To nie jest o mnie

by asia

Czy znasz ten moment, kiedy liczy się tylko tata (ale równie dobrze może to być babcia/ciocia/niania)? Kiedy wraca z pracy i jest wielka radość, a gdy znika w drugim pokoju rozpacz i awantury? Kiedy to z tatą najlepsza zabawa? Co czujesz w takich chwilach? Cieszysz się, że Twoje dziecko buduje fajną relację z tatą/babcią/itd.? A może jest Ci przykro, że jesteś na bocznym torze? Czy wszystko po trochu albo zależy od dnia?

U nas pojawiają się takie momenty od kilku tygodni. Chwilę mi zeszło, by przetrawić swoje uczucia, poukładać je sobie. Efektem tych przemyśleń jest dzisiejszy tekst.

Tata – król świata

Jest środek tygodnia. Mąż jak zwykle do 16 pracuje zdalnie, więc my z młodym jakoś sobie organizujemy czas. Spacerujemy, robimy zakupy albo spotykamy się z kimś. Kiedy wracamy do domu, a synek zobaczy tatę, normalnie jakby oszalał na jego punkcie. Od razu chce do niego na ręce, cały świat przestał nagle istnieć. Zapomniał o głodzie, zapomniał o wszystkim, a w jego małej główce pojawił się tylko jeden cel: dostać się w ramiona taty.

Na początku postrzegałam te momenty jako chwilę oddechu, kiedy nie muszę ciągle oglądać się przez ramię. Mogę usiąść i pomyśleć chwilę o czymś innym niż potrzeby młodego. Czasem ta chwila była na tyle długa, żebym mogła zadbać o własne potrzeby. Najczęściej kończyło się oczywiście na tym, że sprzątałam, składałam pranie albo robiłam coś do jedzenia.

Często też po prostu im się przyglądałam. Lubię obserwować jak się bawią, jak młody się śmieje do rozpuku z łaskotek, jak mój mąż do niego mówi i jakie zabawy wymyśla. Czasami włączałam się do przytulanek czy turlania po łóżku.

Mama – bezpieczna przystań

Kiedy takie sytuacje zaczęły się powtarzać, we mnie pojawiały się różne emocje. Najgorzej było, kiedy mieliśmy trudny dzień – mały marudził, rozrabiał, a ja musiałam stawać na rzęsach, żeby mu organizować czas. Zmęczona i niewyspana, jednocześnie dawałam z siebie 120%, a ten mały niewdzięcznik jak tylko zobaczył tatę, przestawał się mną w ogóle interesować. Było mi przykro, czułam się niedoceniona.

Przypomniały mi się wtedy opowieści moich koleżanek, które przechodziły przez ten etap, kiedy ja jeszcze byłam w ciąży. Jaka ja byłam mądra, zanim zaczęło mnie to dotyczyć. Odsyłałam je wszystkie do tekstu Magdy Komsty (GENIALNEGO!) o tym, dlaczego dzieci najgorzej zachowują się z mamą (KLIK), który bardzo mądrze to tłumaczy, co leży u podstaw. Zgadzam się ze wszystkim, o czym pisze Magda. Z tym, że najbardziej autentycznie zachowujemy się w warunkach i sytuacjach, które są dla nas komfortowe i bezpieczne. Pozwalamy sobie na więcej właśnie w towarzystwie osób, do których mamy największe zaufanie. A przecież mama to synonim bezpieczeństwa i ufności. Druga kwestia, poruszona w tym tekście też mnie przekonała – dzieci genialnie wyczuwają, jakie granice stawiają poszczególne osoby. A spójrzmy prawdzie w oczy, my – mamy – często pozwalamy dzieciom na więcej niż pozostali opiekunowie.

Dokładnie tak, jak opisała to Magda, nawet w najbardziej „tatowej” fazie, to nadal ja byłam plasterkiem na duszę mojego synka. Kiedy był zmęczony, przebodźcowany, kiedy go coś bolało, szukał właśnie mnie. Z jednej strony dawało mi to znowu poczucie, że jestem ważna i potrzebna, ale mocno mnie też eksploatowało.

