wiem też, że mam prawo do gorszego dnia, gorszej kondycji, mniej racjonalnych reakcji. Sama sobie to prawo przyznaję i nie robię sobie wyrzutów, jeśli w danej chwili nie jestem najlepszą wersją siebie. To też minie.

A Ty, co wpisałabyś na taką listę?

Photo by Janko Ferlič on Unsplash

2 komentarze

Daria 5 kwietnia 2020 - 18:11

Hej Asiu 😉 Mnie w macierzyństwie zaskoczyło wiele rzeczy: to, że razem z Dzieckiem rodzi się strach o nie, że da się rozróżnić płacz swojego Dziecka i jeszcze jego rodzaje oraz, że kocha się AŻ tak bardzo! Totalny kosmos!

Reply
asia 5 kwietnia 2020 - 22:44

Daria, podpisuję się pod tym też! Myślę, że o tym strachu napiszę kiedyś oddzielny post 🙂

Reply

Leave a Comment