Na poziomie poznawczym, racjonalnym, ten tekst bardzo mi pomógł uświadomić sobie pewne prawidłowości, schematy. Moje emocje jednak nadal szalały i nie bardzo wiedziałam, jak sobie pomóc. Z pomocą przyszedł mi inny tekst.

To nie jest o mnie

Na Zuzę Skrzyńską trafiłam przez przypadek. Z czyjegoś polecenia dotarłam do jej konta na Instagramie. Zaskoczyła mnie jej autentyczność i gotowość do poruszania trudnych tematów, dzielenia się trudnymi emocjami. Jednym z głównych tematów, jakimi się zajmuje jest złość. Złość dziecięca, ale także złość przeżywana przez mamy i to, jak radzić sobie z tymi uczuciami – własnymi i potomstwa.

Niby jako psycholog wiem i rozumiem, jaką rolę pełnią w naszym życiu trudne emocje. W teorii wiem też, jak sobie z tym radzić i je rozładowywać. No właśnie – teoria często zawodzi, kiedy te trudne emocje zaczynają dotyczyć nas samych… I o ile złość nie jest dla mnie tematem do przepracowania, to i tak chętnie czytam o niej, by budować swoje zasoby na przyszłość, gdyby zaczęła odgrywać ważniejsza rolę w moim życiu. Albo, żeby się zainspirować, żeby móc coś podpowiedzieć innym…

W taki oto sposób trafiłam na post Zuzy (KLIK), który pomógł mi poradzić sobie z tymi sytuacjami, kiedy tata jest ważniejszy. Nadal kiedy to czytam, mega mnie to porusza:

„Twoja złość jest o Tobie. O Twoich trudnościach, o Twoich potrzebach, o tym, że Tobie jest ciężko. Że nie wiesz, nie potrafisz, nie umiesz. Że czujesz.
Twoja złość mnie nie definiuje, nie przekreśla i nie ocenia. Twoja złość Ciebie też nie definiuje, nie przekreśla i nie świadczy o Tobie. Twoja złość jest okej.
Kiedy mierzysz nią we mnie, to jest o Tobie. O tym, że mi ufasz i wiesz, że ja Twój trud przyjmę. Jestem Twoją mamą. To mnie znasz najlepiej, kochasz najdłużej. Od samego początku.”

Dlatego dzisiaj, kiedy synek wyrywa się do taty, ja mówię sobie:

Twój zachwyt tatą jest o Tobie. O Twoich potrzebach i pragnieniach, o Twojej tęsknocie za tatą, o tym, że za mało macie dla siebie czasu. O Waszej wspaniałej relacji. O tym, że tata, równie dobrze jak mama, potrafi się Tobą zaopiekować, że czujesz się przy nim bezpieczny i szczęśliwy.
Twój zachwyt tatą mnie nie ocenia, nie przekreśla, nie jest niewdzięcznością, nie wymazuje mojego zaangażowania i Twojej miłości do mnie. Twój zachwyt tatą jest cudowny. Dopiero dziś umiem się nim w pełni cieszyć.

Postanowiłam się tym z Tobą podzielić, bo może przechodzisz lub będziesz przechodzić przez coś podobnego. Mam nadzieję, że dzięki temu będzie Ci łatwiej być dla siebie łagodną i inaczej spojrzeć na zachowanie Twojego dziecka. To zachowanie nie jest o Tobie. Zawsze mówi o tym, że ten maluch coś przeżywa, czegoś doświadcza.

Choć w dzisiejszym świecie często jesteśmy wpędzane w poczucie winy czy nadmiernej odpowiedzialności, nie na wszystko mamy wpływ. Ta mała istotka jest oddzielnym człowiekiem, który ma już swój charakter, swoje preferencje i przeżywa świat na swój sposób. Łatwo o tym zapomnieć, dlatego pomyślałam, że będę o tym przypominać, żebyśmy wszystkie trochę uwalniały się od tego przytłaczającego poczucia odpowiedzialności.

Daj mi znać, jeśli moje przemyślenia Cię poruszyły albo okazały się przydatne. A może chcesz się podzielić historią jakiegoś innego inspirującego dla Ciebie tekstu? Zapraszam!

1 comment

Kasia 31 sierpnia 2020 - 15:57

Piękny cytat. Oczy się zaszkliły! 👏

Reply

Leave a Comment